„Wiedza
radosna”
Friedrich Nietzsche
Autor/ urodził
się w 1844 roku w Röcken. Filozof, filolog, poeta. Na jego religijne wychowanie
olbrzymi wpływ miał jego ojciec, który był pastorem. Studiował filozofię i
teologię na uniwersytecie w Bonn, a także literaturę klasyczną w Lipsku. W 1869
roku zaoferowano mu profesurę nadzwyczajną na katedrze filologii klasycznej
uniwersytetu w Bazylei. Po ponad 10 latach spędzonych w Bazylei, zrezygnował z
pełnionych tam funkcji ze względu na narastające objawy choroby. Jej nawrót
miał miejsce w 1889 roku, został wtedy częściowo sparaliżowany. Zmarł opuszczony
i samotny w Weimarze w sierpniu 1900 roku. Do jego największych dzieł należą:
„Narodziny tragedii”, „Jutrzenka”, „Wiedza radosna”, „Poza dobrem i
złem”, „Z genealogii moralności”, „Ecce homo” i „Tako rzecze Zaratustra”.
Tłumaczenie/ Leopold Staff
Tytuł oryginału/ de Fröhliche
Wissenschaft
Tematyka/
Powiedzenie Fryderyka Nietzschego „Bóg
umarł” skupia jak w soczewce jego poglądy na temat religii i jej roli w
kulturze. Pojawia się ono kilkakrotnie w jego pismach, wkładane początkowo w
„Wiedzy radosnej” (1882) w usta szaleńca, a potem traktowane w „Tako rzecze
Zaratustra”, jako oczywisty fakt, o którym po prostu ktoś mógł nie słyszeć.
Wraz z tradycyjną religijnością umiera bowiem tradycyjny pogląd na świat i
chrześcijańska moralność ascetyczna, wymagająca doskonalenia się w cnotach
czysto duchowych i pogardy dla ciała. Mogłoby się zdawać, że Nietzsche
prezentuje tu pogląd niczym polscy decydenci w latach dziewięćdziesiątych,
którzy zaproponowali zajęcia z etyki dla osób nieuczestniczących w katechezie
szkolnej. Zastępowanie religii etyką sugeruje bowiem, że niewierzący to
nihiliści, którzy odrzucają wszelkie moralne wartości. Dlatego właśnie
potrzebują dodatkowych lekcji etyki, aby stali się moralni.
Główny
motyw/ Dlaczego Bóg umarł? Otóż Europejczycy
zrozumieli, że etyka jest od religii niezależna. Religia przestała funkcjonować
jako uzasadnienie moralności, bo już wiemy, że nie może jej uzasadniać.
Wartości chrześcijańskie nie mogą już uchodzić za wartości moralne. Są tylko
arbitralne – bądź mają niezależne od religii uzasadnienie, a wtedy nie są tylko
chrześcijańskie. Sekularyzacja, czyli obumieranie bogów, jest wedle Nietzschego
konsekwencją rozpadu złudzenia, że religia jest źródłem uprawomocnienia
wszelkich wartości. Tak myśląc o sekularyzacji, Nietzsche jawi się jako
kontynuator oświecenia z jego hasłem „Bądź odważny myśleć”. To w oświeceniu
Kant podkreślał, że prawdziwa moralność musi być autonomiczna, to znaczy nie
może odwoływać się do uzasadnień pozamoralnych. Gdyby moralność odwoływała się
tylko do strachu lub autorytetu władzy, nie byłaby godna pochwały: byłaby tylko
bezmyślnym i mechanicznym posłuszeństwem. Wtedy jednak nie byłaby wcale
moralnością. Moralność musi być autonomiczna, aby była moralnością. Tylko wolny
człowiek jest moralny.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Podwójną
boleść łatwiej jest znieść i lżej
Niż
jedną (...)”.
„Istotę
wielu ludzi znam,
A
nie wiem, kim ja jestem sam!”.
„Może
i śmiech ma jeszcze przyszłość przed sobą!”.
„Cóż
oznacza to coraz nowe pojawienie się owych twórców moralności i religii, owych
sprawców walki o oceny moralne, owych nauczycieli wyrzutów sumienia i wojen
religijnych?”.
„(…)
krótka tragedia zmieniała się ostatecznie zawsze na powrót w wieczną komedię
istnienia (…)”.
„(…)
człowiek musi co pewien czas wierzyć, że wie, dlaczego istnieje, rodzaj jego
nie może się rozwijać bez periodycznie powracającego zaufania do życia! Bez
wiary w rozum życia!”.
„Najsilniejsze
i najbardziej złe duchy popychały dotąd ludzkość najbardziej naprzód: zawsze na
nowo zapalały one usypiające namiętności (…)”.
„Dobrymi
ludźmi w każdym okresie czasu są ci, którzy stare myśli w głąb zagrzebują i z
nich hodują owoce, rolnicy duchowi”.
„W
rzeczywistości jednak złe popędy wiodą w tym samym wysokim stopniu do celu,
podtrzymują rodzaj i są niezbędne, jak dobre – tylko ich funkcje są odmienne”.
„Często
to już syn zdradza swego ojca: ojciec rozumie samego siebie lepiej, odkąd ma
syna. Wszyscy mamy w sobie ukryte ogrody i szczepionki; i używając innego
porównania, wszyscy jesteśmy rosnącymi wulkanami, dla których nastąpi godzina
wybuchu (…)”.
„Życie
jest długim zgonem!”.
„Działa
tu po prostu prawo nędzy: jeżeli chce się żyć, to trzeba się sprzedać (…)”.
„Zbudziłem
się nagle wśród tego snu, lecz tylko dla świadomości, że właśnie śnię i dalej
śnić muszę, aby nie zginąć: jak lunatyk dalej śnić musi, by nie runąć”.
„Ludzie,
których życie nie jest >działaniem<, lecz zajęciem, siedzą przed sceną i
przyglądają się obcym istotom, dla których życie jest czymś więcej niż
zajęciem?”.
„Kto
ma dosyć w samym sobie tragedii i komedii, będzie najchętniej trzymać się z
dala od teatru (…)”.
„Niegdyś
wszystkie dzieła sztuki ustawione były przy wielkiej uroczystej drodze
ludzkości, jako wspomnienia i pomniki wzniosłych i błogich chwil. Dziś chce się
dziełami sztuki zwabić biednych wyczerpanych i chorych z wielkiego ludzkiego
gościńca cierpienia na ubocze, dla rozkosznej chwileczki; ofiaruje się im
chwilowe odrzucenie i szaleństwo”.
„(…)
>śmierć jest właściwie celem istnienia< (…)”.
„(…)
Żydzi są przecież wynalazcami chrześcijaństwa!”.
„Po
śmierci Buddy pokazywano jeszcze przez stulecie cień jego w jaskini – olbrzymi,
straszliwy cień. Bóg umarł: lecz taki jest już rodzaj ludzki, że będą może
jeszcze przez stulecia istniały jaskinie, w których będą pokazywali cień jego.
– A my – my musimy jeszcze cień jego zwyciężać!”.
„Strzeżmy
się myśli, że świat jest żywą istotą”.
„Strzeżmy
się mówić, że istnieją prawa w przyrodzie. Są tylko konieczności”.
„Nie
ma wcale innych wydarzeń życiowych, oprócz moralnych, nawet w dziedzinie
spostrzeżeń zmysłowych”.
„Człowieka
wychowały własne błędy”.
„Czy
nie słychać jeszcze zgiełku grabarzy, którzy grzebią Boga?”.
„Czymże
są jeszcze te kościoły, jeśli nie są grobowcami i pomnikami Boga?”.
„(...)>grzech<
jest uczuciem żydowskim i żydowskim wynalazkiem, i ze względu na to tło
wszelkiej chrześcijańskiej moralności dążyło chrześcijaństwo w rzeczy samej do
>zżydzenia< całego świata”.
„Ktoś
jak Jezus Chrystus mógł istnieć tylko wśród krajobrazu żydowskiego (...)”.
„Jeśli
Bóg chciał stać się przedmiotem miłości, to powinien był wpierw zrzec się
sądzenia i sprawiedliwości – sędzia nawet sprawiedliwy sędzia, nie jest wcale
przedmiotem miłości”.
„Zbiegły
ksiądz i wypuszczony skazaniec stroją ustawicznie miny: chcą mieć minę bez
przeszłości”.
„Trzeba
Niemcom wybić z głowy ich Mefistofelesa: i Fausta w dodatku. Są to dwa moralne
przesądy wrogie wartości poznania”.
„Nie
jest się niegrzecznym, jeśli się stuka kamieniem do drzwi, u których brak
dzwonka”.
„Chociaż
najbystrzejsi sędziowie czarownic, a nawet czarownice same, przekonani byli o
winie czarownictwa, mimo to wina nie istniała. Tak ma się rzecz z wszelką
winą”.
„>Dobro
i zło są przesądami Boga< - rzekł wąż”.
„Bo,
wierzcie mi! – tajemnica, by zebrać żniwo największego urodzaju i największej
rozkoszy z istnienia, zwie się: żyć niebezpiecznie! Budujesz miasta swe na
Wezuwiuszu!”.
„Nie
chciałoby się dziś rzecz o moralności, jak Mistrz Eckhart: >proszę Boga, by
mnie skwitował z Boga?<”.
„Myśli
się z zegarkiem[1] w ręku, jak się je obiad (...)”.
„Bo
szczęście i nieszczęście to dwoje rodzeństwa i bliźniąt, które wzrastają razem
(...)”.
„Sokratesa,
Sokratesa bolało życie!”.
„Wieczna
klepsydra istnienia odwraca się jeno – a ty z nią, pyłku z pyłu!”.
„(...)
życie zbudowane jest na pozorze, to znaczy na biedzie, oszukaństwie,
przebraniu, oślepieniu, samozaślepieniu (...)”.
„(...)
jeśli nic więcej nie okazuje się boskim, oprócz błędu, ślepoty, kłamstwa –
jeśli Bóg sam okazuje się naszym najdłużej trwającym kłamstwem?”.
„To
znaczy, im mniej kto rozkazywać umie, tym usilniej pożąda kogoś, kto rozkazuje,
surowo rozkazuje, pożąda Boga, księcia stanowiska, lekarza, spowiednika,
dogmatu, sumienia partii”.
„Nie
ma bowiem nic demokratycznego nad logikę”.
„Wszędzie,
gdzie Żydzi doszli do wpływu, nauczyli bardziej drobiazgowo odróżniać, bystrzej
wnioskować, jaśniej i przejrzyściej pisać: zadaniem ich było zawsze jakiś naród
>uczyć rozumu<”.
„Dodajmy,
że nie tylko mowa służy za most między człowiekiem i człowiekiem, lecz i
spojrzenie, ucisk, gest”.
Czy
można powiedzieć, że dzieje chrześcijańskiej Europy otwiera i zamyka zarazem
śmierć Boga? Czy chrześcijańska perspektywa ujmowania śmierci Boga jako warunku
ustanawiającego najistotniejszy sens istnienia człowieka, ale i sens samego
chrześcijaństwa jako religii, nie została unicestwiona przez parodystyczny (czy
aby na pewno tylko?) gest Nietzschego ogłaszającego śmierć Boga właśnie? Bóg, o
którym mówi Nietzsche, także został zamordowany przez ludzi. Tyle że, i to jest
pierwsza dostrzegalna różnica, nie zmartwychwstaje. Zostaje po Nim puste
miejsce. Nicość. Wprawdzie problem śmierci Boga pojawił się w przemyśleniach
Nietzschego, jak uważa Karl Jaspers, jeszcze przed rokiem 1872, a później
pojawiać się będzie od lat 80. jeszcze przy różnych okazjach (na przykład w „Tako
rzecze Zaratustra”), to jednak po raz pierwszy sformułowany został w
dobitny i poetycki sposób w „Wiedzy radosnej” z 1882 roku. W rozdziale
zatytułowanym „Szalony człowiek” pojawia się postać z latarnią, która
szuka Boga (co można interpretować jako echo znanej historii o Diogenesie,
który biegał z latarnią, krzycząc, że szuka człowieka). Ci, do których jednak
się zwraca, drwią z niego, wzruszając ramionami. Szalony człowiek krzyczy
wtedy:
„Gdzie jest Bóg? […] powiem wam! Zabiliście go – wy i ja! Wszyscy
jesteśmy jego mordercami. Ale jakże to uczyniliśmy? Jak mogliśmy wypić morze?
Kto dał nam gąbkę, aby zetrzeć cały horyzont? Cóż uczyniliśmy, uwalniając
Ziemię z łańcucha jej słońca? Dokąd zdąża teraz? Dokąd my zdążamy? Jak najdalej
od wszystkich słońc? Czy nie spadamy nieustannie? I do tyłu, i w bok, i do
przodu, ze wszystkich stron? Czy istnieje jeszcze jakaś >góra< i jakiś >dół<?
Czy nie błąkamy się jakby w jakiejś nieskończonej nicości? Czy nie czujemy
podmuchu pustej przestrzeni? Czy nie stało się zimniej? Czy nie nadchodzi
ciągle noc, noc coraz większa? Czy nie musimy zapalać latarni w przedpołudnie?
Czy nie słychać jeszcze zgiełku grabarzy, którzy pogrzebali Boga? Czy nic
jeszcze nie czujemy z boskiego gnicia? – bogowie także gniją! Bóg umarł! Bóg
jest martwy! I my go zabiliśmy! Jakże się pocieszymy sami, mordercy nad
mordercami? Najświętsze i najpotężniejsze z tego, co świat dotąd posiadał
wykrwawiło się pod naszymi nożami - kto zetrze z nas tę krew? Jakaż woda
oczyścić by nas mogła? […] Czy wielkość tego czynu nie jest dla nas zbyt
wielka? Czy sami nie musimy stać się bogami, by tylko wydawać się jego godnymi?
Nigdy nie było większego czynu – i ktokolwiek tylko po nas się narodzi, należeć
będzie gwoli czynowi temu do wyższych dziejów niż wszelkie dzieje dotąd!”.
Ta pełna dramatyzmu i patosu mowa „szalonego człowieka” nie znajduje jednak zrozumienia, odbija się o mur obojętności tłumu. „Szalony człowiek” pojmuje więc, że prawda, którą głosi, niejako wyprzedza czas, nie jest jeszcze pojmowalna. O czym zatem traktuje ta historia? Trudno rościć sobie pretensje do pełnego i oryginalnego wyłożenia jej, zważywszy, że stała się już ona przedmiotem wielu niezwykle ważnych interpretacji. Spróbujmy jednak nakreślić to, co wydaje się tu najistotniejsze. Na wstępie powiedzieć należy, że formuła Nietzschego nie jest wyrazem jakiegoś ateizmu (ten nie jest przecież czymś oryginalnym, odnajdujemy go już w starożytności w poglądach na przykład Gorgiasza z Leontinoi, Prodikosa z Keos, czy Teodora Ateisty). Można by wręcz uznać, że prawdziwymi ateistami okazują się w przytoczonej opowieści ludzie, do których zwraca się „szalony człowiek”. Najbardziej radykalny ateizm to szczególnego rodzaju obojętność na Boga (w tym sensie dotyczy on zarówno części zdeklarowanych ateistów, jak i tak zwanych ludzi wierzących, żyjących wiarą wyłącznie „zautomatyzowaną”, pozbawioną religijnego doświadczenia).
Marta
Soniewicka w książce „Utrata Boga” Wydawnictwa Copernicus Center
Press[2] wyjaśnia, że wypowiedź „oszalałego człowieka” z wyżej przytoczonego
fragmentu różni się od słów głupca z 14 psalmu, który w swoim sercu mówi: „Nie
ma Boga” (Ps 14(13),1). Ze stwierdzenia śmierci Boga wynika bowiem, że Bóg
musiał wcześniej żyć. W zacytowanym fragmencie pojawia się wyraźny zarzut, że
Bóg nie tyle umarł, co „został zabity” i ten właśnie niewyobrażalny czyn budzi
tak wielkie emocje. Nadaje to nowy sens śmierci Boga, która nie tylko jest
faktem, ale staje się dla Nietzschego „wyczynem”. Nietzsche przypisuje „śmierć
Boga” ludziom; jedną z przyczyn wspomnianego morderstwa jest to, że ludzie
chcieli usunąć wszechwidzącego świadka, który widział ich wszystkie nikczemności.
Wiara
w Boga, udzielającego schronienia przed rzeczywistością, jest również
archaiczną odmianą wiary. Szukanie w Bogu pocieszenia wynika z duchowej
słabości człowieka i jest według Nietzschego formą znieczulenia. Nietzsche
oskarża taką wizję chrześcijaństwa o to, że jest szkodliwym dla ludzi
oszustwem, wynikającym z uczucia resentymentu ludzi słabych, którzy szukają
pocieszenia w tym, że zostaną wynagrodzeni za swoje ziemskie niedole w
zaświatach. Forma niewinnego chrześcijaństwa, które sprowadza się do szukania w
zaświatach ucieczki przed światem, jest określana przez niego „platonizmem dla
ludu”. Nietzsche wyszydził wiarę z potrzeby, która czyni Boga „zapchajdziurą”
dla ludzkiej niemocy, w tym również niewiedzy. Spór pomiędzy nauką a religią
często opierał się na takim właśnie podejściu, w którym Bóg był pożyteczną
hipotezą wyjaśniającą procesy naturalne, stopniowo dyskredytowaną przez naukę.
Ten sam argument krytyczny wobec traktowania Boga jako protezy poznawczej jest
określany również przez teologów mianem argumentu z „Boga-zapchajdziury” i
uznawany za błąd. Niemiecki teolog Dietrich Bonhoeffer zauważa, że ludzie
religijni mówią często o Bogu wówczas, gdy zawodzą ludzkie środki percepcji;
przywołują Boga na pomoc, „albo dla tzw. rozwiązania nierozwiązalnych
problemów, albo dla wsparcia w ludzkich porażkach – zawsze, można rzec, jako
wyobrażenia ludzkiej słabości i na granicach ludzkiej egzystencji”.[3]
W „Wiedzy
radosnej” krytyka chrześcijaństwa stała się już bezwzględna. Nietzsche
przeprowadził ją z dwu zasadniczych pozycji: estetyka i demaskatora ukrytych za
wiarą intencji. W paragrafie 132 za kryterium oceny oskarżonej wyznaniowości
uznany zostaje „smak”. Zastąpi „rozumowanie”, chociaż i ono nie straci swojej
ewentualnej atrakcyjności, co potwierdzi już to złośliwa trawestacja Marcina
Lutra: Bogu, do tego, by istniał, w większym jeszcze stopniu niż ludzi mądrych,
potrzeba głupców (por. § 129), już to określenie genezy modlitwy: wynaleźli ją
ludzie „którzy właściwie nigdy nie mają myśli z siebie i którym
podniesienie ducha jest nieznane lub przebiega niepostrzeżenie” (§ 128).
Za nieznośną z estetycznego punktu widzenia uzna Nietzsche fundamentalną dla
chrześcijaństwa kategorię grzechu (por. § 135). Autor ( por. § 43) opisuje
różnego interpretacje prawa: „Mylimy się, jeśli badamy prawa karne jakiegoś
narodu, jak gdyby był wyrazem jego charakteru. Prawa wyrażają nie to, czym jest
naród, lecz to, co mu się zdaje obce, dziwne, potworne, cudzoziemskie. Prawa
odnoszą się do wyjątków obyczajowości obyczaju; a najostrzejsze kary spotykają
to, co zgodne jest z obyczajem narodu sąsiedniego. Na przykład istnieją u
Wahabitów tylko dwa grzechy śmiertelne: mieć boga innego, jak bóg Wahabitów i
palić tytoń (nazywają to >haniebnym sposobem picia<). A jakże jest z
zabójstwem i cudzołóstwem?” – zapytał mnie Anglik, który się o tym dowiedział.
>Bóg jest łaskaw i miłosierny!< - odpowiedział naczelnik szczepu. –
Istniało tak samo u dawnych Rzymian wyobrażenie, że kobieta może tylko w
dwojaki sposób śmiertelnego dopuścić się grzechu: po pierwsze cudzołóstwem,
następnie – piciem wina. Stary Kato mniemał, że całowanie wśród krewnych
wprowadzono tylko po to w zwyczaj, by mieć na tym punkcie nad kobietami
kontrolę; pocałunek znaczył: czy nie czuć od niej wina? Rzeczywiście kobiety,
które pochwycono na piciu wina, karano śmiercią; i z pewnością nie tylko
dlatego, że kobiety czasem pod działaniem wina zapominają, że można czegoś
odmówić; Rzymianie bali się przede wszystkim pierwiastku orgiastycznego i
dionizyjskiego, który wówczas, gdy wino jeszcze nowością było w Europie,
nawiedzał niekiedy kobiety z europejskiego Południa; bali się go, jako
potwornej cudzoziemszczyzny, obalającej podwalinę rzymskiego odczuwania; było
to dla nich jakby zdradą Rzymu, jakby przyswajaniem swemu ciału obczyzny”.
Dla
Nietzschego źródłem resentymentu, który „psuje Europę” pozbawiając ją mocy
sprawczej, było właśnie chrześcijaństwo. To ono z cnoty zrobiło wadę, a wady
nazwało zaletami. Zakłamało więc wszystkie wartości, zaleciło pasywność,
ustępowanie, życiową nieudolność, wycofywanie się. Godne pogardy stały się
natomiast wartości, które świadczą o witalnej sile ludzi i społeczeństw:
bogactwo i wpływy, powodzenie seksualne, ekspansja – tego wszystkiego „dzięki”
chrześcijaństwu należy się wstydzić. Celem chrześcijaństwa jest według
Nietzschego wmówienie ludziom, że są słabi, by zrobić z nich niewolników
przeżywających poddaństwo jako duchowe bogactwo. Zjawisko resentymentu może
dotyczyć nie tylko jednostek, ale i społeczeństw. I być źródłem negatywnych
emocji zbiorowych. Niemiecki socjolog Max Weber idąc tropem Nietzschego uważał,
że to resentyment sprawia, że grupy upośledzone w społeczeństwie mogą nie tylko
odnaleźć sens swego cierpienia, ale i czerpać z niego poczucie godności. Idea
Polski jako Chrystusa narodów, jest w myśl teorii Webera czystym przejawem
resentymentu. Dlaczego? Bo gloryfikuje cierpienia negatywnie uprzywilejowanych,
interpretuje istniejący porządek społeczny jako niesprawiedliwy oraz daje
nadzieję na jego odwrócenie i przyszłą zemstę na ciemiężcach.
Wróćmy
jeszcze do koncepcji „Śmierci Boga”. Po raz pierwszy o śmierci Boga pisze
Nietzsche w 125 fragmencie „Wiedzy radosnej”, zatytułowanym „Człowiek
szalony”. Przypominam treść tego bardzo ważnego fragmentu w pełnym brzmieniu.
„Człowiek szalony. - Czyż nie słyszeliście o tym człowieku szalonym, który w
jasne przedpołudnie zapala latarnię, biegnie na rynek i nieustannie krzyczy:
„Szukam Boga! Szukam Boga!” — Wielu spośród tam zgromadzonych nie wierzy w
Boga, dlatego (krzyczący) wywołuje szalony śmiech. A więc on się zgubił? mówi
jeden. Czy zabłąkał się jak dziecko? mówi inny. A może się schował? Boi się
nas? Odpłynął okrętem? Wywędrował? - tak krzyczą i śmieją się wszyscy. Szalony
człowiek skoczył między nich i wiercił ich swym wzrokiem. „Gdzie jest Bóg?
wołał, chcę wam to powiedzieć! Uśmierciliśmy go — wy i ja! Wszyscy jesteśmy
jego mordercami! Ale jak tego dokonaliśmy?”. Bóg zatem jest, skoro istnieją
kościoły zwane domami bożymi, skoro wielu ludzi twierdzi, że słucha w nich
Słowa Bożego. Jest, ale jaki? Co oznacza jego obecność, a co nieobecność? Z
cytowanego fragmentu wynika, że ogłoszenie śmierci Boga nie oznacza po prostu
postawy ateistycznej: „wielu spośród tam zgromadzonych nie wierzy w Boga”, a
mimo to nie rozumieją, o co chodzi szalonemu człowiekowi. Wydaje się, że
stanowisko Nietzschego bardzo trafnie charakteryzuje David Laing, nota bene
również rzecznik „ludzi szalonych”. „W wierze w Boga — pisze on — nigdy nie
chodziło o >wiarę< w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która
była doświadczana i uznawana za fakt oczywisty. Natomiast wydaje się, że w
naszych czasach o wiele więcej ludzi nie doświadcza ani obecności Boga, ani
obecności jego braku, lecz jedynie brak jego obecności”.[4] Dla osób, którzy
nie rozumieją koncepcji „śmierci Boga” rozwiązanie daje prof. Tadeusz Gadacz,
który powiedział: „Wraz ze >śmiercią Boga< żyje Bóg, którym nie można już
wyobrażać Go sobie na własne podobieństwo, manipulować nim, wkładać mu w usta
swoją wolę, w Jego imię zabijać”.
Słowa
Lainga można chyba interpretować w następujący sposób: w społeczeństwie, w
którym powszechnie odczuwano obecność Boga, problem ateizmu nie istniał, i to
nie dlatego, że niewiara karana była instytucjonalnie, lecz dlatego, że
nieprzestrzeganie praw bożych było równoznaczne ze skazaniem się na zagładę w
sposób naturalny. Analogicznie jak np. we współczesnym społeczeństwie
industrialnym nieprzestrzeganie praw ekonomicznych. W porównaniu z mocą Boga
odczuwaną w czasach przedchrześcijańskich, to, co dziś stanowi obiekt kultu
religijnego, jest zaledwie godną politowania karykaturą. Tak w każdym razie
należy rozumieć martwotę Boga w filozofii Nietzschego.” — Nie to nas oddziela,
że nie odnajdujemy Boga ani w dziejach, ani w przyrodzie, ani poza przyrodą — pisze
on — lecz że tego, co jako Bóg czczone było, nie odczuwamy jako >boskie<,
lecz jako politowania godne, jako niedorzeczne, jako szkodliwe, nie tylko jako
błąd, lecz jako zbrodnię względem życia … Zaprzeczamy Boga jako Boga…”.[5]
Śmierć
Boga ponad wszelką wątpliwość nie jest jeszcze w filozofii Nietzschego
zjawiskiem negatywnym samym przez się. Przypomnijmy słowa szalonego człowieka:
„Jakie święto pojednania, jaką świętą grę będziemy musieli wynaleźć? Czy
wielkość tego czynu nie jest dla nas zbyt wielka? Czy nie musimy sami stać się
bogami, by okazać się go godnymi? Nie było nigdy większego czynu — i kto tylko
po wsze czasy po nas się narodzi, będzie dzięki niemu należeć do dziejów
wyższych niż wszelkie dzieje, jakie były dotychczas”. Bóg-despota, jednolita
moc, rozciągnięta nad ludzkością i odczuwana przez każdą jednostkę jako
nieuchronny przymus, musiał umrzeć. Bez jego śmierci niemożliwe byłoby przecież
przejście na nowy etap człowieczeństwa — od człowieka do nadczłowieka, od istoty
bezwzględnie podległej jednolitej, zewnętrznej mocy do istoty będącej jednością
swej własnej, bezwzględnej mocy. Tragiczne jest natomiast, że umarł z litości i
jako martwy fetysz wciąż jeszcze wegetuje w ludzkim świecie.
[1] W czasach dzisiejszych ze smartfonem w
ręku!
[2] Marta Soniewicka „Utrata Boga. Filozofia
woli Fryderyka Nietzschego” Data publikacji 2016-11-25 Wydawnictwo: Copernicus
Center Press Data wydania: 2016
[3] Bonhoeffer 1959 r.
[4] D. Laing, Doświadczenie
schizofreniczne, w: Literatura na Świecie 1976 nr 11, s. 263.
[5] F. Nietzsche, Antychryst.
Warszawa 1907, s. 71.