01 lutego 2025

Cmentarz w Pradze

 

„Cmentarz w Pradze”

Umberto Eco

Autor/ Umberto Eco urodził się 5 stycznia 1932 roku w Alessandrii w Piemoncie. Ukończył studia filozoficzne na uniwersytecie w Turynie. Tematem jego pracy magisterskiej była twórczość Tomasza z Akwinu. Do końca życia pozostał wierny mediewistycznym zainteresowaniom z młodości. W średniowieczu widział korzenie europejskiej cywilizacji, dostrzegalne jeszcze we współczesnych czasach. Na przełomie lat 50. i 60. zaczął wykładać na włoskich uniwersytetach. Zajął się badaniami nad semiologią, czyli nauką o znakach i przekazywaniu treści, które kontynuował przez następne lata. Połączenie kultury popularnej i wysokiej stało się znakiem rozpoznawczym Umberto Eco. W trakcie pracy na Uniwersytecie Bolońskim prowadził zajęcia z teorii mediów i komunikacji. Potrafił łączyć historię filozofii z komiksem, którego był znawcą. Uważam, że Eco przejdzie do historii przede wszystkim jako badacz kultury masowej. Jego krytyczny ogląd dawał świetne efekty. Zmarł w 2016 roku w Mediolanie.

Tłumaczenie/ Krzysztof Żaboklicki

Tytuł oryginału/ it Il cimitero di Praga

Tematyka/ Kto właściwie rządzi światem? Kto stoi za wydarzeniami z pozoru przypadkowymi i teoretycznie mieszczącymi się w ramach zasad prawdopodobieństwa? Kto naprawdę decyduje o losach ludzkości? Podobne pytania można mnożyć właściwie bez ograniczeń: odkrywać spiski, ukryte związki, układy, zależności i grupy trzymające władzę, o których istnieniu wie jedynie wąskie grono wtajemniczonych. Albo wszyscy wiedzą. Można też zacząć z innej strony: skąd się bierze nienawiść? Jaka jest geneza fobii? Czy na przykład u podstaw antysemityzmu leżą jakieś fundamentalne przewinienia Żydów? A może samo zadanie takiego pytania jest w gruncie rzeczy przejawem antysemityzmu właśnie, bo zakłada istnienie powodu nienawiści, która jest całkowicie irracjonalna?

Główny motyw/ Akcja powieści rozpoczyna się w Turynie, gdzie Simonini przychodzi na świat i spędza samotne dzieciństwo głównie w towarzystwie dziadka, który nienawidzi Żydów. Po jego śmierci zostaje notariuszem, specjalizującym się w fałszowaniu dokumentów. Dość wcześnie nawiązuje współpracę z tajnymi służbami Królestwa Piemontu, w 1860 roku zostaje wydelegowany na Sycylię jako ich wysłannik, aby wziąć udział w Wyprawie Tysiąca Garibaldiego. W 1861 trafia do Paryża, gdzie również pracuje na rzecz tajnej policji. Nie śledzimy losów Simoniniego bezpośrednio, lecz dzięki retrospekcjom zawartym w dzienniku, który zaczął pisać w marcu 1897, starając się odpowiedzieć (sobie) na pytanie (o to,) kim właściwie jest. Narracja prowadzona jest z trzech perspektyw: samego Simoniniego, jego alter ego – księdza Dalla Piccoli, oraz Narratora zaglądającego im obu przez ramię i starającego się wyjaśnić przynajmniej najważniejsze wątki coraz bardziej zawikłanej opowieści.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Kogo kocham? Nie przypominam sobie w ogóle kochanych twarzy. Wiem, że kocham dobrą kuchnię. (…) Kogo nienawidzę? Żydów, chciałoby mi się powiedzieć”.

„Żydzi wychodzą z założenia, że dobro ma się urzeczywistniać tutaj, nie w życiu pozagrobowym”.

„Kto to powiedział, że nadużywali [Niemcy] dwóch najważniejszych europejskich narkotyków - alkoholu i chrześcijaństwa?”.

„Powtarzają [księża], że ich królestwo nie jest z tego świata, ale zgarniają, co się da”.

„(…) religia jest także kokainą narodów, ponieważ pchała i pcha do wojen, do rzezi niewiernych. Dotyczy, to chrześcijan, muzułmanów i innych bałwochwalców”.

„Ludzie nigdy nie czynią zła w tak szerokim zakresie i z takim zapałem jak wtedy, gdy robią to z przekonań religijnych”.

Odi ergo sum - nienawidzę, więc jestem”.

„Boga znała tylko stąd, że wokół niej bezustannie Go przeklinano”.

„Pomijając jednak przyjemność czerpaną z kawy i czekolady, dużą satysfakcję sprawiało mi to, że występowałem jako ktoś inny”.

„(…) nikt nie myśli, że jego niepowodzenia mogą być spowodowane własną miernotą, musi znaleźć winnego”.

„Ludzie wierzą jedynie w to, co już wiedzą, i na tym polega piękno Uniwersalnej Formuły Spisku”.

„(…) fanatycy to najgorsza hołota, bo przez nich, upajających się mętnymi hasłami, wybuchają wojny i rewolucje”.

„Proroctwo było więc tym bardziej wstrząsające, że kiedy książka trafiła do czytelników, zmieniło się już w rzeczywistość”.

„Są tacy ludzie: zamiast dziękować losowi, że pozwala im się cieszyć wyśmienitymi sorbetami i towarzystwem pięknych dam, pragną, aby kolejne kule dziurawiły im płaszcze”.

„Wojna to najbardziej skuteczne i najbardziej naturalne rozwiązanie, jakiego można zapragnąć, jeśli chce się ograniczyć wzrost liczby ludzkich istot”.

„Te damy kameliowe hołdują następującej zasadzie: nie wolno mieć serca, ani wrażliwości, ani wdzięczności, trzeba tylko umieć wykorzystać impotentów, którzy płacą im wyłącznie za to, że wystawiają je na pokaz w swojej loży w Operze. Cóż to za wstrętna płeć!”.

„Niech pan wie, że kontrolować sektę wywrotową można tylko w jeden sposób: stając na jej czele lub przynajmniej mając na swej liście płac głównych przywódców”.

„Nie wykrywa się machinacji wrogów państwa jedynie dzięki pomocy bożej Opatrzności”.

„Upatrywanie w sobie niezbędnego elementu porządku wszechświata jest dla nas, ludzi oczytanych, tym, czym dla analfabetów jest przesąd. Nie zmienia się świata za pomocą idei”.

„Czy można nazwać głupcem tego, kto należycie dba o swoje interesy? Głupcem jestem ja, który chciałem walczyć z wiatrakami”.

„Więzienia są i po to, aby porządni ludzie, nie narażając się na ryzyko, mogli pójść do restauracji”.

„Powiedział mi pan kiedyś, że na dziesięciu członków tajnego stowarzyszenia trzech to nasi szpiedzy, sześciu to głupcy, a jeden to człowiek niebezpieczny”.

„Zacni ludzie, ale czy można brać serio proroka głoszącego, że w odrodzonym świecie oceany wypełni lemoniada, w Warszawie wyrosną pomarańcze, ludzie będą mieli ogony, a kazirodztwo i homoseksualizm zostaną uznane za najbardziej naturalne skłonności człowieka?”.

„Po co pisać książkę i narażać się na więzienie, skoro ci, którzy książki czytają, są i tak z natury republikanami, a zwolennicy dyktatora to niepiśmienni chłopi, którym przyznano prawo wyborcze z bożej łaski?”.

„To [Biblia] historia kazirodztw, rzezi i okrutnych wojen; zwycięża się tam tylko zdradą i oszustwem, królowie każą mordować mężów, żeby zawładnąć ich żonami, a kobiety uchodzące za święte kładą się w łożach nieprzyjacielskich wodzów, żeby potem ucinać im głowy”.

„Żeby kogoś nienawidzić, nie potrzeba wcale mówić jego językiem”.

„Złoto to pierwsza potęga na tym świecie, drugą jest prasa”.

„Zawsze tak jest – jeśli ci się nie powiedzie, szukasz kogoś, aby oskarżyć go, usprawiedliwić własne niedołęstwo”.

„Ludzi cechuje przede wszystkim to, że gotowi są we wszystko uwierzyć. No bo czyż Kościół przetrwałby prawie dwa tysiące lat, gdyby nie powszechna łatwowierność?”.

„W gruncie rzeczy księży stworzono z myślą o tym, aby ludzie się nawracali i wyznawali im swoją mętną przeszłość”.

„Mistyczka to histeryczka, która zetknęła się ze spowiednikiem, nie lekarzem”.

„Kapitalizm z własnych trzewi rodzi swojego grabarza – proletariat (…)”.

„Ktoś powiedział, że patriotyzm to ostatnie schronienie łajdaków; ludzie bez zasad moralnych owijają się zwykle sztandarem, a bękarty powołują się zawsze na czystość swej rasy”.

„Nie kocha się kogoś przez całe życie, to nadzieja niemożliwa do spełnienia, rodzą się z niej cudzołóstwa, matkobójstwo, zdrada przyjaciół…”.

„Aryjczykiem rządzi miłość do transcendencji, to syn ideału. Bóg chrześcijan jest wysoko na niebie, bóg Żydów ukazuje się czasem na jakiejś górze, czasem w jakimś krzaku, nigdy wyżej”.

„Ktoś powiedział zresztą, że wszyscy rewolucjoniści stają się z wiekiem obrońcami tronu i ołtarza”.

„Cmentarz w Pradze” Umberto Eco to powieść, która z niezwykłą precyzją i głębią analizuje mechanizmy tworzenia i rozpowszechniania spiskowych teorii. Główny bohater, kapitan Simonini, jest cynicznym fałszerzem dokumentów i manipulantem, który wykorzystuje swoją przebiegłość, by wspierać podejrzane interesy elit. Jego działalność, pełna intryg, szantaży i fałszu, stanowi metaforę dla współczesnych zjawisk, takich jak dezinformacja i manipulacja opinią publiczną. Rebecca Newberger Goldstein określiła Simoniniego jako „konspiracyjną pszczołę, która zapyla krzyżowo, pełną żądła, bez miodu” („The New York Times” 18 listopad 2011), co trafnie oddaje destrukcyjny charakter jego działań. Eco celowo uczynił go postacią odpychającą, tworząc jednego z najbardziej cynicznych bohaterów w historii literatury. Jednym z największych atutów powieści jest jej osadzenie w realiach historycznych. Poza głównym bohaterem, wszystkie inne postacie i wydarzenia mają oparcie w rzeczywistości. W ten sposób Eco splata fikcję z prawdą, kreśląc panoramiczny obraz XIX wieku – czasu wzrostu antysemityzmu, rozkwitu masonerii i geopolitycznych spisków. Powieść staje się więc nie tylko literackim arcydziełem, lecz także komentarzem do historii i współczesności. W dobie Internetu i mediów społecznościowych książka Eco pozostaje niezwykle aktualna. Szybkie rozprzestrzenianie się teorii spiskowych oraz ich rosnąca akceptacja przez społeczeństwo sprawiają, że lektura „Cmentarza w Pradze” skłania do refleksji nad rolą fałszu i manipulacji w kształtowaniu światopoglądu. Eco pokazuje, że choć czasy się zmieniają, mechanizmy tworzenia dezinformacji pozostają niezmienne.

Umberto Eco oparł książkę na przekonaniu, że wszystko, co się nam przydarza, jest wynikiem działania tajemniczych sił. „Protokoły mędrców Syjonu”, o których pisze w „Cmentarzu w Pradze”, zaliczają się właśnie do teorii paranoicznych. A tych zwykle używają dyktatury, żeby usprawiedliwić własne niepowodzenia. „Protokoły...” mówią o światowym spisku Żydów, a zostały napisane prawdopodobnie na zamówienie carskiej Ochrany[1]. Specjalnie po to, żeby szerzyć antysemityzm i odwrócić uwagę poddanych od nieprawości caratu. Po przeczytaniu książki czytelnik może się poczuć trochę uspokojony - teraz wie wreszcie, kto stoi za wszystkimi tajemniczymi aferami XIX wieku. Główny bohater macza palce w aferze Dreyfusa i jest odpowiedzialny za niewyjaśnione do dziś zatopienie parowca „Herkules”, na którym zginął poeta Ippolito Nievo i księgi rachunkowe wyprawy Garibaldiego na Sycylię. Dlaczego autor wybrał właśnie XIX wiek? Po pierwsze, bo wtedy powstały „Protokoły mędrców Syjonu”, ale też zdarzyło się coś nowego, jeśli chodzi o antysemityzm. Aż do rewolucji francuskiej był on teologiczny, Żydów oskarżano o zabicie Chrystusa. Żyli w gettach, przez które od czasu do czasu przetaczały się krucjaty, paląc, mordując i zabierając Żydom trochę złota. Ale nikt ich nie oskarżał, że chcą rządzić światem. Po rewolucji francuskiej Żydzi emancypują się, niektórzy asymilują, stają się częścią społeczeństwa. Zostają adwokatami, uczonymi, ale też bankierami. Reakcją jest laicki antysemityzm, który pozwolił stworzyć teorię uniwersalnego żydowskiego spisku, mającego na celu zawładnięcie światem. To nie był zresztą tylko jakiś obskurantyzm. Eco pisząc „Cmentarz w Pradze”, odkrywa przed czytelnikiem cały nurt antysemityzmu socjalistycznego, który identyfikował Żyda z kapitalistą, z „Rotszyldem”. Jego przedstawicielem jest jeden z bohaterów książki, francuski pisarz Alphonse Toussenel. W tym samym czasie, gdy ukazywała się powieść, włoski uczony Michele Battini opublikował pracę zatytułowaną „Socjalizm imbecyli”. To wyrażenie autorstwa, zdaje się, Gramsciego dotyczy właśnie socjalistycznego antysemityzmu.

Bohater książki „Cmentarz w Pradze” Simone Simonini – turyńczyk, syn karbonariusza, z zawodu notariusz, do tego żarłok, choleryk i mizogin (oprócz tego, że impotent) przemyka przez Europę na żołdzie kolejnych tajnych służb, przyznając się w swoich wspomnieniach do osobistej odpowiedzialności za oszczerstwa, które sprowokowały większość kryzysów politycznych XIX wieku. Odbywa praktykę podczas kampanii włoskiej na rzecz wyzwolenia spod panowania austriackiego. Oficjalnie dołącza do powieściopisarza Aleksandra Dumasa, aby mieć wpływ na biografię Garibaldiego. Potajemnie niszczy patriotyczny mit legendarnego przywódcy pisząc: „Wszyscy szaleją tutaj za karłem na krzywych nogach”. Porzucając Sycylię i przenosząc się do Paryża, wszczynał zamieszki podczas Komuny Paryskiej, a następnie sporządził obciążający dokument, w wyniku którego Dreyfus został skazany za zdradę. Wycieczki poboczne łączą go z tureckim oszustem Osmanem Beyem i Romanowami w ich wysiłkach na rzecz stłumienia nihilistów zrzucających bomby. Wszyscy klienci i ofiary Simoniniego są prawdziwymi postaciami historycznymi, co pozwala Eco sugerować, że historia jest tkanką fikcji, nie opowieścią opowiedzianą przez idiotę, ale tekstem zręcznie poskładanym przez samozwańcze autorytety, którym nigdy nie należy ufać. Simonini parał się również satanizmem, co pozwoliło mu oszukać także mistyfikatora Leo Taxila, który w 1897 roku wystawił perwersyjną i seksualnie rażącą czarną mszę, aby wyśmiać masonerię i Kościół katolicki. Jego największym dziełem, który przetrwał do czasów współczesnych, jest gotycka fantazja o nocnym zgromadzeniu rabinów, którzy zbierają się na cmentarzu w gettcie praskim, wśród przewróconych do góry nogami nagrobków, które mogłyby być stronami chaotycznej, rozpadającej się księgi, aby pomścić upokorzenia swojej rasy, planując żydowski zamach stanu, dzięki któremu nastąpi przejęcie władzy finansowej i politycznej. Opracowując ich szalone plany, Simonini, szalony antysemita, szkicuje osławione „Protokoły Mędrców Syjonu”, które dla Hitlera stały się biblią antysemityzmu.  


„Nie ma sensu szukać wroga, bo ja wiem, wśród Mongołów czy Tatarów, jak czynili to dawni autokraci” – tłumaczy Simoniniemu carski agent Raczkowski. „Wróg, by mógł być rozpoznawalny, by budził postrach, musi żyć z nami pod jednym dachem, ewentualnie u progu domu. Oto dlaczego Żydzi. Opatrzność nam ich dała, więc używajmy ich, na Boga, módlmy się, by zawsze był jakiś Żyd, którego można się bać albo nienawidzić. Potrzebny jest wróg, by dać narodowi nadzieję”. Czegóż to nie wygaduje Raczkowski! „Tożsamość opiera się na nienawiści do tego, kto jest inny. Należy kultywować nienawiść jako obywatelską pasję. Wróg przyjacielem narodów. Potrzebny jest ktoś, kogo można by nienawidzić, żeby móc usprawiedliwić własną nędzę. Nienawiść to prawdziwa pierwotna pasja. Nienawiść rozgrzewa serce”. Wreszcie: „Odi, ergo sum”.

Simonini jest wyznawcą podobnej ideologii. Dlatego pomiędzy sprzedażą hostii satanistom a innymi niegodziwościami, oddaje się z pietyzmem dziełu życia – falsyfikatowi, który poruszy posadami świata. A na pewno pozwoli mu zniszczyć znienawidzonego wroga. Mowa o „Protokołach Mędrców Syjonu”, dokumentujących rzekome spotkanie rabinów z całej Europy na praskim cmentarzu. Podczas tego tajnego zlotu mędrcy wymieniają informacje na temat postępów w globalnym spisku. Cel: uzyskanie dominacji nad światem. Eco ostrzegał, że antysemityzm wciąż się odradza. Że to rodzaj głębokiego zepsucia, jak pedofilia. Choroba umysłowa tych, którzy potrzebują konfliktów, muszą obwiniać innych – z powodu tchórzostwa albo małości. „Do tego ludzie mylą Żydów z Izraelem”. „Secolo d’Italia” uznał „Cmentarz w Pradze” za powieść o władzy, potrzebie kontrolowania, o „atawistycznej i mało szlachetnej potrzebie znalezienia kozła ofiarnego”. „Il Messaggero” – o tym, jak nikczemne gierki prowadzą do masowych prześladowań. „Il Foglio” recenzując powieść rozważa kwestię relatywizmu moralnego, względności prawdy. A „Corriere della Sera” traktuje lekturę jako „trening w dekodyfikacji oszustw współczesnego świata”. Eco nie ukrywa, że chciał pokazać, jakimi kanałami płynie informacja, jak działają środki przekazu, jakie są mechanizmy tworzenia faktów. Opieranie się na niewiarygodnych źródłach, usuwanie dowodów, nieustanne tasowanie kart, podsycanie podejrzeń, pogłoski, insynuacje, operacje stolikowe... Wszystko po to, by „zasypać czytelnika kolosalnymi bredniami i oderwać jego uwagę od prawdziwych wydarzeń”.

Drugą postacią jest Diana, dziewczyna, wobec której Simonini odczuwa niezręczną mieszankę podziwu i odrazy – zabieg narracyjny mający na celu jego dehumanizację. Kolejną kluczową postacią jest ksiądz Dalla Piccola, osoba, z którą Simonini początkowo wydaje się dzielić dom, choć w rzeczywistości łączy ich znacznie bardziej skomplikowana relacja. W trakcie historii śledzimy dążenie Simoniniego do realizacji ostatecznego celu – zgromadzenia ogromnego majątku i przejścia na emeryturę. Kluczowym elementem tego planu jest jego magnum opus – mieszanka czystych fikcji i plotek, które scala w rzekomy opis syjonistycznego spisku rozgrywającego się na cmentarzu w Pradze.

Jednocześnie Simonini cierpi na coś, co przypomina przedłużające się zaniki pamięci, lecz w rzeczywistości jest to zaburzenie osobowości mnogiej, w którym drugą tożsamością jest ojciec Dalla Piccola. Simonini podejmuje ogromne wysiłki, by rozjaśnić mroki swojej pamięci i odkryć tożsamość księdza, z którym nigdy nie udaje mu się spotkać, mimo ciągłej korespondencji. „Wydaje się bowiem, że Dalla Piccola budzi się tylko wtedy, gdy Simonini potrzebuje głosu sumienia, który wypomina mu dywagacje i przywołuje do rzeczywistości; co do całej reszty, ksiądz jakby niczego nie pamiętał”. Dalla Piccola niepokoi Simoniniego opowieściami o morderstwie sprzed 25 lat oraz o innych okrucieństwach, które po nim nastąpiły. Przerażenie związane z rzekomą wspólną przeszłością wydaje się blokować pamięć obu postaci, co próbują przezwyciężyć, spisując swoje wspomnienia. Jak zauważa Jacques Derrida – jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych filozofów drugiej połowy XX wieku – śmierć jest niezbędnym warunkiem pełnego zawłaszczenia „innego”. Akt żałoby, według niego, jest jedynie narcyzową raną, rozmową z samym sobą. Gdy zagadka śmierci księdza Piccola zostaje rozwiązana, Simonini odzyskuje wewnętrzną całość. W oczach czytelnika Simonini staje się ucieleśnieniem niewyobrażalnego „innego”. Przedstawiony jako postać jednoznacznie odrażająca – pozbawiona człowieczeństwa, emocji, bezpłciowa, a jednocześnie żarłoczna i hedonistyczna – podkreśla swoją „inność” poprzez autocharakterystykę opartą na obiektach swojej nienawiści. W jego wypowiedziach obsesyjnie powraca motyw nienawiści: Niemcy są wyśmiewani za swoje funkcje fizjologiczne, a Żydzi oskarżani o rozwiązłość. Te obiekty nienawiści stają się nieodłącznymi składnikami jego tożsamości. Na ironię zakrawa fakt, że do pisania pamiętnika zachęca Simoniniego pewien pochodzący z Austrii Żyd, niejaki doktor Sigmund Froïde, poznany w paryskiej restauracji. Ich losy splatają się, ponieważ doktorowi kończy się zapas kokainy, którą Simonini potrafi załatwić… Pisanie ma być ekwiwalentem talking cure – drogą do przypomnienia sobie również tych przeżyć, które zostały zepchnięte w najbardziej mroczne zakamarki podświadomości. Problem Simoniniego polega nie tylko na częściowej utracie pamięci, ale przede wszystkim na rozdwojeniu jaźni. Każde ego ma swoje oddzielne wspomnienia, które czasem się uzupełniają, choć nie do końca, nakłada się bowiem na to odmienność indywidualnych perspektyw, ról społecznych, losów, przekonań. Dziennik Simoniniego/Dalli Piccoli zaczyna być prowadzony w momencie, kiedy stan splątania ostatecznie uniemożliwia bohaterowi ustalenie, kim naprawdę jest.

Książka Umberto Eco „Cmentarz w Pradze” wyróżnia się niezwykłą znajomością zmiennego ducha i zawiłych meandrów europejskiej historii, daje nam wyjątkowo głęboki wgląd w genealogię przyprawiającego o paranoję widma konspiracji, zawsze krążącego tuż pod powierzchnią świadomości, nawet podczas drzemki, a co dopiero gdy, jak teraz, jest rozbudzone. Oto jak Eco, ustami Simininiego, podsumowując korzyści płynące z konspiracyjnego światopoglądu, tłumacząc jego przydatność oraz przyczyny szerokiego oddźwięku: „Wiedziałem dobrze, że wiele osób obawia się spisku jakiegoś ukrytego wroga: dziadek – Żydów, jezuici – masonów, mój ojciec garybaldczyk – jezuitów, królowie z połowy Europy – karbonariuszy, moi towarzysze spod znaku Mazziniego – króla podżeganego przez księży, policja z połowy świata – iluminatów bawarskich, i tak dalej, kto wie, ilu jeszcze jest na ziemi ludzi, którzy sądzą, że zagraża im jakaś konspiracja. Oto więc forma dająca się wypełnić treścią według uznania, dla każdego jego spisek”.

W wykładzie wygłoszonym na Uniwersytecie Bolońskim z okazji inauguracji roku akademickiego 1994/1995 i oryginalnie opublikowanym w zbiorze esejów omawiających rolę prawdy i fałszu w historii (fałszu, który – jak czytamy – „niekoniecznie pod postacią kłamstwa, lecz z pewnością pod postacią błędu” stało się „motorem wielu wydarzeń historycznych”, choć czasem wychodziło to na lepsze, czasem na gorsze) – na podstawie wyjątkowo erudycyjnych badań rozległego wpływu opowieści o tajnych zmowach i spiskach (z reguły wrogich), które zakulisowo kierowały biegiem historii, a więc również losem ich „autorów” (to znaczy autorów w zmowie z aktorami) – Umberto Eco stwierdza: „Na temat mitu tajnych stowarzyszeń i faktu, że istnieli Nieznani Zwierzchnicy, kierujący losem świata, dyskutowano jeszcze przed rewolucją francuską”. Owa mityczna wersja historii, ogólnie rzecz biorąc była, była „zbyt fascynująca, aby z niej zrezygnować”. „Każdy z tych tekstów miał jedną zaletę: z punktu widzenia narracji wydawał się bardziej prawdopodobny od codziennej lub historycznej rzeczywistości, która jest o wiele bardziej złożona i niewiarygodna: wydawał się wyjaśniać wyczerpująco coś, co w przeciwnym razie pozostało trudne do zrozumienia”.

Zygmunt Bauman w książce „Retrotopia”[2] wyjaśnia: „Narrator <<Cmentarza w Pradze>> żyje, myśli i działa w XIX wieku, ale Umberto Eco, który go tam umieścił, przekomponował mu życie, myśli i czyny z perspektywy, jaką daje XXI wiek. Nie będąc bynajmniej tylko aberracją myślową niewielkiej, marginalnej grupy szaleńców, konspiracyjna teoria dziejów wraz z rzekomym mechanizmem pociągania za sznurki światowych aktorów naszych własnych czasów stopniowo przenika do centrum debaty publicznej i zainteresowania opinii publicznej, która karmi się nią i z niej czerpie inspirację; w coraz większej liczbie krajów (nawet tych, które do niedawna zdawały się na tego bakcyla uodpornionej popularności owej teorii rośnie złowieszczo w szybkim tempie, zdobywając coraz to nowych zwolenników, coraz częściej pojawiających się w przemowach polityków i w programach środków masowego przekazu, jak również zajmując coraz większe połacie tak zwanych portali społecznościowych”.

Przypatrując się z bliska współczesnej infosferze – zwłaszcza wirom i prądom w mediach społecznościowych, ze szczególnym uwzględnieniem platformy X – można odnieść wrażenie, że panuje tam niebywały chaos. Pseudonaukowe wrzutki o drastycznych (a co najważniejsze: zamierzonych) skutkach szczepień na COVID-19 sąsiadują z rzekomymi przeciekami z Pentagonu, z których płyną wnioski jednoznaczne: amerykański rząd od dawna współpracuje z kosmitami. Publikacje sygnowane jako „niezależne dziennikarstwo śledcze” przedstawiają „dowody”, że akty bestialskiej przemocy dokonywane 7 października 2023 r. na Izraelczykach przez bojowników Hamasu były dziełem armii izraelskiej. Dwa wpisy dalej zaś równie „niezależne” źródła „potwierdzają”, że Władimir Putin od początku miał rację – Ukrainą rządzą neonaziści. Zdaniem Karla Poppera teorie spiskowe zaczęły się od Homera, bo wszystko, co się działo w Troi, zostało uknute wcześniej przez bogów na Olimpie. „Cmentarz w Pradze" jest opowieścią o monstrualnym fałszerstwie, którego konsekwencje okazują się dla świata po prostu tragiczne.

 

 

 


[1] Ochrana - tajna policja carska działająca w Imperium Rosyjskim, utworzona po zabójstwie cara Aleksandra II, na mocy ukazu cara Aleksandra III z 14 sierpnia 1881, w miejsce istniejącego do 1880 roku III Oddziału Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości. Zlikwidowana w czasie rewolucji lutowej w 1917. Następczą strukturą stworzoną przez bolszewików była Czeka.

[2] „Retrotopia. Jak rządzi nami przeszłość?” - Zygmunt Bauman. Wydawnictwo Naukowe PWN (2018-03-01). 

 

 

18 stycznia 2025

Niedzielna cisza

 

„Niedzielna cisza”

Gina B. Nahai

Autorka/ Gina B. Nahai jest autorką bestsellerów i profesorem kreatywnego pisania na Uniwersytecie Kalifornijskim. Jej powieści zostały przetłumaczone na 18 języków i zostały wybrane jako „Jedne z najlepszych książek roku" przez „Los Angeles Times” i „Chicago Tribune”. Gina B. Nahai występuje często w mediach jako analityk tematów dotyczących współczesnej polityki Bliskiego Wschodu, gości w telewizji PBS, CNBC, a także w wielu innych lokalnych telewizyjnych i radiowych programach informacyjnych.

Tłumaczenie/ Krzysztof Hapka

Tytuł oryginału/ an-us Sunday's Silence

Tematyka/ Czym różni się Iran od Appalachów? Dwie pierwsze powieści urodzonej w Iranie pisarki Nahai, „Pawi krzyk” oraz „Księżyc i anioł”, rozgrywały się w jej ojczyźnie, i zostały dobrze przyjęte przez czytelników, wraz z entuzjastycznymi recenzjami. Teraz, w starannie zrealizowanej trzeciej powieści „Niedzielna cisza”, Nahai bierze na warsztat Appalachy, rzucając światło na kolejny region, którego ludność łączy fundamentalistyczna wiara, a jej wierzenia są równie egzotyczne i niezrozumiałe dla  większości zachodnich czytelników, jak wierzenia narodu irańskiego. Wiara kontra fanatyzm, strach jako siła motywująca do szukania zbawienia – te tematy są analizowane w miarę rozwoju wydarzeń zarówno tragicznych, jak i zbawczych. To wieloaspektowe dzieło rozszerza fikcyjne uniwersum Nahai w nowym i ciekawie dopasowanym kierunku.

Główny motyw/ Zagraniczny korespondent Adam Watkins stacjonuje w Libanie, kiedy otrzymuje wiadomość, że Mały Sam Jenkins, ojciec, którego ledwo znał, zmarł od ukąszenia węża. Sam, kaznodzieja zajmujący się handlem wężami, który przeżył 90 lat ciężkiego życia i 446 ukąszeń węży, w końcu uległ jadowi węża podarowanego mu przez Blue, wspaniałą Kurdyjkę urodzoną w Iraku i tak samo utalentowaną treserkę węży, która nigdy nie pasowała do Holy Rollers. Adam, który przez 18 lat próbował ułożyć sobie nowe życie, wraca do domu w poszukiwaniu odpowiedzi: Co kierowało Samem? I czy Blue po prostu testowała wiarę Sama, czy też zamierzała go zabić? Silne wyczucie geografii i historii religijnej stanowi tło, gdy Nahai bada zagadkę charyzmy, otwierając okno na wyspiarski świat i sprawia, że „inna” Ameryka staje się bardziej zrozumiała.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Usuwając się – żywy dowód jego grzechu – zapewnił mu bezkarność i pozwolił pogrzebać się w kłamstwie”.

„Dzieciństwo w Appalachach i lata patrzenia na okrucieństwa wielu wojen nauczyły go, że największy grzech to nie dać świadectwa prawdzie”.

„Tutaj samotność przynosiła ulgę”.

„Rozpaczliwie pragnąc wierzyć, ludzie ci nastawiali ucha na jego słowa, odwracali zaś oczy od czynów”.

„Przenosiła się z osady do osady, zmieniając kochanków z krótkowzrocznością młodości, która nie wierzy w klęskę”.

„Dziwne, jak umiera nadzieja: czepiamy się jej przez całe życie mimo wszelkich dowodów, że to bez sensu, aż nagle jedno drobne wydarzenie, jedna porażka znaczy kres naszej wiary”.

„Profesor zawsze szuka odpowiedzi w książkach. Woli suche naukowe teorie, bezpiecznie oddalone od życia”.

„Z czasem nauczysz się doceniać wartości iluzji [makijażu]”.

„Może tym właśnie jest religia: kobietą z talerzem ciasteczek i starą książką, dwiema dłońmi, które składają się obok ciebie w półmroku, głosem, który każe ci wierzyć”.

„Zatracił się w sztucznym świecie swoich kłamstw i marzeń”.

„Tylko człek obłąkany ucieka przed własnym cieniem”.

„Rzecz nie w tym, by znaleźć wyjście, lecz w tym, by nauczyć się żyć w labiryncie”.

„Tymczasem sam stał się bohaterem reportażu, który zamierzał napisać”.

„Zamienili się miejscami, każde uciekało ze swojego świata, a jednak koniec końców dotarli do tej samej prawdy”.

Trzymająca w napięciu, uwodzicielska i zarazem smutna książka „Niedzielna cisza” rozgrywa się głównie w Appalachach, miejscu, które w większości Amerykanów nie budzi większego zainteresowania, skutkuje zatem wieloma stereotypami. Zapadającą w pamięć opowieść Gina B. Nahai oparła na fizycznej i kulturowej izolacji tego regionu, aby nadać ton stracie, zamknięciu, samotności i frustracji. Zanurzając się w książkę, łatwo zrozumieć, dlaczego Appalachia tak bardzo różni się od reszty kraju, dlaczego tak niewiele z tego, co dzieje się poza nią, dociera do tutejszych mieszkańców. Życie gór – odwieczne, lecz dalekie od znużenia, ożywiane tylko przez naturę, upartą i niezmienną – każe istotom rosnąć, ale nie podlegać zmianom. Majestat Appalachów jest zawsze taki sam. Nie jest to jednak sensacyjna opowieść o zaściankowym miasteczku i jego mieszkańcach. To delikatna i tragiczna powieść o religii, duchowości, rodzinie i tożsamości. Książkę można by było opisać w krótkich zdaniach: Był sobie mężczyzna, który miał pewną tajemnicę. Był sobie chłopiec, który urodził się przez pomyłkę. Wiedział o tym od chwili, gdy stał się świadom siebie – zanim jeszcze nauczył się mówić czy określić swoje miejsce w świecie. Była sobie kobieta, która kochała mężczyznę. Był samotny,  niedostępny: widywała go w marzeniach i myślała, że zdoła znaleźć drogę do jego serca. Ofiarowała mu się więc niczym bajkę, pozwoliła mu się przejrzeć, jakby była ze szkła…

Jeden z bohaterów książki „Niedzielna cisza”, Adam, nigdy nie opowiadał nikomu o swoich korzeniach. Po części dlatego, że się ich wstydził. Zresztą sam nie pojmował ich na tyle dobrze, by tłumaczyć innym. Appalachia, jak z czasem sobie uświadomił, rządziła się własnymi prawami. Powszednie przejawy kultury tak obcej i oddalonej od reszty świata gdzie indziej nie miałyby sensu. Wychowany w wyniszczającej biedzie, Adam był synem zbuntowanej i pięknej kobiety Clare Watkins oraz wędrownego kaznodziei Małego Sama Jenkinsa, który miłował dzieci Boże, ale nie czuł się „stworzony”, by zadbać o własne. W ciągu życia poślubił cztery kobiety i spłodził kilkanaścioro potomstwa, które następnie porzucał, idąc dalej swoją drogą. Żył w nędzy, bez dachu nad głową, lecz natchniony duchem Pana i pragnieniem, by ponad wszystko szerzyć jego Słowo i z Jego pomocą pokonać szatana. Przez sześćdziesiąt lat głosił, że małżeństwo jest święte, rozwód zaś to grzech: powtórny związek nie znajduje uznanie w oczach Pana. I możemy zastanawiać się, jak pijak, kobieciarz, przestępca taki Jak Sam Jenkins stał się założycielem nowego odłamu wiary chrześcijańskiej w Ameryce. Jak wszystko w Appalachii, religia mieszkańców gór zawsze różniła się od religii ludzi z miasta. Sam lubił płodzić dzieci, ale potem zaczynały mu przeszkadzać i wciąż namawiał żonę, żeby zostawiała je w sierocińcu, dzięki czemu mógłby podróżować swobodniej. Jednakże gdy nabożeństwa dobiegały końca i wierni rozjeżdżali się do domów, Sam zrzucał z siebie świętość jak niedopasowany frak. Odkąd Adam sięgał pamięcią, zawsze czuł się jak outsider. Mieszkając najpierw ze swoją pobożną babcią w opuszczonym wagonie kolejowym, a później w brutalnym sierocińcu, Adam pragnął zostawić daleko w tyle świat kopalń węgla, bimbru i robotniczych namiotów. Udało mu się to, został korespondentem zagranicznym dla amerykańskiej gazety z Chicago. Po tym, jak rozpoczął życie w samotności, nigdy nie dzieląc się swoją bolesną przeszłością i nigdy nie nawiązując żadnych przyjaźni, Adam wrócił do domu po tym, jak jego ojciec, Mały Sam Jenkins, umarł od ukąszenia węża. (Mały Sam przeżył 446 ukąszeń wyłącznie dzięki wstawiennictwu Ducha Świętego).

W Knoxvill we wschodniej części stanu Tennessee, Adam jest w końcu zmuszony przez los do skonfrontowania się ze swoim dzieciństwem, rodziną i unikalną subkulturą gór południowo-wschodnich Stanów Zjednoczonych. Poznaje również Blue, tajemniczą kobietę, która początkowo była oskarżona o zamordowanie jego ojca poprzez wręczenie mu podczas nabożeństwa jadowitego węża. Adam zamierzał dowiedzieć się od Blue więcej o swoim ojcu, którego tak naprawdę nigdy nie znał, ale zamiast tego Blue dzieli się z nim swoją własną historią, która podobna jest do historii życia Adama w smutku i samotności. W dzieciństwie została zabrana od swojej rodziny z Azji Środkowej, była żoną pogrążonego w depresji profesora lingwistyki, zwanego „Profesor”. Namiętny i krótki romans Blue i Adama zmusza każdego z nich do zmierzenia się z kwestiami tożsamości i dziedzictwa rodzinnego. 


Przemoc, szaleństwo i bieda opisana w „Niedzielnej ciszy” przywodzą na myśl inne współczesne powieści, których akcja rozgrywa się na amerykańskim południu. Jednak styl narracyjny Giny B. Nahai jest wyjątkowy, a ton książki jest liryczny, trochę ospały, a nie szalony, jak można by sądzić po fabule. Gina Nahai napisała powieść o nieubłaganej samotności. Wydaje się, że każdy z bohaterów miał gorzkie dzieciństwo, nikt nie znajduje pocieszenia w życiu innych. Wszyscy w tej powieści są strasznie, beznadziejnie samotni. Rozpaczliwe relacje w „Niedzielnej ciszy” w żaden sposób nie łagodzą emocjonalnego odosobnienia bohaterów. Zamiast katharsis związanego z powrotem do domu lub odkrywaniem swoich korzeni, Adam i Blue odnajdują to samo, a nawet wiele więcej: emocjonalną tragedię i duchowe spustoszenie, które odbijają się w pokiereszowanych przez wyobcowanie wzgórzach Appalachów. Nahai pokazuje także, że pamięć o przeszłości nie zawsze jest równoznaczna z jej celebracją. Mimo często kłopotliwej i ciężkiej tematyki (a może właśnie dlatego) powieść Nahai jest piękna i interesująca. Ci, którzy oczekują cukierkowego zakończenia lub odkupienia, będą rozczarowani. Ci, którzy zechcą zanurzyć się w nieszczęśliwej podróży Adama do domu, zostaną nagrodzeni spektakularną, niepokojącą i poetycką opowieścią.

Księga Rodzaju mówi, że Bóg rzucił klątwę na Adama i Ewę, sprawiając, że na zawsze bali się węży jako kary za swą zmowę z tym pięknym zwierzęciem („Wprowadzam nieprzyjaźni między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej” [Rodz. 3,15]. W „Niedzielnej ciszy” Adam odradza się jako Adam Watkins, jako twardy reporter śledczy, palący papierosy, zdeterminowany, by wytropić zabójcę swojego fundamentalistycznego ojca, Małego Sama Jenkinsa, który był przywódcą sekty „węży”. Ewa odradza się również jako Blue Kerdi, młoda, kusząca kurdyjska żona zagubionego arabskiego lingwisty, którego przelotne zainteresowanie glosolalią prowadzi ich oboje do sekty Małego Sama we wschodnim Tennessee.

Akcja rozgrywa się w 1975 roku, a Adam, który pochodzi z Appalachów rozpoczyna swoją wyprawę na Bliski Wschód. Pracuje jako korespondent wojenny relacjonujący konflikt w Libanie, kiedy czyta w amerykańskiej gazecie o śmierci swojego ojca  – Małego Sama, który po 50 latach głoszenia kazań i 446 ukąszeniach przez węże, mających sprawdzić jego wiarę, w końcu umiera od ukąszenia grzechotnika. Ale sekta Małego Sama zrzuciła winę na Blue, jedyną cudzoziemkę w ich gronie. Wszyscy wiedzieli, że Blue miała romans z nieżyjącym już „świętym” Małym Samem. Mimo, że Adam nienawidzi swojego ojca za to, że porzucił go kiedy był dzieckiem i pozwolił mu dorastać w sierocińcu, główny bohater Nahai nadal był zdeterminowany, aby zbadać zarzuty, o których przeczytał w gazecie. I że kobieta, która podała mu węża, tak naprawdę zamierzała zabić kaznodzieję. Ktoś mógłby zapytać, czy wąż – a nawet sam kaznodzieja – nie był odpowiedzialny za jego śmierć? I w tym miejscu Gina Nahai ukazuje moc religijnego zaślepienia. O ile można uwierzyć, że zgromadzenie fundamentalistów mogłoby podejrzewać, że Blue w jakiś mistyczny sposób sabotowała Małego Sama za pomocą żmii, to czy realista, taki jak Adam, uwierzyłby w to samo? A co z miejscowym szeryfem i prokuratorem hrabstwa, którzy publicznie ogłosili, że są pewni, iż Blue zamierzała zabić Małego Sama? Można się zastanawiać, czy podobnie jak Ewa w rajskim Ogrodzie mogła w jakiś sposób zawrzeć zdradziecki pakt z wężem, to czy Blue mogła sprawić, że wąż stał się bardziej jadowity, bardziej agresywny? Może wcierała dodatkową truciznę w jego kły, jak bohater sztuki Williama Shakespeare'a Laertes, przed pojedynkiem z Hamletem? W końcu prokurator okręgowy oznajmił lokalnej prasie, że „sam zamiar zabójstwa nie czyni z nikogo mordercą” i odmawia wszczęcia postępowania karnego. Nie powstrzymuje to jednak Adama, który prowadził śledztwo dziennikarskie, by rozpocząć romans z Blue. Co za ironia: Adam poznał kraj wspomnień Blue, zanim ją spotkał, mieszkał wśród jej ziomków. Zamienili się miejscami, każde uciekało ze swojego świata, a jednak koniec końców dotarli do tej samej prawdy.

Jednak (ja) osobiście uważam, że najbardziej tragiczną postacią (choć tylko drugoplanową) jest mąż Blue, Profesor. Przypomina on inną postać, też drugoplanową, ale równie fatalną, a mianowicie Franza z książki „Nieznośna lekkość bytu” Milana Kundery. I Franz, i Profesor nigdy nie mieli najmniejszego znaczenia dla świata, losu i historii. Profesor od dziecka wierzył, że świat ludzi Zachodu jest prostszy, że ludzie Zachodu nie patrzą na szerszy obraz, lecz koncentrują się na najbardziej rzucających się w oczy sprawach i ludziach. Że mają kontrolę nad zdarzeniami, ponieważ znają zasady rządzące zachowaniami otoczenia. Kiedy zaś rozwiązują problemy, posługują się zasadami logiki formalnej. Natomiast mieszkańcy Bliskiego Wschodu zajmują się obiektami w szerszym kontekście. Świat jest w ich odczuciu bardziej złożony niż świat ludzi Zachodu, a żeby zrozumieć zdarzenie, trzeba rozważyć mnóstwo czynników, które są ze sobą wzajemnie powiązane i to nie w prostym, deterministycznym sensie. Logika formalna nie odgrywa szczególnej roli w rozwiązywaniu problemów. Osoba zanadto skupiona na logice może wręcz zostać uznana za niedojrzałą. Jednak los nie był dla Profesora łaskawy.

Profesor urodził się w portowym mieście Basra nad rzeką Szatt al-Arab, kilka godzin drogi od Morza Omańskiego. Jego rodzina od wielu pokoleń zajmowała się kupiectwem i zgromadziła niewielką fortunę, którą wykorzystywali na edukację swoich dzieci oraz zakup antycznych koronek i europejskich mebli do swoich domów. Położenie miasta jako faktorii handlowej umożliwiło jego mieszkańcom kontakt z ludźmi ze wszystkich stron świata. Rodzina profesora była kosmopolityczna i zwesternizowana, świadoma obyczajów innych ludów, ale była też związana tradycją: dziewczęta dorastały, by wychodzić za mąż i rodzić synów. Od chłopców oczekiwano, że wejdą do rodzinnego handlu i będą chronić bogactwo i dobre imię swoich ojców. Profesor dorastał, mówiąc po arabsku, francusku i angielsku, ucząc się liczyć na liczydle i zatrzymywać w głowie liczby. Był dobrym uczniem – w rzeczywistości zbyt dobrym, jak na gust ojca, który widząc chłopca czytającego poezję i literaturę, po cichu obawiał się, że jego syn stanie się homoseksualistą. Próbował zniechęcić chłopca do nauki, zabierał go do pracy, oferował mu wszelkie zachęty, by przestał czytać te książki, które tak bardzo lubił. Ale już jako dziecko Profesor wolał towarzystwo zmarłych pisarzy niż tętniący życiem port i odgłosy ludzi rozładowujących ładunki z gigantycznych statków, które przemierzyły tysiąc mórz. Z każdym czytanym słowem profesor wyobrażał sobie, że jest o krok dalej od domu i bliżej Zachodu. Dowiedział się, że siedziba władzy na świecie już dawno przeszła ze Wschodu na Zachód, a źródło cywilizacji i szacunku zostało przeniesione ze starego świata do nowego. Zachłysnął się więc każdą zachodnią ideą, o której mógł przeczytać. Nauczył się mówić po francusku i niemiecku z tak lekkim akcentem, jak tylko potrafił udawać, a potem zdecydował, że wyprowadzi się – z wilgotnego miasteczka z gnijącym portem i małostkowymi handlarzami jedwabiem i przyprawami, i pojedzie do Paryża, gdzie ludzie i idee wydawały się ważniejsze niż życie.

Zabrał swoje dziedzictwo i skrzynię pełną haftowanych sznurówek, a następnie skierował się do stolicy, aby rozpocząć swoją podróż. W biurze paszportowym w Bagdadzie przekupił urzędnika, aby napisał na linii, na której miało być jego nazwisko „Profesor”, a następnie przekupił go ponownie, aby wpisał islam jako jego religię. To było łatwe, uczciwe i słuszne. Było to również praktyczne – udać się na Zachód z nowym nazwiskiem i uchodzić za muzułmanina, a nie Żyda. Większość ludzi na Zachodzie prawie nie zdawała sobie sprawy z tego, że wśród Arabów są Żydzi czy chrześcijanie. Muzułmanie, podobnie jak Żydzi, obrzezali swoich chłopców, a większość z nich była ciemnoskóra, jak Profesor, więc spełniał wszelkie oczekiwania do bycia wyznawcą islamu.

W Paryżu wydał pożegnalne pieniądze, które dali mu rodzice, na parę ciemnych garniturów i kapelusz, wynajął pokój. Studiował na Sorbonie od trzech lat, kiedy jego pierwsza żona zaczęła się do niego zalecać. Była uczennicą Carla Junga, gorliwą wyznawczynią jego teorii na temat ludzkiego umysłu, wielką wielbicielką jego pism w ogóle. Zgadzała się z poglądami Junga na temat czarnych Amerykanów jako ignorantów, niezdolnych do analitycznego myślenia; podzielała jego pogląd na Żydów jako wstecznych. Wierzyła w istnienie wyższej rasy – lepszej, bardziej poprawnej, bardziej idealnej wersji ludzkości. Przez całe lata 30. XX wieku Profesor pogrążał się w swojej pracy, pozwalał żonie wychowywać dzieci i utrzymywać rodzinę. Pozwolił jej zapraszać przyjaciół do ich mieszkania, więc  przesiadywała z nimi, pijąc kawę przez całą noc i dyskutując o różnicach między rasami i o tym, jak wpływają one na rozwój umysłu, myśli i języka. Kiedy wyczuł, że przyjaciele czują się nieswojo, rozmawiając z nim o swoich poglądach – ponieważ był Arabem i z definicji gorszym człowiekiem – robił wszystko, co w jego mocy, aby podkreślić swoje przekonania i zdystansować się od swojego ludu.

Po uzyskaniu dyplomu znalazł pracę naukową na uniwersytecie, a jego misją było porównanie początków języków romańskich i germańskich z pochodzeniem języków wschodnich. Wtedy wybuchła II wojna światowa, Profesor stracił grunt pod nogami, kiedy dowiedział się, że jego żona została zwerbowana do pomocy w działaniach propagandowych. Pisała artykuły i wygłaszała wykłady, w których podkreślała wyższość rasy aryjskiej i demonizowała Żydów. Zabierała ich dzieci na wiece poparcia dla niemieckich zdobywców, a potem z zapartym tchem opowiadała mężowi o wszystkim, co widzieli, czuli i wyobrażali sobie. Profesor powoli obserwował, jak jego rodzina staje się potworem, który unicestwi go bez wyrzutów sumienia i bez chwili wahania, jeśli poznają prawdę. Stali się sobie obcy – on i te niebieskookie kobiety – wrogami za tą samą linią.

To właśnie wtedy – w latach okupacji, kiedy wieści o obozach koncentracyjnych obiegły Paryż, a opowieści o niemieckich okrucieństwach stały się powszechnie znane – Profesor zdał sobie sprawę, że musi wyjechać. Swoją młodość poświęcił Europie i zainwestował swój czas, jeśli nie miłość, w żonę i córki, które nigdy nie stały się jego częścią. Ale tajemnica, którą zabrał ze Wschodu, stała się zbyt wielka i groźna, by jego ciało mogło ją pomieścić. Wylewało się to w zaskakujący i nieprzewidywalny sposób – w kłótniach, które toczył z żoną na temat losu Żydów, w snach w nocy, kiedy widział córki wskazujące na niego i mówiące strażnikom SS, że jest Żydem. Sprawdzał raz po raz swój paszport i dokumenty pracy pod kątem ewentualnych oznak swojego pochodzenia, trzymał się z dala od ulic tak często, jak tylko mógł, w obawie, że ktoś – ktokolwiek – rozpozna go jako Żyda. Żył w ciągłym strachu.

Kiedy wojna się skończyła, jego żona straciła posadę na uniwersytecie. Po powrocie do domu  powiedziała mu, że będą głodować. Dodała, że musi trzymać się z daleka i mieć nadzieję, że nie stanie się celem żądnych zemsty Żydów i antyniemieckich Francuzów, że nie będzie już mogła pisać, uczyć ani wykorzystywać swojej wcześniejszej pracy, aby zdobyć inną. Pewnego dnia włożyła swój najlepszy płaszcz i wyszła na ulicę, aby sprzedawać papierosy i róże w kawiarniach na chodniku wzdłuż Saint-Germain. Pracowała od zmierzchu do świtu, liczyła grosze i negocjowała napiwki. Wiosną 1946 roku Profesor otrzymał list z Uniwersytetu Tennessee z propozycją posady wykładowcy na kampusie w Knoxville. Uniwersytet miał zapłacić za jego przeprowadzkę do Ameryki, a także udzielić kredytu, aby umożliwić zakup domu. Profesor ubrał się w garnitur i włożył pierścionek babci do wewnętrznej kieszeni. Był wczesny ranek. Jego żona jeszcze spała.  

            W Ameryce nie myślał zbyt wiele o swojej żonie i dzieciach. Wiedział, że nigdy nie znajdą go w Ameryce, i czerpał z tego pociechę, czuł się wreszcie bezpieczny. Ale im dłużej przebywał w Ameryce, tym bardziej prześladowało go wspomnienie o swojej najmłodszej córce, i tym bardziej zaczynał się zastanawiać nad rodzajem kosmicznej sprawiedliwości, która wymierza karę za dawno popełnione grzechy, które dotychczas pozostawały bezkarne. Minęło dwadzieścia lat, odkąd Profesor odszedł od swojej rodziny. Jego najstarsza córka, której pensję przeznaczył na zakup znaczków na listy do Ameryki, nadal pracowała w piekarni, w której rozpoczęła pracę w wieku piętnastu lat. Jego średnia córka wyszła za mąż za portugalskiego piosenkarza i przeprowadziła się z nim do Ameryki Południowej. Jego najmłodsze dziecko nadal mieszkało w tym mieszkaniu. Sprzątała dom dla bogatych kobiet przy alei Foch i pisała listy do Biura ds. Osób Zaginionych, prosząc o zachowanie akt jej ojca, upierając się, że w dniu, w którym wyjechał, został zamordowany, porwany lub po prostu zgubił się podczas spaceru, ale nie porzucił jej. Ich matka – niebieskooka profesor psychologii jungowskiej sympatyzująca z Napem – powiesiła się na wentylatorze sufitowym w swojej sypialni, trzy lata po zniknięciu męża.

            Jak wiemy, pisarka Gina Nahai dorastała w Iranie pod rządami szacha i obserwowała rosnącą siłę islamskiego fundamentalizmu. Akcja jej powieści „Niedzielna cisza” rozgrywa się w Tennessee, wśród społeczności Appalachian. Nahai daje nam jasne przesłanie, że czy w Iranie, czy w Stanach Zjednoczonych fundamentaliści są tak samo niebezpieczni. Kiedy mówię o fundamentalizmie, mam na myśli grupy religijne, zwłaszcza te, które pojawiły się po latach siedemdziesiątych XX wieku. Grupy, które definiują się za pomocą wojowniczych terminów lub przyjmują wojownicze strategie (w tym ściśle kontrolowany, patriarchalny kodeks moralny) w swoich wysiłkach na rzecz zachowania tego, co postrzegają jako bezkrytyczny pogląd na swoje religijne księgi (Koran lub Biblię). Bez względu na to, jak bardzo różnią się od siebie Stany Zjednoczone i Iran, łączy je ta sama historia: dekada zawirowań w latach 70., skupiona wokół ropy naftowej, rewolucji seksualnej, która zakończyła się odrodzeniem tego rodzaju fundamentalizmu. Wiemy, dokąd doprowadziła amerykańska chrześcijańska fundamentalistyczna odpowiedź na irański islamski fundamentalizm: śmiertelny impas, w którym Iran zwiększa swój potencjał nuklearny i wzmacnia grupy bojowników na całym Bliskim Wschodzie. Fundamentalistyczna odpowiedź Ameryki na fundamentalistyczny rząd Iranu doprowadziła do tego, że Bliski Wschód znajduje się w takim samym stanie katastrofy, jak nasz klimat.