18 maja 2019

Jak lody w słońcu


„Jak lody w słońcu”


William Boyd




Autor/ (ur. 7 marca 1952 roku, w Ghanie) – współczesny pisarz szkocki. Dzieciństwo spędził w Ghanie oraz w Nigerii, gdzie jego matka pracowała jako nauczycielka, a ojciec jako lekarz. Brutalna wojna w Nigerii wstrząsnęła nim i wpłynęła na jego twórczość. Z Afryki Boyd przeniósł się do Wielkiej Brytanii, gdzie studiował w Oksfordzie.

Tłumaczenie/ Maryla Topaczewska-Metelska

Tematyka/ Gdy miliony ludzi zabijają się na froncie zachodnim, w Afryce Wschodniej toczy się śmieszna i mało doniosła kampania - wojna, którą ludzie kontynuowali po zawieszeniu broni, ponieważ nikt nie rozkazał im przestać walczyć. Książka „Jak lody w słońcu” to przede wszystkim porywająca historia mężczyzn i kobiet ogarniętych namiętnościami miłości i bitwy, niezwykle zabawna powieść Williama Boyda pokazuje także okrutną daremność, bezsens i tragedię tego wszystkiego. Książka balansuje na „huśtawkach” niewinności i przemocy, rozsądku i obłędu, wesołości i przerażenia.

Główny motyw/ Akcja książki „Jak lody w słońcu” toczy się podczas I wojny światowej w Afryce Wschodniej. Wojnę widzimy oczami sześciu bohaterów: amerykańskiego osadnika Temple'a Smitha, niemieckiego małżeństwa von Bishopów, Anglika Gabriela Coboa, jego młodej żony Charis i jego brata Feliksa. W tym czasie dojrzewają, wstępują w związki małżeńskie, przeżywają rozczarowania i inicjacje seksualne. Ich losy w większym lub mniejszym stopniu są związane z Afryką Wschodnią. Na tym nieważnym froncie przestrzegane są prawa, których nikt już nie szanuje w Europie. Wroga traktuje się z galanterią i wierzy obietnicom poręczonym żołnierskim słowem honoru. Tym większe wydaje się okrucieństwo i bezsens wojny, co William Boyd oddaje z dużym wyczuciem.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) stopimy się wszyscy jak lody w słońcu”.

„(…) doszedł do takiego punktu w życiu, w którym czekała go już tylko coraz większa nuda i rozczarowanie”.

„Piękno przyrody, sukces przedsięwzięcia nie mogły zrekompensować codziennej nudy”.

„Nie można znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Życie toczy się po szynach. Nie zawsze zmierza tam, dokąd by człowiek chciał”.


„(…) stopimy się wszyscy jak lody w słońcu”- to jeden z cytatów z książki „Jak lody w słońcu”, który trafnie opisuje bezsens wojny. Z tego krótkiego zdania możemy wywnioskować kolejną myśl: wojna i lody to absurdalne zestawienie. Bo ta powieść pełna jest absurdów życia, a także „losowości” istnienia. Skutki wojny są głównym zbiegiem tej przypadkowości: kto jest zabijany, a kto ginie w nieoczekiwanych lub śmiesznych albo ironicznych okolicznościach; kto jest oszczędzany w równie przypadkowych wydarzeniach. Odkryłem też, że powieść jest pełna dysfunkcji: rodziny, narodów, społeczeństwa i armii. William Boyd przenosi nas z pozornie „szczęśliwej” rodziny mieszkającej w nowoczesnym Londynie przed wybuchem I wojny światowej do zakurzonej, brudnej, zacofanej i pełnej sprzeczności Afryki. Jednym z rezultatów I wojny światowej była utrata przez wszystkie potęgi kolonii i ich zasobów. W porównaniu z Flandrią czy Sommą, afrykańskie bitwy były „spacerami po parku”: parne, niewygodne, ale do zniesienia. Wojna w Afryce była niewielka, mało znacząca i generalnie pozbawiona znaczenia w strategii politycznej przywódców wielkich mocarstw, na pewno mniej znacząca niż walki, które rozgrywały się we Francji lub na froncie wschodnim, gdzie straty były mierzone w milionach. To, że Niemcy straciły skromne kolonialne zasoby we wschodniej Afryce, miało niewielki wpływ na wynik wojny, traktaty wersalskie lub ostateczne wydarzenia w powojennych Niemczech lub Europie, ale dla tych, którzy walczyli w Afryce, walka na życie i śmierć z żywiołami była tak samo niebezpiecznym wrogiem jak gazy bojowe użyte podczas europejskich bitew. Malaria lub karabiny maszynowe... nie ma to znaczenia dla zmarłych.  „Jak lody w słońcu” jest to także odkrywcza opowieść o innym aspekcie wojny, wojny, która trwa w ludzkich sercach i duszach. Z tych powodów warto przeczytać tę książkę, ponieważ rozpoczęcie działań wojennych podczas I wojny światowej ostatecznie ukształtowało XX i XXI wiek. Dziękuję autorowi za ujawnienie tych globalnych wydarzeń w tak interesującym i tak ludzkim kontekście!

Pierwsze rozdziały powieści są opisem życia kolonialnego w czerwcu 1914 r., w Afryce Wschodniej. Jest to opis serdecznych relacji Amerykanina Waltera Smitha z Erichiem von Bishopem, jego niemieckim sąsiadem zza miedzy, któremu Smith zaraz po wybuchu I wojny światowej z „dumą” oddaje w ramach zarekwirowania swój nowy dekomperator - maszynę do produkcji włókien na liny z roślin.  Następnie William Boyd „przenosi” akcję do Anglii, do braci Gabriela i Feliksa Cobbów, których życie wojenne przeplata się z życiem Smitha i von Bishopa w Afryce. Mamy tu zastosowany „Efekt Motyla”. Każda z historii bohaterów książki „Jak lody w słońcu” zaczyna się od innego na pozór nic nieznaczącego zdarzenia. Jak się później okaże te nieistotne zdarzenia uruchamiają lawinę kolejnych i tak otrzymujemy różne wersje tej samej opowieści. Zmieniają się nie tylko losy bohaterów, ale i całego otoczenia. Przyznajcie, bowiem, że stwierdzenie o relacji między czymś zupełnie nieznaczącym z czymś bardzo spektakularnym jest konceptem bardzo interesującym. Gabriel jest oficerem z rodziny wojskowej, przyjechał na urlop do domu, aby poślubić Charis Lavery, natomiast jego młodszy brat Felix jest estetą, który z powodu wady wzroku nie został zmobilizowany do armii i wybrał się na studia do Oksfordu.

 Wojna w Afryce przedstawiona jest przez Williama Boyda troszkę komediowo, na przykład skraca miesiąc miodowy Gabriela i Charis, czego efektem są problemy z „konsumowaniem” małżeństwa. Gabriel zostaje oddelegowany do oddziałów wojsk indyjskich, których pierwszym zadaniem jest atak morski na miasto portowe Tanga w niemieckiej Afryce Wschodniej. Ale po trzech miesiącach podróżowania na statkach żołnierze z powodu choroby morskiej nie nadawali się do przeprowadzenia ataku, a kiedy już ten atak zaczynają okazało się, że wylądowali na nie tej plaży, na której powinni. Żołnierze zachowywali się tak, jakby byli na wycieczce krajoznawczej, a nie w drodze do natarcia. Następnym problemem był problem z godziną przystąpienia do ataku. Żołnierze o godzinie 15.10 mieli przystąpić do ataku, ale nie mogli, ponieważ dowódcy przestał działać zegarek i nie wiedzieli, która jest godzina. Należy podkreślić, że wojna w Afryce w przeciwieństwie do działań wojennych w Europie nadal była prowadzona zgodnie z zasadami. W czasie „zawieszenia broni” przerywano ostrzał, zbierano rannych z pola bitwy, rozmawiali ze sobą żołnierze obcych armii, częstowali się papierosami. Na przykład podczas jednej z takich przerw angielski lekarz czyścił uszy z woskowiny oficerowi niemieckiemu. Sami żołnierze zadawali sobie pytanie. Co to za wojna? Ani śladu nieprzyjaciela, ludzie umierają powoli śmiercią głodową, stojąc na straży kupy krytych trawą chat w środku rozmokłej dżungli. Gabriel wyobrażał sobie, że tak musieli wyglądać Izraelici po czterdziestoletniej wędrówce przez pustynię Synaj. Ogromna liczba ludzi wszelkich wyznań, skupiona na dużym terenie, bez domów, instytucji, urządzeń sanitarnych, ale ze wszystkimi ludzkimi dramatami.

Kiedy armia brytyjska przystąpiła do zdobycia jednego ze wzgórz i ruszyła pędem przez trawy sięgających im po kolana, żołnierze zauważyli, że w ich kierunku „posypał” się grad pocisków. Gabriel Cobb wiedział, że jest to wyświechtany frazes, ale nie spodziewał się, iż może wiernie oddawać rzeczywistość: miał przed sobą czarne kropki i cętki przeszywające ze świstem powietrze. Żołnierze poczuli nagle piekący ból na szyi. Myśleli, że dosięgły ich kule. Próbowali zatamować krew, ale pociski nadal brzęczały i huczały w powietrzu, ale zaraz, zaraz, okazało się, że nie są to pociski, że nikt nie krwawi, to był tylko rozwścieczony rój pszczół. Wszyscy zaczęli podskakiwać, wili się na ziemi jak epileptycy- atakowały ich miliardy pszczół. Gabriel z przerażeniem zobaczył, że rozproszone resztki jego oddziałów podrywają się z ziemi i na łeb na szyję biegną w stronę kałuży z błotem. Wszyscy zaczęli tarzać się w mulistej mazi. Niemcy przerwali ostrzał i zaczęli się wpatrywać w tych świeżo „ulepionych” z gliny przeciwników.

            Jednak kartka po kartce, wydarzenia komiczne zmieniają się w historie dramatyczne. Autor, Anglik, który urodził się w Ghanie, ma rzadką umiejętność uchwycenia „zdezorientowanego doświadczenia” żołnierza w bitwie, nie wprowadzając jednocześnie w błąd czytelnika. W książce mamy pokazane przykłady bezsensownego okrucieństwa, kiedy Amerykanin Walter Smith powraca po wielu nieudanych próbach do swojego domu na farmie, zastał go prawie w nienaruszonym stanie, jednak, kiedy przechodził przez pomieszczenia w domu -od kuchni do sypialni- wszystkie sprzęty domowego użytku jak kuchenka do gotowania, zlew, szafki były ubrudzone ludzkimi ekskrementami. Kiedy wyszedł na podwórko zobaczył zbezczeszczony grób swojej malutkiej córeczki. Kamienie z kopca były rozwalone, a szczątki małej trumienki i jej zawartość rozrzucone bezładnie, jakby jakieś wielkie zwierzę ryło tu pyskiem. Na drewnianym krzyżu wisiała mała czaszka wielkości jabłka. Walter zebrał bez słowa szczątki- kruche żebra cienkie jak szpony, kręgi wielkości zębów trzonowych- i włożył je do grobu. Wziął do ręki czaszkę. Zbielała i wyschła na słańcu, wydawała się lekka jak piórko, mógł ją porwać leciutki podmuch wiatru. Umieścił ją w grobie. Butami zgarnął ziemię, a potem obłożył grób kamieniami.

Książka „Jak lody w słońcu” jest też doskonałym opisem ludzkiego nieszczęścia w innym wymiarze, którego przyczyną jest wojna. Kiedy Gabriel wyruszył na front w Afryce jego brat Feliks rozpoczął romans z jego świeżo poślubioną żoną Charis. W tym samym czasie w skutek odniesionych ran Gabriel trafia do niewoli, do wojskowego lazaretu, w którym pracuje Liesl, żona Ericha von Bishopa. Gabriel i Liesl także nawiązują ze sobą romans. Charis zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia z powodu romansu z Feliksem. Powiadomiła Feliksa, że napisała list do Gabriela, w którym przyznała się do romansu. Jednak nie wyjawiła nazwiska swojego kochanka. Popełniła samobójstwo topiąc się w przyogrodowym stawie. Feliks pod wpływem lęku, że Gabriel dowie się z listu o jego romansie z Charis, postanawia zgłosić się na ochotnika na wojnę w Afryce. Jego celem było „przechwycenie” listu Charis do Gabriela. Droga Feliksa do niemieckiej Afryki Wschodniej nie jest bezpośrednia, ale po wielu latach i wielu bocznych trasach spotyka Amerykanina Waltera Smitha. Walter poszukuje niemieckiego oficera Ericha von Bishopa, który jego zdaniem jest wyłącznie odpowiedzialny za zniszczenie farmy Waltera, natomiast Feliks poszukuje swojego brata. Walter i Feliks wkrótce odkrywają, że ich cele mają wiele wspólnego i łączą siły w swoich poszukiwaniach. Spotkanie Waltera i Feliksa łączy wszystkie główne postacie, które były do tej pory oddzielne przez dłuższą część powieści. 

Feliks zrozumiał, że od początku wojny nic w jego życiu nie przebiegało tak, jak zaplanował. Oksford, romans z Charis, poszukiwania Gabriela, pościg za von Bishopem. Zdał sobie sprawę, że jest żołnierzem blisko dwa i pół roku- od lipca 1916- i nie oddał ani jednego strzału do wroga. Co to za wojna, w której może się zdarzyć coś tak niedorzecznego? Mimo to przeszedł chorobę, zaznał głodu, śmiertelnego znużenia, zobaczył ciało brata, na którym dokonano ohydnego mordu, dzielił mieszkanie z portugalskim syfilitykiem, który nie znał angielskiego, o włos uniknął śmierci od pocisku wystrzelonego przez Anglika. Wiedział, że nie jest odpowiedzialny za bieg wypadków, że nie ma sensu oczekiwać od życia, aby układało się według oczekiwań, ale chyba człowiek ma jakiś choćby, minimalny wpływ na bieg wypadków? Przysiągł sobie, że przed opuszczeniem Afryki, zanim skończy się ta zwariowana, bezsensowna wojna, dokona czegoś na własny rachunek i przynajmniej jeden strzał odda w słusznym gniewie. Miał zamiar strzelić w łeb von Bishopowi. Dopiero wtedy dla niego zakończy się wojna.

Narracja obraca się wokół bardzo różnych postaci, z których wszystkie mają to samo przeznaczenie - ich życie jest dotknięte przez konfrontację wojenną. Główny nacisk autor położył na angielską rodzinę wyższej klasy Cobb i amerykańskiego rolnika Temple Smitha, który mieszka w brytyjskiej Afryce Wschodniej. Powieść składa się z czterech części: „Przed wojną” (I), „Wojny” (II), „Wojny o >lody<” (III) i „Po wojnie” (IV). W książce I wielka wojna światowa funkcjonuje, jako podstawowa siła napędowa, a cztery części powieści obejmują cztery lata trwającego konfliktu, od 1914 roku do 1918 roku. Część I służy głównie do przedstawienia bohaterów i przypisania ich do odpowiedniego życiowego scenariusza. Części II i III dotyczą właściwej wojny i zajmują dwie trzecie powieści. Jednak książka powoli zmienia się z „prawdziwej” wojny na osobistą „wojnę” każdego z bohaterów o przysłowiowe „lody”, czyli tak naprawdę o „nic”. W części III znikają ostatnie ślady heroizmu i wierzeń w słuszną wojnę, a motywacje prywatne stają się pierwszorzędne. W części IV żołnierze opuszczają linię frontu i szukają własnej sprawiedliwości. Ponadto autor przedstawia prolog i epilog. Pierwszy składa się z rzekomo autentycznego listu żołnierza napisanego w 1914 r., w brytyjskiej Afryce Wschodniej, a w epilogu widzimy, jak ocalały brat Gabriela Cobba Feliks opuszcza Afrykę i tym samym kończy powieść.

Powieść Williama Boyda jest pełna czarnego humoru, ukazuje bezsens wojny i armii, jako instytucji, wyśmiewa społeczne mechanizmy rządzące się logiką absurdu. Jej bohaterowie to zbiorowisko dziwaków, fanatyków, oportunistów, ale nade wszystko ludzi, którzy pragną jednego – by przeżyć. Koncentrując się na powieści, jako satyrycznej krytyce brytyjskiej armii i społeczeństwa wiktoriańskiego, William Boyd pokazuje, że to zwykły szary człowiek, a nie politycy i generałowie, tworzyli wielką historię. W książce „Jak lody w słońcu” możemy poczuć wszystkimi zmysłami okrucieństwo i bezsens wojny. Poznajemy zapach prochu i smak wojennej miłości. Bierzemy udział w samobójczym natarciu, stajemy przed zbuntowanym batalionem i odwiedzamy burdel.

„Jak lody w słońcu” to książka, w której piękno i smutek wojny pokazany jest w unikatowy sposób, a historia I wojny światowej w Afryce w czterech krótkich rozdziałach, które posiłkują się także prawdą historyczną. William Boyd w mistrzowski sposób połączył barwną, niemal literacką narrację z historyczną erudycją godną największych mistrzów. Ta „rewolucyjna” książka stawia pod znakiem zapytania sposób, w jaki do tej pory pisano książki, w których akcja dzieje się podczas I wojny światowej. To jedna z pierwszych powieści Williama Boyda i według mnie jedna z jego najlepszych.Tkanie” fikcyjnej opowieści przy pomocy prawdziwych wydarzeń tworzy barwną „przędzę” niesamowitej historii, która nie rozumiem, dlaczego nigdy nie trafiła na ekrany kin!!! Umiejscowiona podczas pierwszej wojny światowej, ale w Afryce, a nie w Europie, prezentuje całą gamę wyróżniających się postaci w cudownej fabule. Boyd jest tak dobry w nadawaniu swoim postaciom głębi i koloru, a także przerażający w chwili, kiedy przypomina czytelnikom wpływ wojny na losy ludzkie, że zaczynamy rozumieć rzeczy oczywiste. Bo czy jesteś żołnierzem, czy tylko farmerem, który chce mieć spokój i chce tylko uprawiać swoją ziemię, wojna i tak cię „dopadnie”.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz