„Smuga cienia”
Joseph
Conrad
Autor/ właściwie
Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz (ur. 3 grudnia 1857 w Berdyczowie, zm.
3 sierpnia 1924 w Bishopsbourne) – pisarz i publicysta
angielski pochodzenia polskiego.
Tłumaczenie/ Jan Józef
Szczepański
Tematyka/ Powieść
Conrada przedstawia problem konfrontacji jednostki ze wspólnotą. Pokazuje
bolesny proces przechodzenia od młodości ku dojrzałości, przekraczania
symbolicznej „smugi cienia”, poza którą nic nie jest już tak oczywiste i pewne.
Główny motyw/ Akcja
powieści, jak większości utworów Conrada, rozgrywa się na Oceanie Indyjskim i
jest inspirowana osobistymi doświadczeniami autora. Po śmierci kapitana
dowodzenie nad statkiem obejmuje młody oficer brytyjskiej marynarki handlowej.
Epidemia febry, która wybucha na pokładzie, zmusza bohatera do przekroczenia
symbolicznej smugi cienia, poza którą nie ma łatwych odpowiedzi i oczywistych
decyzji. Musi zadać sobie pytania o odpowiedzialność człowieka w obliczu
zagrożenia, o granicę pomiędzy dobrem a złem, o cenę honoru i znaczenie
ludzkiej solidarności.
Cytat
z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Czasami ciekawość
bywa uczuciem bardzo gwałtownym”.
„Atmosfera urzędowości zdolna jest zdusić każdy powiew
zapału, przygnieść papierem i zalać atramentem zarówno nadzieję, jak lęk”.
„[…] nie ma na świecie człowieka, który nie byłby trochę
zwariowany”.
„Ludzie cenią sobie ogromnie pożytki doświadczenia. Ale w
praktyce doświadczenie oznacza zawsze coś przykrego- przeciwieństwo uroku i
niewinności złudzeń”.
„Nigdy nie należy niczego uważać za rzecz pewną”.
„Chodzi o to, że w niczym w życiu nie należy przesadzać. Ani
z dobrym, ani ze złym”.
„Człowiek powinien umieć sprostać złemu losowi i własnym
błędom, swojemu sumieniu i w ogóle tego rodzaju rzeczom”.
W roku 1895,
mając 37 lat, Joseph Conrad wydał swoją pierwszą książkę. Można powiedzieć, że
pojawił się w literaturze angielskiej jak „meteor”. Nie miał wcześniejszych
publikacji ani młodzieżowej twórczości. Od razu został uznany za wybitnego
pisarza przez takich ludzi jak Wells, Henry James, Galsworthy i Edward Garnett,
którzy rozpoznali w nim mistrza. W swojej twórczości poruszał nowe wątki
tematyczne, inne niż poruszali ówcześni pisarze. W przeciwieństwie do takich
pisarzy, jak Proust, który analizował i mógł wyjaśnić źródła swojej twórczości,
Conrad pozostawał nieświadomy sił, które uczyniły go pisarzem.
Czy psychoanalityczne
rozumowanie może rzucić jakieś światło na tę dziwną transformację zawodowego
marynarza w wybitnego pisarza? Dwa lata poprzedzające początek jego pisarstwa
było naznaczone niepokojem i depresją. Wtedy Conrad zdobył uprawnienia
kapitana, ale nie mógł znaleźć posady. Spędził miesiące w Amsterdamie, czekając
na angaż. Conrad chorował i z tego powodu wielokrotnie był zmuszony rezygnować
z zatrudnienia na dobrych statkach. Innym razem, jak pisze w jednym z listów,
stracił dobrą posadę pierwszego oficera przez zwyczajne znużenie. Ostatecznie w
roku 1889 w Bangkoku pierwszy raz objął dowództwo na statku o nazwie „Otago”.
Na tym statku, po raz pierwszy pełniąc funkcję kapitana, zaczął pisać. Ogarnęła
go wtedy obsesja wyjazdu do Afryki. Dla Josepha Conrada „doświadczenie” Afryki
było dewastujące. Brutalność, jawny wyzysk, okropności wstrząsnęły nim do
głębi. Ponadto trawiła go depresja i niezdiagnozowana choroba. Co do niego
niepodobne powrócił do Europy, chory i „rozbity”. Był przygnębiony i pełen
obrzydzenia do siebie i swojego ciała. W roku 1894 zmarł wuj pisarza Tadeusz
Bobrowski, który przez wiele lat był jego opiekunem.
Dlatego przywołałem kilka
szczegółów z życia Conrada, gdyż myślę w ślad za wieloma psychoanalitykami, że
przeżycia, na których oparte są jego trzy opowiadania, rzucają światło na
psychiczną strukturę będącą źródłem jego twórczości. „Tajemny wspólnik” i „Smuga
cienia” opowiadają historię młodych ludzi obejmujących po raz pierwszy
dowództwo- to okres życia, gdy Conrad rozpoczął także pisanie. Trzecia powieść „Jądro ciemności”, odzwierciedla jego
doświadczenia z Konga. W tych utworach, szczególnie w napisanym, jako ostatni i
najbardziej dojrzałym w „Smudze cienia”, autor
opisuje swój kryzys wieku średniego oraz sytuację emocjonalną, która pobudziła
go do tworzenia. Elliot Jaques kanadyjski psycholog daje żywy opis przejścia z
wczesnej młodości, do późnej młodości i dojrzałości: „ W wieku około 37 lat osiągamy środek życia, połowę jego przeciętnego
trwania (70 lat). To jest jak dotarcie na wierzchołek wzgórza. Do tego czasu
człowiek się wspina. I nieoczekiwanie, na stoku, zdajemy sobie sprawę, że
jesteśmy już poza szczytem i rozpoczęliśmy zstępowanie ku śmierci”.
W połowie życia musimy wejść
na szczyt. W tym czasie jesteśmy zwykle zmuszeni stawić czoła śmierci naszych
rodziców (Conradowi zmarł wuj opiekun) i osobiście wziąć na siebie wszystkie
rodzicielskie obowiązki (w przypadku Conrada-pierwsze dowództwo, objęcie
funkcji kapitana statku). Musimy także stawić czoła perspektywie własnej
śmierci. Jest paradoksem, że ledwie się znajdziemy w kwiecie wieku, wkroczymy w
okres spełnienia, a już rozkwit i spełnienie są poza nami. Śmierć pojawia się
na horyzoncie. Jak poradzić sobie z tym paradoksem, zależy od stanu naszego
świata wewnętrznego i zakresu, w jakim udało nam się „przepracować lęki”
prześladowcze i depresyjne. Jeśli nie zostały one dostatecznie przepracowane,
pojęcie śmierci nasyca się paranoidalno-schizoidalnym lękiem przed fragmentacją
i prześladowaniem, a wtedy nie można stawić czoła perspektywie śmierci. Wiek
średni uaktywnia ponownie te problemy, które kiedyś nie zostały wystarczająco
rozwiązane. Kryzys wieku średniego oznacza pożegnanie z dzieciństwem i
młodością, trzeba ponownie przepracować lęki depresyjne i stanąć realistycznie
wobec perspektywy własnej śmierci.
„Smuga cienia” Josepha Conrada jest – według psychoanalityków-
najbardziej zadziwiającym opisem kryzysu wieku średniego. Powstała w 1916 roku,
kiedy syn Conrada był we Flandrii, i jest zadedykowana: „Borysowi i wszystkim, którzy jak on przekroczyli we wczesnej młodości
granicę cienia swej generacji”. Opowiadanie to opiera się jednak na
doświadczeniach Conrada z czasu, kiedy on sam przekroczył smugę cienia,
obejmując w Bangkoku w wieku 32 lat po raz pierwszy dowództwo statku. Zdania
otwierające tę opowieść brzmią: „Tylko
młodzi przeżywają takie chwile. Nie mówię o bardzo młodych. Nie. Bardzo młodzi
właściwie nie przeżywają żadnych chwil. Przywilejem wczesnej młodości jest
wyprzedzanie własnych dni w całej pięknej ciągłości nadziei, która nie zna ani
przerw, ani samowiedzy”. Narrator, jak sam Conrad, rzuca posadę bez
istotnej przyczyny, z powodu zwykłej zawiści. Ale to zniechęcenie nie jest
prawdziwą depresją. Typowe dla niego jest złudzenie, poczucie jałowości,
drażliwość. Młody człowiek nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, jak głęboka jest
jego depresja. Stan jego ducha przypomina obraz marynistyczny, na którym morze
jest płaską, szarawą ciszą, i nic nie zapowiada tkwiących głębiej
niebezpieczeństw i grozy. Poczucie bezsensu i daremności łączy się z pogardą
wobec innych. Wszyscy bohaterowie opowieści są ukazani z niechęcią i
lekceważeniem. Osoby przychylne, jak kapitan Giles, który chce pomóc
narratorowi w objęciu dowództwa statku, są opisane z pełnym zakłopotania
brakiem zrozumienia. W tym stanie zawieszony młody człowiek rozważa porzucenie
pracy marynarza i powrót do domu. Wówczas z pomocą kapitana Gilesa dostaje
posadę kapitana statku w Bangkoku. Uniesienie zajmuje miejsce depresji. Lecz
bohater wcale nie jest bliższy rozumienia siebie ani innych. Bierze odwet na
Ochmistrzu, który poprzez kradzież listu usiłował odebrać mu szansę na tę
posadę, pozwalając mu wierzyć, że złożył na niego skargę, choć w rzeczywistości
tego nie zrobił. Gdy kapitan Giles usiłuje bronić Ochmistrza, młody człowiek
mówi ze wzgardą: „Nie umarłby ze
strachu”. A kiedy kapitan Giles oświadcza, że można umrzeć z
przedawkowania, młody człowiek tego nie rozumie. Samobójstwo i rozpacz są poza
zakresem jego pojmowania.
Początkowo obejmuje dowództwo
uskrzydlony młodzieńczym entuzjazmem i idealizacją. Zakochuje się w swoim
statku od pierwszego wejrzenia. Siedząc w salonie, myśli o dziedzictwie
kapitanów, którzy siadywali w tym samym fotelu. Jednak powoli przychodzi
rozczarowanie. Kapitan spotyka pierwszego oficera, Burnsa, który opowiada mu
okropności o zmarłym poprzedniku- ostatnim kapitanie, który jego zdaniem uległ
bezgranicznej rozpaczy i zmarł obłąkany, przeklinając statek. Burns jest
przekonany, że zły duch zmarłego chce zniszczyć statek i jego załogę. Natomiast
młody kapitan uświadamia sobie, że Burns sam chciał objąć dowództwo statku.
Podczas długiego oczekiwania, gdy trwa załadunek w dusznym porcie w Bangkoku,
ludzie stopniowo zapadają na malarię, Burns także. Dowództwo zaczyna ciążyć
młodemu kapitanowi, ale jeszcze wierzy, że skoro ruszą w drogę, świeży morski
wiatr zmiecie zarazę. Jednak to też jest złudzenie. Kiedy statek wypływa w
morze, „zabiera chorobę ze sobą”, a morze zamiera na 18 dni. Gorączka powala
ludzi jednego po drugim, część z nich umiera. Burns uważa, że skoro ciało
poprzedniego kapitana pochowano w morzu na szerokości 80
20’, to oni
muszą stoczyć walkę z jego złym duchem na tej właśnie szerokości.
Młody kapitan traci wszelką
nadzieję, gdy odkrywa, że fiolki z rzekomą chininą zawierają jedynie piasek.
Poprzedni kapitan musiał je sprzedać. Przeżywa rozpacz i poczucie winy. Powinien
był sprawdzić lek przed rozpoczęciem rejsu. Mężnie staje wobec swojej załogi,
biorąc na siebie odpowiedzialność. Ku swojemu zdumieniu nie spotyka się z
gniewem, lecz ze zrozumieniem i pomocą. Chorzy i umierający ludzie robią
wszystko, co w ich mocy, by nadal pracować. Ale w końcu zostaje tylko dwóch
niedotkniętych malarią- kapitan i jego niezwykły sobowtór, steward Ransome.
Ransome jest zawsze na miejscu, zawsze pomocny. Lecz ma chore serce. Jest
przedstawiony, jako idealna postać, ale jest w nim także coś niesamowitego.
Świadomość, że nosi w sobie śmierć, wytwarza wokół niego aurę tajemniczego
niepokoju. Będąc w otchłani rozpaczy, kapitan zaczyna pisać pamiętnik. Po 18
dniach mijają w sztormie fatalną szerokość 80 20’, wtedy
przychodzi wiatr i w końcu statek może płynąć do Singapuru. Rytuał przejścia
został dokonany. W Singapurze kapitan wraca do punktu rozpoczęcia wyprawy, ale
jest już innym człowiekiem. Czuje się stary. Przekroczył linię cienia.
W książce „Smuga cienia” bohater staje wobec
grozy, destrukcji, swych upiorów, swojej winy i wobec rozpaczy. Ociera się
także o szaleństwo i śmierć. Ale podtrzymywany wzajemnym zaufaniem między nim a
załogą oraz wziąwszy na siebie osobistą odpowiedzialność, zaczyna przeżywać
świat jak dojrzały człowiek, a nie młodzieniec. W apogeum swojej rozpaczy
kapitan zaczyna pisać pamiętnik. Nie ulega grozie. Według słynnej
psychoanalityk Hanny Segal Joseph Conrad, który miał traumatyczne dzieciństwo i
dźwigał w sercu ciężką depresję, stanął na rozdrożu w swoim kryzysie wieku średniego.
Aż do początków trzydziestki mógł, mimo poważnej próby samobójczej we wczesnej młodości,
dawać sobie radę z depresją dzięki młodzieńczemu romantyzmowi, niebezpiecznym
przygodom, działaniu oraz idealizacji statków, morza oraz, co ciekawe
brytyjskiej marynarki handlowej. Gdy osiągnął kryzys wieku średniego, te obrony
zaczęły zawodzić i owładnęło nim „zniechęcenie późnej młodości”. Aktywność
zewnętrzna nie mogła już wystarczyć. Musiał zajrzeć w głąb siebie, dojść do
porozumienia ze swoim światem wewnętrznym i podjąć próbę jego rekonstrukcji.
Musiał stanąć wobec jądra ciemności, swoich destrukcyjnych, morderczych i
samobójczych impulsów, wobec destrukcji swego wewnętrznego świata. Miłość
dawana i przyjmowana, odwaga i poczucie odpowiedzialności dały mu nieco nadziei
na wyjście z cienia.
Stanąwszy wobec kryzysu wieku
średniego, Conrad musiał albo ulec szaleństwu lub śmierci, albo podjąć- w
procesie pisania- heroiczną próbę rekonstrukcji swojego świata wewnętrznego.
Nie każdy zauważa moment przekroczenia swojej „smugi cienia” owej granicy. Dla
jednego jest to matura lub jakiś inny egzamin, dla innego podjęcie pracy
zawodowej, małżeństwo, opuszczenie rodzinnego domu. W każdym wypadku przejście
przez „smugę cienia” oznacza podjęcie odpowiedzialności.