01 marca 2025

Towarzysz Nachman

 

„Towarzysz Nachman”

Israel Joszua Singer

Autor/ ur. 30 listopada 1893 w Biłgoraju, zm. 10 lutego 1944 w Nowym Jorku) – pisarz, dramaturg i dziennikarz żydowski tworzący w języku jidysz, brat Isaaca Bashevisa Singera. Początkowo publikował opowiadania w polskiej prasie żydowskiej, m.in. w czasopismach „Folkscajtung” i „Literarisze Bleter”. Jego debiutancka powieść „Josie Kałb” (jid. ‏יאָשע קאַלב Josze Kalb, 1932, wyd. pol. 1934/1961/1992) rozgrywa się w środowisku chasydów, przedstawionym jednak bez nostalgii czy religijnej egzaltacji, a raczej w sposób cierpki i realistyczny.

Tłumaczenie/  Krzysztof Modelski

Tytuł oryginału/ ji חבר נחמן. ראמאן אין דריי טיילן

Tematyka/ W po części autobiograficznym „Towarzyszu Nachmanie" (1938) wraca istotny dla Israela Singera temat I wojny i rewolucji, rozczarowania komunizmem i Wschodem, brutalnego zderzenia tradycyjnego, religijnego świata z nowoczesnością. Historia, postrzegana fatalistycznie – jako niepojęta konieczność procesu dziejowego, który kształtuje, a zarazem unicestwia jednostkę – zdaje się pasmem katastrof, zmarnowanych szans i niepotrzebnej śmierci.

Główny motyw/ Narodziny syna to dobry znak, niestety chorowity chłopiec nie przyniesie ze sobą na świat szczęścia. Jego życie będzie ciągiem udręk, niesprawiedliwości i zdrad. W tle toczy się wielka historia – ­wybucha I wojna światowa, Niemcy przejmują z rąk Rosjan ziemie Królestwa Polskiego, powstaje Rzeczpospolita. Dla Nachmana, któremu wrażliwym i współczującym spojrzeniem towarzyszy pisarz, nie ma jednak zmian na lepsze, a każdy wybór okazuje się zły. ­Porzuca religię i angażuje się w walkę o sprawiedliwość społeczną, co skończy się okrutnymi torturami w polskiej Defensywie i kilkuletnim więzieniem. W dodatku w ruchu ­komunistycznym też jedni okazują się lepsi, inni zaś gorsi. A po ucieczce za wschodnią granicę ­Nachman odkryje rzeczywisty – przerażający – obraz radzieckiego raju, którego nie zmieni niemal religijne ­uniesienie, jakiego dozna podczas ­ manifestacji na placu Czerwonym. Pożegnamy go, gdy – wydalony z powrotem do Polski – ­napotyka w lesie dogorywającego konia. „Ze współczuciem ­ pogłaskał jego sierść. W umierającym, ­ opuszczonym, ­ spracowanym i wybatożonym koniu dostrzegł siebie i swoje życie”. Ta proza łączy dojmujący realizm z ­ przypowieścią.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Każdego roku, punktualnie jak w zegarku, Sara rodziła mężowi dziecko”. 

„Ech, ci mężczyźni. Ziemia nad zmarłą jeszcze się nie uleży, a oni już pędzą do ślubu”. 

„Jak się studiuje Słowo Boże, to nie ma miejsca na wstyd”. 

„Biedni nie powinni mieć dzieci”. 

„Co za czasy – syczą kobiety. - Córka nędzarza, a nosi się jak hrabina Potocka”. 

„Tak jak kiedyś siedział z nosem w świętych księgach, tak teraz w gazetach”. 

„Ślub to nie problem. Problem z kim”. 

„Jak się nie ma co jeść, to talerze niepotrzebne”. 

„Masom trzeba kadzić”.

„Z wojny Nachman przyniósł trzy rzeczy: szum w uszach, medal za odniesioną ranę i zapiekłą wrogość do niesprawiedliwego ustroju”.

„Zamiast zyskać towarzyszkę życia, kogoś bliskiego, kto będzie się cieszył z jego sukcesów i martwił jego troskami, miał gospodynię domową, która myśli tylko o garach i firankach”. 

„A ty jak ten kozioł ofiarny... Zajmujesz się całym światem tylko nie sobą!”. 

„Gdy robak siedzi w chrzanie, wydaje mu się, że nie ma nic słodszego od chrzanu”. 

„Kiedyś za Rosjan, patrzył na niego ze ściany dwugłowy orzeł, teraz zaś jednogłowy”.

„On dobrze wie, że żaden Bóg nie ma nic do powiedzenia w jego sprawie – w sprawie piekarza Nachmana, byłego więźnia politycznego (...)”. 

„Zamiast bożków i świętych sztandarów będą niesione czerwone sztandary z sierpem i młotem, wizerunki Marksa, Engelsa i innych przywódców klasy robotniczej”. 

„Ale ludzie tu ani trochę nie przypominają tych z plakatów”. 

„Jesteście komunistą i nie macie myśleć, tylko wykonywać polecenia”. 

„Dwa razy dwa nie jest pięć”. 

„U nas, w Związku Radzieckim, nie aresztuje się bez powodu. (...) – Jak się nie żre czosnku, to z gęby nie śmierdzi”.

Na początku chciałbym wyjaśnić na jakim tle historycznym oparł swoją książkę i losy bohaterów Israel Joszua Singer.  Jak to ktoś powiedział, w tej książce jest nieszczęście na każdej stronie i katastrofa co kilka stron. Świadectwo najgorszych cech systemów totalitarnych, w których – w myśl wersu Majakowskiego – „jednostka – zerem, jednostka – bzdurą” oraz Wielkiej Historii niosącej za sobą społeczne zmiany, od których nie ma ucieczki. To historia szeregowego idealisty, który nie uniknął rozczarowań i bólu, a także jego bliskich, szukających schronienia w tradycji, miłości, rodzinie…

 „Żydokomuna” to antysemicki mit – napisał profesor Paweł Śpiewak. Żydokomuna to nie realne zjawisko a ideologiczny mit, w którym zbiegły się wszystkie antysemickie stereotypy z wielowiekowej tradycji oskarżania Żydów o wszelkie dziejące się zło. Zdaniem Śpiewaka, termin „żydokomuny” dawał możliwość głoszenia twierdzeń, że wszyscy Żydzi są nosicielami wrogiej ideologii, czyli bolszewizmu. Struktura mitu „żydokomuny", według Śpiewaka, zaczerpnięta została z „Protokołów mędrców Syjonu”, znanej fałszywki carskiej policji politycznej, która głosiła, że wykorzenieni z ziemi, rozprzestrzenieni w świecie Żydzi nigdy nie wrosną w narody, wśród których mieszkają. Natomiast łączy ich wspólny cel, jakim jest panowanie nad światem, do którego realizacji używają i bolszewizmu, i kapitalizmu. Samo słowo „żydokomuna” pojawiło się dopiero po wojnie, wcześniej to zjawisko określano, jako judeobolszewizm lub żydobolszewizm. Jako socjolog Śpiewak wskazał przyczyny, dla których komunizm okazał się na początku XX wieku atrakcyjny dla Żydów. W przedrewolucyjnej Rosji część Żydów pozbawiona była praw obywatelskich, większość mogła się osiedlać tylko na ściśle określonym obszarze. Rewolucja po raz pierwszy w historii dała rosyjskim Żydom pełnię swobód obywatelskich oraz możliwość pracy w administracji.

Także w II RP obowiązywało niepisane prawo ograniczające dostęp ludności żydowskiej do stanowisk w administracji, wojsku, szkolnictwie, na uczelniach obowiązywało getto ławkowe i numerus clausus[1]. Śpiewak zauważa, że w dwudziestoleciu międzywojennym młodzi, aspirujący do wyjścia z religijnego getta Żydzi, nie mieli atrakcyjniejszej propozycji niż proklamujące równość społeczną ruchy lewicowe. Od rewolucji 1905 roku Śpiewak datuje powszechniejsze niż dotychczas angażowanie się Żydów w życie polityczne – wtedy powstały żydowskie partie syjonistyczne, a także lewicowy Bund. Ale rewolucji bolszewickiej większość sił żydowskich w Rosji była początkowo niechętna. Do poparcia bolszewików pchały ich pogromy, których fala przetoczyła się wtedy przez Rosję. Oblicza się, że między rokiem 1918 a 1921 na terenach Ukrainy i Białorusi wymordowano między 200 a 300 tysięcy Żydów. Większość rzezi zdarzyła się na terenach kontrolowanych przez siły białych i dlatego, choć Armia Czerwona także czasami organizowała zbrodnie, większość Żydów uznała, że porządek rewolucyjny zapewnia im więcej bezpieczeństwa, szansę na przetrwanie.

Musimy zaznaczyć, że najbardziej znanym Polakiem, który zrobił karierę w Kraju Rad, nie był Żyd, tylko Polak – Feliks Dzierżyński, szlachcic z powiatu oszmiańskiego, twórca i pierwszy szef Wszechrosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, czyli Czeka. To właśnie on był odpowiedzialny za rozpętanie czerwonego terroru, który znacznie przyczynił się do zwycięstwa bolszewików w wojnie domowej. Drugą osobą, która stała na szczytach władzy wśród bolszewików był zastępca, a potem i następca Feliksa Dzierżyńskiego, Wiaczesław Mienżyński, pochodzący z petersburskiej rodziny zrusyfikowanych Polaków. Gdyby nie bezwolność Mienżyńskiego, Stalin nie byłby w stanie narzucić „narodom sowieckim” morderczej kolektywizacji na początku lat 30. XX wieku ani przeprowadzać pokazowych procesów. To on był odpowiedzialny za wymordowanie ludności ukraińskiej. Hołodomor pochłonął życie milionów ofiar – z głodu zginęło od 4 do 8 mln ludzi. Przez kolejne osiem lat ten niepozorny człowiek – który w przeciwieństwie do swoich następców nie organizował wieców, nie wygłaszał przemówień, nie zaistniał też nigdy w powszechnej świadomości obywateli ZSRR – kierował jedną z najbardziej złowrogich służb pierwszego komunistycznego państwa w historii. Jednym z pierwszych celów Mienżyńskiego jako szefa OGPU była walka z intelektualistami. Sam, jako literat, zdawał sobie sprawę z tego, jak ważną rolę w państwie odgrywają ludzie pióra. Wiedział, że nie można pozwolić im na niezależność i wolność słowa. Metodycznie i bezwzględnie łamał więc kolejnych twórców. Ten, kto nie trafiał do więzienia, padał ofiarą własnego strachu przed władzami. Na owoce pracy OGPU nie trzeba było długo czekać: Anna Achmatowa i Osip Mandelsztam przestali publikować wiersze, a Włodzimierz Majakowski popełnił samobójstwo. Część historyków jest zresztą zdania, że temu ostatniemu ludzie Mienżyńskiego pomogli rozstać się ze światem. 


Polski antysemityzm targa ambiwalencja: Żydzi są albo bardzo bogaci, albo bardzo biedni, raz bardzo głupi, a innym razem tak inteligentni i mądrzy, że seryjnie zdobywają Nagrodę Nobla. Można rozumieć to tak, że każda wspólnota musi na czymś zbudować swoją tożsamość. Jeżeli wspólnota nie ma pomysłu, to buduje swoją tożsamość na rasizmie lub antysemityzmie. Każdy inteligentny człowiek wie, że wielu żydowskich socjalistów walczyło przeciw żydowskim kapitalistom. I co, komunizm był żydowski? Pokazuje to książka „Ziemia obiecana” Reymonta: (gdzie) w Łodzi większość fabryk należała do kapitalistów żydowskich. I tak jak wielu Żydów było twórcami fizyki, tak też wielu Żydów było komunistami. Ale ani fizyka, ani komunizm nie są żydowskie. Do tego należy nadmienić, że wielu komunistów-Żydów zostało wymordowanych przez system, w który wierzyli. Czy byśmy tego chcieli, czy nie, antysemita będzie przekonany, że kapitalizm wymyślili Żydzi i socjalizm także stworzyli Żydzi. I o tym jest właśnie książka „Towarzysz Nachman” Israela Joszuy Singera.

Akcja powieści zaczyna się przed I wojną światową. Tytułowym bohaterem jest wywodzący z biednej i pobożnej żydowskiej rodziny, mieszkającej w Piaskach na Lubelszczyźnie, Nachman Riter. Zanim jednak autor powieści pozwala mu się urodzić, kreśli portret jego rodziny – ojca Matesa, wędrownego handlarza, który w domu pojawia się tylko na szabas, oraz matki Sary, na której głowie spoczywa opieka nad przychodzącymi na świat kolejnymi dziećmi. Nachman, którego imię oznacza „pocieszenie”, jest pierworodnym, długo wyczekiwanym synem, nadzieją ojca na odmianę losu Riterów. Bóg jednak im nie sprzyja. Gdy syn ma pięć lat, Sara umiera podczas porodu, a sprowadzona do domu macocha nie ma najmniejszej ochoty opiekować się „bękartami”. Nachman od najmłodszych lat dorasta więc w poczuciu odrzucenia i w wielkiej biedzie. Choć jest inteligentny, to jednak szybko zdaje sobie sprawę, że dla takich jak on wiele furtek na zawsze pozostanie zamkniętych. Zwłaszcza że ojciec, człowiek pogodzony ze swoim nielekkim losem, rzadko kiedy bywa oparciem, znacznie częściej powodem do wstydu. Więcej energii i zdolności przejawia starsza siostra Nachmana, Szejndl, która pewnego dnia opuszcza dom rodzinny i wyjeżdża w poszukiwaniu lepszego życia i zajęcia do Warszawy. Jest pracowita i obowiązkowa, więc radzi sobie nieźle, choć i ją dopada nieszczęście, które zmusza dziewczynę do powrotu do Piask. Ale to ona w końcu namawia ojca, by całą rodziną przenieść się do stolicy Kongresówki – tam powinno być im łatwiej. Całą pierwszą część powieści Singer poświęca nakreśleniu portretu żydowskiej społeczności przed pierwszą wojną światową – zarówno tej prowincjonalnej, jak i wielkomiejskiej.

W czasie wojny polsko-bolszewickiej Nachman wstępuje do polskiego wojska, chce być Polakiem, ale po wojnie na każdym kroku spotyka się z odrzuceniem – i jako prosty robotnik, i jako Żyd. „Z wojny Nachman przyniósł trzy rzeczy: szum w uszach, medal za odniesioną ranę i zapiekłą wrogość do niesprawiedliwego ustroju. Nienawidził świata urządzonego dla bogaczy. Z broszur i książeczek w klubie robotniczym i prelekcji towarzysza Daniela, z artykułów w robotniczej prasie, a przede wszystkim z tego, co sam widział na wojnie, wiedział, że całe zło świata bierze się ze złego ustroju. Nie wierzył już, tak jak wierzył jego ojciec, że wszystko pochodzi z góry, że jest tak, jak Bóg zapisze w niebie”. Jako piekarz w warszawskiej dzielnicy żydowskiej trafia na  komunistycznych agitatorów i  uwiedziony rewolucyjnymi ideami i marzeniami o sprawiedliwości społecznej porzuca własną religię i tradycję. Ciekawy w powieści Singera jest obraz przedwojennych polskich komunistów – tu także obowiązują podziały społeczne, choć nikt nie mówi tego głośno. Wyżej postawieni działacze grają naiwnymi robotnikami, aby budować własną karierę. Gdy jednak przychodzi do aresztowań, ich ofiarami padają niemal wyłącznie działacze najniższego szczebla, jak Nachman, który spędza w więzieniu osiem lat. Po wyjściu marzy już tylko o wyprawie do krainy sprawiedliwości społecznej, jaką miał być Związek Radziecki. Udaje mu się nielegalnie przekroczyć granicę i może na własne oczy obejrzeć „radziecki raj”. Jest tam jeszcze gorzej niż w Polsce – panuje bieda, przemoc i niesprawiedliwość społeczna. Każdy boi się każdego, za jedno nieopatrzne słowo trafia się na zesłanie. Oczywiście Nachman bardzo szybko trafia do radzieckiego więzienia i przekonuje się, że miejscowe metody śledcze są nawet brutalniejsze od tych stosowanych w polskich więzieniach, a fakt, że walczył w wojnie z bolszewikami po polskiej stronie, wystarcza właściwie do uznania go za przestępcę. „Towarzysz Nachman” to opowieść o człowieku, którego zdradzili i porzucili wszyscy, którym wierzył i ufał – Żydzi, Polacy, komuniści, przyjaciele, rodzina.

Każdy z bohaterów i bohaterek tej powieści ma marzenia, które pod wpływem zderzenia z nieczułą rzeczywistością rozpływają się w niebycie – jak Bóg, który nie interweniuje nawet w najbardziej tragicznych momentach czy przywódca partii komunistycznej, którego puste spojrzenie spogląda niemo ze ścian fabryk. „Przez ten zbójecki, imperialistyczny apetyt carskiego, kapitalistycznego rządu kilka lat temu wyciągnięto jego ojca z domu i posłano na front przeciwko innemu, takiemu samemu jak ten rządowi, żeby mordował innych i sam został zabity. Jego zaś, Nachmana, za sprawą niemieckich magnatów i baronów, którzy chcą się bogacić zbójectwem i grabieżą, wyrzucono z piekarni, potem aresztowano i wysłano na przymusowe roboty. Z powodu złego ustroju i niesprawiedliwości w domu ojca wciąż panowała nędza, mimo że biedak poświęcał wszystkie siły pracy i staraniu o dom. Z tego też powodu mama tak młodo odeszła z tego świata, a on, Nachman, ze wstydem chodził na darmowe obiady, Szejndl musiała wyjść za mąż za starego pijaka i karciarza, a młodsza siostra Rejzel zeszła na złą drogę, przynosząc rodzinie wstyd. I na koniec ten przeklęty ustrój za młodu zrobił z niego kalekę, dokładając mu szum w uszach, który nie należy do przyjemności. Dlatego nie wybaczy temu złemu ustrojowi, który wysysa krew z biednych, żeby zadowolić bogatych. Chciałby go unicestwić, bezlitośnie wyrwać z korzeniami, patrzeć na jego smutny koniec”. Przodkowie Nachmana szukali pociechy w żarliwym wypełnianiu przykazań Bożych, z kolei jego schronieniem ma być wiara komunistyczna. Dwa tysiąclecia wygnania, getta i Tory nie stworzyły biologicznego Żyda. Wystarczyło parę broszur i przemówień, by wymazać wszystko, co książki moralistyczne usiłowały wpoić biedocie żydowskiej w ciągu pokoleń. Niestety, nigdzie nie ma schronienia przed nieszczęśliwym losem biednego Żyda. Tak opowiada nam wielki pisarz Israel Joszua Singer, który każdą z przedstawianych postaci otacza swoim ciepłym, rozumiejącym spojrzeniem. Zupełnie prozaiczne przyczyny doprowadziły Nachmana do wyrzeczenia się wpojonej mu przez rodziców wiary przodków. Śmierć ojca monumentalnie pogorszyła sytuację materialną rodziny. Niesprawiedliwość społeczna oznaczała oddalenie się od Świętej Księgi. Młody chłopak pogodził się z tą zmianą i niebawem znalazł się zupełnie poza murami synagogi! Ten sposób porzucenia religii był dość rozpowszechniony wśród młodych ludzi w żydowskich dzielnicach wielkich miast. Młody Nachman znalazł się więc nagle bez dachu nad głową i bez wiary. Nie na długo! Przystąpienie do ruchu komunistycznego, wtedy dość popularne, pozwoliło mu zbliżyć się pod względem kulturowym i językowym do polskiej większości. Jego wyobraźnia żywiła się wizją socjalistyczną, która kształtowała jego umysł. Organizacja komunistyczna stała się dla niego schronieniem, lecz członkostwo w niej doprowadziło go do więzienia z powodu oskarżenia o działalność wywrotową.

O żadnej kategorii społecznej zachodniego świata nie dałoby się powiedzieć tego, co Leo Pinsker napisał o Żydach w 1882 roku: „Dla żywych Żyd jest umarły, dla tubylców jest obcym i włóczęgą, dla biednych i wyzyskiwanych – człowiekiem bez ojczyzny”. Ani tego, co powtórzono, w zaktualizowanej, lecz zasadniczo niezmienionej formie, w roku 1946: „Żyda można było przedstawiać jako uosobienie wszystkiego, co budziło niechęć, obawę lub pogardę. Żyd był wyznawcą bolszewizmu, ale, o dziwo, symbolizował zarazem liberalnego ducha zgniłej zachodniej demokracji. Z ekonomicznego punktu widzenia był jednocześnie kapitalistą i socjalistą. Zarzucano mu gnuśny pacyfizm, ale dziwnym trafem uchodził także za odwiecznego podżegacza wojennego”. (M. Weinreich Hitler’s Professors). Współczesny kłopot ze słowem „Żyd” polega na tym, że przywoływane dziś odwołuje się do fantazmatycznych rojeń o żydowskiej zdradzie, bogactwie i perwersyjnej seksualności, a także towarzyszących im mściwych i morderczych marzeń, a nie do rzeczywistych wspomnień o niegdysiejszych żydowskich „sąsiadach” i ich sklepikach, a tym bardziej doświadczeń związanych ze spotkaniami z izraelską młodzieżą.

Książka „Towarzysz Nachman” ukazuje pokolenie, które dorastało na obrzeżach trzech wielkich imperiów: habsburskiego, pruskiego i rosyjskiego. Ci, którzy urodzili się w Warszawie, mieszkali na zachodnich rubieżach imperium carskiego. Dorastali w świecie różnych języków i kultur: polskiej, rosyjskiej, jidysz i nierzadko niemieckiej. Ich rodziny często były wewnętrznie rozdarte za sprawą zróżnicowanych reakcji na nowoczesność, która do Europy Wschodniej dotarła z pewnym opóźnieniem. Ojciec autora powieści, Israela Joszuy Singera, był chasydzkim rabinem, który na co dzień mówił w jidysz, natomiast jego najstarszy syn w ukryciu czytał Nietzschego po niemiecku i Tołstoja po rosyjsku. Israel Joszua Singer zastanawia się w książce, dlaczego pokolenie ludzi żyjących na przełomie XIX i XX wieku zostało tak zniszczone przez historię i przez komunizm. Dlaczego komunizm tak zniszczył marzenia tych ludzi i dlaczego ludzie, którzy przystąpili do komunizmu, często zapłacili własnym życiem za wiarę w jego ideały? Z egzystencjalnego punktu widzenia decydującym momentem w życiu tych intelektualistów i działaczy komunistycznych był moment wyboru, akt  opowiedzenia się za marksizmem. Tak zwane „heglowskie ukąszenie” dawało wytłumaczenie świata, sensu dziejów, miejsca jednostki w społeczeństwie i w historii, słowem: porządkowało świat. I to, dla pewnego typu umysłów, takich szukających zamkniętych systemów objaśniania świata, absolutnej logiki dziejów, było uwodzicielskie. Jednak przy tym jasno widać, jak poczucie winy, zgryzota i złość stają się głównymi motywami niezwykłych, pełnych udręki wyrzutów sumienia Nachmana, bohatera książki Singera. Co to znaczy stwarzać świat od nowa w chwili, kiedy świat wydaje się zawieszony między katastrofą a utopią? Z pewnością był to czas, w którym odczuwano potęgę Historii, ale rozumiejąc to, należy zapytać, gdzie zaczyna się sfera konieczności i determinizmu, a gdzie pozostajemy w sferze wyboru i przygodności. W swoim odczytaniu przeszłości przyjmujemy często założenie o absolutnej przygodności; bohater książki Israela Joszuy Singera Nachman, wierzył w „impet Historii”. Jak dla Kanta obszarem najpełniejszego, źródłowego kontaktu z rzeczywistością jest bezpośrednie doświadczenie, słynne Bathos der Erfahrung[2], tak dla Hegla obszarem tym jest z pewnością właśnie historia i to ta par excellence: polityczna, społeczna wraz z epokowym wydarzeniem – „Rewolucją Francuską”. W książce Singera mamy oczywiście inną rewolucję, „Rewolucję październikową” znaną też jako „bolszewicką”. Historia heglowska ukazuje zarówno obecne w nowoczesności napięcie między podmiotowością a historycznym telos[3], jak i charakterystyczne dla marksizmu zjawisko aktywnego współuczestnictwa jednostki w destrukcji własnej mocy sprawczej. Dla mnie jednak historia jest  przede wszystkim opowieścią o dokonywaniu wyborów, o momencie historycznym, w której znika przestrzeń „niezaangażowania”, a wybór staje  się imperatywem egzystencjalnym. Paradoks opowiedzenia się przez Nachmana Ritera za komunizmem polegał na tym, że świadomie przyczynił się do likwidacji własnej podmiotowości, wyrzekając się jej z szacunku dla Historii. Jeżeli abstrahować od kwestii winy i odpowiedzialności, narracyjnym toposem tej generacji był motyw idealizmu i utraty złudzeń, a jej historia jest tragiczna.

Lecz oto obudzony ze snu rozum podszeptuje na przekór wszystkiemu: sam sobie jesteś winien. W epoce, w której czas przyszły zamyka wizja totalnej katastrofy, a przestrzeń istnienia ludzi staje się dla nich jedną wielką matnią, gdy gromady ludzkie zaczynają przypominać koczowiska zjaw, rodzi się istotne pragnienie – pragnienie człowieka. Diogenes znów chodzi po mieście ze swą latarnią i świecąc w oczy przechodniom, szuka ludzkiej twarzy. Paweł z Tarsu mówi, że ziemia cierpi boleść, oczekując pojawienia się Synów Bożych. A obolały Nietzsche woła ze swego łoża boleści: „Człowiek nam dolega!”. 

Kim tedy jest ten człowiek?

 



[1] numerus clausus,czyli ograniczenie w szkołach wyższych liczby studentów żydowskich do procentu Żydów w kraju. W latach następnych miała ją zastąpić zasada numerus nullus – całkowite niedopuszczenie młodzieży żydowskiej do studiów.

[2] Immanuel Kant używa słowa Bathos w Prolegomenach (1783) w znaczeniu nizin. Dystansuje się od recenzenta, który w artykule prasowym określił transcendentalną filozofię Kanta jako „wyższy idealizm”: „W żadnym wypadku wysokie wieże i metafizycznie wielcy ludzie tacy jak one, którzy są zazwyczaj otoczeni przez silny wiatr, nie są przede mną [dla mnie]. Moje miejsce to żyzny Bathos doświadczenia, a słowo transcendentalny... nie oznacza czegoś, co wykracza poza wszelkie doświadczenie, lecz co je poprzedza (a priori), ale mimo to nie jest przeznaczone do niczego innego, jak tylko do umożliwienia poznania empirycznego.

– Immanuel Kant: Prolegomena do każdej przyszłej metafizyki, która będzie mogła ukazać się jako nauka, dodatek.

 

[3] telos filoz. «to, ze względu na co coś się dokonuje»

21 lutego 2025

Nie ma powrotu

 

„Nie ma powrotu”

Thomas Wolfe

Autor/ (ur. 3 października 1900, zm. 15 września 1938) – amerykański pisarz pierwszej połowy XX wieku. Thomas Wolfe żył zaledwie 38 lat, odszedł jednak w opinii geniusza i skandalisty (choć dla wrażliwości kończącej się pierwszej ćwierci XXI wieku wydarzenia uznawane wówczas za skandaliczne mogą dziś nie budzić takich emocji). Wolfe nie opublikował za życia żadnej powieści, choć pozostawił po sobie ogromny zbiór rękopisów. Mimo, że niektórzy mieszkańcy jego rodzinnego miasta Asheville nigdy nie wybaczyli mu prawd, które zawarł w swoich książkach, w chwili śmierci był uznawany za największy talent literacki, jaki Karolina Północna ofiarowała literaturze amerykańskiej. Jego powieści i zbiory opowiadań wykraczają poza autobiografię, starając się – jak to ujął William Faulkner – „umieścić całe doświadczenie ludzkiego serca na główce od szpilki”. Intensywny, poetycki język i bogata symbolika, połączone z niezwykłą zdolnością do wnikania w psychikę swoich bohaterów i nadawania im mocnych głosów, czynią jego twórczość dziełem literackim wykraczającym poza typowe pamiętnikarstwo.

Tłumaczenie/ Maria Skibniewska

Tytuł oryginału/ en-us You Can't Go Home Again

Tematyka/ Życie głównego bohatera, George’a Webbera, ilustruje ponadczasową walkę o pogodzenie przeszłości z teraźniejszością. Wolfe tworzy mistrzowskie portrety swojej epoki, odsłaniając warstwy osobistych i zbiorowych doświadczeń. Czytelnicy są świadkami rozwoju ludzkich poszukiwań w obliczu literackiej sławy i presji społecznej. To coś więcej niż tylko refleksja nad fizycznymi domami zbudowanymi z cementu i cegły – historia mierzy się z emocjonalnymi pejzażami ich mieszkańców. Świadomość, do której dociera George, rezonuje z tymi, którzy zmagają się ze zmianą i akceptacją. Narracja Wolfe’a oddaje poczucie, że choć nie można wrócić do domu, można uznać jego trwały wpływ na swoje życie. Prawdziwy dom często istnieje poza fizycznymi przestrzeniami, wyryty we wspomnieniach, relacjach i opowieściach, które niesiemy ze sobą.

Główny motyw/ George Webber, utalentowany powieściopisarz, wraca do rodzinnego miasta po wydaniu udanej książki. Jego dzieło, „Powrót w ojczyste góry”, odsłania niewygodne prawdy o jego rodzinie i lokalnej społeczności. Po powrocie do Libya Hill napotyka falę wrogości – przyjaciele i bliscy czują się zdradzeni przez jego niepochlebny portret, ujawniający ich życie i emocje. George jest zszokowany ich wściekłością i uświadamia sobie, że nie może już wrócić do domu. To odkrycie staje się początkiem jego transformacyjnej podróży. Nieprzewidziane skutki książki zmuszają George’a do szukania schronienia gdzie indziej. Jego droga prowadzi go na tętniące życiem ulice Nowego Jorku, a potem do Paryża, wśród niczym nieskrępowanych emigrantów. Kolejne doświadczenia zaprowadzą go do Berlina, gdzie pod powierzchnią kryje się niepokojąca rzeczywistość. Niemcy, pogrążone w cieniu wschodzącej potęgi Hitlera, stanowią wyraźny kontrast dla romantyzmu przeszłości.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czego właściwie nauczył się wówczas? Filozof osądziłby zapewne, że George nie odkrył nic osobliwego, ale wedle zwykłej ludzkiej miary było to niemałe odkrycie”.

„Większość kłopotów ściągał na siebie przez to, że w każdą sprawę rzucał się na oślep jak w studnię”.

„Człowiek, który z ufnością czeka na spełnienie swych najśmielszych marzeń, jest zawsze szczęśliwy”.

„Książki powstają zawsze we właściwym czasie”.

„Szukał prawdy na własny jedynie użytek, i to mu wystarczyło”.

„Ból i śmierć pozostaną zawsze takie same”.

„Ogarnął go niejasny niepokój, jak zwykle bywa, gdy człowiek nagle uświadomi sobie wstrząsający fakt, że Czas odmienił coś, co znaliśmy od urodzenia”.

„Tak, tak, kiedy człowiek się starzeje, w lipcu czuje się tak, jakby to już był wrzesień”.

„Kto wie, może na swój skromny sposób ja także spełniam pożyteczne zadanie: wyszumiałem za innych, bardziej czcigodnych obywateli…”.

„Myśląc o tym uświadomił sobie, że najbardziej na świecie bał się bystrych krytycznych oczu i rzeczowego sądu tego miasteczka”.

„Wiedział tylko, że lata płyną jak woda, aż pewnego dnia człowiek wraca do domu”.

„Ludzie kochają sukces, bo dla większości jest on równoznaczny ze szczęściem, a niezależnie od postaci, jaką przybiera, odzwierciedla zazwyczaj ich własne skryte marzenia”.

„Nic na świecie nie koi rozdrażnienia tak znakomicie jak świadomość sukcesu”.

„Jakież by to jednak było niebo, gdyby nie istniało obok niego piekło?”.

„Wszyscy szukają tej samej czarodziejskiej różdżki. Władzy, władzy, władzy…”.

„Wszyscy dziennikarze lubią przesadę”.

„Było bowiem charakterystyczną cechą owej epoki, że ludzie widzieli i czuli obłęd w otaczającym ich świecie, ale nie wspominali o tym ani słowem, nie przyznawali się do tego nawet sami przed sobą”.

„W tym czasie życie okazało się zbyt krótkie, by w nim zmieścić różne sprawy, którymi zajmowano się dawniej. Życie było doprawdy za krótkie, żeby czytać książki liczące więcej niż dwieście stron”.

„Przyczyna jej występków – jak ongi czynu zacnego Brutusa – nie tkwiła w gwiazdach, lecz w niej samej”.

„Jaka szkoda, że ludzie nie są ulepieni z mocnej gliny, lecz z krwi, kości, szpiku, namiętności i uczuć! Jaka szkoda!”.

„Niezliczone drobniejsze płotki uprawiały salonowy komunizm, kruszyły kopię o system jednolitych podatków lub wegetarianizm, nawet apostołowały nudyzm, jako jedyną drogę zbawienia. Można by wyliczać bez końca różne warianty ich losu, wszyscy jednak podobni byli do ślepca, usiłującego wyobrazić sobie, jak wygląda słoń”.

„Chełpiący się czystością swej rasy goje rozmawiali z bogatymi Żydami, dostojne matrony z diwami operetki, dama słynna z filantropii – z niemniej słynną ladacznicą”.

„Godni byli litości w swym gniewie, gdy po raz pierwszy odkrywali, że sztuka naśladuje życie, teraz stali się śmieszni nie mogąc zrozumieć, że również życie naśladuje sztukę”.

„Tylko ludzie nie wiedząc o literaturze mogą dziwić się i gorszyć odkrywając, jak powstaje dobra powieść”.

„Sztuki życia nauczał go wielce poważny >uniwersytet biedy<, w interesach i sprawach bankowych kształcił się >w twardej szkole doświadczenia< (…)”.

„Żaden znak na powierzchni życia nie usprawiedliwiał ponurych plotek”.

„A jakby dla zabarwienia makabryczną ironią całego epizodu – znalazł trupa człek ślepy”.

„To umarli, których nie pogrzebano jeszcze. Martwi od tak dawna, że nawet nie pamiętają, czym jest życie. Lecz wiele nocy udręki musi przeminąć, zanim połączą się z umarłymi pogrzebanymi w ziemi, tam, gdzie robak pełni wiecznie swą straż”.

„Jest w życiu ludzkim rytm oceanu, są okresy przypływu i odpływu… I gdy nadchodzi taki okres, nie ma rady, choćbyś nie wiem jak chciał, nie wstrzymasz fali”.

„>Cokolwiek chcesz mieć – rzecze Bóg – weźmiesz, jeśli zapłacisz cenę< - powiedział Emerson w świetnym eseju >O kompensacie<, którego znajomość powinna obowiązywać ustawowo wszystkich obywateli amerykańskich”.

„Business jest bowiem najczystszą formą egotyzmu, samolubstwem przeliczonym na dolary”.

„Być intelektualistą, znaczy, jak się zdaje, coś zupełnie innego niż być inteligentnym”.

„-Co to jest prawda? Nic dziwnego, że drwiący Piłat odwrócił się i odszedł. Bo prawda ma tysiąc twarzy. Jeśli pokazujesz tylko jedną spośród nich – cała prawda umyka”.

„W innych epokach malarze, chcąc przedstawić na obrazie okropność pustki, malowali pustynie, stepy lub nagie urwiska górskie, a wśród nich człowieka dręczącego samotnością – proroka na pustyni, Eliasza karmionego przez kruka na skale. Nowoczesny malarz znajdzie obraz najbardziej przejmującego  opuszczenia na ulicach każdego niemal wielkiego miasta w niedzielne popołudnie”.

„Taki jest zatem człowiek, jednodniowa ćma, oszukana przez czas, który jej wylicza krótkie godziny”.

„Człowiek kocha życie, a kochając życie nienawidzi śmierci i to nadaje mu wielkość, godność i piękno, które trwa wiecznie”.

„I tak każdy z nich, nie zdając sobie z tego jasno sprawy, dokonał aktu duchowej adopcji”.

„Co za czasy! Nie śmiem położyć się do łóżka, póki nie przeczytam gazety. Nie mogę czekać na następne wydanie, świat zmienia się zbyt szybko, wszystko płynie, historia bierze ostry zakręt między wieczornym a porannym dziennikiem”.

„Poeta żyje i umiera, i jest nieśmiertelny. Ale dureń wszelkich odcieni jest wieczny i nigdy nie umiera”.

„Kobiety lubią się modlić u ołtarzy sławy”

„Nie można w zetknięciu ze złem nadstawiać drugiego policzka, ale – zdaniem George’a – nie wolno również odpowiadać fałszem na fałsz”.

„Braliśmy w owych czasach filozofię poważnie i każdy z nas miał swoją własną”.

„Czy może człowiek nauczyć się czegokolwiek od swoich bliźnich, póki nie dojrzał do tej nauki?”.

„Wyłaniał się z tych opowieści obraz powracającego mrocznego średniowiecza, nie do wiary potworny, a przecież tak prawdziwy, jak prawdziwe jest piekło, które ludzie ludziom stwarzają na ziemi”.

„Tak spadła jedna więcej łuska z moich oczu”.

„Ludzkość stworzona jest dla wieczności, lecz Człowiek Żyjący stworzony jest dla dnia dzisiejszego”.

Wspaniała powieść Thomasa Wolfe'a, niedocenianego klasyka XX wieku, „Nie ma powrotu” jest zarówno historią młodego pisarza, który pragnie odcisnąć swoje piętno na świecie, jak i rozległym portretem Ameryki i Europy od czasów Wielkiego Kryzysu przez lata poprzedzające II wojnę światową. Odkrywa świat nękany niepewnością polityczną i stojący u progu transformacji, ale odnajduje w sobie zdolność do stawienia im czoła z optymizmem i odnowioną miłością do miejsca urodzenia. Bohater książki George Webber jest człowiekiem odmienionym, ale pełnym nadziei, świadomym tego, że nigdy nie można w pełni wrócić do domu, do rodziny, do dzieciństwa z dala od wszystkich waśni i konfliktów na świecie. Powrót do domu, do starych form i systemów, rzeczy, które kiedyś wydawały się wieczne, ale które cały czas się zmieniają. Lecz czy Thomas Wolfe miał rację, że nie można wrócić do domu?

Któż z nas nie wracał myślami lub fizycznie do miejsc swojego dzieciństwa, doświadczając smutku? Las, w którym z przyjaciółmi wędrowaliśmy, bawiliśmy się i budowaliśmy forty, stał się centrum handlowym. Polna droga, która była naszym torem wyścigów rowerowych, została wyrównana i utwardzona na potrzeby trzypasmowej autostrady. Brzeg rzeki, z którego łowiliśmy ryby, zabetonowano, przekształcając go w jezdnię. Po ostatniej wizycie w miejscu mojego dzieciństwa odkryłem, że pozostało tam zaledwie kilka pamiątek po dawnym mieście. Nawet one jednak wtopiły się w krajobraz konsumpcji, fast foodów i wszystkiego, co wiąże się z niekontrolowanym rozrostem współczesnych miast. Po wielu latach nieobecności miejsce, w którym dorastałem, jest ledwo rozpoznawalne. Trudno nie popaść w nostalgię. Staram się to mówić bez osądzania, ale nie potrafię sobie wyobrazić, bym teraz miał tam spędzać dzieciństwo. Rozumiem jednak, że ludzie potrzebują przestrzeni do życia, pracy i rozrywki. Trzeba budować nowe osiedla, modernizować infrastrukturę i dostosowywać przestrzeń do potrzeb mieszkańców. Niemniej miejsce, które kiedyś nazywałem domem, istnieje już tylko na mapach i w moich wspomnieniach.

Nie wszyscy jednak widzą to tak samo. To, co ja postrzegam jako destrukcję, wielu ludzi uważa za postęp. Nowy sklep spożywczy zastępujący las jest dla nich symbolem wygody. Poszerzone drogi oznaczają szybszy dojazd do pracy, a nie zniszczenie tego, co kiedyś było częścią natury. Podobnie jak miasta, zmieniają się także ludzie. Najlepsi przyjaciele pozostają blisko, ale relacje oparte jedynie na bliskości geograficznej czy okolicznościach powoli się rozluźniają. Wspólne zainteresowania, doświadczenia i codzienność są tym, co podtrzymuje powierzchowne więzi. Gdy te elementy znikają, dawne znajomości również ulegają rozmyciu.

Odkryłem jeszcze jedno zjawisko. Możesz wieść najbardziej ekscytujące życie, ale jeśli inni nie znajdą sposobu, by to odnieść do swojego świata, twoje przeżycia nie będą ich interesować – nawet bliskich przyjaciół, którzy pozostali w „domu”. Zmiany, które wydają się tobie ważne, dla innych są tylko marginalnymi ciekawostkami. Wiem, że dom, o którym myślę z nostalgią, istniał tylko przez chwilę – a nawet wtedy tylko w mojej głowie. Rodzinne miasto, które pamiętam, to kolaż scen skonstruowanych w wyobraźni, by zakotwiczyć przeszłość. Współczesne oblicze tego miejsca nie ma już nic wspólnego z moimi wspomnieniami. Dom to bardziej stan umysłu niż konkretna lokalizacja. Zrozumiałem, że czepianie się przeszłości jest daremne. Gdy to zaakceptujesz, dostrzeżesz zarówno wady swojego miejsca pochodzenia, jak i jego potencjał. Czasami opuszczamy dom, a czasami dom opuszcza nas. Być może nie można wrócić do tego, co było, ale można nauczyć się patrzeć na dawne miejsca z nowej perspektywy. Mark Twain pisał: „Podróże zadają śmiertelny cios uprzedzeniom, fanatyzmowi i parafiańszczyźnie (...). Ludzi i rzeczy nie obejmiesz w całej ich odmienności, wegetując przez całe życie w jednym ziemskim zakątku”. Te słowa przypominają, że wyjście poza „dom” może przynieść wiele korzyści – nawet jeśli wiąże się z nostalgią za tym, co minęło.

Książka Thomasa Wolfe „Nie ma powrotu” rozpoczyna się powrotem głównego bohatera George’a Webbera do Ameryki, „do ludzkiej gromady stłoczonej na skale Manhattanu”. Wrócił do swojej miłości, a poczucie szczęścia tworzyło mu wyrzut, gdyż pamiętał, że przed niespełna rokiem wyjechał w świat z gniewem i rozpaczą w sercu, szukając ucieczki od tego właśnie, do czego wrócił. Gdy przed rokiem powziął ową rozpaczliwą decyzję, pragnął nade wszystko uciec od kobiety, którą kochał. Estera Jack była o wiele starsza od niego, miała męża i dorosłą córkę. Ofiarowała George’owi miłość tak głęboką i wyłączną, że wreszcie czuł się niejako schwytany w potrzask. Od tego chciał uciec i od zawstydzających wspomnień o gwałtownych sprzeczkach z Esterą, a także o własnym buncie, wzbierającym tym namiętniej, im bardziej ona starała się go zatrzymać. Dlatego w końcu zerwał z nią i wyjechał do Europy. Wyjechał po to by zapomnieć o Esterze, lecz przekonał się, że nie może wymazać jej z pamięci. Przez cały czas o niej myślał. Jej obraz, zarumieniona, miła twarz, szczera dobroć, niezaprzeczalny talent, wspomnienie przeżytych wspólnie godzin – wszystko to żyło w nim, dręcząc pożądaniem i tęsknotą. W ucieczce przed miłością, która go wszędzie ścigała, przewędrował obce kraje. „Nauczył się bowiem pewnych prawd, które każdy człowiek musi odkryć na własną rękę, a doszedł do nich tak, jak dochodzić trzeba: poprzez omyłki i ciężkie próby, poprzez igraszki wyobraźni i złudzenia, poprzez fałsze i zasadzki własnej głupoty, błądząc, myląc się, postępując nieraz jak idiota grzesząc egoizmem, ale wciąż marząc, wciąż z nadzieją w sercu, z wiarą wśród rozterki”.

Przez cały czas pobytu za granicą odrzucał ze wstrętem wspomnienia o swoim rękopisie, o latach pracy, o bezsennych nocach, które nad nim spędził, o wielkich nadziejach, które dawały mu stale bodźce do działania. George przebywał w Europie bez mała dziesięć miesięcy, ale przez ten czas panna Scudder, jego agentka literacka, nie dawała znaku życia, co zdawało się potwierdzać jego najgorsze przeczucia. Jednak po powrocie do Ameryki panna Scudder oznajmiła, że wydawnictwo Rodney i Ska interesuje się jego rękopisem. Ale co właściwie znaczyło określenie „interesuje się”? George otrzymał od wydawcy czek na 500 dolarów, wydawnictwo przyjęło jego książkę, a czek stanowił zaliczkę na honorarium autorskie. George czuł się szczęśliwy jak nigdy w życiu. Zatytułował swoją książkę „Powrót w ojczyste góry” i zamieścił w niej wszystko, co wiedział o rodzinnym mieście w Libya Hill i o jego mieszkańcach. Kiedy książka została oddana do druku i gdy sprawa wymknęła mu się już z rąk, ogarnął go niepokój. Akcja książki była zmyślona, ale – jak w każdej uczciwej powieści – fikcja opierała się na prawdzie ludzkiego życia. Pewne osoby mogły w postaciach książki poznać siebie i się obrazić. 


George pisząc książkę rozpamiętywał wszystkie lata spędzone poza domem, lata wędrówek po tylu miastach i krajach. Pamiętał, że wiele razy myślał o rodzinnym mieście z takim uczuciem napięcia, iż z zamkniętymi oczyma widział dokładnie każdą jego ulicę, każdy dom i każdą twarz, przypominał sobie dokładnie słowa, które tam słyszał, odróżniał każdą nić w osnowie życia każdego mieszkańca. Lecz kiedy miał ujrzeć to wszystko znowu podczas wizyty związanej ze śmiercią swojej ciotki Maw, która go wychowywała, niemal żałował, że zdecydował się na powrót. Mógł przecież łatwo wymówić się pracą, obowiązkami. Sentyment, jaki żywił do tego miejsca, wydawał mu się całkowicie niedorzeczny. Czemuż to tęsknił do tych miejsc tak bardzo, czemu o nich myślał tak dużo, czemu pamiętał je z tak olśniewającą dokładnością, jeśli naprawdę nie miały wielkiego znaczenia, jeśli to miasteczko wśród odwiecznych gór nie stanowiło jedynego domu, jaki posiadał na ziemi? Nie rozumiał tego. Wiedział tylko, że lata płyną jak woda, aż pewnego dnia człowiek wraca do domu.

Odwiedziny w Libya Hill, o których marzył tylekroć jako o powrocie do domu, a które wypadły tak zupełnie inaczej, niż sobie układał, były w rzeczywistości pożegnaniem. Ostatnie więzy łączące go z ojczystą ziemią zostały przecięte, wyjeżdżał po pogrzebie ciotki, by (sobie) budować własne życie, jak musi je budować każdy człowiek: sam. W młodości, patrząc na rozgwieżdżone niebo nocą, z uniesieniem, w porywie szlachetnego zapału marzył, że ziści swoje sny i zgłębi najwznioślejsze idee wspólnie z wielkimi ludźmi, czczonymi przez świat. A teraz, gdy sen mógł się spełnić, gdy ci, którym zawsze z dala zazdrościł losu, otaczali go z bliska, dziś właśnie wizja niesamolubnej wielkości rozsypała się w proch i wydawało mu się, że „czarna noc niby przyczajony gad wypełnia jądro życia”. A więc zaczął zdawać sobie sprawę, że nigdzie nie znajdzie posłuchu, ani wyrazu dla pewników, tak jasnych w młodości, a tak dziś podważanych. Wszystko było tak inne, niż przewidywał w młodzieńczej wyobraźni, że zapominając gdzie jest, George Webber poczuł, że dostał się we władzę jakiejś tajemniczej i bezlitosnej potęgi, która porywa go w niewiadomym kierunku, i że jest zdany na jej wyroki tak całkowicie, jak „ślepa mucha przyklejona do obracającego się koła”. Ta tajemnicza siła miała dopiero pokazać swoją moc po ukazaniu się jego książki „Powrót w ojczyste góry”.

Powieść „Powrót w ojczyste góry” ukazała się w pierwszych dniach listopada 1929 roku. Data, wskutek przypadkowego zbiegu okoliczności – który tak często rozstrzyga o biegu spraw ludzkich i nieraz z perspektywy lat wydaje się dziełem losu – przypadająca niemal dokładnie na początek Wielkiej Depresji Amerykańskiej. Spadek akcji na giełdzie spowodował falę strachu i życie nie było już takie jak przedtem. Zniknęło poczucie bezpieczeństwa – trwoga i złowróżbne przeczucia unosiły się w powietrzu. W takiej atmosferze sztucznego spokoju i okropnego lęku książka Webbera ukazała się w księgarniach. Pisarz, jak każdy, musi korzystać z materiału, którym rozporządza. Nie można przecież budować z tego, czego się nie ma. Toteż Webber sięgnął do doświadczenia własnego życia. Napisał książkę o swoim rodzinnym mieście, o krewnych i znajomych. Mówił o tych sprawach z brutalną bezpośredniością, z realizmem nieczęsto spotykanym w powieściach. To właśnie wywołało burzę. Mieszkańcy rodzinnego miasta, na których pochlebnej ocenie zależało Webberowi bardziej niż na opinii całej reszty świata, przyjęli ją ze zdumieniem i zgrozą. Nie znali oczywiście „Ulissesa” autorstwa Jamesa Joyce’a. Webber natomiast nie znał ludzi. Zdawało mu się, że ich zna, ale to było złudzenie. Nie wiedział, że co innego żyć między ludźmi, a co innego – pisać o nich.

Kilka tygodni po ukazaniu się książki George zaczął otrzymywać listy – ale takie, jakich nie przewidział. Siedział w swym pokoju i czytał je, głuchy na zgiełk miasta. Anonim pisany ołówkiem, na liniowej kartce wyrwanej z bloku: „Zamordował pan i zniesławił wszystkich życzliwych. Niech się pan tu nie śmie nigdy w życiu pokazywać. Umarłeś dla nas i nikt tu pana na oczy widzieć nie chce. Nigdy nie pochwalałam prawa linczu, ale żebym zobaczyła, jak ciebie, małpo, tłum wlecze po naszym rynku, tobym słowa nie pisnęła”. Na pocztówce w zaklejonej kopercie: „Zabijemy cię, jeżeli kiedykolwiek tu wrócisz. Wiesz kto”. Od starego przyjaciela: „Ukrzyżowałeś swoją rodzinę tak okrutnie, że męka Chrystusa wydaje się łagodna w porównaniu z ich cierpieniem”. Listy w rodzaju tego ostatniego bolały George’a najdotkliwiej. Takie listy budziły w nim zwątpienie o własnej pracy i jej wynikach. A więc ludzie pewnego pokroju sądzili, że chciał napisać jakąś encyklopedię pornografii, że lubował się w odgrzebywaniu cuchnących sekretów miasta. Zrozumiał, że jego książka wydobyła na jaw niepodejrzewane złoża uraz i złośliwości i pobudziła złe języki do obmowy. „Ludzie, których sportretował w powieści, wili się jak ryby złowione na haczyk, a inni oblizywali się z lubością na widok ich męki”. Ofiary tej rozpaczliwej złośliwości niemal bez wyjątku szukały odwetu na nieszczęsnym autorze, uważając go za jedynego sprawcę swej niedoli. Co dzień nadchodziły od nich listy, a George, jakby znajdując jakąś przewrotną satysfakcję we własnym cierpieniu, jakby chcąc przejąć na siebie cały palący wstyd, który naiwnie i bezwiednie ściągnął na tych ludzi, czytał je i odczytywał po wielekroć każde gorzkie słowo tych gorzkich listów, odrętwiały na ciele i duszy.

W całym tym nieszczęsnym przeżyciu tkwiła również odrobina ponurego i okrutnego komizmu. Śmieszny nonsens polegał na tym, że niemal wszystkie te listy przeklinały go za czyny, których nie popełnił, tylko je opisał. Jeszcze bardziej groteskowa była zgryźliwa pochwała, przyznająca mu właśnie tę zaletę, której zgoła nie posiadał. Niektórzy oskarżali go, że już jako ośmioletni chłopiec kręcił się chyłkiem między ludźmi, napychając kieszenie notatkami, nastawiając uszu, wytrzeszczając oczy, szpiegując, podchwytując każde słowo, każdy uczynek, każdą wypowiedź cnotliwych mieszkańców, nic nie podejrzewających.

Po czterech długich latach samotności na Brooklynie George Webber doszedł do wniosku, że ma tego dość. W tym czasie wiele nauczył się, zarówno o sobie, jak i o Ameryce, a jego pragnienie podróży ponownie się wzmogło. Jego życie zawsze oscylowało między dwoma biegunami: osiadłą samotnością a swobodną wędrówką, wieczną włóczęgą a powrotami do rodzinnej ziemi. Może w cywilizacyjnie starszej Europie, gdzie życie ugruntowało się w formach odziedziczonych przez stulecia, będzie mniej rozpraszających czynników, odrywających go od pracy. Webber postanowił wyjechać do Anglii, by tam „rzucić kotwicę, zatrzymać statek na spokojnych wodach” i ostatecznie ukończyć swoją drugą książkę.

Jak się później okaże, jego podróż nie ograniczy się jedynie do spacerów po ulicach Londynu, ale obejmie także Paryż i Berlin. To właśnie w nazistowskich Niemczech Webber stanie się świadkiem brutalności reżimu. Jego niejasne doświadczenia miały w sobie jakieś elementy komedii i melodramatu, wszakże tylko pozornie. W rozdziale 43 zatytułowanym „Porwanie”, George uświadamia sobie, że okrucieństwo, którego jest świadkiem, polega między innymi na tym, iż państwo odmawia pasażerowi – współpodróżnemu Webbera w pociągu do Paryża – prawa do przekroczenia granicy z powodu ograniczeń dotyczących ilości przewożonych pieniędzy. Okazuje się, że mężczyzna jest Żydem, choć nie zostaje on wymieniony z imienia (nazywany jest „małym człowieczkiem”), a od samego początku przedstawiony jest w stereotypowy sposób. Tragedia wielkiego germańskiego ducha, sprowadzonego na błędne i kręte drogi, objawiała się w sposób bardziej jeszcze wstrząsający. Stopniowo dostrzegając i pojmując prawdziwy stan rzeczy, George zadawał sobie pytanie, czy znajdzie się na świecie człowiek dość nikczemny, by się cieszyć z tej tragedii i nienawidzić narodu, który był ongi wielki, a pod rządami Hitlera stał się ofiarą straszliwej zarazy. Przecież w dziedzinie kultury Niemcy były od osiemnastego wieku czołowym nośnikiem kultury europejskiej. W twórczości Goethego najwznioślej wyraził się duch świata, duch, nieuznający barier granicznych odcinających państwa, przekonania, rasy i religijne wierzenia; duch, który radował się z bogactwa spuścizny wspólnej dla całej ludzkości, nie pragnął tej spuścizny opanować ani zagarnąć, lecz chciał w niej uczestniczyć i przyczyniać się do jej dalszego wzbogacenia. Duch germański w sztuce, literaturze, muzyce, naukach ścisłych i w filozofii rozwijał swoje działania po tej samej, nie załamującej się nigdy linii – aż do roku 1936. George myślał, że nie ma na całej kuli ziemskiej mężczyzny ani kobiety, którzy by się dzięki temu nie wzbogacili w jakiś sposób. 

Namiętny podziw Wolfe’a dla Niemiec sprawił, że jego ostateczne przebudzenie nastąpiło w obliczu dewastacji ukochanego kraju przez nazistowski reżim – było to dla niego szczególnie wstrząsające. Widząc to, Wolfe zrewidował swoje uprzedzenia rasowe, a konfrontacja z totalitaryzmem nazistowskim skłoniła go do przewartościowania własnej sztuki. Podczas swojej ostatniej podróży do Niemiec zaczął zwracać większą uwagę na ruchy polityczne i społeczne, choć nigdy nie był w stanie całkowicie uwolnić się od emocjonalnie naładowanego natywizmu i przekonania, że biała rasa – zwłaszcza jej nordycki odłam – jest lepsza od innych grup. Jeśli po konfrontacji ze złem nazizmu Wolfe ambiwalentnie zbliżył się do świadomości społecznej, to jednocześnie niechętnie oddalił się od swojego młodzieńczego romantyzmu. „Lecz pewne sprawy, które dostrzegałem wokół mnie, tak mną wstrząsnęły, że ocknąłem się z odurzenia, w jakim mnie pogrążały osobiste przeżycia”.

Jego bohater, George Webber, skupia się na własnych przeżyciach, lecz nie potrafi przezwyciężyć głęboko zakorzenionego romantycznego ducha, co wyraźnie ukazuje jego osobowość w książce „Nie ma powrotu”. Pierwsze strony powieści ujawniają wewnętrzny konflikt Webbera, który zmaga się z dychotomią rozumu i emocji, co wyznacza ramy dla zerwania romantyzmu z Wiekiem Rozumu. Pragnąc opanować swoje uczucia, postanawia spróbować narzucić im kontrolę intelektu, lecz szybko uświadamia sobie, że jego serce przezwycięża rozsądne decyzje, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie romansu z Esther Jack – fikcyjnym odpowiednikiem kochanki Wolfe’a, Aline Bernstein. Webber nie potrafi zerwać tej relacji, ponieważ jego emocjonalna więź z Esther pozostaje zbyt silna. Racjonalizuje, że istnieją powody, których rozum nie pojmuje, a emocjonalny wzorzec życia, ukształtowany przez lata, nie może zostać odrzucony tak łatwo, jak wyrzuca się „poobijany kapelusz lub zużyty but”. Ten fragment tekstu odwołuje się do amerykańskiego romantyzmu, by usprawiedliwić egzystencjalny brak celu bohatera. Powieść ostro krytykuje także biurokrację i kapitalizm – obraz Wall Street oraz samą Esther Jack, kochankę George’a, która nie docenia swojego znacznego bogactwa, rozważając je jedynie w odniesieniu do 15% osób zarabiających więcej od niej, zamiast w kontekście 85% zarabiających mniej. Narracja Wolfe'a jest również komentarzem do amerykańskiego snu, ówczesnych warunków społeczno-ekonomicznych i przemiany kulturowej, która dokonywała się w Ameryce. Krytykuje materializm i upadek moralny, które dostrzega w społeczeństwie. Ostatecznie powieść „Nie ma powrotu” opowiada o uznaniu zmiany za nieuniknioną część życia i zrozumieniu, że każde doświadczenie, czy to pozytywne czy negatywne, przyczynia się do ubogacenia ludzkiego życia, które jest podróżą w głąb siebie. Uświadomienie sobie przez George'a Webbera, że nie może powrócić do swojej przeszłości, służy jako metafora przemiany, jaką przechodzi każdy w ciągu swojego życia.

Powieść pozostaje przejmującą eksploracją amerykańskiego ducha, roli artysty w społeczeństwie oraz uniwersalnego poszukiwania sensu i więzi. Na wpół autobiograficzne dzieło Wolfe'a nadal rezonuje z czytelnikami, którzy zmagają się z własnymi pojęciami domu, tożsamości i upływu czasu. Nie ma powrotu. W pewnym sensie zdanie to jest sumą wszystkiego, czego człowiek w ciągu całego życia się uczy. Bo nie ma powrotu do ulubionych zakątków, do rodziny, do dzieciństwa, do romantycznej miłości, do młodzieńczych marzeń, do własnych niedojrzałych wyobrażeń, nie ma powrotu do starych form i starego porządku rzeczy, który niegdyś zdawał się niewzruszony, lecz który w rzeczywistości wciąż się zmienia.