21 stycznia 2018

Drugie zabicie psa / Nawrócony w Jaffie


„Drugie zabicie psa”

             „Nawrócony w Jaffie”

Marek Hłasko




Autor/ (ur. 14 stycznia 1934 w Warszawie, zm. 14 czerwca 1969 w Wiesbaden) – polski prozaik i scenarzysta filmowy. We wczesnym dzieciństwie stracił ojca. Przez kilka lat pracował, jako kierowca samochodowy. Był korespondentem "Trybuny Ludu". Po sukcesie literackim noweli „Baza Sokołowska” (1954), którą drukował w prasie, poświęcił się twórczości pisarskiej. Pracował krótko w redakcji studenckiego tygodnika "Po prostu" (redaktor działu prozy). W 1958 wyjechał do Berlina Zachodniego, z podróży tej już do Polski nie powrócił. Przebywał w różnych krajach, miastach, regionach świata (Izrael, Berlin Zach., Paryż, Niemcy, Kalifornia, gdzie uzyskał licencję pilota), pracę pisarską łączył z zarobkowymi zajęciami fizycznymi. Współpracował z paryską kulturą. Zmarł na skutek przedawkowania leków nasennych. W 1975 jego prochy sprowadzono do kraju.

Tematyka/ Rozgrywające się w izraelskiej scenerii mini powieści, napisane przez Hłaskę na emigracji. Robert i jego kolega Jakub to para oszustów matrymonialnych. Pierwszy obmyśla scenariusz, dzięki któremu uda im się wyłudzić pieniądze od kolejnej bogatej, rozczarowanej życiem kobiety. Drugi gra w nim rolę melodramatycznego amanta. Początkowo wszystko idzie zgodnie z planem: ofiara – samotna kobieta z dzieckiem – ulega czarowi Jakuba, odgrywającego doświadczonego przez los outsidera. Wszystko psuje jednak chamsin – „wiatr, który robi z ludzi wariatów…”.

Główny motyw/ „Drugie zabicie psa” to opowieść o dwójce przyjaciół, Robercie i Jakubie, którzy wyłudzają pieniądze od starzejących się spragnionych wielkiej miłości kobiet, spędzających wakacje w Izraelu. Ci dwaj to artyści, podnoszący oszustwo matrymonialne do rangi sztuki. Ich „przekręty” to spektakle, w których ważne jest każde słowo, każda pauza, każdy gest. Ponownie spotykamy bohaterów w „Nawróconym w Jaffie”. Bez grosza przy duszy nadal brną w kłamstwa i czekają na dobry moment, by uwieść następną kobietę. Podczas pobytu w Tel Awiwie zawierają znajomość z kanadyjskim misjonarzem i jego młodą żoną...

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„(…) w prawdziwym interesie pracuje się na promile procentu”.
„Najbardziej złodziejska rodzina Azderbalów jest we Wrocławiu. Jeśli nie da się zrobić jakiegoś dobrego kantu przynajmniej raz na miesiąc, trzeba do nich wzywać psychiatrę. Popadają w depresję. Bywał już próby samobójstwa”.
„Każdemu wolno kochać”.
„Mój ojciec mi mówił, że w młodości był zazdrosny o wszystkie kobiety. A ja jestem tylko jego krwią i kością”.
„Co ty wiesz o kobietach? Jeśli one już kogoś kochają, to nie ma na nie siły”.
„W Izraelu masz co dwa kilometry domy dla wariatów”.
„To tylko lustro, którego nie można rozbić. Nie można rozbić wszystkich luster”.
„Ktoś, kto poluje przez czterdzieści pięć lat, nie zabija się przypadkiem podczas czyszczenia broni”.
„Niemcom po każdej wojnie jest przykro”.
„Nic tak nie potęguje uczuć patriotycznych jak brak gotówki”.
„Dramaty brzydkich kobiet mało kogo obchodzą”.
„Człowiek przyjeżdża tutaj z idealizmu, z entuzjazmu, a pierwsza rzecz to policja, zanim się człowiek zdąży rozglądnąć za tym czy owym. I to jest to państwo żydowskie, na które czekaliśmy dwa tysiące lat”.
„O mężczyznach nic nie wiadomo, dopóki nie zaczną mówić o swoich żonach”.
„Każda kobieta jest szczęśliwa, jeśli jej powiesz, że daje ci sen”.
„Już słyszałem w życiu tyle głupstw, że mogę usłyszeć jeszcze jedno”.
„Żadna kobieta nie zapomni swoich marzeń o tym, kogo chciała mieć”.
     

             „Żył krótko, a wszyscy byli odwróceni” - głosi napis na warszawskim grobie pisarza, położony przez matkę, która sprowadziła zwłoki syna do Polski i niestrudzenie walczyła o przywrócenie jego dobrego imienia. Przed śmiercią w kraju trwała nagonka na pisarza. Podróżował on w tym czasie po Europie: przebywał we Włoszech, Szwajcarii, Niemczech. W październiku roku 1958, w Berlinie Zachodnim, poprosił o azyl polityczny. W roku 1959 wyjechał do Izraela; tam współpracował z czasopismem "Maariv", później zarabiał wykonując ciężkie prace fizyczne. Ciągle starał się o powrót do kraju. Marek Hłasko opuścił Niemcy w środku zimy. Po paru godzinach nocnego lotu z Grecji znalazł się w zupełnie innym świecie. Ciepło. Położone na pustyni lotnisko. Stamtąd kilkukilometrowa podróż do Tel Awiwu. Miasto w tamtym czasie częściowo przypominało nowoczesne jasne dzielnice Gdyni, częściowo parterową zabudowę Tłuszcza lub Wołomina, pustynną oazę i afrykańskie slumsy sklecone ze skrzynek i blachy, miasto, gdzie później niż w Europie skończyła się wojna. Duszne i upalne centrum, ale każda przecznica kończy się widokiem wody i szeroką piaszczystą plażą.  Miasto geograficznie znajdujące się w Azji, ale położone nad europejskim Morzem Śródziemnym. Świat i bardziej obcy niż Europa, i nieporównywalnie bardziej swojski. Można się porozumieć po polsku, a język, który posługują się Żydzi, to ten, który słyszał Hłasko od wcześniejszego dzieciństwa w Polsce.

W tym odległym mieście Marek Hłasko trafia do licznych domów, w których można odnieść wrażenie, że nie wyjechał z Polski. Obrazki, fotografie, książki, język-takie same jak w Warszawie czy Lwowie. Takie same pamiątki w prowizorycznych mieszkaniach w barakach, gdzie czasowo mieszkali niedawno przybyli emigranci, niby podobne, tylko rankiem w upalnym od świtu powietrzu rozlega się nie szczekanie psów, a w minaretach śpiew muezinów. Nic, więc dziwnego, że właśnie w Izraelu rozgrywa się akcja książek „Drugie zabicie psa” i „Nawrócony w Jaffie”.
                    Hłasko miał ten komfort, iż mógł jednocześnie wykazywać się swoim talentem, jak również czerpać z życia najlepsze chwile. Nie musiał, nie miał potrzeby oglądać się za siebie, by utwierdzać się w przekonaniu, zadając sobie absurdalne pytanie — czy jestem podziwiany czy też nie? Hłasko, to jeden z nielicznych artystów, który przekazał światu swoją twórczość  bez kompromisów i kompleksów. W swoich utworach dokonywał analizy zachowań i problemów ludzi z niższych warstw społecznych. Jego bohaterami są ludzie, którzy bezskutecznie mierzą się ze swymi słabościami, którzy mają swoje marzenia, a i one ostatecznie okazują się niespełnione. Hłasko po wojnie pracował, jako kierowca ciężarówki. Bardzo często zmieniał miejsce zatrudnienia, jednak mimo owych zmian otoczenia, cały czas wykonywał tę samą profesję; kierowcy!  By nie zgłupieć, i nie zginąć w monotonii życia codziennego, zajął się pisaniem.
                    Tak oto przedstawia się fabuła obu opowiadań: Jakub, mężczyzna w średnim wieku jest Polakiem. Nie ma zezwolenia na pracę w Izraelu; gdy pracował na czarno na budowie, uległ poważnemu wypadkowi. Fatalnie złamał rękę. Trafił do szpitala i został bez środków do życia. Został unieruchomiony na sześć tygodni. Podejrzane znajomości spowodowały, że znalazł się w więzieniu, gdzie poznał Roberta. Robert, starszy od Jakuba, jest polskim Żydem. Z zawodu i zamiłowania jest reżyserem teatralnym. Zaczął pracować w teatrze w Tel Awiwie, ale szybko go stamtąd wylali, bo robił stałe awantury, że grają tak, jak tego chciał Stanisławski, o on, Robert, Stanisławskiego nie uznawał; było to dziwne, bo kochał jednocześnie Kazana i Lee Strasberga. Tak długo im w tym teatrze przeszkadzał i nudził, aż się go pozbyli pod jakimś nikczemnym pretekstem. Potem założył z jakimiś dwoma cwaniakami kabaret literacki i udało mu się już po pierwszym występie obrazić wszystkich; wierzących i niewierzących, świeżo przybyłych emigrantów i „sabrów”- ludzi urodzonych tutaj; prasę, wojsko i Bóg wie jeszcze, kogo. Wspólnicy uciekli taksówką z Tel Awiwu zaraz po występie i nie zapomnieli o kasie, a Robert został sam, mając na karku ze trzy albo i więcej procesów: między innymi i za to, że nie zapłacił za salę, i wtedy go właśnie posadzili. Napisał błagalny list do swoich wspólników, żeby go wyciągnęli, ale nie wyciągnęli go, wobec tego zaczął udzielać rad prawnych innym więźniom. Gdy wyszedł, założył teatr lalek. Robili te lalki przez trzy tygodnie, jedząc tylko raz dziennie hummus, który przynosili z narożnej arabskiej restauracji, a kiedy byli już gotowi – Robert namówił jakiegoś właściciela półciężarówki, aby ich woził: i to był nowy wspólnik. Dali dwa przedstawienia w kibucach gdzieś koło syryjskiej granicy, a w czasie trzeciego pobożni Żydzi zniszczyli im ten cały teatr, a lalki zostały spalone; pobożni biegli za nimi jeszcze z kilometr, plując i złorzecząc, a Robert zaskarżył właściciela ciężarówki i Robert znów „usiadł”- tym razem z oskarżenia cywilnego. Wtedy opracował scenariusz wyłudzania pieniędzy od bogatych amerykańskich turystek i wciągnął do interesu Jakuba.
                 "Pracują" razem od roku; Robert jest „reżyserem”, a Jakub „aktorem”. Zaprzyjaźniony portier wynajduje Jakubowi kolejne "narzeczone”, czyli ofiary. Scenariusz jest zawsze prawie taki sam, różni się tylko w szczegółach. Koledzy zastanawiali się często podczas „prób” nad tym, że mężczyźni nie potrafiliby przez piętnaście lat odkładać forsy tylko po to, aby się ożenić z kimś, o kim nawet nic nie wiedzą, nawet tego jak będzie wyglądać kobieta, z którą mają spędzić życie. Główne role grają Jakub i niczego niepodejrzewająca Amerykanka; role drugorzędne - najbliższych przyjaciół - grają Robert i pies, ważny element scenariusza. Rolę drugorzędną gra również dziecko - dziecko ofiary, jeśli kobieta ma dziecko lub dziecko podstawione przez Roberta. Pieniądze na realizację projektu - hotel, wyżywienie, utrzymanie psa, fryzjera, papierosy, wynajęcie leżaka - wykłada trzeci wspólnik, bogaty Żyd, którego Robertowi udało się namówić do zainwestowania w podejrzany interes. Robert kiedyś powiedział: „Jedno jest tylko śmieszne. Czasami budzę się w nocy i duszę się ze śmiechu, kiedy pomyślę o tych wszystkich, którym mówisz o miłości, i o tym życiu, które razem zaczniecie. I żadna z nich się nigdy nie dowie, że te wszystkie teksty wymyślił stary gruby Żyd, który ma obustronną przepuklinę i któremu niedobrze jest nawet po poziomkach ze śmietaną. A tym starym Żydem jestem ja. To ty wszystko robisz, – mówił dalej do Roberta- a ja leżę  sobie spokojnie w łóżku i czekam na tego momentu, kiedy zainkasujesz forsę i szepcząc najświętsze słowa, oddalisz się w sobie tylko wiadomym kierunku (…) To ja wymyśliłem ciebie i ten cały teatr”.
                Jak zawsze, Jakub zawiera znajomość na plaży. Niby przypadkiem siada obok Mary, choć plaża jest pusta. Udaje, że jest bardzo zdenerwowany i z tego powodu zachowuje się nieuprzejmie, a nawet agresywnie. Po chwili przychodzi Robert; Mary ma stać się "przypadkowym" świadkiem ich rozmowy, która, niczym teatralna ekspozycja, wprowadzi ją w życiową sytuację Jakuba. Otóż Jakub jest rzekomo filologiem klasycznym; mimo wyższego wykształcenia postanowił podpisać pięcioletni kontrakt na pracę w australijskiej kopalni. Według scenariusza Jakub ma długi, ponieważ zapożyczył się na leczenie matki, a wierzyciele mają jego paszport, lecz australijska firma doszła do porozumienia z wierzycielami i obiecała zapłacić za przejazd do Australii, pod warunkiem, że Jakub podpisze pięcioletni kontrakt. W stosownym momencie Mary dowie się, że Jakub zadłużył się, by zapłacić za kurację staruszki w szwajcarskiej klinice: oprawione w srebrną ramkę zdjęcie starej kobiety, której Jakub nawet nie zna, jest ważnym rekwizytem. Kuracja nie przyniosła efektów - matka zmarła na raka. Na razie Mary słucha opowieści Roberta o dzieciństwie Jakuba. Miał ojca despotę, "który był czasem lekarzem, a czasem adwokatem: dla kurew z Nowego Jorku adwokatem, a dla tych z Kalifornii lekarzem. Może zresztą odwrotnie. Nie w tym rzecz.(..) To nieszczęśliwe dziecko rosło jak chwast przeszkadzający wszystkim oczom. (…) I oboje mieli przy tym łzy w oczach”.
                       Gdy Johnny, rozbrykany syn Mary, uderza piłką plażowicza i strąca mu w ten sposób z głowy perukę, Jakub broni chłopca przed furią mężczyzny. W ten sposób nie tylko zyskuje wdzięczność Mary, ale też pokazuje swoje inne - łagodne oblicze. "One nie bardzo wierzą tym, co siadają koło nich i od razu mają miód na ustach". Zaczyna się romans, w którym tylko jedna strona - Mary - zachowuje się spontanicznie. Jakub wypowiada wyuczone kwestie, rzadko pozwala sobie na improwizację. Gdy zapomni fragmentu roli, oddala się pod byle pretekstem i dzwoni do reżysera. Każdy gest, pauza, intonacja są przemyślane i wyćwiczone. Mary mimo woli uczestniczy w inscenizacji, nieświadoma, że wpadła w pułapkę zastawioną przez przebiegłych mężczyzn. Tylko jeden z nich - Robert - jest pozbawiony skrupułów. Jakub ma wyrzuty sumienia, w chwili słabości mówi Mary, że jest "małym alfonsem" i przyjechał do hotelu tylko po to, żeby wyłudzić od niej pieniądze. Mary nie wierzy mu; co więcej: jeszcze bardziej przywiązuje się do Jakuba, (który później postanowi włączyć to wyznanie do scenariusza). Jakub chce się wycofać, ale jest za późno: Robert pożyczonymi pieniędzmi zapłacił już za hotel.
We wskazanym przez reżysera momencie Jakub zabija psa - wielkiego pięknego psa: "Nikt nie płacze przecież po pekińczyku. Albo po ratlerku", co ma pokazać jego desperację: "Ten biedny pies to było wszystko, co on miał" i symuluje próbę samobójczą. Łyka dostateczną ilość tabletek, by rzecz wyglądała wiarygodnie i na tyle niedużą, by dało się go odratować. Robert tłumaczy w szpitalu roztrzęsionej Mary, co się stało. Mary reaguje tak, jak Robert to zaplanował: "I ty chcesz mi powiedzieć, że on chciał się zabić dla dwóch tysięcy dolarów?". Chciałaby zabrać Jakuba do Stanów, lecz, zdaniem Roberta, Jakub, jako imigrant z Polski musiałby czekać kilka lat na wizę. Mary proponuje, więc, że spłaci dług Jakuba, realizując w ten sposób ostatni punkt scenariusza. Jakub wychodzi ze szpitala, Mary wraca do Stanów, wspólnicy dzielą się pieniędzmi. W Twerii (w Tyberiadzie) na Jakuba czeka już nowa "narzeczona", jest też nowy pies...
                     Druga część książki „Nawrócony w Jaffie” dzieje się cztery dni po oszukaniu Mary. Mężczyźni zatrzymali się u znajomego, któremu pomagają podrabiać perskie dywany. Chodzą godzinami po nowych zwykłych dywanach, aby wyglądały jak oryginalne stare perskie. Tym razem główny bohater nosi nazwisko autora - Marek; ma trzydzieści trzy lata jak Jezus w Ewangelii. Stary kolega Marka Izaak, który prowadzi firmę transportową zaproponował mu „biznes”. W Jerozolimie ma się odbyć przetarg na samochody ciężarowe. Jednak konkurencja „nie śpi”. Trzeba opóźnić podróż do Jerozolimy szefowi konkurencyjnej firmy. Marek dowiedział się, że ma zablokować przejazd człowiekowi, do którego poszedł kiedyś przed laty i poprosił go o pracę. To było wtedy, kiedy był głodny, i zanim jeszcze został alfonsem. On jednak nie dał mu pracy i nawet nie spojrzał na niego tylko jadł kurczaka. Po kilku kilometrach jazdy Marek zepchnął tamtego z drogi ze skarpy. Zszedł na dół i rzucił w rannego kierowcę przygotowanym wcześniej ugotowanym kurczakiem. Odstawił samochód na miejsce i poszedł do kawiarni na trzy hamburgery.
                 Właściciel fałszywych dywanów ma dla nich pracę tylko na kilka dni, Robert wpada, więc na pomysł wykorzystania protestanckiego misjonarza, Seana, którego zwierzchnicy odwołują do Kanady, bo nie udało mu się nikogo nawrócić. Marek ma udawać Żyda, który chce przyjąć chrzest. Robert słusznie zakłada, że misjonarz chętnie podzieli się z nim każdym groszem. Marek zręcznie zarzuca wędkę: "Chciałem zapytać cię o jedną rzecz. Dlaczego Ewangelie różnią się między sobą?". Pastor opowiedział Markowi, czym jest miłosierdzie: wracając niedawno drogą z Jerozolimy do Tel Awiwu, napotkał wypadek. Przy poszkodowanym leżała kura. Kiedy kierowca „wypadł” z zakrętu, jakiś człowiek chciał go ratować, ale nie miał nic w samochodzie, tylko gotowaną kurę, którą kupił dla siebie na drogę. Dał mu jeść: „Biedny człowiek zawsze myśli, że jeśli ktoś jest chory, to trzeba mu dać przede wszystkim jeść”.  Zgodnie z przewidywaniem Roberta żona pastora, która nienawidzi męża za to, że wszyscy się z nich śmieją, śpi z Markiem mszcząc się za drwiny. Z tego samego powodu nie zdradza mężowi, że Marek nie jest obrzezany. Robert zaleca, by Marek przy okazji trenował swój "warsztat aktorski", potrzebny przy wyłudzaniu pieniędzy od Amerykanek: "Wyrobisz się dramatycznie, pogłębisz swój talent i nie wyjdziesz z rutyny". Daje wspólnikowi precyzyjne wskazówki: "nie szczekaj za szybko dialogu [...] Nie patrz jej nigdy prosto w oczy, tylko patrz gdzieś w kąt [..] Bądź powolny, poruszaj się niezgrabnie, możesz nawet zbić jakąś popielniczkę". Po kilku dniach Sean, wierząc, że udało mu się nawrócić Żyda, postanawia zostać w Izraelu; wtedy żona wyjawia mu prawdę. „Ten człowiek jest od trzydziestu trzech lat katolikiem. I zawsze nim był. I był jeszcze na tyle uprzejmy, że zabawiał cię wieczorami rozmowami na tematy religijne. (…) Spałam z nim. Lepiej jednak weź się teraz do pakowania”.  Po tych słowach pastor jest w takim stanie, że Robert każe zawiadomić szpital psychiatryczny. 
                     Co chce przekazać nam Marek Hłasko w swoich książkach? Że wszystko, co dotyczy człowieka rzadko bywa jednoznaczne i w tych książkach też tak jest jak sądzę. Każdy z nas ma swój subiektywny świat przeżyć, wartości, sprawy najważniejsze i mniej ważne. Swoją drogę. Z pewnością warto przyjrzeć się swoim maskom, rolom, sytuacjom, kiedy je zakładamy, warto zwrócić uwagę na to jak często się do nich uciekamy i do czego nam służą. Bohaterom tych dwóch opowiadań służyły do złodziejskiego procederu, ale także do „gry” z życiem, które też w stosunku do nich przybierało maski.

                       
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz