„Hanemann”
Stefan Chwin
Autor/
(ur.
11 kwietnia 1949 w Gdańsku) – polski powieściopisarz, krytyk literacki,
eseista, historyk literatury, grafik związany z Gdańskiem. Jako naukowiec
zajmuje się romantyzmem i romantycznymi inspiracjami w literaturze nowoczesnej
(m.in. u Witolda Gombrowicza). Wykłada na Uniwersytecie Gdańskim w Instytucie
Filologii Polskiej – Zakład Historii Literatury Polskiej. Prowadził także
gościnnie warsztaty prozatorskie w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie.
Tytuł
oryginału/ pl
Hanemann
Tematyka/
Powieść
Chwina opowiada o powojennym Gdańsku, doktorze Hanemannie i jego polskich
przyjaciołach, o świecie, który umiera i o świecie, który się rodzi. Jest to
bowiem opowieść o Wolnym Mieście Gdańsku z czasów tuż przedwojennych, o
wojennych perturbacjach grodu, wreszcie – a to najważniejsza część książki – o
odpływie rdzennych niemieckich mieszkańców i napływie nowych osadników, głównie
repatriantów z utraconych przez Polskę Kresów (Wilna, Lwowa), gdy władzę nad
miastem przejmuje najpierw sowiecka, a później polska administracja. Tłem dla
egzystencjalnych przemyśleń doktora Hanemanna są obrazowo opisane konteksty
dwóch słynnych samobójstw: Heinricha Kleista oraz Witkacego, wraz z ich
towarzyszkami życia. Siłą zwykłej życiowej inercji Hanemann egzystuje jakoś w
polskim, powojennym Gdańsku, a z wewnętrznego otępienia nie wyrywa go nawet
niebezpieczne zainteresowanie, jakie wzbudza jego osoba u funkcjonariuszy
komunistycznej policji politycznej.
Główny
motyw/
„Hanemann” to jedna z najpiękniejszych polskich powieści. Książka Stefana
Chwina przywraca wiarę w potęgę i moc pełnokrwistych, narracyjnych opowieści,
wciągających czytelnika w świat przedstawiony. Główny temat powieści leży
jednak gdzie indziej. Tytułowy Hanemann to niemiecki profesor anatomii, który
przeżywa załamanie nerwowe po tym, jak jego narzeczona Luiza Berger ginie w
wypadku statku wycieczkowego przy przystani Glettkau-Jelitkowo. Hanemann
pogrąża się w psychicznym i intelektualnym letargu, z którego nie jest zdolny
wyrwać go ani wybuch wojny, ani klęska Niemiec, ani wreszcie dramatyczna
ewakuacja niemieckiej ludności z Gdańska pod bombami i artyleryjskim ostrzałem
Armii Czerwonej. Jakby przez zaniechanie albo przypadek Hanemann pozostaje w
mieście i jest świadkiem wkroczenia obcych wojsk, a potem nadejścia fali nowych
mieszkańców. Nieszczęśliwy i cierpiący profesor żyje jakby poza czasem, oddając
się rozmaitym intelektualnym i emocjonalnym spekulacjom, rozważa fenomen
samobójstwa jako aktu uwolnienia się od dojmujących doświadczeń życiowych.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) mężczyzna nie powinien tak łatwo poddawać się losowi.”
„(…) to, co mówił o Hanemannie, musiało być nieuchronnie
przesiąknięte melancholią, która nadaje zawsze fałszywą barwę wszystkiemu, o
czym myślimy.”
„Czy ktoś, kto chociaż raz w życiu widział twarz Nieznajomej z
Sekwany, sama twarz ze śnieżnego gipsu, mógłby pozostać obojętnym?”
„(…) są takie chwile, kiedy każdy dowód pamięci wydaje się żywym
odruchem serca.”
„Wiadomo, jak trudno ocenić coś, czego się nie rozumie.”
„Myślę tylko, że nigdy nie wiemy, co jest w nas naprawdę.”
„Naprawdę ważne nie jest pytanie, dlaczego ludzie odbierają sobie
życie. Naprawdę ważne jest pytanie: dlaczego większość ludzi sobie nie odbiera?
Bo to prawdziwy cud. Przecież życie jest nie do zniesienia”.
„Szuka śmierci, nie mogąc znaleźć życia”.
Kiedy spoglądamy na okładkę drugiego wydania książki
„Hanemann” Stefana Chwina od razu wychodzimy na spotkanie z dziełem Caspara
Davida Friedricha „Okresy życia ludzkiego”, które jest dla odbiorcy
jednocześnie niepokojące oraz intrygujące. Pozwala dostrzec trudną,
metafizyczną perspektywę, w której pojawia się wiele wielkich pytań,
towarzyszących człowiekowi od jego początku. Dotyczyć będą one przyczyny i
sensu życia, cierpienia czy doznania samotności. W trakcie takich poszukiwań
znajduje się tytułowy bohater powieści Stefana Chwina – profesor Instytutu
Anatomii – Hanemann, którego jedną z naukowych motywacji poznajemy na początku
utworu: „Chciał poznać tajemnicę, otwierał ciała, które trafiały na marmurowy
stół, by wyśledzić to, co odgradza nas od śmierci”. Bohater w bardzo bolesny
sposób dowiaduje się o śmierci swojej ukochanej Luizy Berger, która zginęła w
katastrofie spacerowego statku. W jednym z początkowych rozdziałów,
zatytułowanym Okno, widzimy Hanemanna pogrążonego w melancholii, która
pobudzana jest przez zdjęcia, wspomnienia wspólnych chwil czy rozważanie innych
scenariuszy zaistniałych wydarzeń. W tych momentach smutnej refleksji pojawiają
się odniesienia do obrazów Friedricha. Zanim ukaże się ten najbardziej znaczący
dla powieści, czyli wspomniany Krzyż w górach, dostrzec można jeszcze
inne Friedrichowskie aluzje. Hanemann, przypominając sobie ukochaną, widzi ją
głównie w jednej pozie, która powtarza się kilkakrotnie na przestrzeni trzech
akapitów znajdujących się obok siebie: „[...] stała wtedy przy oknie. Upinała włosy. Sięgnęła
po długie szpilki z kościaną główką, rozsypane na blacie, przytrzymała luźny
pukiel, którego połysk zawsze go zachwycał, i zręcznie podsunęła palce pod
ciemny kosmyk. […] Stała przy oknie, profil odbity w szybie, za którą
błękitniało morze, […] stanęła przy oknie, mrużąc oczy od słońca […]. Stała
przy oknie, zamyślona, chyba trochę zła, ale przecież to nie było takie
zamyślenie, jakie dostrzegał czasami na twarzach kobiet w kawiarni Kauffmanna
albo w gasthausie, gdy piękna pani o włosach spiętych w rzymski węzeł, skubiąca
srebrną łyżeczką kawałek wiedeńskiego tortu, patrzyła gdzieś przed siebie,
nieobecna, może zanurzona we wspomnieniach miłosnej nocy, milcząca […]. Nie,
przecież wtedy, gdy stanęła przy oknie, to było coś innego, coś, co napełniło
go lękiem, lecz zlekceważył ten odruch spłoszonego serca”.
Przytoczyłem dłuższy fragment, by pokazać
podobieństwa, jakie pojawiają się między literackim światem tworzonym przez
Chwina oraz dziełami Friedricha. Gdański autor bardzo często wpisuje swoich
bohaterów w przestrzeń obrazów niemieckiego malarza. W tym przypadku opis Luizy
przywołuje na myśl dwa dzieła: Kobietę przy oknie (1822) i Kobietę na
tle zachodzącego słońca (1818). Na obydwu widzimy postać kobiecą odwróconą
plecami do patrzącego. Na pierwszym obrazie kobieta znajduje się w ciemnym
pomieszczeniu, oparta o parapet, spogląda na zewnątrz. Nie widać całego
krajobrazu, na który patrzy. Zauważyć można szereg drzew oraz wysokie maszty
przepływających statków. „Ta bardzo wyważona kompozycja zdumiewa tym, że mimo
swej statyczności, pozwala, by wchodzące z zewnątrz światło rozlało się po
dużej części obrazu”. Postać na drugim obrazie umieszczona jest w centrum i z
otwartymi ramionami stoi w blasku zachodzącego słońca, wpatrując się w
wieczorny pejzaż, który się przed nią rozciąga. Obydwa obrazy Friedricha mają znaczenie
symboliczne.
W „Hanemannie” odnaleźć można na przykład rozważania
na temat przyczyn samobójstw. Oczywiście można zastosować nieco inną
interpretację, w której obraz Friedricha będzie po prostu elementem
korespondującym z cierpieniem bohatera. Strach przed rozległym pejzażem, jaki
widzimy w malarstwie Caspara Davida Friedricha to lęk przed uczuciem
wzniosłości, które jest bardzo przyciągające, ale oprócz piękna zawiera w sobie
jednocześnie pewne charakterystyczne doznanie przykrości. Znajduje się ono w
oddaleniu, jest to rodzaj zagrożenia wewnętrznego. W przypadku Hanemanna wiąże
się ono z projekcją nieszczęśliwych chwil przeszłości. Myśli bohatera, pomimo
próby obrony, wracają jednak do obrazu całości.
Akcja powieści toczy się w przedwojennym Gdańsku: bohater ma przeprowadzić sekcję zwłok ciała swojej kochanki, Luizy Berger, która w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła w katastrofie statku. Ośrodkiem czytelniczego zainteresowania jest między innymi to, czy na margines życia zepchnęła Hanemanna strata kochanej kobiety, czy też miłosny i filozoficzny zawód. Być może źródła tych doświadczeń poszukiwać należy wcześniej, kiedy to Hanemann uwikłał się w politykę. W każdym razie bohater nie był w stanie opowiedzieć historii o sobie samym, więc konstruował taką, której podmiotem sprawczym był na pozór ktoś inny. Hanemann mówił o śmierci tych, którzy nie musieli umierać samotnie – o słynnych samobójcach, Heinrichu Kleiście i Stanisławie Ignacym Witkiewiczu. Zaczytywał się w listach, które Kleist pisał do Henrietty Vogel, a reprodukowany w książce wizerunek poety zestawiał z fotografiami Witkacego. To właśnie te dwa wizualne przedstawienia słynnych samobójców stanowiły dla niego impuls do prowadzenia terapeutycznej w gruncie rzeczy narracji.
„Hanemann” jest powieścią – i przypowieścią o śmierci,
w gruncie rzeczy filozoficznym traktatem na temat odwiecznego dla naszej
kondycji pytania: Co jest lepsze: istnieć, znosząc zawistne strzały losu, czy
też nie istnieć, odejść w niebyt, rzucając tym samym wyzwanie: samemu sobie,
Bogu, społeczeństwu, Historii. Głównym wątkiem powieści Chwina jest przecież
umieranie świata: świata Hanemanna, świata wileńskich przybyszów, czy wreszcie
samej Polski, na której dokonywany jest eksperyment społecznej inżynierii ze
Stalinem na drugim planie. Akcję powieści napędza odkrywanie prawdy. Prawdy o
tym, skąd płynie nasza wola życia i jaka to siła w pewnym momencie czyni nas
obcymi istnieniu. Tym, co trzyma nas przy życiu – mówi Chwin za pośrednictwem
swoich bohaterów – jest zakorzenienie. Chcemy żyć dopóty, dopóki czujemy się
wrośnięci w jakąś glebę; wyrwani z niej tracimy wolę istnienia. Według Chwina
zakorzeniają nas związki z ludźmi i rzeczami. Miejsce to nie tyle przestrzeń,
co subtelna sieć łącząca nas z przedmiotami i osobami. Gdy sieć ulega
poszarpaniu, spadamy w próżnię razem ze wszystkim, co nas otaczało. Jako
pierwsze znika właśnie miejsce.
W powieści motyw fotografii przede wszystkim wiąże się
z nieciągłością narracji; fotografia przywołuje wydarzenia z dawnych lat i
zmarłe osoby, ale również uruchamia nowe wątki fabularne. Jako medium pamięci
zdjęcia skłaniają do przemyśleń nad wytwarzaniem wspomnień. Po niechcianej
konfrontacji z ciałem Luizy Berger, Hanemann postanowił spalić jej zdjęcia,
materialny ślad jej nieobecności: „[…] ułożył fotografie na brązowej paterze i
rzucił zapałkę”. Palenie zdjęć jest gestem ostatecznego zniszczenia – powtórnej
śmierci doświadczanej w porządku symbolicznym. Palenie fotografii, które, jak
ból, stanowią nić łączności między teraźniejszością a czasem przeszłym może
wynikać z odwołanej pracy żałoby, być wstępem do pielęgnowania melancholii.
Ostatecznie bohater postanowił wydobyć zdjęcia z ognia, choć odkrywały one
przed nim bolesną nieobecność ukochanej kobiety. Spalenie zdjęć byłoby
zniszczeniem ostatnich śladów, które pozostały mu po Luizie Berger. Włączenie
fotografii w porządek spójnej narracji okazało się jednak niemożliwe, opór
stawiało bowiem samo zdjęcie. Powieść zaczyna się już po katastrofie
spacerowego statku „Stern”, więc źródłem wszystkiego, czego możemy się
dowiedzieć o Luizie Berger, są wspomnienia Hanemanna – pogrążonego w żałobie i
melancholii po stracie ukochanej. Bohater postrzega zdjęcia jako rodzaj zapisu
tego, co rzeczywiste. W powieści Chwina zarówno zdjęcia, jak i obrazy aktywnie
oddziałują na konstrukcję psychiczną Hanemanna – ale to fotografie pozwalają mu
samookreślić się poprzez negację.
Wszyscy całowaliśmy tę kobietę. No może nie wszyscy,
ale z pewnością większość z tych, którzy kiedykolwiek przechodzili kurs
pierwszej pomocy. Okazuje się, że twarz fantoma służącego do nauki resuscytacji
krążeniowo-oddechowej, nie jest przypadkowa. To Nieznajoma z Sekwany, twarz
młodej kobiety wyłowionej z rzeki pod koniec XIX wieku. Śmierć dziewczyny
ostatecznie pomogła uratować miliony ludzkich istnień i jeszcze sporo uratuje,
choć jej własne skończyło się zdecydowanie przedwcześnie i najprawdopodobniej tragicznie.
Dokładna historia tego, co stało się z L’Inconnue zarówno przed utonięciem, jak
i później, nie jest znana. Nieznajoma z Sekwany był to obiekt częstych debat
ówczesnych czasów, a dziś to jedna z bardziej fantazyjnych francuskich legend.
Najczęściej powtarzana wersja losów dziewczyny jest wznawiana od przeszło 150
lat. L’Inconnue według szacunków miała około 16 lat i najprawdopodobniej
popełniła samobójstwo. Nikt nie wie, dlaczego młoda dziewczyna odebrała sobie
życie, ani czy na pewno jest to prawda. Pewno jest tylko to, iż wyciągnięto ją
z Sekwany już martwą. Po wyłowieniu z Sekwany jej zwłoki zostały przewiezione
do kostnicy i wystawione na widok publiczny, by ktoś mógł je zidentyfikować. W
tamtych czasach wystawianie zwłok publicznie było na porządku dziennym. Ludzie
nie posiadali dokumentów i była to najlepsza wówczas metoda identyfikacji
nieboszczyków. Mimo tłumu gapiów, Nieznajoma z Sekwany jednak nigdy nie została
rozpoznana. Jej zwłoki jednak zwracały jakąś dziwną uwagę. Nawet po śmierci wyglądała
spokojnie, jakby pogrążyła się we śnie. Wręcz dopatrywali się ludzie lekkiego
zadowolenia i uśmiechu na twarzy dziewczyny. Niektórym jej wygląd nie dawał
spokoju. Coraz więcej ludzi zaczęło rozmawiać i debatować o jej twarzy.
Opiekun kostnicy, gdzie były zwłoki Nieznajomej z Sekwany, był tak
zafascynowany L’Inconnue, że kazał wykonać gipsowy odlew jej twarzy. Choć brzmi
to nieco nie na miejscu, maska stała się absolutnym hitem popularności i
sprzedaży. Wkrótce postać podobna do dziewczyny pojawiła się w każdym sklepie
jako ozdoba, wystawa, dzieło sztuki, obraz. Pół wieku później, Nieznajoma z
Sekwany stała się kimś innym, a wszystko dzięki mężczyźnie, który urodził się
kilka lat po jej śmierci. Asmund Laerdal był producentem zabawek, a jego działalność
rozpoczęła się na początku lat 40. XX wieku. Pewnego dnia mały syn Laerdala
prawie utonął. Mężczyzna rzucił się do wody na ratunek i sprawnie przeprowadził
akcję, która uratowała mu życie. To właściwie był początek procedury znanej
dziś jako RKO (resuscytacja krążeniowo-oddechowa), inaczej zwana też CPR z
angielskiego. Historia miała szczęśliwe zakończenie, ale o wyczynie Pana
Laerdala usłyszała grupa anestezjologów, która poprosiła go, jako, że był
producentem zabawek, o stworzenie lalki, by demonstrować nowo opracowaną
technikę, która wtedy właśnie zaczęła się rozwijać. Twórca zabawek z chęcią
przystał na propozycję i było to dla niego nowe wyzwanie i możliwości wejścia
na zupełnie nowe rynki. Asmund Laerdal rozpoczął projekt, który okazał się
nieco problematyczny od strony technicznej. Zastanawiał się też jaką twarz
miałaby mieć ta lalka, wówczas jeszcze nie znana jako manekin. Właśnie
wtedy mężczyzna przypomniał sobie o spokojnej twarzy z zagadkowym uśmiechem
wiszącą w salonie teściów. Jak się domyślasz, była to właśnie L’Inconnue.
Efektem końcowym był naturalnej wielkości manekin do ćwiczenia technik
ratujących życie z twarzą Nieznajomej z Sekwany. Lalka otrzymała na imię Little
Anne, ale twarz należała do L’Inconnue. Choć Anne nie była i jak wiemy, nie
jest jedynym manekinem do RKO, uważana jest za pierwszy i odnoszący największe
sukcesy produkt w tej dziedzinie. Dzięki niej setki milionów ludzi nauczyło się
i dalej uczy i będzie uczyć podstaw ratowania życia innym. „Czy ktoś, kto
chociaż raz w życiu widział twarz Nieznajomej z Sekwany, samą twarz ze
śnieżnego gipsu, mógłby pozostać obojętnym?” – pyta czytelnika Stefan Chwin w
powieści „Hanemann”.
„Hanemann” jest w gruncie rzeczy melodramatem –
powieścią o miłości, śmierci, umieraniu, samobójstwie i żałobie. Tytułowy
bohater zdaje sobie nagle sprawę, że martwe ciało, które winien poddać sekcji
przed studentami, należy do jego ukochanej Elizy Berger, ofiary zatonięcia
niewielkiego stateczku w pobliżu mola w Glettkau, dziś Jelitkowie. (Eliza nie
istniała zapewne nigdy, molo, zniszczone w 1945, też nie istnieje.) W szoku,
profesor bez słowa wychodzi z prosektorium i nigdy do pracy nie wraca. Kiedy wojna
dobiega końca, w przeciwieństwie do sąsiadów decyduje się pozostać już nie w
Danzigu, lecz w Gdańsku, daje polskim chłopcom lekcje niemieckiego i wreszcie,
zmuszony przez komunistyczne władze, wyjeżdża do Niemiec, by zniknąć bez śladu.
Dla mnie jednak „Hanemann” był nie tyle melodramatem, ile – przede wszystkim –
powieścią o Wielkiej Przemianie.