„Nie ma powrotu”
Thomas Wolfe
Autor/
(ur.
3 października 1900, zm. 15 września 1938) – amerykański pisarz pierwszej
połowy XX wieku. Thomas Wolfe żył zaledwie 38 lat, odszedł jednak w opinii
geniusza i skandalisty (choć dla wrażliwości kończącej się pierwszej ćwierci
XXI wieku wydarzenia uznawane wówczas za skandaliczne mogą dziś nie budzić
takich emocji). Wolfe nie opublikował za życia żadnej powieści, choć pozostawił
po sobie ogromny zbiór rękopisów. Mimo, że niektórzy mieszkańcy jego rodzinnego
miasta Asheville nigdy nie wybaczyli mu prawd, które zawarł w swoich książkach,
w chwili śmierci był uznawany za największy talent literacki, jaki Karolina
Północna ofiarowała literaturze amerykańskiej. Jego powieści i zbiory opowiadań
wykraczają poza autobiografię, starając się – jak to ujął William Faulkner –
„umieścić całe doświadczenie ludzkiego serca na główce od szpilki”. Intensywny,
poetycki język i bogata symbolika, połączone z niezwykłą zdolnością do wnikania
w psychikę swoich bohaterów i nadawania im mocnych głosów, czynią jego
twórczość dziełem literackim wykraczającym poza typowe pamiętnikarstwo.
Tłumaczenie/
Maria
Skibniewska
Tytuł
oryginału/ en-us
You Can't Go Home Again
Tematyka/
Życie
głównego bohatera, George’a Webbera, ilustruje ponadczasową walkę o pogodzenie
przeszłości z teraźniejszością. Wolfe tworzy mistrzowskie portrety swojej
epoki, odsłaniając warstwy osobistych i zbiorowych doświadczeń. Czytelnicy są
świadkami rozwoju ludzkich poszukiwań w obliczu literackiej sławy i presji
społecznej. To coś więcej niż tylko refleksja nad fizycznymi domami zbudowanymi
z cementu i cegły – historia mierzy się z emocjonalnymi pejzażami ich
mieszkańców. Świadomość, do której dociera George, rezonuje z tymi, którzy
zmagają się ze zmianą i akceptacją. Narracja Wolfe’a oddaje poczucie, że choć
nie można wrócić do domu, można uznać jego trwały wpływ na swoje życie.
Prawdziwy dom często istnieje poza fizycznymi przestrzeniami, wyryty we
wspomnieniach, relacjach i opowieściach, które niesiemy ze sobą.
Główny
motyw/ George
Webber, utalentowany powieściopisarz, wraca do rodzinnego miasta po wydaniu
udanej książki. Jego dzieło, „Powrót w ojczyste góry”, odsłania niewygodne
prawdy o jego rodzinie i lokalnej społeczności. Po powrocie do Libya Hill
napotyka falę wrogości – przyjaciele i bliscy czują się zdradzeni przez jego
niepochlebny portret, ujawniający ich życie i emocje. George jest zszokowany
ich wściekłością i uświadamia sobie, że nie może już wrócić do domu. To
odkrycie staje się początkiem jego transformacyjnej podróży. Nieprzewidziane
skutki książki zmuszają George’a do szukania schronienia gdzie indziej. Jego
droga prowadzi go na tętniące życiem ulice Nowego Jorku, a potem do Paryża,
wśród niczym nieskrępowanych emigrantów. Kolejne doświadczenia zaprowadzą go do
Berlina, gdzie pod powierzchnią kryje się niepokojąca rzeczywistość. Niemcy,
pogrążone w cieniu wschodzącej potęgi Hitlera, stanowią wyraźny kontrast dla
romantyzmu przeszłości.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Czego właściwie nauczył się wówczas? Filozof osądziłby zapewne, że
George nie odkrył nic osobliwego, ale wedle zwykłej ludzkiej miary było to
niemałe odkrycie”.
„Większość kłopotów ściągał na siebie przez to, że w każdą sprawę
rzucał się na oślep jak w studnię”.
„Człowiek, który z ufnością czeka na spełnienie swych najśmielszych
marzeń, jest zawsze szczęśliwy”.
„Książki powstają zawsze we właściwym czasie”.
„Szukał prawdy na własny jedynie użytek, i to mu wystarczyło”.
„Ból i śmierć pozostaną zawsze takie same”.
„Ogarnął go niejasny niepokój, jak zwykle bywa, gdy człowiek nagle
uświadomi sobie wstrząsający fakt, że Czas odmienił coś, co znaliśmy od
urodzenia”.
„Tak, tak, kiedy człowiek się starzeje, w lipcu czuje się tak,
jakby to już był wrzesień”.
„Kto wie, może na swój skromny sposób ja także spełniam pożyteczne
zadanie: wyszumiałem za innych, bardziej czcigodnych obywateli…”.
„Myśląc o tym uświadomił sobie, że najbardziej na świecie bał się
bystrych krytycznych oczu i rzeczowego sądu tego miasteczka”.
„Wiedział tylko, że lata płyną jak woda, aż pewnego dnia człowiek
wraca do domu”.
„Ludzie kochają sukces, bo dla większości jest on równoznaczny ze
szczęściem, a niezależnie od postaci, jaką przybiera, odzwierciedla zazwyczaj
ich własne skryte marzenia”.
„Nic na świecie nie koi rozdrażnienia tak znakomicie jak świadomość
sukcesu”.
„Jakież by to jednak było niebo, gdyby nie istniało obok niego
piekło?”.
„Wszyscy szukają tej samej czarodziejskiej różdżki. Władzy, władzy,
władzy…”.
„Wszyscy dziennikarze lubią przesadę”.
„Było bowiem charakterystyczną cechą owej epoki, że ludzie widzieli
i czuli obłęd w otaczającym ich świecie, ale nie wspominali o tym ani słowem,
nie przyznawali się do tego nawet sami przed sobą”.
„W tym czasie życie okazało się zbyt krótkie, by w nim zmieścić
różne sprawy, którymi zajmowano się dawniej. Życie było doprawdy za krótkie,
żeby czytać książki liczące więcej niż dwieście stron”.
„Przyczyna jej występków – jak ongi czynu zacnego Brutusa – nie
tkwiła w gwiazdach, lecz w niej samej”.
„Jaka szkoda, że ludzie nie są ulepieni z mocnej gliny, lecz z
krwi, kości, szpiku, namiętności i uczuć! Jaka szkoda!”.
„Niezliczone drobniejsze płotki uprawiały salonowy komunizm,
kruszyły kopię o system jednolitych podatków lub wegetarianizm, nawet
apostołowały nudyzm, jako jedyną drogę zbawienia. Można by wyliczać bez końca
różne warianty ich losu, wszyscy jednak podobni byli do ślepca, usiłującego
wyobrazić sobie, jak wygląda słoń”.
„Chełpiący się czystością swej rasy goje rozmawiali z bogatymi
Żydami, dostojne matrony z diwami operetki, dama słynna z filantropii – z
niemniej słynną ladacznicą”.
„Godni byli litości w swym gniewie, gdy po raz pierwszy odkrywali,
że sztuka naśladuje życie, teraz stali się śmieszni nie mogąc zrozumieć, że
również życie naśladuje sztukę”.
„Tylko ludzie nie wiedząc o literaturze mogą dziwić się i gorszyć
odkrywając, jak powstaje dobra powieść”.
„Sztuki życia nauczał go wielce poważny >uniwersytet biedy<,
w interesach i sprawach bankowych kształcił się >w twardej szkole
doświadczenia< (…)”.
„Żaden znak na powierzchni życia nie usprawiedliwiał ponurych
plotek”.
„A jakby dla zabarwienia makabryczną ironią całego epizodu –
znalazł trupa człek ślepy”.
„To umarli, których nie pogrzebano jeszcze. Martwi od tak dawna, że
nawet nie pamiętają, czym jest życie. Lecz wiele nocy udręki musi przeminąć,
zanim połączą się z umarłymi pogrzebanymi w ziemi, tam, gdzie robak pełni
wiecznie swą straż”.
„Jest w życiu ludzkim rytm oceanu, są okresy przypływu i odpływu… I
gdy nadchodzi taki okres, nie ma rady, choćbyś nie wiem jak chciał, nie
wstrzymasz fali”.
„>Cokolwiek chcesz mieć – rzecze Bóg – weźmiesz, jeśli zapłacisz
cenę< - powiedział Emerson w świetnym eseju >O kompensacie<, którego
znajomość powinna obowiązywać ustawowo wszystkich obywateli amerykańskich”.
„Business jest bowiem najczystszą formą egotyzmu, samolubstwem
przeliczonym na dolary”.
„Być intelektualistą, znaczy, jak się zdaje, coś zupełnie innego
niż być inteligentnym”.
„-Co to jest prawda? Nic dziwnego, że drwiący Piłat odwrócił się i
odszedł. Bo prawda ma tysiąc twarzy. Jeśli pokazujesz tylko jedną spośród nich
– cała prawda umyka”.
„W innych epokach malarze, chcąc przedstawić na obrazie okropność
pustki, malowali pustynie, stepy lub nagie urwiska górskie, a wśród nich
człowieka dręczącego samotnością – proroka na pustyni, Eliasza karmionego przez
kruka na skale. Nowoczesny malarz znajdzie obraz najbardziej
przejmującego opuszczenia na ulicach każdego niemal wielkiego miasta w
niedzielne popołudnie”.
„Taki jest zatem człowiek, jednodniowa ćma, oszukana przez czas,
który jej wylicza krótkie godziny”.
„Człowiek kocha życie, a kochając życie nienawidzi śmierci i to
nadaje mu wielkość, godność i piękno, które trwa wiecznie”.
„I tak każdy z nich, nie zdając sobie z tego jasno sprawy, dokonał
aktu duchowej adopcji”.
„Co za czasy! Nie śmiem położyć się do łóżka, póki nie przeczytam
gazety. Nie mogę czekać na następne wydanie, świat zmienia się zbyt szybko,
wszystko płynie, historia bierze ostry zakręt między wieczornym a porannym
dziennikiem”.
„Poeta żyje i umiera, i jest nieśmiertelny. Ale dureń wszelkich
odcieni jest wieczny i nigdy nie umiera”.
„Kobiety lubią się modlić u ołtarzy sławy”
„Nie można w zetknięciu ze złem nadstawiać drugiego policzka, ale –
zdaniem George’a – nie wolno również odpowiadać fałszem na fałsz”.
„Braliśmy w owych czasach filozofię poważnie i każdy z nas miał
swoją własną”.
„Czy może człowiek nauczyć się czegokolwiek od swoich bliźnich,
póki nie dojrzał do tej nauki?”.
„Wyłaniał się z tych opowieści obraz powracającego mrocznego
średniowiecza, nie do wiary potworny, a przecież tak prawdziwy, jak prawdziwe
jest piekło, które ludzie ludziom stwarzają na ziemi”.
„Tak spadła jedna więcej łuska z moich oczu”.
„Ludzkość stworzona jest dla wieczności, lecz Człowiek Żyjący
stworzony jest dla dnia dzisiejszego”.
Wspaniała powieść Thomasa Wolfe'a, niedocenianego
klasyka XX wieku, „Nie ma powrotu” jest zarówno historią młodego pisarza, który
pragnie odcisnąć swoje piętno na świecie, jak i rozległym portretem Ameryki i
Europy od czasów Wielkiego Kryzysu przez lata poprzedzające II wojnę światową. Odkrywa
świat nękany niepewnością polityczną i stojący u progu transformacji, ale
odnajduje w sobie zdolność do stawienia im czoła z optymizmem i odnowioną
miłością do miejsca urodzenia. Bohater książki George Webber jest człowiekiem
odmienionym, ale pełnym nadziei, świadomym tego, że nigdy nie można w pełni
wrócić do domu, do rodziny, do dzieciństwa z dala od wszystkich waśni i
konfliktów na świecie. Powrót do domu, do starych form i systemów, rzeczy,
które kiedyś wydawały się wieczne, ale które cały czas się zmieniają. Lecz czy
Thomas Wolfe miał rację, że nie można wrócić do domu?
Któż z nas nie wracał myślami lub fizycznie do miejsc
swojego dzieciństwa, doświadczając smutku? Las, w którym z przyjaciółmi
wędrowaliśmy, bawiliśmy się i budowaliśmy forty, stał się centrum handlowym.
Polna droga, która była naszym torem wyścigów rowerowych, została wyrównana i
utwardzona na potrzeby trzypasmowej autostrady. Brzeg rzeki, z którego
łowiliśmy ryby, zabetonowano, przekształcając go w jezdnię. Po ostatniej
wizycie w miejscu mojego dzieciństwa odkryłem, że pozostało tam zaledwie kilka
pamiątek po dawnym mieście. Nawet one jednak wtopiły się w krajobraz
konsumpcji, fast foodów i wszystkiego, co wiąże się z niekontrolowanym
rozrostem współczesnych miast. Po wielu latach nieobecności miejsce, w którym
dorastałem, jest ledwo rozpoznawalne. Trudno nie popaść w nostalgię. Staram się
to mówić bez osądzania, ale nie potrafię sobie wyobrazić, bym teraz miał tam
spędzać dzieciństwo. Rozumiem jednak, że ludzie potrzebują przestrzeni do
życia, pracy i rozrywki. Trzeba budować nowe osiedla, modernizować infrastrukturę
i dostosowywać przestrzeń do potrzeb mieszkańców. Niemniej miejsce, które
kiedyś nazywałem domem, istnieje już tylko na mapach i w moich wspomnieniach.
Nie wszyscy jednak widzą to tak samo. To, co ja
postrzegam jako destrukcję, wielu ludzi uważa za postęp. Nowy sklep spożywczy
zastępujący las jest dla nich symbolem wygody. Poszerzone drogi oznaczają
szybszy dojazd do pracy, a nie zniszczenie tego, co kiedyś było częścią natury.
Podobnie jak miasta, zmieniają się także ludzie. Najlepsi przyjaciele pozostają
blisko, ale relacje oparte jedynie na bliskości geograficznej czy
okolicznościach powoli się rozluźniają. Wspólne zainteresowania, doświadczenia
i codzienność są tym, co podtrzymuje powierzchowne więzi. Gdy te elementy
znikają, dawne znajomości również ulegają rozmyciu.
Odkryłem jeszcze jedno zjawisko. Możesz wieść
najbardziej ekscytujące życie, ale jeśli inni nie znajdą sposobu, by to odnieść
do swojego świata, twoje przeżycia nie będą ich interesować – nawet bliskich
przyjaciół, którzy pozostali w „domu”. Zmiany, które wydają się tobie ważne,
dla innych są tylko marginalnymi ciekawostkami. Wiem, że dom, o którym myślę z
nostalgią, istniał tylko przez chwilę – a nawet wtedy tylko w mojej głowie.
Rodzinne miasto, które pamiętam, to kolaż scen skonstruowanych w wyobraźni, by
zakotwiczyć przeszłość. Współczesne oblicze tego miejsca nie ma już nic
wspólnego z moimi wspomnieniami. Dom to bardziej stan umysłu niż konkretna
lokalizacja. Zrozumiałem, że czepianie się przeszłości jest daremne. Gdy to
zaakceptujesz, dostrzeżesz zarówno wady swojego miejsca pochodzenia, jak i jego
potencjał. Czasami opuszczamy dom, a czasami dom opuszcza nas. Być może nie
można wrócić do tego, co było, ale można nauczyć się patrzeć na dawne miejsca z
nowej perspektywy. Mark Twain pisał: „Podróże zadają śmiertelny cios
uprzedzeniom, fanatyzmowi i parafiańszczyźnie (...). Ludzi i rzeczy nie
obejmiesz w całej ich odmienności, wegetując przez całe życie w jednym ziemskim
zakątku”. Te słowa przypominają, że wyjście poza „dom” może przynieść wiele
korzyści – nawet jeśli wiąże się z nostalgią za tym, co minęło.
Książka Thomasa Wolfe „Nie ma powrotu” rozpoczyna się
powrotem głównego bohatera George’a Webbera do Ameryki, „do ludzkiej gromady
stłoczonej na skale Manhattanu”. Wrócił do swojej miłości, a poczucie szczęścia
tworzyło mu wyrzut, gdyż pamiętał, że przed niespełna rokiem wyjechał w świat z
gniewem i rozpaczą w sercu, szukając ucieczki od tego właśnie, do czego wrócił.
Gdy przed rokiem powziął ową rozpaczliwą decyzję, pragnął nade wszystko uciec
od kobiety, którą kochał. Estera Jack była o wiele starsza od niego, miała męża
i dorosłą córkę. Ofiarowała George’owi miłość tak głęboką i wyłączną, że
wreszcie czuł się niejako schwytany w potrzask. Od tego chciał uciec i od
zawstydzających wspomnień o gwałtownych sprzeczkach z Esterą, a także o własnym
buncie, wzbierającym tym namiętniej, im bardziej ona starała się go zatrzymać.
Dlatego w końcu zerwał z nią i wyjechał do Europy. Wyjechał po to by zapomnieć
o Esterze, lecz przekonał się, że nie może wymazać jej z pamięci. Przez cały
czas o niej myślał. Jej obraz, zarumieniona, miła twarz, szczera dobroć,
niezaprzeczalny talent, wspomnienie przeżytych wspólnie godzin – wszystko to
żyło w nim, dręcząc pożądaniem i tęsknotą. W ucieczce przed miłością, która go
wszędzie ścigała, przewędrował obce kraje. „Nauczył się bowiem pewnych prawd,
które każdy człowiek musi odkryć na własną rękę, a doszedł do nich tak, jak
dochodzić trzeba: poprzez omyłki i ciężkie próby, poprzez igraszki wyobraźni i
złudzenia, poprzez fałsze i zasadzki własnej głupoty, błądząc, myląc się, postępując
nieraz jak idiota grzesząc egoizmem, ale wciąż marząc, wciąż z nadzieją w
sercu, z wiarą wśród rozterki”.
Przez cały czas pobytu za granicą odrzucał ze wstrętem wspomnienia o swoim rękopisie, o latach pracy, o bezsennych nocach, które nad nim spędził, o wielkich nadziejach, które dawały mu stale bodźce do działania. George przebywał w Europie bez mała dziesięć miesięcy, ale przez ten czas panna Scudder, jego agentka literacka, nie dawała znaku życia, co zdawało się potwierdzać jego najgorsze przeczucia. Jednak po powrocie do Ameryki panna Scudder oznajmiła, że wydawnictwo Rodney i Ska interesuje się jego rękopisem. Ale co właściwie znaczyło określenie „interesuje się”? George otrzymał od wydawcy czek na 500 dolarów, wydawnictwo przyjęło jego książkę, a czek stanowił zaliczkę na honorarium autorskie. George czuł się szczęśliwy jak nigdy w życiu. Zatytułował swoją książkę „Powrót w ojczyste góry” i zamieścił w niej wszystko, co wiedział o rodzinnym mieście w Libya Hill i o jego mieszkańcach. Kiedy książka została oddana do druku i gdy sprawa wymknęła mu się już z rąk, ogarnął go niepokój. Akcja książki była zmyślona, ale – jak w każdej uczciwej powieści – fikcja opierała się na prawdzie ludzkiego życia. Pewne osoby mogły w postaciach książki poznać siebie i się obrazić.
George pisząc książkę rozpamiętywał wszystkie lata
spędzone poza domem, lata wędrówek po tylu miastach i krajach. Pamiętał, że
wiele razy myślał o rodzinnym mieście z takim uczuciem napięcia, iż z
zamkniętymi oczyma widział dokładnie każdą jego ulicę, każdy dom i każdą twarz,
przypominał sobie dokładnie słowa, które tam słyszał, odróżniał każdą nić w
osnowie życia każdego mieszkańca. Lecz kiedy miał ujrzeć to wszystko znowu
podczas wizyty związanej ze śmiercią swojej ciotki Maw, która go wychowywała,
niemal żałował, że zdecydował się na powrót. Mógł przecież łatwo wymówić się
pracą, obowiązkami. Sentyment, jaki żywił do tego miejsca, wydawał mu się
całkowicie niedorzeczny. Czemuż to tęsknił do tych miejsc tak bardzo, czemu o
nich myślał tak dużo, czemu pamiętał je z tak olśniewającą dokładnością, jeśli
naprawdę nie miały wielkiego znaczenia, jeśli to miasteczko wśród odwiecznych
gór nie stanowiło jedynego domu, jaki posiadał na ziemi? Nie rozumiał tego.
Wiedział tylko, że lata płyną jak woda, aż pewnego dnia człowiek wraca do domu.
Odwiedziny w Libya Hill, o których marzył tylekroć
jako o powrocie do domu, a które wypadły tak zupełnie inaczej, niż sobie
układał, były w rzeczywistości pożegnaniem. Ostatnie więzy łączące go z
ojczystą ziemią zostały przecięte, wyjeżdżał po pogrzebie ciotki, by (sobie)
budować własne życie, jak musi je budować każdy człowiek: sam. W młodości,
patrząc na rozgwieżdżone niebo nocą, z uniesieniem, w porywie szlachetnego
zapału marzył, że ziści swoje sny i zgłębi najwznioślejsze idee wspólnie z
wielkimi ludźmi, czczonymi przez świat. A teraz, gdy sen mógł się spełnić, gdy
ci, którym zawsze z dala zazdrościł losu, otaczali go z bliska, dziś właśnie
wizja niesamolubnej wielkości rozsypała się w proch i wydawało mu się, że
„czarna noc niby przyczajony gad wypełnia jądro życia”. A więc zaczął zdawać
sobie sprawę, że nigdzie nie znajdzie posłuchu, ani wyrazu dla pewników, tak
jasnych w młodości, a tak dziś podważanych. Wszystko było tak inne, niż
przewidywał w młodzieńczej wyobraźni, że zapominając gdzie jest, George Webber
poczuł, że dostał się we władzę jakiejś tajemniczej i bezlitosnej potęgi, która
porywa go w niewiadomym kierunku, i że jest zdany na jej wyroki tak całkowicie,
jak „ślepa mucha przyklejona do obracającego się koła”. Ta tajemnicza siła
miała dopiero pokazać swoją moc po ukazaniu się jego książki „Powrót w ojczyste
góry”.
Powieść „Powrót w ojczyste góry” ukazała się w
pierwszych dniach listopada 1929 roku. Data, wskutek przypadkowego zbiegu
okoliczności – który tak często rozstrzyga o biegu spraw ludzkich i nieraz z
perspektywy lat wydaje się dziełem losu – przypadająca niemal dokładnie na
początek Wielkiej Depresji Amerykańskiej. Spadek akcji na giełdzie spowodował
falę strachu i życie nie było już takie jak przedtem. Zniknęło poczucie
bezpieczeństwa – trwoga i złowróżbne przeczucia unosiły się w powietrzu. W
takiej atmosferze sztucznego spokoju i okropnego lęku książka Webbera ukazała
się w księgarniach. Pisarz, jak każdy, musi korzystać z materiału, którym
rozporządza. Nie można przecież budować z tego, czego się nie ma. Toteż Webber
sięgnął do doświadczenia własnego życia. Napisał książkę o swoim rodzinnym
mieście, o krewnych i znajomych. Mówił o tych sprawach z brutalną
bezpośredniością, z realizmem nieczęsto spotykanym w powieściach. To właśnie
wywołało burzę. Mieszkańcy rodzinnego miasta, na których pochlebnej ocenie zależało
Webberowi bardziej niż na opinii całej reszty świata, przyjęli ją ze zdumieniem
i zgrozą. Nie znali oczywiście „Ulissesa” autorstwa Jamesa Joyce’a. Webber
natomiast nie znał ludzi. Zdawało mu się, że ich zna, ale to było złudzenie.
Nie wiedział, że co innego żyć między ludźmi, a co innego – pisać o nich.
Kilka tygodni po ukazaniu się książki George zaczął
otrzymywać listy – ale takie, jakich nie przewidział. Siedział w swym pokoju i
czytał je, głuchy na zgiełk miasta. Anonim pisany ołówkiem, na liniowej kartce
wyrwanej z bloku: „Zamordował pan i zniesławił wszystkich życzliwych. Niech się
pan tu nie śmie nigdy w życiu pokazywać. Umarłeś dla nas i nikt tu pana na oczy
widzieć nie chce. Nigdy nie pochwalałam prawa linczu, ale żebym zobaczyła, jak
ciebie, małpo, tłum wlecze po naszym rynku, tobym słowa nie pisnęła”. Na
pocztówce w zaklejonej kopercie: „Zabijemy cię, jeżeli kiedykolwiek tu wrócisz.
Wiesz kto”. Od starego przyjaciela: „Ukrzyżowałeś swoją rodzinę tak okrutnie,
że męka Chrystusa wydaje się łagodna w porównaniu z ich cierpieniem”. Listy w
rodzaju tego ostatniego bolały George’a najdotkliwiej. Takie listy budziły w
nim zwątpienie o własnej pracy i jej wynikach. A więc ludzie pewnego pokroju
sądzili, że chciał napisać jakąś encyklopedię pornografii, że lubował się w odgrzebywaniu
cuchnących sekretów miasta. Zrozumiał, że jego książka wydobyła na jaw
niepodejrzewane złoża uraz i złośliwości i pobudziła złe języki do obmowy.
„Ludzie, których sportretował w powieści, wili się jak ryby złowione na haczyk,
a inni oblizywali się z lubością na widok ich męki”. Ofiary tej rozpaczliwej
złośliwości niemal bez wyjątku szukały odwetu na nieszczęsnym autorze, uważając
go za jedynego sprawcę swej niedoli. Co dzień nadchodziły od nich listy, a
George, jakby znajdując jakąś przewrotną satysfakcję we własnym cierpieniu, jakby
chcąc przejąć na siebie cały palący wstyd, który naiwnie i bezwiednie ściągnął
na tych ludzi, czytał je i odczytywał po wielekroć każde gorzkie słowo tych
gorzkich listów, odrętwiały na ciele i duszy.
W całym tym nieszczęsnym przeżyciu tkwiła również
odrobina ponurego i okrutnego komizmu. Śmieszny nonsens polegał na tym, że
niemal wszystkie te listy przeklinały go za czyny, których nie popełnił, tylko
je opisał. Jeszcze bardziej groteskowa była zgryźliwa pochwała, przyznająca mu
właśnie tę zaletę, której zgoła nie posiadał. Niektórzy oskarżali go, że już
jako ośmioletni chłopiec kręcił się chyłkiem między ludźmi, napychając
kieszenie notatkami, nastawiając uszu, wytrzeszczając oczy, szpiegując, podchwytując
każde słowo, każdy uczynek, każdą wypowiedź cnotliwych mieszkańców, nic nie
podejrzewających.
Po czterech długich latach samotności na Brooklynie
George Webber doszedł do wniosku, że ma tego dość. W tym czasie wiele nauczył
się, zarówno o sobie, jak i o Ameryce, a jego pragnienie podróży ponownie się
wzmogło. Jego życie zawsze oscylowało między dwoma biegunami: osiadłą
samotnością a swobodną wędrówką, wieczną włóczęgą a powrotami do rodzinnej
ziemi. Może w cywilizacyjnie starszej Europie, gdzie życie ugruntowało się w
formach odziedziczonych przez stulecia, będzie mniej rozpraszających czynników,
odrywających go od pracy. Webber postanowił wyjechać do Anglii, by tam „rzucić
kotwicę, zatrzymać statek na spokojnych wodach” i ostatecznie ukończyć swoją
drugą książkę.
Jak się później okaże, jego podróż nie ograniczy się
jedynie do spacerów po ulicach Londynu, ale obejmie także Paryż i Berlin. To
właśnie w nazistowskich Niemczech Webber stanie się świadkiem brutalności
reżimu. Jego niejasne doświadczenia miały w sobie jakieś elementy komedii i
melodramatu, wszakże tylko pozornie. W rozdziale 43 zatytułowanym „Porwanie”,
George uświadamia sobie, że okrucieństwo, którego jest świadkiem, polega między
innymi na tym, iż państwo odmawia pasażerowi – współpodróżnemu Webbera w pociągu
do Paryża – prawa do przekroczenia granicy z powodu ograniczeń dotyczących
ilości przewożonych pieniędzy. Okazuje się, że mężczyzna jest Żydem, choć nie
zostaje on wymieniony z imienia (nazywany jest „małym człowieczkiem”), a od
samego początku przedstawiony jest w stereotypowy sposób. Tragedia wielkiego
germańskiego ducha, sprowadzonego na błędne i kręte drogi, objawiała się w
sposób bardziej jeszcze wstrząsający. Stopniowo dostrzegając i pojmując
prawdziwy stan rzeczy, George zadawał sobie pytanie, czy znajdzie się na
świecie człowiek dość nikczemny, by się cieszyć z tej tragedii i nienawidzić
narodu, który był ongi wielki, a pod rządami Hitlera stał się ofiarą
straszliwej zarazy. Przecież w dziedzinie kultury Niemcy były od osiemnastego
wieku czołowym nośnikiem kultury europejskiej. W twórczości Goethego
najwznioślej wyraził się duch świata, duch, nieuznający barier granicznych
odcinających państwa, przekonania, rasy i religijne wierzenia; duch, który
radował się z bogactwa spuścizny wspólnej dla całej ludzkości, nie pragnął tej
spuścizny opanować ani zagarnąć, lecz chciał w niej uczestniczyć i przyczyniać
się do jej dalszego wzbogacenia. Duch germański w sztuce, literaturze, muzyce,
naukach ścisłych i w filozofii rozwijał swoje działania po tej samej, nie
załamującej się nigdy linii – aż do roku 1936. George myślał, że nie ma na
całej kuli ziemskiej mężczyzny ani kobiety, którzy by się dzięki temu nie
wzbogacili w jakiś sposób.
Namiętny podziw Wolfe’a dla Niemiec sprawił, że jego
ostateczne przebudzenie nastąpiło w obliczu dewastacji ukochanego kraju przez
nazistowski reżim – było to dla niego szczególnie wstrząsające. Widząc to,
Wolfe zrewidował swoje uprzedzenia rasowe, a konfrontacja z totalitaryzmem
nazistowskim skłoniła go do przewartościowania własnej sztuki. Podczas swojej
ostatniej podróży do Niemiec zaczął zwracać większą uwagę na ruchy polityczne i
społeczne, choć nigdy nie był w stanie całkowicie uwolnić się od emocjonalnie
naładowanego natywizmu i przekonania, że biała rasa – zwłaszcza jej nordycki
odłam – jest lepsza od innych grup. Jeśli po konfrontacji ze złem nazizmu Wolfe
ambiwalentnie zbliżył się do świadomości społecznej, to jednocześnie niechętnie
oddalił się od swojego młodzieńczego romantyzmu. „Lecz pewne sprawy, które
dostrzegałem wokół mnie, tak mną wstrząsnęły, że ocknąłem się z odurzenia, w
jakim mnie pogrążały osobiste przeżycia”.
Jego bohater, George Webber, skupia się na własnych
przeżyciach, lecz nie potrafi przezwyciężyć głęboko zakorzenionego
romantycznego ducha, co wyraźnie ukazuje jego osobowość w książce „Nie ma
powrotu”. Pierwsze strony powieści ujawniają wewnętrzny konflikt Webbera, który
zmaga się z dychotomią rozumu i emocji, co wyznacza ramy dla zerwania
romantyzmu z Wiekiem Rozumu. Pragnąc opanować swoje uczucia, postanawia
spróbować narzucić im kontrolę intelektu, lecz szybko uświadamia sobie, że jego
serce przezwycięża rozsądne decyzje, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie
romansu z Esther Jack – fikcyjnym odpowiednikiem kochanki Wolfe’a, Aline
Bernstein. Webber nie potrafi zerwać tej relacji, ponieważ jego emocjonalna
więź z Esther pozostaje zbyt silna. Racjonalizuje, że istnieją powody, których
rozum nie pojmuje, a emocjonalny wzorzec życia, ukształtowany przez lata, nie
może zostać odrzucony tak łatwo, jak wyrzuca się „poobijany kapelusz lub zużyty
but”. Ten fragment tekstu odwołuje się do amerykańskiego romantyzmu, by
usprawiedliwić egzystencjalny brak celu bohatera. Powieść ostro krytykuje także
biurokrację i kapitalizm – obraz Wall Street oraz samą Esther Jack, kochankę
George’a, która nie docenia swojego znacznego bogactwa, rozważając je jedynie w
odniesieniu do 15% osób zarabiających więcej od niej, zamiast w kontekście 85%
zarabiających mniej. Narracja Wolfe'a jest również komentarzem do
amerykańskiego snu, ówczesnych warunków społeczno-ekonomicznych i przemiany
kulturowej, która dokonywała się w Ameryce. Krytykuje materializm i upadek
moralny, które dostrzega w społeczeństwie. Ostatecznie powieść „Nie ma powrotu”
opowiada o uznaniu zmiany za nieuniknioną część życia i zrozumieniu, że każde
doświadczenie, czy to pozytywne czy negatywne, przyczynia się do ubogacenia
ludzkiego życia, które jest podróżą w głąb siebie. Uświadomienie sobie przez
George'a Webbera, że nie może powrócić do swojej przeszłości, służy jako
metafora przemiany, jaką przechodzi każdy w ciągu swojego życia.
Powieść pozostaje przejmującą eksploracją
amerykańskiego ducha, roli artysty w społeczeństwie oraz uniwersalnego
poszukiwania sensu i więzi. Na wpół autobiograficzne dzieło Wolfe'a nadal
rezonuje z czytelnikami, którzy zmagają się z własnymi pojęciami domu,
tożsamości i upływu czasu. Nie ma powrotu. W pewnym sensie zdanie to jest sumą
wszystkiego, czego człowiek w ciągu całego życia się uczy. Bo nie ma powrotu do
ulubionych zakątków, do rodziny, do dzieciństwa, do romantycznej miłości, do
młodzieńczych marzeń, do własnych niedojrzałych wyobrażeń, nie ma powrotu do
starych form i starego porządku rzeczy, który niegdyś zdawał się niewzruszony,
lecz który w rzeczywistości wciąż się zmienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz