„Jak lody w słońcu”
William Boyd
Autor/ (ur. 7 marca 1952 roku, w Ghanie) – współczesny pisarz szkocki. Dzieciństwo spędził w
Ghanie oraz w Nigerii, gdzie jego matka pracowała jako nauczycielka, a ojciec
jako lekarz. Brutalna wojna w Nigerii wstrząsnęła nim i wpłynęła na jego twórczość. Z Afryki Boyd przeniósł się
do Wielkiej Brytanii, gdzie studiował w Oksfordzie.
Tłumaczenie/ Maryla
Topaczewska-Metelska
Tematyka/ Gdy miliony
ludzi zabijają się na froncie zachodnim, w Afryce Wschodniej toczy się śmieszna
i mało doniosła kampania - wojna, którą ludzie kontynuowali po zawieszeniu
broni, ponieważ nikt nie rozkazał im przestać walczyć. Książka „Jak lody w słońcu” to przede wszystkim
porywająca historia mężczyzn i kobiet ogarniętych namiętnościami miłości i
bitwy, niezwykle zabawna powieść Williama Boyda pokazuje także okrutną
daremność, bezsens i tragedię tego wszystkiego. Książka balansuje
na „huśtawkach” niewinności i przemocy, rozsądku i obłędu, wesołości i
przerażenia.
Główny motyw/ Akcja
książki „Jak lody w słońcu” toczy się
podczas I wojny światowej w Afryce Wschodniej. Wojnę widzimy oczami sześciu
bohaterów: amerykańskiego osadnika Temple'a Smitha, niemieckiego małżeństwa von
Bishopów, Anglika Gabriela Coboa, jego młodej żony Charis i jego brata Feliksa.
W tym czasie dojrzewają, wstępują w związki małżeńskie, przeżywają
rozczarowania i inicjacje seksualne. Ich losy w większym lub mniejszym stopniu
są związane z Afryką Wschodnią. Na tym nieważnym froncie przestrzegane są
prawa, których nikt już nie szanuje w Europie. Wroga traktuje się z galanterią
i wierzy obietnicom poręczonym żołnierskim słowem honoru. Tym większe wydaje
się okrucieństwo i bezsens wojny, co William Boyd oddaje z dużym wyczuciem.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) stopimy się wszyscy jak lody w słońcu”.
„(…) doszedł do takiego punktu w życiu, w którym czekała go
już tylko coraz większa nuda i rozczarowanie”.
„Piękno przyrody, sukces przedsięwzięcia nie mogły
zrekompensować codziennej nudy”.
„Nie można znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Życie
toczy się po szynach. Nie zawsze zmierza tam, dokąd by człowiek chciał”.
„(…) stopimy się wszyscy jak lody w słońcu”- to jeden
z cytatów z książki „Jak lody w słońcu”,
który trafnie opisuje bezsens wojny. Z tego krótkiego zdania możemy wywnioskować kolejną myśl: wojna i lody
to absurdalne zestawienie. Bo ta powieść pełna jest absurdów życia, a także „losowości”
istnienia. Skutki wojny są głównym zbiegiem tej przypadkowości: kto jest
zabijany, a kto ginie w nieoczekiwanych lub śmiesznych albo ironicznych
okolicznościach; kto jest oszczędzany w równie przypadkowych wydarzeniach.
Odkryłem też, że powieść jest pełna dysfunkcji: rodziny, narodów, społeczeństwa
i armii. William Boyd przenosi nas z pozornie „szczęśliwej” rodziny mieszkającej
w nowoczesnym Londynie przed wybuchem I wojny światowej do zakurzonej, brudnej,
zacofanej i pełnej sprzeczności Afryki. Jednym z rezultatów I wojny światowej
była utrata przez wszystkie potęgi kolonii i ich zasobów. W porównaniu z
Flandrią czy Sommą, afrykańskie bitwy były „spacerami po parku”: parne,
niewygodne, ale do zniesienia. Wojna w Afryce była niewielka, mało znacząca i
generalnie pozbawiona znaczenia w strategii politycznej przywódców wielkich mocarstw,
na pewno mniej znacząca niż walki, które rozgrywały się we Francji lub na
froncie wschodnim, gdzie straty były mierzone w milionach. To, że Niemcy
straciły skromne kolonialne zasoby we wschodniej Afryce, miało niewielki wpływ
na wynik wojny, traktaty wersalskie lub ostateczne wydarzenia w powojennych
Niemczech lub Europie, ale dla tych, którzy walczyli w Afryce, walka na życie i
śmierć z żywiołami była tak samo niebezpiecznym wrogiem jak gazy bojowe użyte
podczas europejskich bitew. Malaria lub karabiny maszynowe... nie ma to znaczenia
dla zmarłych. „Jak lody w słońcu” jest to także odkrywcza opowieść o innym
aspekcie wojny, wojny, która trwa w ludzkich sercach i duszach. Z tych powodów
warto przeczytać tę książkę, ponieważ rozpoczęcie działań wojennych podczas I
wojny światowej ostatecznie ukształtowało XX i XXI wiek. Dziękuję autorowi za
ujawnienie tych globalnych wydarzeń w tak interesującym i tak ludzkim
kontekście!
Pierwsze rozdziały powieści są opisem życia kolonialnego w czerwcu
1914 r., w Afryce Wschodniej. Jest to opis serdecznych relacji Amerykanina
Waltera Smitha z Erichiem von Bishopem, jego niemieckim sąsiadem zza miedzy,
któremu Smith zaraz po wybuchu I wojny światowej z „dumą” oddaje w ramach
zarekwirowania swój nowy dekomperator - maszynę do produkcji włókien na liny z
roślin. Następnie William Boyd
„przenosi” akcję do Anglii, do braci Gabriela i Feliksa Cobbów, których życie
wojenne przeplata się z życiem Smitha i von Bishopa w Afryce. Mamy tu
zastosowany „Efekt Motyla”. Każda z historii bohaterów książki „Jak lody w słońcu” zaczyna się
od innego na pozór nic nieznaczącego zdarzenia. Jak się
później okaże te nieistotne zdarzenia uruchamiają lawinę kolejnych
i tak otrzymujemy różne wersje tej samej opowieści. Zmieniają
się nie tylko losy bohaterów, ale i całego otoczenia.
Przyznajcie, bowiem, że stwierdzenie o relacji między czymś zupełnie
nieznaczącym z czymś bardzo spektakularnym jest konceptem bardzo
interesującym. Gabriel jest oficerem z rodziny
wojskowej, przyjechał na urlop do domu, aby poślubić Charis Lavery, natomiast
jego młodszy brat Felix jest estetą, który z powodu wady wzroku nie został
zmobilizowany do armii i wybrał się na studia do Oksfordu.
Wojna w Afryce
przedstawiona jest przez Williama Boyda troszkę komediowo, na przykład skraca
miesiąc miodowy Gabriela i Charis, czego efektem są problemy z „konsumowaniem”
małżeństwa. Gabriel zostaje oddelegowany do oddziałów wojsk indyjskich, których
pierwszym zadaniem jest atak morski na miasto portowe Tanga w niemieckiej
Afryce Wschodniej. Ale po trzech miesiącach podróżowania na statkach żołnierze
z powodu choroby morskiej nie nadawali się do przeprowadzenia ataku, a kiedy
już ten atak zaczynają okazało się, że wylądowali na nie tej plaży, na której
powinni. Żołnierze zachowywali się tak, jakby byli na wycieczce krajoznawczej,
a nie w drodze do natarcia. Następnym problemem był problem z godziną
przystąpienia do ataku. Żołnierze o godzinie 15.10 mieli przystąpić do ataku,
ale nie mogli, ponieważ dowódcy przestał działać zegarek i nie wiedzieli, która
jest godzina. Należy podkreślić, że wojna w Afryce w przeciwieństwie do działań
wojennych w Europie nadal była prowadzona zgodnie z zasadami. W czasie
„zawieszenia broni” przerywano ostrzał, zbierano rannych z pola bitwy,
rozmawiali ze sobą żołnierze obcych armii, częstowali się papierosami. Na
przykład podczas jednej z takich przerw angielski lekarz czyścił uszy z
woskowiny oficerowi niemieckiemu. Sami żołnierze zadawali sobie pytanie. Co to
za wojna? Ani śladu nieprzyjaciela, ludzie umierają powoli śmiercią głodową,
stojąc na straży kupy krytych trawą chat w środku rozmokłej dżungli. Gabriel
wyobrażał sobie, że tak musieli wyglądać Izraelici po czterdziestoletniej
wędrówce przez pustynię Synaj. Ogromna liczba ludzi wszelkich wyznań, skupiona
na dużym terenie, bez domów, instytucji, urządzeń sanitarnych, ale ze
wszystkimi ludzkimi dramatami.
Kiedy armia
brytyjska przystąpiła do zdobycia jednego ze wzgórz i ruszyła pędem przez trawy
sięgających im po kolana, żołnierze zauważyli, że w ich kierunku „posypał” się
grad pocisków. Gabriel Cobb wiedział, że jest to wyświechtany frazes, ale nie
spodziewał się, iż może wiernie oddawać rzeczywistość: miał przed sobą czarne
kropki i cętki przeszywające ze świstem powietrze. Żołnierze poczuli nagle
piekący ból na szyi. Myśleli, że dosięgły ich kule. Próbowali zatamować krew,
ale pociski nadal brzęczały i huczały w powietrzu, ale zaraz, zaraz, okazało
się, że nie są to pociski, że nikt nie krwawi, to był tylko rozwścieczony rój
pszczół. Wszyscy zaczęli podskakiwać, wili się na ziemi jak epileptycy-
atakowały ich miliardy pszczół. Gabriel z przerażeniem zobaczył, że rozproszone
resztki jego oddziałów podrywają się z ziemi i na łeb na szyję biegną w stronę
kałuży z błotem. Wszyscy zaczęli tarzać się w mulistej mazi. Niemcy przerwali
ostrzał i zaczęli się wpatrywać w tych świeżo „ulepionych” z gliny przeciwników.
Jednak kartka po kartce, wydarzenia
komiczne zmieniają się w historie dramatyczne. Autor, Anglik,
który urodził się w Ghanie, ma rzadką umiejętność uchwycenia „zdezorientowanego
doświadczenia” żołnierza w bitwie, nie wprowadzając jednocześnie w błąd
czytelnika. W książce mamy pokazane przykłady bezsensownego okrucieństwa, kiedy
Amerykanin Walter Smith powraca po wielu
nieudanych próbach do swojego domu na farmie, zastał go prawie w nienaruszonym
stanie, jednak, kiedy przechodził przez pomieszczenia w domu -od kuchni do
sypialni- wszystkie sprzęty domowego użytku jak kuchenka do gotowania, zlew,
szafki były ubrudzone ludzkimi ekskrementami. Kiedy wyszedł na podwórko
zobaczył zbezczeszczony grób swojej malutkiej córeczki. Kamienie z kopca były
rozwalone, a szczątki małej trumienki i jej zawartość rozrzucone bezładnie,
jakby jakieś wielkie zwierzę ryło tu pyskiem. Na drewnianym krzyżu wisiała mała
czaszka wielkości jabłka. Walter zebrał bez słowa szczątki- kruche żebra
cienkie jak szpony, kręgi wielkości zębów trzonowych- i włożył je do grobu.
Wziął do ręki czaszkę. Zbielała i wyschła na słańcu, wydawała się lekka jak
piórko, mógł ją porwać leciutki podmuch wiatru. Umieścił ją w grobie. Butami
zgarnął ziemię, a potem obłożył grób kamieniami.
Książka „Jak lody w słońcu” jest
też doskonałym opisem ludzkiego nieszczęścia w innym wymiarze, którego
przyczyną jest wojna. Kiedy Gabriel wyruszył na front w Afryce jego brat Feliks
rozpoczął romans z jego świeżo poślubioną żoną Charis. W tym samym czasie w
skutek odniesionych ran Gabriel trafia do niewoli, do wojskowego lazaretu, w
którym pracuje Liesl, żona Ericha von Bishopa.
Gabriel i Liesl także nawiązują ze sobą romans. Charis zaczyna odczuwać wyrzuty
sumienia z powodu romansu z Feliksem. Powiadomiła Feliksa, że napisała list do
Gabriela, w którym przyznała się do romansu. Jednak nie wyjawiła nazwiska
swojego kochanka. Popełniła samobójstwo topiąc się w przyogrodowym stawie.
Feliks pod wpływem lęku, że Gabriel dowie się z listu o jego romansie z Charis,
postanawia zgłosić się na ochotnika na wojnę w Afryce. Jego celem było
„przechwycenie” listu Charis do Gabriela. Droga Feliksa
do niemieckiej Afryki Wschodniej nie jest bezpośrednia, ale po wielu latach i
wielu bocznych trasach spotyka Amerykanina Waltera Smitha. Walter poszukuje
niemieckiego oficera Ericha von Bishopa, który jego zdaniem jest wyłącznie odpowiedzialny za
zniszczenie farmy Waltera, natomiast Feliks poszukuje swojego brata. Walter i
Feliks wkrótce odkrywają, że ich cele mają wiele wspólnego i łączą siły w
swoich poszukiwaniach. Spotkanie Waltera i Feliksa łączy wszystkie główne
postacie, które były do tej pory oddzielne przez dłuższą część powieści.
Feliks zrozumiał, że od początku wojny nic w jego
życiu nie przebiegało tak, jak zaplanował. Oksford, romans z Charis,
poszukiwania Gabriela, pościg za von Bishopem. Zdał sobie sprawę, że jest
żołnierzem blisko dwa i pół roku- od lipca 1916- i nie oddał ani jednego
strzału do wroga. Co to za wojna, w której może się zdarzyć coś tak
niedorzecznego? Mimo to przeszedł chorobę, zaznał głodu, śmiertelnego znużenia,
zobaczył ciało brata, na którym dokonano ohydnego mordu, dzielił mieszkanie z
portugalskim syfilitykiem, który nie znał angielskiego, o włos uniknął śmierci
od pocisku wystrzelonego przez Anglika. Wiedział, że nie jest odpowiedzialny za
bieg wypadków, że nie ma sensu oczekiwać od życia, aby układało się według
oczekiwań, ale chyba człowiek ma jakiś choćby, minimalny wpływ na bieg
wypadków? Przysiągł sobie, że przed opuszczeniem Afryki, zanim skończy się ta
zwariowana, bezsensowna wojna, dokona czegoś na własny rachunek i przynajmniej
jeden strzał odda w słusznym gniewie. Miał zamiar strzelić w łeb von Bishopowi.
Dopiero wtedy dla niego zakończy się wojna.
Narracja obraca się wokół bardzo różnych postaci, z których
wszystkie mają to samo przeznaczenie - ich życie jest dotknięte przez
konfrontację wojenną. Główny nacisk autor położył na angielską rodzinę wyższej
klasy Cobb i amerykańskiego rolnika Temple Smitha, który mieszka w brytyjskiej
Afryce Wschodniej. Powieść składa się z czterech części: „Przed wojną” (I), „Wojny” (II), „Wojny o >lody<” (III)
i „Po wojnie” (IV). W książce I wielka
wojna światowa funkcjonuje, jako podstawowa siła napędowa, a cztery części
powieści obejmują cztery lata trwającego konfliktu, od 1914 roku do 1918 roku.
Część I służy głównie do
przedstawienia bohaterów i przypisania ich do odpowiedniego życiowego
scenariusza. Części II i III dotyczą właściwej wojny i zajmują
dwie trzecie powieści. Jednak książka powoli zmienia się z „prawdziwej” wojny
na osobistą „wojnę” każdego z bohaterów o przysłowiowe „lody”, czyli tak
naprawdę o „nic”. W części III znikają ostatnie ślady heroizmu i wierzeń w
słuszną wojnę, a motywacje prywatne stają się pierwszorzędne. W części IV
żołnierze opuszczają linię frontu i szukają własnej sprawiedliwości. Ponadto
autor przedstawia prolog i epilog. Pierwszy składa się z rzekomo autentycznego
listu żołnierza napisanego w 1914 r., w brytyjskiej Afryce Wschodniej, a w epilogu
widzimy, jak ocalały brat Gabriela Cobba Feliks opuszcza Afrykę i tym samym
kończy powieść.
Powieść Williama
Boyda jest pełna czarnego humoru, ukazuje bezsens wojny i armii, jako
instytucji, wyśmiewa społeczne mechanizmy rządzące się logiką absurdu. Jej bohaterowie
to zbiorowisko dziwaków, fanatyków, oportunistów, ale nade wszystko ludzi,
którzy pragną jednego – by przeżyć. Koncentrując
się na powieści, jako satyrycznej krytyce brytyjskiej armii i społeczeństwa
wiktoriańskiego, William Boyd pokazuje, że to zwykły szary człowiek, a
nie politycy i generałowie, tworzyli wielką historię. W książce „Jak lody w słońcu” możemy poczuć
wszystkimi zmysłami okrucieństwo i bezsens wojny. Poznajemy zapach prochu i
smak wojennej miłości. Bierzemy udział w samobójczym natarciu, stajemy przed
zbuntowanym batalionem i odwiedzamy burdel.
„Jak
lody w słońcu” to książka, w której piękno i smutek wojny pokazany jest w unikatowy
sposób, a historia I wojny światowej w Afryce w czterech krótkich rozdziałach,
które posiłkują się także prawdą historyczną. William Boyd w mistrzowski sposób
połączył barwną, niemal literacką narrację z historyczną erudycją godną
największych mistrzów. Ta „rewolucyjna” książka stawia pod znakiem zapytania
sposób, w jaki do tej pory pisano książki, w których akcja dzieje się podczas I
wojny światowej. To jedna z pierwszych powieści Williama Boyda i według mnie
jedna z jego najlepszych. „Tkanie” fikcyjnej opowieści przy pomocy
prawdziwych wydarzeń tworzy barwną „przędzę” niesamowitej historii, która nie
rozumiem, dlaczego nigdy nie trafiła na ekrany kin!!! Umiejscowiona podczas
pierwszej wojny światowej, ale w Afryce, a nie w Europie, prezentuje całą gamę
wyróżniających się postaci w cudownej fabule. Boyd jest tak dobry w nadawaniu
swoim postaciom głębi i koloru, a także przerażający w chwili, kiedy przypomina
czytelnikom wpływ wojny na losy ludzkie, że zaczynamy rozumieć rzeczy
oczywiste. Bo czy jesteś żołnierzem, czy tylko farmerem, który chce mieć spokój
i chce tylko uprawiać swoją ziemię, wojna i tak cię „dopadnie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz