05 października 2024

Zatracenie

 

„Zatracenie”

Osamu Dazai

Autor/ (jap. 太宰 Dazai Osamu), właśc. Shūji Tsushima (jap. 津島 修治 Tsushima Shūji; ur. 19 czerwca 1909, zm. 13 czerwca 1948) – prozaik japoński, przedstawiciel nurtu dekadenckiego. Był autorem pesymistycznych utworów, w których poruszał problemy zubożałej arystokracji i inteligencji japońskiej. Do najbardziej znanych jego dzieł należy powieść Shayō (Zmierzch 1947) oraz opowiadania: Omoide (Wspomnienia, 1933), Dōke-no hana (Perły błazenady, 1935) i Ningen shikkaku (Zatracenie, 1948).

Tłumaczenie/ Henryk Lipszyc

Tytuł oryginału/ ja 人間失格, Ningen Shikkaku

Tematyka/ „Zatracenie” to bardzo przejmująca opowieść o braku umiejętności wpasowania się w rzeczywistość, ramy okalające byt człowieka. To obraz cierpiącego mężczyzny, któremu nikt nie potrafi pomóc, wszystko go drażni, nic go nie cieszy, a życie traktuje jak wroga. To powieść o tym, że życie jest chorobą, na którą wciąż nie ma leku tak przynajmniej zdaje się wołać autor ze stron swojego ostatniego dzieła. Krótko potem popełnił samobójstwo.

Główny motyw/ „Japończycy mają prawdopodobnie tak dużo słów na określenie samobójstwa, jak Eskimosi na określenie śniegu”, pisała Phyllis I. Lyons we wstępie do monografii poświęconej postaci Osamu Dazaia. W przypadku zwykłego samobójcy pytamy o jego biografię. W przypadku samobójcy-pisarza zaglądamy do jego dzieł. „Zatracenie” dość wiernie oddaje jeśli nie nagie fakty z życia Dazaia, to przynajmniej jego rozterki i wewnętrzne zmagania. Bohaterem tego krótkiego, trzyczęściowego utworu jest Yozo, syn zamożnego właściciela ziemskiego z północy Japonii, zaangażowanego w politykę i często odwiedzającego Tokyo. O dzieciństwie Yozo dowiadujemy się z tzw. „Dziennika pierwszego”, choć jest wątpliwe, by małoletni bohater prowadził dziennik. Są to raczej wspomnienia człowieka, który stoi u kresu życia i swoją opowieść snuje właśnie z tej perspektywy. Yozo tylko z pozoru jest zwykłym dzieckiem. W głębi duszy pozostaje na wskroś samotny. Jego życiem rządzą poczucie wstydu i chorobliwy strach przed ludźmi, wszechogarniająca obawa o to, że nie sprosta oczekiwaniom dorosłych.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ludzie nie śmieją się z zaciśniętymi pięściami”.

„Już nawet portret pośmiertny ma w sobie więcej wyrazu, pozostawia jakieś wrażenie”.

„(…) ogarnął mnie głęboki smutek na myśl o tym, jak żałośnie przyziemnymi istotami są ludzie”.

„Ale zapewne ludzie już tacy są i lepsi nie będą”.

„Tymczasem z natury byłem dokładnym przeciwieństwem tego, co rozumie się przez >łobuza<”.

„Wiadomo, światem rządzą koneksje”.

„Wydaje mi się, że życie ludzkie pełne jest przejawów jaskrawej, jawnej nieszczerości, do tego stopnia, że oszukujący się nawzajem ludzie nie zdają sobie nawet sprawy, że się oszukują, ani też, o dziwo, nie czują się z tym źle”.

„(…) obaj należeliśmy do tego samego gatunku zagubionych osobników, którym obce były zajęcia wypełniające ludziom życie”.

„(…) gdzieś w głębi człowieczeństwa kryje się coś upiornego, coś, czego w kategoriach samej ekonomii nie da się wytłumaczyć”.

„Słyszałem, że niektórzy faceci grzeją sobie wodę do kąpieli, paląc w piecu miłosne listy od kobiet”.

„Powiadają: >koniec pieniędzy – koniec romansu<”.

„Po prostu nie mogłem pojąć dziwnego zjawiska, że kobiety nie widzą najmniejszego związku między tym, co robią, kiedy idą z kimś do łóżka, a tym, co następuje potem, po obudzeniu się. Żyją nadal tak, jak gdyby za sprawą całkowitej utraty pamięci żyły w dwóch różnych, oddzielonych od siebie światach”.

„Wiem, że jestem lubiany, ale chyba zawsze brakowało mi zdolności do kochania innych”.

„Mogłem wierzyć w piekło, ale nie umiałem uwierzyć, że istnieje raj”.

„Czyż nie jest tak, że dwie osoby w ogóle się nawzajem nie rozumieją? Że nawet jeśli uważają się za serdecznych przyjaciół, naprawdę nic o sobie nie wiedzą? I tak przeżywają w tej nieświadomości całe życie, po czym opłakują przyjaciela, gdy w gazecie przeczytają jego nekrolog”.

„Od tamtej pory nabrałem przekonania, przyjąłem wręcz jako dewizę, że społeczeństwo to nic innego jak jednostka”.

„Trudne problemy świata ludzkiego oznaczają trudne problemy jednostki”.

„Wydawało mi się zawsze, że piękno dziewictwa to po prostu jakiś sentymentalne urojenia naiwnych poetów, ale to coś żywego, coś, co naprawdę istnieje”.

„Żyje na świecie tak wielu na różny sposób nieszczęśliwych ludzi, co ja mówię – wszyscy ludzie na świecie są nieszczęśliwi”.

 

„Zatracenie” to historia człowieka, który nienawidzi samego siebie i który nie ma nikogo, kogo mógłby winić za swoją tragedię, za własne złe wybory i niesprzyjające okoliczności. „Okiem kadrującym” w książce jest anonimowy narrator, który otrzymał trzy zdjęcia mężczyzny o imieniu Yozo i trzy notatniki napisane przez niego. W tych notatkach jest opis wczesnego dzieciństwa Yozo, jego dorastanie i dorosłość, opisy charakteryzują się suchą pogardą zarówno do siebie, jak i ludzi wokół niego. Yozo czuje się niezrozumiany przez ludzi, ponieważ sam ich nie rozumie. Czuje się wyobcowany oraz inny, od samego początku mówi, że nie uważa się za człowieka. Aby sobie z tym poradzić, rozwija w sobie osobowość klauna, który żartuje, chce, aby ludzie byli rozbawieni jego wybrykami, wtedy nigdy nie dostrzegą, co kryje się za maską żartownisia. Yozo charakteryzuje się kilkoma rzeczami, pierwszą z nich jest wielki strach przed ludźmi, drugą jest nienawiść do samego siebie. Błaznuje, ponieważ boi się, że ludzie zdadzą sobie sprawę, że nie jest człowiekiem jak reszta. Wszystko, co robi w całej powieści, wynika z tego, że jest tak mocno przerażony tym, że może być postrzegany, jako dziwoląg. Ten strach przejawia się jako lęk społeczny, niezdolność do powiedzenia ludziom „nie" lub spierania się z innymi oraz ogólny brak sprawczości, jeśli chodzi o dokonywanie dobrych wyborów.

Bycie błaznem było dla niego sposobem na przypodobanie się ludziom. Sparaliżowany strachem przed drugim człowiekiem, nie mógł przestać o nim myśleć. I oto dzięki błazeństwu udawało mu się znaleźć  jakąś wątłą nić łączącą go z ludźmi. Umizgiwał się z przylepionym do twarzy sztucznym uśmiechem, a jednocześnie, zlany zimnym potem, czuł w głębi serca desperacki lęk, jak gdyby ocierał się o skrajne niebezpieczeństwo. Jako dziecko nic nie wiedział nawet o swoich najbliższych krewnych – ani czy im ciężko, ani jakie mają poglądy. I już wtedy, przerażony, nie wiedząc, jak sobie poradzić w tej nieznośnej sytuacji, opanował po mistrzowsku sztukę błaznowania. Mówiąc inaczej, nie wiedzieć kiedy stał się dzieckiem, które nigdy nie mówiło prawdy. Na wspólnych rodzinnych zdjęciach z tamtych czasów wszyscy mają poważne miny i tylko twarz Yozo wykrzywiała się w dziwacznym uśmiechu. Ot, był to jeszcze jeden przykład smutnej, młodzieńczej błazenady. Ani razu nie zdarzyło się, by odpowiedział na uwagę kogoś z dorosłych. Nawet błahe upomnienie spadało na niego jak grom z jasnego nieba i prawie odchodził od zmysłów ze strachu. Przekonany, że w tych upomnieniach zawarta była jakaś odwieczna, nienaruszalna ludzka prawda, nie śmiał się sprzeciwić, a skoro, myślał, że nie potrafi sprostać wymogom płynącym z tych prawd, po prostu nie zasługiwał, by przebywać wśród ludzi. Toteż nie umiał ani oponować, ani bronić się. Nabrał przekonania, że kiedy ktoś go ruga , to na pewno wina jest po jego stronie, i przyjmując pokornie te ataki, żył w strachu bliskim szaleństwa. 

W nieustannym strachu przed ludźmi, bez odrobiny pewności siebie, chowając w sercu udrękę, skrywając melancholię i nieśmiałość, przyjął pozę beztroskiego optymisty i stopniowo doszedł do perfekcji w odgrywaniu roli błazeńskiego dziwadła. Byleby zabawić ludzi, mniejsza o to jak, i w ten sposób znaleźć się samemu poza ich tak zwanym „życiem”, a to, sądził, nikomu nie sprawiłoby chyba wielkiej różnicy. Żeby tylko nie narazić się swoją osobą, być nikim, być powietrzem, niebem – to pragnienie wzbierało w nim nieustannie. No i, najlepiej jak umiał, usłużnie zabawiał swoim błaznowaniem rodzinę, stawał na głowie, żeby rozbawić służących i służące, których rozumiał jeszcze mniej niż członków rodziny.  


Co robi dziecko, które się boi? Zamyka się w sobie lub skrywa swój lęk pod płaszczykiem wesołości. Yozo receptę na swój strach znajduje w błazenadzie. Rozśmieszyć wszystkich, wszystko obrócić w żart, w coś niepoważnego – oto strategia malucha. Głupkowata wesołkowatość pozwala ukryć swoją rozpacz. Pozwala też powstrzymać się od podejmowania decyzji i od wyrażania jednoznacznych sądów. „Jeśli coś mi się podobało – czytamy dalej w «Dzienniku pierwszym» – nie umiałem tego powiedzieć, ale równie ciężkim przeżyciem było przyjęcie tego, co mi się podobało. Ogarniał mnie wtedy nieopisany lęk. I podchodziłem do tej rzeczy niepewnie, z wahaniem, jakbym miał zjeść coś okropnie gorzkiego albo jakbym coś podkradał. Inaczej mówiąc, nie umiałem dokonać najprostszego wyboru w rodzaju «czy to, czy tamto». Mam wrażenie, że była to jedna z tych przypadłości, które złożyły się na to, co po latach nazwałem «życiem przepełnionym wstydem»”. Wstydem, który wiąże usta, nawet wówczas, gdy jak mały Yozo zostajesz wykorzystany seksualnie przez pokojówkę.

Pierwsza, najkrótsza część „Zatracenia” pozostawia w ustach coś cierpkiego. Poczucie niesmaku, obrzydzenia nie tylko światem, w którym Yozo przyszło żyć, ale również samym Yozo – chodzącą niepewnością, lękiem i kłamstwem. Wszystko, co przydarza się mu później, jest konsekwencją owego pierwotnego wyobcowania. Chłopiec dostaje się do szkoły oddalonej od rodzinnego domu. Tam szkolny kolega Takeichi demaskuje jego fanfaronadę i bycie na pokaz, ale jednocześnie pomaga mu odkryć w sobie talent malarski. Yozo maluje ekspresyjne autoportrety w stylu Modglianiego, jednak ostatecznie nikomu z wyjątkiem Takeichiego ich nie pokaże. Gdy w przyszłości zajmie się zawodowo rysowaniem komiksów, nigdy nie wróci do stylu, który pozwolił mu wyrazić siebie. Zawsze będzie krył się za konwencją, obowiązującą manierą. Po przenosinach do tokijskiego liceum poznaje Horikiego, który uczy go palić, pić sake i podrywać dziewczyny. „Nie trzeba było wiele czasu – stwierdza Yozo – bym ja także pojął, że alkohol, papierosy i kobiety to całkiem niezły, choć krótkotrwały, sposób na lęk przed ludźmi”. Wkrótce zaczyna chodzić do domów publicznych. Wstępuje też do tajnego koła młodych komunistów. Pociąga go jego nielegalny charakter, tak jak i wszystko to, co pozostaje na marginesie, w cieniu, w którym można się skryć. Niedługo jednak zagrzewa miejsca między komunistami. Powoli zaczyna się staczać. Wpada w alkoholizm, notorycznie się zapożycza. Wdaje się w romans z zamężną kobietą i wraz z nią usiłuje odebrać sobie życie, rzucając się do morza. W przeciwieństwie do swojej towarzyszki nie umiera i wiedzie dalej nędzne życie z dodatkowym poczuciem winy. Próbuje wejść w związek z młodą wdową z dzieckiem, lecz i tym razem zadanie go przerasta. Ucieka, przez chwilę żyje z szefową baru w Kyobashi, jednej z dzielnic Tokyo, a następnie poślubia młodą, niewinną sklepikarkę Yishiko. Przez moment udaje mu się żyć bez picia, jednak gdy staje się świadkiem gwałtu na własnej żonie, wraca do alkoholu i dodatkowo zostaje morfinistą, lądując na koniec w szpitalu dla obłąkanych.

Czy sam Yozo jest obłąkany? Kim jest? Jaki typ człowieka reprezentuje? I czy nadal jest człowiekiem? Sam Yozo pisze o sobie per „śmieć”. „Utraciłem prawo do nazywania się człowiekiem. Definitywnie przestałem już nim być”. Czy jest to również konstatacja Dazaia? Czy tak mógłby o sobie powiedzieć? „Są ludzie, których strach przed innymi doprowadza do stanu, w którym pragną ujrzeć na własne oczy coś naprawdę upiornie przerażającego. Mają w sobie coś takiego, że im łatwiej poddają się emocjom, im bardziej ulegają lękom, tym bardziej pragną, żeby burza, która nimi targała, była jeszcze gwałtowniejsza. Ach, ci wszyscy malarze, poranieni i nękani przez upiory zwane ludźmi, uwierzyli w końcu w zjawy, dojrzeli upiory w biały dzień, w przyrodzie. I nie próbowali kamuflować ich wygłupem, lecz starali się przedstawić je najwierniej, jak umieli, i śmiało, zdecydowanie, jak powiedział Takeichi, malowali >upiory<. Tak, to będą moi przyszli sprzymierzeńcy (…)” – podsumowuje w pewnym momencie Yozo.

Nasz los, choć nie cały, został wyrzeźbiony jeszcze przed naszym urodzeniem. Większość ludzi nie rozumie, że nikt nie wybiera bycia tu na Ziemi. Nie wybieramy rodziny, kultury ani środowiska, w którym się urodziliśmy, a jednak nasze dziecięce lata odgrywają największą rolę w kształtowaniu tego, kim staniemy się w przyszłości. Podczas gdy wszyscy mamy zdolność do rozwoju i podejmowania własnych decyzji, na wiele sposobów nasze ścieżki zostały wybrane dla nas przed naszym urodzeniem. Przez całe życie próbują wmówić nam, że emocje czynią nas słabymi, ale także czynią nas ludźmi. Dla mnie Oba Yozo jest podręcznikowym przykładem „złej wiary" Jeana-Paula Sartre'a. Motywem przewodnim Sartre’owskiego egzystencjalizmu było poczucie absurdalności jednostkowego istnienia – wyobcowania (obcości), wykorzenienia, samotności. Yozo próbował dopasować się do formy społeczeństwa, jednak nie mogąc zrozumieć innych ludzi, doszedł do wniosku, że to on nie jest człowiekiem. Człowiek, jak widzi go Sartre, jest zawsze „bytem w sytuacji”, nieustannie konfrontującym się z rzeczywistością zewnętrzną, światem rzeczy, a zarazem ze swoją własną egzystencją i innymi ludźmi. „Zła wiara” jest w istocie „samookłamywaniem się” (,„samo-negacją”), fałszowaniem rzeczywistości, zasłanianiem prawdy przed samym sobą, celem usprawiedliwienia siebie i swoich działań. Yozo obawia się, że może być nawiedzany przez duchy, w szczególności przez jego zmarłego kolegę z klasy Takeichiego. Na pewno zdiagnozowano u niego PTSD. Przemoc, której doświadczył, jako dziecko, na początku jest trudna do odczytania przez czytelnika. Kiedy był już dorosły, relacje Yozo z kobietami były w najlepszym razie dysfunkcyjne, a on często jest zjadliwie mizoginiczny.

Fakty mniej więcej się zgadzają. Tak jak Yozo, Dazai pochodził z północy. Podobnie jak Yozo na krótko związał się z komunistami. Pił dużo i zachłannie, walcząc pod koniec swojego krótkiego życia z alkoholizmem. Nigdy nie ukończył studiów. Trzy razy próbował się zabić wraz z kobietą, z którą aktualnie był. „W pierwszym przypadku kobieta umarła, w drugim przeżyła, w trzecim oboje, Dazai i jego partnerka, umarli”. Żył na krawędzi. Był outsiderem, który zupełnie świadomie dążył do autodestrukcji. Innym wytłumaczeniem jest przedstawienie Dazaia i Yozo jako ofiar rodziny – jej konserwatywnych, sztywnych reguł, które tłamszą jednostkę, dominującego ojca, a później starszego brata, który choć pojawia się w „Zatraceniu” akcydentalnie, odegrał dużą rolę w życiu autora, autorytarnie decydując o jego losie. Jednak, jak pisze Phyllis I. Lyons, „jeśli brat Dazaia wywierał dużą presję na to, by ten przerwał swoje lewicowe zaangażowanie i przez lata zakazywał mu wstępu do rodzinnego domu, to wspomagał Dazaia nawet po tym, gdy ten nie miał jakiegokolwiek prawa się tego spodziewać”. Rodzina Dazaia może i była konserwatywna, ale nie ponad obowiązującą miarę. I była dość cierpliwa wobec jego późniejszych wyczynów.

Ostatecznie jedyne w pełni przekonujące wytłumaczenie skomplikowanego losu Dazaia, jego samobójczych myśli i autodestrukcyjnych zachowań, kryje się w nim samym. Nie na zewnątrz, tylko wewnątrz. W głębi pielęgnowanego skrycie przekonania, że to nie poszczególne elementy tego życia skłaniają ludzi do samobójstwa, lecz że całe życie jest samobójstwem – jedną wielką fikcją, w której nic nie jest prawdziwe, a każdy ludzki gest podszyty jest fałszem. Siłą powieści Dasaia jest to, że podobnie jak czytelnik „Notatek z podziemia”, podczas lektury „Zatracenia” mamy ochotę wykrzyczeć: „Niechże pan, z łaski swojej, mówi o sobie tylko i o swoich niedolach w podziemiu, ale niech się pan nie waży mówić: «my wszyscy»”. Wiemy bowiem doskonale, że nicości może kiedyś doświadczyć każdy z nas.

Książka „Zatracenie” Osamu Dazai jest na wpół autobiograficzną opowieścią opartą na głębokim poczuciu depresji i wyobcowania autora. Wielu uważa ją za jego list samobójczy; Dazai i jego kochanka Tomie Yamazaki utopili się wkrótce po jej publikacji.

 

 

01 października 2024

Zamach

 

„Zamach”

Yasmina Khadra

Autor/ Mohammad Moulessehoul, algierski pisarz. Do 2001 roku ukrywał swoją tożsamość i płeć (Yasmina Khadra to imiona jego żony). Robił to ze względu na algierską cenzurę. Urodził się na Saharze, w miejscowości Kenadsa, a część jego przodków była czarnymi Afrykanami. Absolwent Korpusu Kadetów w Algierze. Były oficer armii algierskiej. W 2000 roku wyjechał z Algierii.

Tłumaczenie/ Beata Kowalska

Tytuł oryginału/ fr „L’Attentat”

Tematyka/ Utwór przypomina mały traktat o moralności, na co wprost wskazują liczne rozważania głównego bohatera o tym, co słuszne, dozwolone i dobre, jak też – pośrednio – fabularne stawianie wszystkich postaci (również drugoplanowych) w obliczu niezmiernie trudnych decyzji. W tym egzystencjalnym piekle dobro okazuje się zjawiskiem niezwykle nieoczywistym i relatywnym, wiecznie zależnym od perspektywy, której nie sposób ujednolicić czy ustandaryzować. Pacyfistyczna w wymowie powieść sugeruje, że brak komunikacji i wzajemne nieporozumienia małżonków odzwierciedlają relacje między Izraelczykami i Palestyńczykami.

Główny motyw/ Bohaterem powieści jest Amin, dobrze zasymilowany i darzony szacunkiem lekarz pochodzenia palestyńskiego, pracujący w szpitalu w Tel Awiwie, starający się ocieplić wizerunek swojej społeczności. To postać niejako na rozdrożu, wyobcowana z obu kultur, gdyż funkcjonując na pograniczu odmiennych społeczności, jest on przez obie częściowo odrzucany i zarazem akceptowany. Wehikuł fabularny powieści zaskakuje: pewnego dnia w stołecznej restauracji zamachowiec wysadza się pośród dziesiątków przypadkowych osób, zabijając dziewiętnaście z nich. Wkrótce bohater-narrator odkrywa, że to jego równie głęboko zasymilowana żona (Siham) była terrorystką-samobójczynią. Powieść w dużej mierze opowiada historię o prywatnym śledztwie prowadzonym przez Amina i o psychologicznym spustoszeniu, spowodowanym zupełnie niezrozumiałym dla niego czynem małżonki.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Matka zawsze taka była, promienna i zarazem smutna, jak woskowa świeca”.

 

„Ten, kto ci powiedział, że mężczyźni nie płaczą, nie wie, co znaczy być mężczyzną”.

 

„Łzy są tym, co w nas najszlachetniejsze”.

 

„Zmarli są nieżywi, skończeni. Gdzieś tam już odsiedzieli swoją karę. A żywi to duchy, jeszcze zanim wybije ich godzina…”.

 

„Czasem dobrym chęciom brakuje odwagi i konsekwencji”. 

 

„Nie poznaję świata, w którym żyję”.

 

 „Niezależnie od rozmiarów zniszczeń żaden kataklizm nie sprawi, że Ziemia przestanie się obracać”.

 

„Czasem mi się zdaje, że poznałem granice ludzkiej głupoty, ale zaraz się okazuje, że nie dotarłem nawet na jej obrzeża…”.

 

„Życie to nie bajka, tylko długi tunel pełen pułapek i psich gówien”.

 

„Prawdziwą tajemnicą nie dzielisz się z nikim”.

 

„Czy mijające się orszaki pogrzebowe obu stron czegoś nas nauczyły?...”.

 

„Sądzisz, że wiesz. Wówczas tracisz czujność i żyjesz, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Z czasem przestajesz obdarzać należycie tą uwagą różne rzeczy. Ufasz. Czegoś więcej mógłbyś wymagać?”.

 

„Kto patrzy na morze, odwraca się od nieszczęść tego świata”.

 

„Jesteśmy niezdolni do oceny moralnej zarówno wtedy, gdy mamy rację, jak i  wtedy, gdy jesteśmy w błędzie”.

 

„Małżeństwo to zawsze kwestia przypadku”.

 

„Czasami gniew rządzi się własnymi prawami, jak małżeństwo”.

 

„Nie idzie się na śmierć jak na bal. Kiedy się szykujesz do zrobienia ostatecznego kroku, musisz mieć wątpliwości”.

 

„Nie sądzisz, że działacie na szkodę rodzaju ludzkiego? Co z niego zostanie za kilka pokoleń, skoro najlepsi odchodzą po to, żeby tchórze, hipokryci, szarlatani i łajdacy mogli się mnożyć jak szczury?”.

 

„Nawet gdy przygotowujemy się na najgorsze, zawsze dajemy się zaskoczyć. I jeśli nieszczęśliwie pozwolimy się zepchnąć na dno, od nas i tylko od nas zależy, czy tam zostaniemy, czy wypłyniemy na powierzchnię”.

 

„Nie mogę uwierzyć, że ktoś, kto powinien żyć blisko Boga, może być tak daleki od ludzi, tak nieczuły na ich ból”.

 

„Czegoście nakładli jej do głowy, że stała się potworem, terrorystką, fundamentalistką samobójczynią, choć nie mogła znieść skomlenia psa?”.

 

„Nie wierzę w proroctwa przekładające męczeństwo nad zdrowy rozsądek”.

 

„Nic z tego, co posiadam, nie jest moją własnością. A już najmniej życie drugiego człowieka”.

 

„Żadna rzecz na ziemi nie jest naprawdę twoja. Ani ojczyzna, o której mówisz, ani grób, w którym w proch się obrócisz”.

 

„Kto zbyt wiele marzy, zapomina żyć”.

 

„Nie możemy się obwiniać o wyrządzone nam krzywdy, tylko o te, które wyrządziliśmy sami”.

 

„Przy tym, co tu się dzieje, piekło to sanatorium”.

 

„Tam gdzie nie ma marzeń, śmierć jest wybawieniem…”.

 

„W ludzkim szaleństwie są tylko dwa ekstrema. To chwila, w której uświadamiamy sobie własną niemoc, i ta, w której zdajemy sobie sprawę z kruchości innych”.

 

„Wkładając różę do wazonu, nie czynimy jej honoru, lecz ją wynaturzamy”.

 

„Żyd zrodził się wolny jak ptak, niezdobyty jak Pustynia Judzka. Nie wytyczył granic swej ojczyzny i omal mu jej nie odebrano, bo przez długi czas myślał, że w Ziemi Obiecanej żaden mur nie może przeszkodzić mu patrzeć dalej, niż niesie się jego krzyk”.

 

„Skąd więc tyle nienawiści u ludzi tej samej krwi? – Stąd, że nic nie pojęliśmy z proroctw ani podstawowych reguł rządzących życiem”.

 

„Najpierw zwróć wolność Panu Bogu. Zbyt długo jest więźniem fałszywej pobożności”.

 

„Mogą ci zabrać wszystko: majątek, najpiękniejsze lata, wszystkie radości i zasługi, nawet ostatnią koszulę – zawsze pozostaną ci marzenia, na których odbudujesz odebrany ci świat”.

 

Izrael jest krajem szczególnym. Jako jedyne państwo współczesne powstał decyzją woli swych obywateli, a nie został przez nich odziedziczony po wcześniejszej formacji państwowej, jaka sprawowała nad nimi władzę. Nawet w rozwiniętych demokracjach państwo jest starsze od jego uznania przez obywateli za swoje. Budowa demokracji zasadza się na oswajaniu takiego obcego państwa, które pozostawało jednak nadal strukturą zewnętrzną dla swych poddanych – nawet jeśli z poddanych stawali się obywatelami. W Izraelu inaczej.

Druga wojna światowa, a następnie dekolonizacja, przeorały mapę świata, kończąc konflikty o długiej nieraz historii (jak polsko-ukraiński) i rozpętując nowe. Konflikt izraelsko-palestyński jest jednym z nielicznych nadal nierozwiązanych. Oznacza to, że dla jego pełnej analizy potrzeba głębszej wiedzy niż w innych przypadkach, a rezultat tej analizy może w znacznym stopniu zależeć od tego, co uznamy za początek konfliktu. Nawet określenie „izraelsko-palestyński” jest mylące, jako że konflikt już trwał, gdy nie było jeszcze ani izraelskiego państwa, ani palestyńskiego narodu. Ta złożoność zniechęca i sprzyja wybraniu (jakiegoś) pojedynczego elementu, a następnie uznaniu, że to on stanowi o naturze konfliktu. Zaś zajęcie stanowiska wobec tego elementu wystarcza dla oceny całości. Ten spór był punktem wyjścia izraelsko-palestyńskich negocjacji pokojowych, które w 1993 r. zaowocowały porozumieniami z Oslo. Miały one doprowadzić w ciągu pięciu lat do powstania państwa palestyńskiego. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło. Przyczyną była najpierw nieustępliwość strony palestyńskiej, która odrzuciła i kompromis z Camp David w 2000 r., i kolejny kompromis zaproponowany w 2008 r. przez izraelskiego premiera Ehuda Olmerta, następcy Arafata Mahmudowi Abbasowi oraz krwawa kampania, jaką rozpętali palestyńscy terroryści podczas drugiej intifady, organizując zamachy terrorystyczne na restauracje i autobusy.

Po pierwszych zamachach terrorystycznych Jerozolima zrozumiała swą pomyłkę i uznała, że ci spokojni brodaci religianci naprawdę wierzą w to, co wynika z Karty ich ruchu – że Izrael nie ma prawa do istnienia, a Żydzi do zamieszkiwania na islamskiej ziemi Palestyny – chyba że mieszkali już tam, kiedy Palestyna, za sułtana, była ostatni raz islamska. Hamas został zdelegalizowany, a Izrael wszczął tajne negocjacje z Fatahem, które w 1993 r. doprowadziły do podpisania porozumień z Oslo. W Jerychu i Strefie Gazy władzę przejęła Autonomia Palestyńska. Dalszy postęp negocjacji zablokował jednak nie uznający ich Hamas, który serią zamachów samobójczych, w których na przestrzeni kilku lat zginęło 1,2 tys. Izraelczyków, wysadził w powietrze zaufanie Izraela, że pokój z Palestyńczykami jest możliwy. Izrael wycofał się jednak jednostronnie w 2005 r. ze Strefy Gazy, do której nie rości sobie żadnych praw, i władzę objął tam – w demokratycznych wyborach – Hamas, wykorzystując ogromną niepopularność skorumpowanego Fatahu. A żeby Gazańczykom nie przyszła do głowy zmiana ich słusznego wyboru, działaczy Fatahu publicznie zrzucano z wysokich pięter budynków, pokazując, jaka będzie cena sprzeciwu; żadne wybory się już zresztą nie odbyły. Następnie Hamas, zgodnie ze swą Kartą, rozpoczął rakietowy ostrzał Izraela, jako pierwszy krok do jego zniszczenia. Izrael odpowiedział zbrojnie i tak rozpoczął się cykl przemocy, który rzeź z 7 października 2023 roku przeniosła na niewyobrażalnie dotąd krwawy poziom.

Tak zwane rozwiązanie dwupaństwowe dla jednych jest hasłem wyborczym, pustym frazesem, dla innych stało się nieaktualne. Liberalni i lewicowi dziennikarze krytykują je, licząc na powstanie niezależnej Palestyny. Czy w obecnym układzie geopolitycznym jest jeszcze miejsce na pytanie o wartość ludzkiego życia? Czy Izrael, stosujący taktyki prewencyjne chroniące ludność cywilną, jest dzisiaj wrażliwszy na cierpienie mieszkańców Strefy Gazy?  


Bohaterem powieści „Zamach” jest Amin, dobrze zasymilowany i darzony szacunkiem lekarz pochodzenia palestyńskiego pracujący w szpitalu w Tel Awiwie, starający się wytworzyć pozytywny wizerunek swojej społeczności. To postać niejako na rozdrożu, wyobcowana z obu kultur, gdyż funkcjonując na pograniczu odmiennych społeczności, jest on przecież przez obie częściowo odrzucany i zarazem akceptowany. Fabuła powieści zaskakuje: pewnego dnia w zatłoczonej restauracji zamachowiec samobójca wysadza się pośród dziesiątków przypadkowych osób, zabijając dziewiętnaście z nich w tym dzieci, które świętowały urodziny swojego kolegi. Wkrótce bohater-narrator dowiaduje się od policji, że to jego równie głęboko zasymilowana żona Siham była terrorystką-samobójczynią. Powieść w dużej mierze opowiada historię o prywatnym śledztwie prowadzonym przez Amina i o psychicznym spustoszeniu spowodowanym zupełnie niezrozumiałym dla niego czynem małżonki. Życie jej nie rozpieszczało. Matka osierociła ją, gdy Siham miała osiemnaście lat. Umarła na raka. Ojciec zginął w wypadku drogowym kilka lat później. Upłynęła cała wieczność, nim się zgodziła poślubić doktora Amina. Bała się, że zawzięty los znów ją wysadzi z siodła. Po niemal dziesięciu latach małżeństwa, mimo miłości, którą otulał ją mąż, wciąż drżała o swoje szczęście, pewna, że może je stracić przez byle głupstwo. A przecież los bezustannie im sprzyjał. Wyprowadzili się z robotniczego osiedla, gdzie mieszkania nie miały nic do pozazdroszczenia klatkom dla królików. Meble posiadali z płyty wiórowej, w oknach brakowało zasłon. Jednak dorobili się wspaniałego domu w jednej z szykownych dzielnic Tel Awiwu i pokaźnego konta w banku. Każdego lata odwiedzali krainy „mlekiem i miodem płynące”. Byli w Paryżu, Frankfurcie, Barcelonie, Amsterdamie, w Miami i na Karaibach. Mieli mnóstwo przyjaciół, zarówno wśród Izraelczyków i Arabów. Często przyjmowali gości i bywali w wielkim świecie. Amin, dzięki licznym nagrodom za prace naukowe i osiągnięcia zawodowe, zyskał solidną reputację w Izraelu. Nie wyobrażał sobie, jak to się dzieje, że ktoś normalny, zdrowy na ciele i umyśle, w imię jakichś fantazmatów czy urojeń nagle poczuwa się do boskiej misji, rezygnuje z marzeń i ambicji, by zadać sobie straszliwą, najbardziej barbarzyńską śmierć? Był przecież chirurgiem. Uważał, że ciało dostarcza nam dość bólu, by człowiek zdrowy na ciele i umyśle szukał go gdzie indziej.

Początkowo Amin nie chce uwierzyć, że Sihem mogła popełnić takie okrucieństwo. Był pewny, że jego żona wkrótce wróci z wizyty od swojej starej babci w Kfar Kanna. Bardzo emocjonującym rozdziałem w książce jest opis ofiar zamachu, którzy są przewożeni karetkami na izbę przyjęć. Widzimy jak Amin (nie wiedząc jeszcze kto popełnił ten okrutny czyn) reanimuje ofiary, wyciąga odłamki szkła z ciał dzieci i empatycznie uspokaja jednego pacjenta, który odmawia przyjmowania pomocy od kogoś, kogo uważa za wroga (Araba). Pełny zasięg eksplozji emocji pojawia się dopiero wtedy, gdy Amin wraca do domu, wyczerpany, tylko po to, by zostać wezwanym z powrotem do szpitala, aby zidentyfikować ciało swojej żony – lub to, co pozostało z jej tułowia. Niedowierzanie ustępuje miejsca przerażeniu, gdy w skrzynce pocztowej pojawia się ostatni list od Sihem, wysłany z Betlejem. Życie, ambicje, wartości i przyjaźnie Amina rozpadają się. Pogrąża się w koszmarze pijaństwa i rozterki, w którym bada każde założenie dotyczące jego życia, narodowości i małżeństwa. Żydowska koleżanka Amina, doktor Kim Yehuda, próbuje go wyciągnąć z powrotem znad krawędzi szaleństwa. Jednak bohater próbuje odtworzyć ostatnią podróż Sihem z Tel Awiwu do Betlejem oraz z Betlejem do miejsca zamachu w Tel Awiwie. Podobnie jak inni bohaterowie thrillerów noir, które Yasmina Khadra, autor „Zamachu” zdaje się podziwiać, Amin jest wielokrotnie bity: przez Szin Bet[1], sąsiadów w Tel Awiwie i przez „bojowników” Hamasu w miastach Betlejem i Dżeninie na Zachodnim Brzegu, które w tym czasie było oblężone przez armię izraelską. Jest pouczany przez imamów i niedoszłych męczenników. Trzyma się zarówno swojego profesjonalizmu, jak i człowieczeństwa. Jedyna bitwa, w którą wierzył, to bitwa, którą toczy chirurg, a która polega na przywracaniu życia w miejscu, w którym śmierć postanowiła wykonać swoje podstępne manewry.

Podróż do Betlejem była ucieczką do przodu, a jego pseudomęstwo – oszukiwaniem samego siebie. Chciał stawić czoła doskonale zorganizowanej organizacji terrorystycznej, hartowanej przez lata spisków i aktów zbrojnych, organizacji, która była i nadal jest twardym orzechem do zgryzienia, nawet dla najlepszych agentów służb specjalnych Izraela. A jedyną bronią, którą posiadał, było poczucie krzywdy oszukanego męża i rozszalała, bezsilna wściekłość. W takim pojedynku nie ma miejsca na uczucia, a tym bardziej na rozczulanie się. Liczą się tylko działa, pasy wypchane materiałami wybuchowymi. Po spotkaniu z przywódcą religijnym oraz z dowódcami Hamasu nie przypuszczał, że proces rozkładu jest aż tak daleko posunięty, że szanse są aż tak nierówne. O nienawiść zatruwającą umysły po obu stronach, o upór, z jakim odmawiają porozumienia i trwanie w morderczym zapamiętaniu.

Niekwestionowanym atutem książki „Zamach” jest umiejętne pokazanie psychologii człowieka przeżywającego kryzys poznawczy. Obszerna paleta uczuć bohatera została plastycznie odmalowana – wstyd, szok, gniew, przerażenie – wszystkie one są przekonująco przedstawione w pierwszoosobowej narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym, dzięki której czytelnik staje się poniekąd świadkiem epistemologicznych dociekań Amina. Tekst jest stylistycznie dość spokojny, brak w nim poetyckich uniesień, metafor czy wybuchającego fajerwerkami języka. Dzięki temu zabiegowi uwaga czytelnika skupiona zostaje na przeobrażeniach psychologii postaci. Pomimo wysokiego poziomu introspekcji (Amin jest świadomy agresji, która się w nim rodzi), bohater nie próbuje okiełznać negatywnych emocji i decyduje się na rozpaczliwe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o motywacje żony. Psychologia nowo zrekrutowanej terrorystki została ukazana nader przekonująco, jej logika jest przejrzysta i widać, jak jej frustracja została przekuta w desperację. Poszukujący rozumowego wyjaśnienia czynu żony Amin paradoksalnie przeistacza się w Siham – postać silnie motywowaną emocjami i daleką od zdroworozsądkowej kalkulacji.

Autorowi udało się nie popaść w demagogię i tendencyjność z jednej strony, zaś z drugiej uniknął wykreowania świata o ograniczonym wachlarzu odcieni szarości. Sam czyn zamachu nie wskazuje palcem winnych terroryzmu ani dominującej sytuacji ekonomiczno-społecznej w Palestynie. Utwór przypomina mały traktat o moralności, na co wprost wskazują liczne rozważania głównego bohatera o tym, co słuszne, dozwolone i dobre, jak też – pośrednio – fabularne stawianie wszystkich postaci (również drugoplanowych) w obliczu niezmiernie trudnych decyzji. W tym egzystencjalnym piekle, w którym jedna ze stron konfliktu boi się iść do restauracji lub wsiąść do autobusu, a druga obawia się pocisków z moździerzy i buldożerów wojskowych, dobro okazuje się zjawiskiem niezwykle nieoczywistym i relatywnym, wiecznie zależnym od perspektywy, której nie sposób ujednolicić czy ustandaryzować. Pacyfistyczna w wymowie powieść sugeruje, że brak komunikacji i wzajemne niezrozumienie małżonków odzwierciedlają relacje między Izraelczykami i Palestyńczykami. W równaniu politycznym którąś ze stron zawsze toczy nienawiść, a ta, w świecie powieści oraz w świecie realnym przeradza się i tym sposobem błędne koło się zamyka.

W swojej istocie „Zamach" opowiada o zaufaniu – fundamencie każdej dobrej relacji, czy to osobistej, czy politycznej. Książka Yasmina Khadra pokazuje, jak poważne mogą być konsekwencje, gdy zaufanie zostaje zdradzone lub, co gorsza, okazuje się, że nigdy go nie było. Amin został pozbawiony wolności, bez kochającej żony i bez poczucia swojego miejsca w społeczeństwie izraelskim czy palestyńskim. Książka zaczyna się i kończy krwawym izraelskim atakiem w Dżeninie i przedstawia palestyński opór wobec izraelskiej inwazji na Zachodni Brzeg w kwietniu 2002 roku;  podczas operacji „Tarcza Obronna", która była odpowiedzią Izraela na serię niszczycielskich ataków terrorystycznych. Na przykład po ataku na Seder paschalny w hotelu w Netanji, w którym zginęło 30 osób, a 140 zostało rannych.

 

 

           

 

 


[1] Szin Bet (שב) –  izraelska służba specjalna, odpowiedzialna za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne.