„Imię róży”
Umberto Eco

Autor/
ur. 5 stycznia 1932 w Alessandrii, zm. 19 lutego 2016 w Mediolanie) – włoski
semiolog, filozof, bibliofil i mediewista, powieściopisarz, autor felietonów i
esejów. Sławę przyniosła mu powieść „Imię róży” (1980), dzieło łączące w sobie
elementy semiotyki, badań biblijnych, analizy kultury średniowiecza i teorii
literatury. Jego kolejne powieści, m.in. „Wyspa dnia poprzedniego” (1994) i
„Cmentarz w Pradze” (2010), także stały się światowymi bestsellerami. Eco pisał
także prace naukowe, książki dla dzieci i młodzieży, oraz eseje na temat teorii
literatury, świata współczesnego, kondycji współczesnych mediów i nauki.
Tłumaczenie/
Adam Szymanowski
Tytuł
oryginału/ it Il
nome della rosa
Tematyka/
Dzięki swoistemu aparatowi narracyjnemu,
który jest zarazem złożony i piękny, Umberto Eco oddaje w ręce czytelnika
książkę, która jest przejrzystym podręcznikiem badania znaków oraz kunsztowną
powieścią kryminalną. Oba te aspekty ujęte zostały w ramy niedokończonej
opowieści uczonego, który w kilku średniowiecznych manuskryptach natrafił na
pasjonującą historię. Być może dlatego, że ta wstępna relacja zajmuje tak
niewiele miejsca w porównaniu z właściwą opowieścią, a może z uwagi na ton
opowieści uczonego, kilka pierwszych stron pozostaje w pamięci czytelnika, gdy
zagłębia się w świat początków XIV wieku.
Główny
motyw/ Nowicjusz benedyktyński, Adso z Melku,
opowiada o swej podróży z uczonym franciszkaninem, Willamem z Baskerville, do
nękanego kłopotami benedyktyńskiego opactwa. Klasztorem tym, zamkniętą sceną
okrutnych konfliktów i tajemnic, rządzą księgi. Gdy kolejno zamordowanych
zostaje sześciu mnichów, William z Baskerville rozpoczyna poszukiwania prawdy o
milczącej wojnie, która toczy się za klasztornymi murami. Franciszkanin
odnajduje i odczytuje znaki świadczące o zazdrości, pożądliwości i
strachu. „Imię róży” zaprasza czytelnika, by wraz z Williamem z Baskerville
zgłębiał sztukę interpretacji, docenił polifonię znaków, sam decydował o ich
znaczeniu i wątpił we wszystko, co zdaje się kłaść kres poszukiwaniu prawdy. W
ten sposób Umberto Eco roztacza przed czytelnikiem krainę rozumienia.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…)
dobry chrześcijanin może czasem nauczyć się czegoś od niewiernych”.
„(…)
zioła, które są dobre dla starego franciszkanina, są nieodpowiednie dla młodego
benedyktyna”.
„(…)
piękno kosmiczne dane jest nie tylko przez jedność w rozmaitości, ale także
przez rozmaitość w jedności”.
„To
jednak prawda, że żyjemy w mrocznych czasach, skoro człek mądry musi snuć
myśli, które są między sobą sprzeczne”.
„Albowiem
architektura jest tą sztuką, która najśmielej stara się odtworzyć swym rytmem
porządek wszechświata, przez starożytnych nazwanego kosmosem (…)”.
„Być
może jedynym prawdziwym dowodem obecności diabła jest żarliwość pragnienia
jakie wszyscy w takim momencie żywią, by mieć pewność, że prowadzi on swoje
dzieło...”.
„Gdyż
nie wszystkie prawdy są dla wszystkich uszu, nie wszystkie kłamstwa mogą być
rozpoznane jako kłamstwa przez duszę pobożną (…)”.
„Biblioteka
broni się sama, jest niezgłębiona jak prawda, która w niej gości, zwodnicza jak
kłamstwa, które są jej powierzone. Labirynt duchowy, ale również labirynt
ziemski”.
„(…)
lecz kiedy, chodzi o posiadanie dóbr doczesnych, trudno jest ludziom myśleć w
zgodzie ze sprawiedliwością (…)”.
„Jakże
możesz mylić moment zachwyconej miłości, która pali ci trzewia wonią kadzidła,
z rozpasaniem zmysłów, o których wiesz, że są z siarki?”.
„Nie
mam dość odwagi, by badać słabości niegodziwców, bo odkryłem, że te same
słabości mają święci”.
„Od
nagiej czystości stajenki w Betlejem, z drewna, jakim było lignum vitae [Drzewo
życia] krzyża, do orgii złota i kamienia”.
„Nie
buduj zamku podejrzeń na jednym słowie”.
„Lecz
są dwie formy magii: Jest magia będąca dziełem diabła i zmierzając do
zniszczenia człowieka poprzez wybiegi, o których nie wolno nawet mówić. Ale też
jest magia będąca dziełem Boskim, tam gdzie wiedza Boga przejawia się przez
wiedzę człowieka, ta zaś służy przeobrażaniu natury i jeden z jej celów stanowi
przedłużenie życia ludzkiego”.
„Można
zgrzeszyć przez nadmiar wymowności i przez nadmiar powściągliwości”.
„A
często mędrcy naszych czasów są tylko karłami, które wspięły się na ramiona
innych karłów”.
„Byłoby
rzeczą straszną – odparł Wilhelm – zabić człowieka nawet po to, żeby
powiedzieć: Credo in unum Deum” [Wierzę w Boga jedynego].
„Nie
ufaj odnowie rodzaju ludzkiego, kiedy mówią o niej kurie i dwory”.
„By
istniało zwierciadło świata, świat musi mieć jakiś kształt”.
„A
ponieważ dzisiaj panuje się nad trzodą nie za pomocą oręża i nie splendorem
rytuału, lecz kontrolując pieniądz (…)”.
„Jak
powiada starożytne przysłowie, trzy palce trzymają pióro, ale pracuje całe
ciało. I całe boli”.
„(…)
zdrada Piotrowa zaś była niczym wobec zdrady Judasza, bo jednemu wybaczono, a
drugiemu nie”.
„Prostaczkowie
są przeznaczeni na rzeź, można ich wykorzystać, kiedy trzeba przysporzyć
kłopotów wrogiemu obozowi, ale poświęca się ich, kiedy stają się zbędni”.
„(…)
jeśli prawdziwi nieprzyjaciele są zbyt potężni, trzeba poszukać sobie
jakichś słabszych”.
„Prostaczkowie
mają coś ponad to, co mają uczeni, którzy często gubią się w poszukiwaniach
reguł najogólniejszych. Mają poczucie tego, co jednostkowe”.
„(…)
mnich powinien przynajmniej raz w ciągu żywota doświadczyć namiętności
cielesnej, by móc później okazywać pobłażliwość i wyrozumiałość grzesznikom,
którym udzielał będzie rady i pocieszenia…”.
„Są
słowa, które dają moc, i inne, które sprawiają jeszcze większe opuszczenie
(…)”.
„I
jeśli naprawdę szukasz promyka sprawiedliwości, rzeknę ci, że pewnego dnia
wielkie psy, papież i cesarz, by zawrzeć pokój, zdepczą ciała mniejszych psów,
które walczyły w ich służbie”.
„Sen
jest pismem i wiele pism jest tylko snami”.
„Nie
chcę karmić twojej dumy, sam już o to zadbasz”.
„Nie
usuniesz śmiechu, usuwając tę księgę”.
„Śmiech
wyzwala chłopa od strachu przed diabłem, ponieważ w święto szaleńców również
diabeł wydaje się szaleńcem, a więc można go kontrolować. Ale ta księga mogłaby
nauczyć, że wyzwolenie się od strachu przed diabłem jest mądrością”.
„Diabeł
nie jest zasadą materii, diabeł to zuchwałość ducha, to wiara bez uśmiechu, to
prawda, której nigdy nie ogarnia zwątpienie”.
„Była
to największa biblioteka świata chrześcijańskiego. Teraz zwycięstwo Antychrysta
jest naprawdę bliskie, gdyż żadna wiedza nie wzniesie przed nim zapory”.
„Antychryst
może zrodzić się z pobożności, z nadmiernej miłości do Boga lub prawdy, jak
kacerz rodzi się ze świętego, a opętany przez demona z jasnowidzącego. Lękaj
się Adso, proroków i tych, którzy gotowi są umrzeć za prawdę, gdyż zwykle wiodą
na śmierć wielu innych, często przed sobą, czasem zamiast siebie”.
„Lękał
się drugiej księgi Arystotelesa, gdyż być może naprawdę nauczała ona
zniekształcenia oblicza wszelkiej prawdy, byśmy nie stali się ofiarami naszych
własnych urojeń”.
„Niewykluczone,
że zadaniem tego, kto miłuje ludzi, jest wzbudzanie śmiechu z prawdy (…)”.
„Zachowałem
się jak człek uparty, idąc za pozorem ładu, kiedy powinienem był wiedzieć, iż
nie ma ładu we wszechświecie”.
„Tak
więc wolność Boga jest naszą zgubą, a przynajmniej zgubą naszej pychy”.
Prześladują nas dwie wizje średniowiecza, obie skrajnie
uproszczone. Jedna to wieki średnie jako czas ciemnoty, zabobonu i przemocy.
Druga – wyidealizowana – epoki zbudowanej przez etos rycerski i pieśni
trubadurów. Nie ma innej epoki tak powierzchownie i błędnie widzianej, tak
chętnie przywoływanej, gdy trzeba oskarżyć nieprzyjaciół o obskurantyzm i
zacofanie. Gdy politycy usiłują zamknąć nas w nacjonalistyczno-katolickim
skansenie, wołamy oburzeni „To powrót do średniowiecza!”, nie wiedząc, że późniejsze
epoki bywały nie mniej okrutne i obskuranckie.
To
właśnie w średniowieczu powstały pierwsze uniwersytety, które zapewniły ludziom
dostęp do edukacji. Chociaż początkowo nauczanie i życie naukowe prowadzone
było przede wszystkim w klasztorach, a uczniowie i mistrzowie należeli zawsze
do stanu duchownego, powstanie instytucji zapoczątkowało ideę powszechnego
nauczania. Nie sposób nie wspomnieć również o średniowiecznym wpływie na
geografię. To w końcu wikingowie jako pierwsi w XI wieku dotarli do Ameryki.
Marco Polo, wenecki kupiec i podróżnik, był pierwszym człowiekiem tzw. Zachodu,
który dotarł do Państwa Środka. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin,
przemierzając Jedwabny Szlak. W XI wieku znacznie wzrosła liczba ludności
Europy. Był to efekt rozwoju technologii i rolnictwa. Ponadto zmiany
klimatu w okresie średniowiecznego optimum klimatycznego umożliwiły wzrost
plonów i rozwój handlu. Średniowieczni uczeni wiedzieli, że muszą zmierzyć się
z nowymi wyzwaniami. Tym bardziej że sytuacja polityczna nierzadko była
napięta, co wiązało się również z rozwojem techniki wojennej. W średniowieczu
wynaleziono wiele wynalazków, które zmieniły ówczesny świat. To innowacje,
które często były napędem rozwoju społeczeństwa. Niektóre z nich – choć w
zmodernizowanej formie – znamy do dziś: zegar mechaniczny, okulary, prasa
drukarska, proch strzelniczy, witraże, kominek, korbowód, młyn wiatrowy,
busola, krosno tkackie, taczka, ster rufowy, podnośnik śrubowy, piec hutniczy,
peryskop.
Wiele już napisano na temat książki „Imię
Róży”, pierwszej powieści włoskiego powieściopisarza i semiotyka Umberto Eco,
wydanej w 1980 roku. Jednym z powodów jest jej zawiła i złożona fabuła;
historia, która przywodzi na myśl inne ustne i pisane opowieści z innych
kultur. Fabuła dzieje się w średniowieczu (XIV wiek) w opactwie, posiadającym
dużą i wspaniałą bibliotekę. Bohaterem powieści jest franciszkański mnich
Wilhelm z Baskerville, który podróżuje w towarzystwie swojego nowicjusza,
ucznia, i narratora książki, Adso. Wilhelm otrzymał polecenie udania się do
opactwa w celu rozwiązania sporu między papieżem Janem XXII a zakonem
franciszkanów. Jednak po przybyciu na miejsce musi zmierzyć się z serią
morderstw. Wykorzystując swoją wysoką inteligencję i racjonalny umysł,
Williamowi udaje się rozwikłać tajemnicę zbrodni. Choć książka obejmuje
niesłychanie wiele wątków, to kluczem do rozwiązania głównej zagadki tego
średniowiecznego kryminału jest śmiech, a ściślej nienawiść jednego z
kluczowych bohaterów do śmiechu, dowcipu i komedii. William jest przyjacielem
Ockhama, wielbicielem Bacona, wielbicielem Arystotelesa i wytrawnym praktykiem
analizy tomistycznej. Podobnie jak Dedalus Joyce'a w sławnym „Ulissesie”, bada
znaki i klamrę świata z otwartymi i zamkniętymi oczami; jego wizja jest tak
wyczerpująca – dosłownie i w przenośni – że w pewnym momencie przypomina
Sherlocka Holmesa. W trakcie śledztwa w sprawie zbrodni w opactwie i rozmów o
tajemniczej herezji poznajemy smak schyłkowego średniowiecza w południowej
Europie, w której teolodzy z jednej strony byli pod wpływem narzuconej nauki
tomistów - już dawno porzuconej jako możliwość jedynej interpretacji zawiłości
świata - a z drugiej strony, samego Tomasza z Akwinu podejrzewano, że był
zarozumiałym głupcem.
Jorge z Burgos to jeden z najstarszych braci w średniowiecznym, włoskim opactwie benedyktynów, w którym toczy się akcja powieści pt. „Imię Róży”, mentor i spowiednik pozostałych zakonników. Doskonale zna zasoby całej biblioteki – dumy opactwa, do której mają dostęp jedynie wybrańcy. Dlaczego to takie ważne? Biblioteka opactwa w 1327 roku, gdy toczy się akcja powieści, to największa i najbardziej zasobna biblioteka w całym chrześcijańskim świecie. Posiada wiele unikatowych dzieł. Szczególną uwagę zakonników przykuwa jedno z nich, do którego broni dostępu w bardzo zaskakujący sposób Jorge. To jedyny ocalały egzemplarz II części Poetyki Arystotelesa, poświęconej filozofii humoru. Jorge to śmiertelny wróg śmiechu i dowcipu. Uważa, że ich zło jest zakotwiczone w kłamstwie. Bowiem śmiech wywołuje głównie świat przedstawiony „na opak”, nieprawdziwie, niezgodnie ze stanem rzeczy. Jak powiada Jorge: „na opak w stosunku do tego, jakim być winien, jakim zawsze był i będzie na wieki wieków, aż do końca czasów”. Jego zdaniem śmiech burzy zastany porządek, oddala od myślenia o rzeczach doniosłych i ostatecznych, a koncentruje uwagę na nic nieznaczących błahostkach i błazenadach. Jest objawem ludzkiej pychy, która pcha ludzi w kierunku poszukiwania jakiejś nowej prawdy, zamiast przechowywania jednej, jedynej prawdy objawionej. Nadto śmiech wyzwala od strachu poprzez nabieranie dystansu do tego, co stanowi realne zagrożenie, jakimi są śmierć i potępienie. Tymczasem lęk przed śmiercią – zdaniem Jorge – jest „najmędrszym i najtkliwszym z darów Boskich”, który chroni nas przed zepsuciem i piekłem. Dlaczego Arystotelesowskie dzieło o śmiechu miałoby być niebezpieczne?
Jorge
chce ukryć przed światem wciąż jeszcze nieodkrytą księgę Arystotelesa, ponieważ
wszystkie dotąd poznane jego dzieła miały rewolucyjną moc. Zdaniem Jorge „każde
słowo Filozofa, na które przysięgają teraz nawet święci i papieże, obracało do
góry nogami obraz świata”. Podobnie w skrywanej przez Jorge księdze
Arystotelesa „wywraca się funkcję śmiechu, podnosi się go do rangi sztuki,
otwierają się przed nim bramy świata uczonych, czynią go swoim przedmiotem
filozofia i przewrotna teologia”. Jorge jest przekonany, że Arystotelesowskie
usprawiedliwienie tych – jak je określa – „marginalnych igraszek rozpętanej
wyobraźni” doprowadziłoby do podniesienia pozycji sztuki śmiechu i zastąpienia
retoryki przekonywania retoryką ośmieszania, co wywróciłoby całą dotychczasową
wiedzę do góry nogami. Więcej, sztuka ośmieszania – zaakceptowana i uznana za
szlachetne oręże retoryczne – mogłaby zostać skierowana ku dotąd uznawanym
świętościom, jak np. Bóg czy uniwersalne wartości, jak prawda, dobro, piękno.
Nie mielibyśmy wówczas żadnego oręża, by je przed bluźnierstwem i ośmieszeniem
obronić. Bo czymże ono mogłoby być? Jak odeprzeć kpinę?
Nie
mamy dostępu do II części Poetyki Arystotelesa. Nie wiemy nawet, czy
zaginęła, czy nigdy nie została przez Filozofa napisana. Możemy jednak na
podstawie tego, co czytamy w Etyce nikomachejskiej [1128ab] na temat
człowieka dowcipnego, wnioskować, że obawy Jorge były mocno przesadzone.
Wiadomo, że według Arystotelesa pośród wielu cnót szczególnie ważną rolę
pełniły cnoty umiarkowania i praktycznej mądrości – phronesis. Ich wagę
Filozof podkreśla w swojej doktrynie środka, według której cnota – nabyta i trwała
dyspozycja, dzięki której człowiek staje się dobry – znajduje się zawsze
pośrodku skrajności, jakimi są nadmiar i niedostatek. Tę średnią i zarazem
najwłaściwszą miarę określa phronesis. Człowiek dowcipny nie jest zatem
ani kpiarzem, ani prostakiem, którzy – jak pisze Arystoteles – „szukają za
każdą cenę tego, co śmieszne”, i nie wzbraniają się nawet przed szyderstwem ani
sensatem, całkiem pozbawionym zmysłu humoru i ogłady. Ludzie dowcipni umieją
żartować w sposób odpowiedni, tj. taktowny, tak by utrzymać się w granicach
przyzwoitości i nikogo nie dotknąć – czyli żartują „we właściwym czasie, z
właściwych przyczyn, wobec właściwych osób, we właściwym celu i we właściwy
sposób”. Arystoteles zauważa, że w języku greckim pojęciu „dowcipny” odpowiada
pojęcie eutrapelia, które swoim brzmieniem przypomina eutropos –
czyli „giętki”, to znaczy taki, który potrafi się odpowiednio dopasować. Nie
chodzi tu jednak o „giętkość” w znaczeniu przebiegłości czy sprytu,
polegających na umiejętności realizowania w każdej nadarzającej się sytuacji
swoich partykularnych interesów, lecz zważania na odczucia i emocje ludzi,
którzy stają się przedmiotem i świadkiem żartu.[1]
Jeśli mieliśmy romantyczne wyobrażenie o
względnej prostocie późnego średniowiecza, to Umberto Eco unowocześnia nasze
spojrzenie. Maluje czasy wielu papieży i wielu antychrystów, czasy, w których
człowiek wymieniał seksualne przysługi za dostęp do książek, czasy kiedy
papieski pałac w Awinionie kazał wystawić krucyfiksy z Jezusem przybitym jedną
tylko ręką, bo drugą trzyma sakiewkę zawieszoną u pasa, by wskazać, że On godzi
się na użycie pieniędzy dla celów religijnych. W czasach słabnącej wiary wszystkie
ręce rozpaczliwie sięgają po nadciągające cienie zwątpienia. W tamtych czasach
w wyobraźni istniały potwory: Cynocephali, którzy nie mogą powiedzieć słowa bez
szczekania... Blemyae, urodzeni bez głowy, z ustami w brzuchach i oczami w
ramionach... i te, których podeszwy są odwrócone tak, że podążając za nimi ich
śladami, dociera się zawsze do miejsca, z którego przyszli, a nigdy tam, dokąd
idą... Nie mniej zdumiewające jest to, że w nieistniejącym klasztorze znajdują
się ich odpowiedniki w strzeżonych relikwiarzach, na których widnieje „grot
włóczni, który przebił bok Zbawiciela!”, „pożółkły strzęp obrusu z ostatniej
wieczerzy", „kawałek betlejemskiego żłóbka", „piszczel św.
Małgorzaty”, „żebro św. Zofii”, „podbródek św. Eobanusa, „ząb Chrzciciela”,
„rózga Mojżesza”, „postrzępiony skrawek bardzo delikatnej koronki z sukni
ślubnej Maryi Dziewicy” – i wiele, wiele więcej. Później, we śnie Adsa podczas
„Dies Irae" w Tercji, świętość zostaje komicznie przemieniona w fantazje
seksualne „ogon świętej Morimondy, uterus [macicę] świętej Arundaliny,
kark świętej Burgozyny, wycyzelowany jak puchar…”. Sen narratora jest jednym z
najbogatszych w literaturze XX wieku, szalonym połączeniem Felliniego,
Fuentesa, Borgesa i Boscha. Interpretacja Williama pokazuje, że sen jego asystenta
był snem o książkach, snem o snach, o przeszłości i przyszłości nierozerwalnie
splecionych w wyobraźni – triumfem intertekstualności. I dostarcza klucza do
tajemniczych i oburzających zbrodni, które badają. Śledztwo kryminalne i
zgłębianie teologii i mentalności epoki przeplatają się z komiczną
wybuchowością języka przywodzącą na myśl Françoisa Rabelais'go, jak wtedy, gdy
na wpół obłąkany Salvatore rzuca Adso receptę: „Facilis. Weź el syr,
który nie będzie zbyt stary ani zbyt nasolony, i pokój na wąskie paski,
kwadraty albo sicut zechcesz. Et postea położysz odrobinę butierro
lub structo fresco a rechauffer sobre żar”.
O czym jeszcze jest „Imię róży”: o
niekończącej się walce tolerancyjnego humanizmu z integrystycznym
fundamentalizmem. Eco – filozof, historyk średniowiecza, semiolog, kpiarski
felietonista – umieścił się ze swoim intelektualnym bogactwem w ramach mistrzowsko
skonstruowanej, sensacyjnej fabuły o morderczym mnichu działającym w
benedyktyńskim opactwie. Ten na pozór historyczny kryminał rozgrywający się w
ciągu ostatniego tygodnia listopada 1327 r. jest w rzeczywistości kolejną
„czarodziejską górą”, na której dwóch wojowników prawdy: światły Wilhelm z
Baskerville i ślepy Jorge, toczy walkę o duszę niewinnego adepta poznania,
narratora powieści, Adsa z Melku. Wzajemne oddziaływanie między Adso i
Wilhelmem, podobnie jak w przypadku Don Kichota i Sancho Pansa, wciąga nas w
paradoksalny umysł czasów: delikatną, ale gruntowną mieszaninę racjonalizmu i
przesądów. Zgodnie z autorskim zamysłem, Adso – nawet wtedy, gdy jego prywatne
opinie sprzeciwiają się jeszcze nie narodzonej herezji: „Im jestem starszy i im
bardziej zdaję się na wolę Bożą, tym mniej cenię inteligencję, która chce
wiedzieć, i wolę, która chce czynić; a za jedyny element zbawienia uznaję
wiarę, która potrafi cierpliwie czekać, nie zadając zbyt wielu pytań”. Eco
tańczy na brzegach alegorii, nie tonie w jej bezsensownych wodach. Podczas gdy
jego bohaterowie spierają się o to, czy Chrystus posiadał własność, narracja
oferuje mrożący krew w żyłach wgląd w obyczaje, które sugerują te z naszych
czasów, kiedy Kościół Rzymski, mimo całego swojego ekumenizmu i podróżujących
po świecie papieży, nadal zaprzecza własnemu ślubowi ubóstwa.
Postmodernizm
wyzwolił pisarzy i czytelników z tyranii oryginalności. Skoro wszystko już
było, można wrócić do tego, co już napisane, przekształcając, cytując,
ironizując. I okazało się, że czytelnikom sprawia to przyjemność. Jednym, że w
Wilhelmie i Adsie odnajdą Sherlocka Holmesa i doktora Watsona; drugim, że tytuł
powieści odkryją w wersie poematu „De contemptu mundi” Bernarda z Morlay („Wczorajsza
róża istnieje tylko z imienia, imiona tylko puste zostały”); a
jeszcze inni doznają uciechy, dowiadując się, że bluźniercza parodia Biblii ze
snu Adsa to w istocie wczesnośredniowieczne dzieło anonimowego mnicha pt.
„Uczta Cypriana”. Ale główny dialog tej książki nie toczy się między ludźmi a
książkami, między książkami a książkami, i tylko poprzez te ostatnie, mężczyźni
z mężczyznami. Bohaterowie noszą w sobie iskierkę przedliterackiego świata, w
którym idee jeszcze się nie narodziły mając przed sobą bezpośredni kontakt z
rzeczywistością, z której te idee powstaną. William pozbawia Adso złudzeń co do
tej koncepcji, a Adso przyznaje się do kłamstwa: „Dotychczas myślałem, że
wszelka księga mówi o rzeczach, ludzkich albo Boskich, które są poza księgami.
Teraz zdałem sobie sprawę, że nierzadko księgi mówią o księgach albo jakby ze
sobą rozmawiają. W świetle tej refleksji biblioteka wydała mi się jeszcze
bardziej niepokojąca. Była więc miejscem długiego i wiekowego szeptania,
niedostrzegalnego dialogu między pergaminami, czymś żywym, schronieniem sił,
których ludzki umysł nie mógł opanować, skarbcem tajemnic pochodzących z
mnóstwa umysłów i żyjących po śmierci tych, którzy je wytworzyli albo uczynili
się ich pośrednikami”. Sam plan biblioteki jako labirynt, który odwzorowuje
mapę świata lub naszego umysłu symbolizuje meandry poznania. Wystarczy
napomknąć, że śmiech i komedia przechodzą od diabolicznego do humanistycznego
postrzegania rzeczywistości, a sam tytuł książki jest także grą słów. Prawdziwe
śledztwo opiera się na fałszywym schemacie, ponieważ popełniane morderstwa mają
na celu ukrycia komedii napisanej przez Arystotelesa. Sukces śledztwa jest
jednak powierzchowny. Przeciwnikowi Wilhelma, Jorgemu z Burgos udaje się
zniszczyć księgę, która mogła podważyć strukturę wszelkiej świętości. William
oskarża Jorgego o to, że jest szatanem: „Diabeł nie jest zasadą materii, diabeł
to zuchwałość ducha, to wiara bez uśmiechu, to prawda, której nigdy nie ogarnia
zwątpienie”.
Lektura
„Imienia róży” jako powieści współczesnej jest możliwa, ponieważ Eco połączył w
niej ogień i wodę, czyli „średniowiecze” z „oświeceniem”, konfrontując ze sobą
nie tyle epoki, ile dwa trwałe sposoby korzystania przez człowieka z rozumu i
wiedzy. Oba szukają prawdy, ale pierwszy uznaje, że już ją znalazł, i teraz
skupia się na zmuszaniu innych do uznania jej za swoją i jedyną. Drugi nie
wierzy w prawdę ostateczną, zadowala się więc pracą wprowadzania możliwie
największej racjonalności w ludzki świat, tak aby był on wyzbyty przemocy,
nietolerancji i niesprawiedliwości. W powieści ten drugi ponosi porażkę,
podobną do tej, jaka zagraża nam dziś. Klęska rozumu otwartego nie polega
wyłącznie na triumfie dogmatu, manipulacji i czystej przemocy. Porażkę przygotowuje
pycha oświeconego rozumu, który w zaślepieniu nie dostrzega ludzkiej
niezdolności do życia w ciągłym poszukiwaniu i poznawczym niepokoju. Ale tu, w
środku impasu, Eco proponuje rozumowi trzecie wyjście, które symbolizuje
najważniejszy przedmiot pragnień powieściowych bohaterów – mityczna druga
księga „Poetyki” Arystotelesa poświęcona komedii. Śmiech bowiem i jego funkcja
demaskowania obu rozumów to jeszcze jeden wielki temat „Imienia róży”.
Człowiek, który się śmieje, nie boi się. Człowiek rozumny, który śmieje się z
siebie, jest mędrcem. Prawda śmiejąca się z siebie – oto mądrość ostatnich
stron tej powieści wypowiedziana przez Mistrza tuż przed rozstaniem się z
uczniem: „Być może zadaniem tego, kto miłuje ludzi, jest wzbudzanie śmiechu z
prawdy, wzbudzanie śmiechu prawdy, gdyż jedyną prawdą jest zdobyć wiedzę, jak
wyzwalać się z niezdrowej namiętności do prawdy”.
Książka „Imię Róży” pokazuje czytelnikowi,
że rzeczywistość, z wyjątkiem wizji, jest już niedostępna; że liczy się tylko
wizja; że nie wszystkie prawdy są dla wszystkich ludzi: „Gdyż nie wszystkie
prawdy są dla wszystkich uszu, nie wszystkie kłamstwa mogą być rozpoznane jako
kłamstwa przez duszę pobożną (…)”. Dlatego Wilhelm przegląda zatrute strony
księgi w rękawiczce. Jest to symbol tego, że jeżeli nie jesteśmy przygotowani
do odkrywania prawd, to te prawdy mogą nam zaszkodzić. Natomiast Stanisław Lem
w eseju filozoficznym Literatura w świetle empirii (1988 r.) napisał:
„Każda powieść prawdziwa w głębokim sensie jest powieścią o czasie, w którym
ją napisano, a nie o czasie, w który została skierowana autorską decyzją”.
Odkryciem samego Eco, bo korzysta on (i nie kryje tego) z freudowskich i
późniejszych tradycji psychoanalitycznych, ale robi to niezwykle sugestywnie i
dyskretnie zarazem, nie nazywając często rzeczy po imieniu, równocześnie jednak
tak, iż czytelnik nie ma najmniejszych wątpliwości, że ma tu do czynienia z
jakże zręcznie przez bohaterów utworu zakamuflowanymi sublimacjami „nieczystych
popędów” – skrywanych pod postacią aktów strzelistych wiary niektórych
postaci, obok opisów rzeczywistych zdrożności grzesznych żądz, jakimi np. karmi
młodego bohatera i narratora powieści Eco, stary mnich Ubertino, przy okazji
kładąc mu rękę na kolanie, to na karku i czule przyciągając do siebie. A czy
Umberto Eco nie przestrzega nas współczesnych przed fanatyczną potrzebą
odkrywania prawdy za wszelką cenę, przecież jakby Wilhelm z Baskerville
wycofałby się z poszukiwania drugiego dzieła Arystotelesa, to nie spaliła by
się największa biblioteka ówczesnego świata chrześcijańskiego. „Zachowałem się
jak człek uparty, idąc za pozorem ładu, kiedy powinienem był wiedzieć, iż nie
ma ładu we wszechświecie” – powiada na końcu książki Wilhelm z Baskerville.
„Ponieważ
jest to historia ksiąg, nie zaś codziennych spraw, jej lektura może skłonić do
powtórzenia za wielkim naśladowcą z Kempis: «In omnibus requiem qaesivi, et
nusquam inveni nisi in angulo cum libro»”. (Wszędzie szukałem spokoju i
nigdzie nie znalazłem, jak tylko w kąciku z książką).
[1] „Filozofuj” - 7 marca 2019, Natasza
Szutta: „Czy Jorge słusznie obawiał się Arystotelesowskiej nauki o śmiechu?”.
(7 marca 2019)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz