02 marca 2019

Przewodnik


„Przewodnik”


R.K. Narayan




Autor/ (ur. 10 października 1906, zm. 13 maja 2001), jego imię to skrócone: Rasipuram Krishnaswami Iyer Narayanaswami. Indyjski pisarz z obecnego stanu Indii Tamil Nadu piszący w języku angielskim. Autor powieści i opowiadań, twórca fikcyjnego świata indyjskiego miasteczka o nazwie Malgudu. Jeden z trzech głównych twórców wczesnej indyjskiej literatury w języku angielskim.

Tłumaczenie/ Henryk Krzeczkowski

Tematyka/ Całość fabuły ma za zadanie pokazanie dokonującej się w bohaterze przemiany. Poznajemy go, jako człowieka bardzo chwiejnego psychicznie, słabo umocowanego w codziennym życiu. Najpierw staje się kimś w rodzaju przedsiębiorcy prowadzącego sklep i jednocześnie będącego przewodnikiem dla turystów zwiedzających okolicę. Z czasem staje się znany, zyskuje pewną sławę w środowisku ludzi chcących poznać miejscowe atrakcje. Nabiera pewności siebie, zyskuje niezależność finansową. Jego w miarę ustabilizowane życie zostaje jednak zburzone przez... no, nikt by nie zgadł. Kobietę. Nie byle, jaką kobietę - tancerkę, mistrzynię „wężowego tańca”. Dalsza historia nie odbiega zbytnio od standardów romansu. Wielka miłość, przeciwności losu, rodzinne dramaty, kłopoty finansowe, wreszcie spektakularna kariera. W chwili, gdy - jak się wydaje - bohater uzyskuje wszystko, co chciał: ukochaną kobietę, sławę i bogactwo, na skutek własnego głupiego błędu w jednym momencie staje się życiowym bankrutem.

 Główny motyw/ Bohater powieści, Radżu, prowadziłby odziedziczony po ojcu sklepik, ożeniłby się, miałby kilkoro dzieci i dożyłby pewnie późnej starości, gdyby... gdyby w Malgudi nie zbudowano stacji kolejowej. To wydarzenie zaważyło na jego życiu. Mały sklepikarz staje się kolejno: przewodnikiem turystów, kochankiem, impresario słynnej tancerki, fałszerzem i, wreszcie, „mędrcem" i „świętym".

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Pochlebstwa każdy lubi, ale chyba najbardziej na nie łakome są tancerki”.

„Człowiek przebierający się za wiecznego turystę jest wymarzonym ideałem dla przewodnika”.

„Mam coś ważniejszego do roboty aniżeli glinianego bałwana w geniusza zamieniać”.

„Panie, mam zmartwienie!- A któż ich nie ma?”.

„Pokaż mi człowieka, który nie ma zmartwień, a ukażę ci świat doskonały”.

„Przyszła raz do Buddy kobieta przyciskająca do piersi martwe dziecko i zawodząc głośno. Rzekł Budda: > Obejdź wszystkie domy w tym mieście i znajdź taki, w którym nie znają śmierci. Jeśli dom taki znajdziesz, zabierz stamtąd garść gorczycy, a ja nauczę cię, jak przezwyciężyć śmierć<”.

„(…) niedokończone opowiadanie, brak morału w niczym mu nie zawadzały; tak to już bywa w życiu”.

„Któż by malował tęczę?”.

„Zgodziłabym się na najgorszą teściową, gdybym za tę cenę miała żywego, prawdziwego męża”.

„On interesuje się malarstwem, dawną sztuką i tym podobnym. Ale niczym. Co porusza rękami i nogami”.

„Żadnemu człowiekowi nie wolno padać plackiem przed drugim człowiekiem!”.

„Ze zwykłego kamienia zrobił władczy tron”.

„Doszedłem do przekonania, że nic na tym świecie nie da się ukryć lub zapomnieć. Wszystkie wysiłki w tym kierunku są jak próba zasłonięcia słońca parasolem”.

      

                 W powieści „Przewodnik” poznajemy adwokata, który potrafi przemawiać godzinami, nie kończąc zdania. Jest to tajemnica jego sukcesu, ponieważ zmusza w ten sposób sędziów do zajmowania się drobiazgami. Jest również przyczyna, dla której główny bohater książki Radżu odnosi sukces w swych kolejnych oszustwach. Jako przewodnik turystyczny staje się szybko gwiazdą, ponieważ potrafi wymyślać na poczekaniu interesujące i barwne opowieści dla znudzonych turystów. To właśnie dzięki pracy przewodnika spotyka niedocenioną tancerkę Rosie, żonę wykładowcy Marco. Mąż bagatelizuje jej talent, a wsparcie, jakiego udziela jej Radżu powoduje, że wiążą się ze sobą. Jako tancerka Rosie odnosi sukces, a ponieważ bohaterowi dobrze się wiedzie za sprawą jego podejrzanych interesów, para wkrótce staje się bogata. Niestety Radżu wpada w pułapkę zastawioną przez Marco i trafia do więzienia. Po zwolnieniu zostaje pomyłkowo wzięty za świętego człowieka. Postanawia odgrywać tę rolę i znów odnosi sukces. Wkrótce sam staje się ofiarą kłamstwa, gdy obiecuje, że będzie pościć dopóty, dopóki w dręczonej suszą wiosce nie spadnie deszcz. Szybko zaczyna żałować narzuconej sobie głodówki, ale choć staje się coraz słabszy fizycznie, postanawia dotrzymać słowa. Jedenastego dnia słabnie i upada, jednak pojawiają się pewne wskazówki pozwalające przypuszczać, że wkrótce nadejdą deszcze. „Przewodnik” to jedna z najbardziej cenionych powieści Narayana, rozgrywająca się w wymyślonym przez niego mieście Malgudi. Przyczyną jego sukcesu jest bez wątpienia humor, z jakim opisywana jest nieodparta potrzeba snucia historii.

                   Czytelnik od samego początku chce wiedzieć, kiedy i dlaczego główny bohater książki został przewodnikiem. Z tego samego powodu, dla którego ktoś inny zostaje dróżnikiem, bagażowym lub strażnikiem kolejowym. Taki los. Kolej weszła w krew Radżu od wczesnego dzieciństwa. Jego wyobraźnię urzekły parowozy z ich straszliwym łoskotem i dymem. Na peronie czuł się jak w domu, naczelnika stacji i bagażowego uważał za najodpowiedniejsze towarzystwo, a ich rozmowy o kolei za najbardziej pouczające. Jego rodzinny domek stał naprzeciw stacji w miasteczku Malgudi. Dom ten postawił jego ojciec własnymi rękami na długo, zanim ktokolwiek w ogóle słyszał o kolei. Wybrał to miejsce, bo było za miastem i było tanie. Sam kopał ziemię, sam ugniatał glinę z wodą źródlaną, sam postawił ściany i przykrył je strzechą z liści palmowych. Ojciec miał mały sklepić, budkę zbitą z desek sosnowych i przykrytą jutowymi workami; przesiadywał tam cały dzień sprzedając miętowe cukierki, owoce, tytoń, liście betelu, suszony groch i wszelkie inne towary, jakich mogliby zażądać ciągnący szosą wędrowcy. Sklepik ojca nazywano powszechnie „budką”. Przed tą „budką” zbierali się zazwyczaj chłopi i poganiacze bawołów. Ekscentryczny kogut sąsiadów oznajmiał świt widocznie wtedy, gdy dochodził do wniosku, że spali już dostatecznie długo. Na jego przeraźliwe pianie ojciec wyskakiwał z łóżka i budził Radżu.

                      Mały Radżu mył się przy studni, czoło smarował świętym popiołem, stawał przed wiszącymi w ramkach obrazami bogów i głośnym, dźwięcznym głosem recytował przeróżne święte wersety. Ojciec przyglądał się przez chwilę jego wyczynom, po czym wymykał się na podwórze doić krowę. Wracając z wiaderkiem powtarzał stale tę samą uwagę: „Tym razem coś naprawdę nie w porządku z bydlęciem. Dała połowę tego, co powinna”. Odpowiedź matki była równie niezmienna: „Wiem, wiem, przewróciło jej się w głowie”. Cukier trzymano w domu w starej blaszanej puszce. Puszka wyglądała jak zardzewiała, ale cukier z niej był wyśmienity. Chowano ją na drewnianej półce na osmolonej ścianie kuchni, tak żeby Radżu nie mógł dosięgnąć. Zdaje się, że w miarę jak rósł, półka wędrowała coraz wyżej, bo o ile pamiętał, nigdy nie mógł się do niej dostać bez pomocy dorosłych.

                    Pewnego dnia na polu przed ich domem zrobił się ruch. Codziennie rano przybywali ludzie z miasta i przez cały dzień pracowali w polu. Dowiedzieli się, że budują linię kolejową, co później okaże się nieszczęściem dla Radżu. Robota postępowała żwawo. Samochody ciężarowe stojące w cieniu tamaryndy ograniczyły trochę swobodę małego Radżu, ale za to mógł włazić na wysokie nasypy i bawić się. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Przez cały dzień właził na ciężarówki i z nich złaził, aż jego ubranie było całe czerwone od błota. Bez przerwy przebywał w towarzystwie ludzi pracujących na linii kolejowej, przysłuchiwał się ich rozmowom i śmiał się z ich żartów. Po obu stronach linii gromadziły się rozmaite materiały budowlane. Zaczął zbierać kawałki metalu i różnego rodzaju śruby. Chował je skrzętnie w wydzielonej dla niego części wielkiej skrzyni, w której matka przechowywała swe stare, nigdy nienoszone jedwabne sari. Lecz pewnego dnia, kiedy Radżu nie dopuścił do swojego terenu zabaw innego chłopca, ubliżając mu słownie, ojciec postanowił wysłać go do szkoły. Od tego momentu miał ukochane miejsce opuścić dla miejsca znienawidzonego.

                   Każdy dzień zaczynał się od straszliwego zamieszania. Matka dawała mu jeść wcześnie, a drugie śniadanie wkładała do małego aluminiowego naczynia. Starannie układała jego książki i tabliczkę w torbie, którą zawieszała mu na szyi. Początkowo wszystkie te zabiegi były przyjemne, ale już po kilku dniach, jak to było zresztą do przewidzenia, obrzydły mu doszczętnie; wolał już zaniedbany siedzieć w domu, aniżeli być przedmiotem tej całej krzątaniny i chodzić do szkoły. Jednak ojciec przestrzegał surowo dyscypliny. Być może, był snobem, który przechwalał się przed ludźmi, że jego syn chodzi do szkoły. Pilnował każdego jego ruchu, dopóki nie był pewny, że jego syn jest już w drodze do szkoły. Droga do szkoły ciągnęła się w nieskończoność.
                         
                       Nikt nie mógł nawet we śnie nazwać tego szkołą, a co dopiero dobrą szkołą. Była to szkoła domowa, ponieważ lekcje odbywały się w domu nauczyciela. Mieszkał w zaułku dzielnicy Kabira w starym, ciasnym domu. Przed domem przepływał rynsztok. Codziennie rano gromadził wokół siebie na podwórku ze dwudziestu chłopców i rozparty na poduszce cały czas wrzeszczał na nich wymachując trzcinką. Wszystkie klasy miały lekcje równocześnie, a on zajmował się każdą grupą po kolei. Nauczyciel używał mocnego języka. Ojciec Radżu, chcąc go uchronić przed wulgarnym językiem robotników kolejowych, nie dokonał najlepszego wyboru wysyłając syna do tego starca, który swoich uczniów nazywał zazwyczaj osłami i baranami, wyliczając przy tym skrupulatnie przodków każdego z uczniów po mieczu i po kądzieli.

                     Po kilku latach, kiedy Radżu zakończył edukację zobaczył, że kolej została ukończona. Stalowe szyny lśniły w słońcu, semafory z czerwonymi i zielonymi pasami i swymi kolorowymi światłami stały na właściwych miejscach, a tor kolejowy podzielił podwórko na dwie oddzielne części. Budynek stacji też był już gotowy. Ruch w sklepie ojca zwiększył się wielokrotnie, co zmusiło Radżu do pomocy, jednak chłopakowi nie była w głowie praca jako sprzedawcy i pomału stawał się lokalnym przewodnikiem dla turystów. Zaczęto go nazywać „Radżu ze stacji”. Zupełnie obcy ludzie zupełnie przypadkowo, którym gdzieś, kiedyś obiło się o uszy jego imię, dopytywali się o niego zaraz po przyjeździe na stację Malgudi. Przy sklepiku zatrzymywali się świeżo przybili, by napić się wody sodowej lub kupić paczkę papierosów, przerzucali na półce leżące książki i prawie zawsze zadawali te same pytania: „Jak daleko do..?” czy też „Jak się dostać do …?”, „Czy dużo tu historycznych zabytków?”, „Słyszałem, że gdzieś w tych górach jest źródło waszej rzeki Saraju, piękne rzekomo miejsce”. Radżu doszedł do wniosku, że musi zmienić coś w swoim życiu i zaczął pracę, jako przewodnik turystyczny. A to, „że miał gadane” i tak przekonująco i barwnie opowiadał o okolicy, w której nic nie było do zwiedzania, zaczął, więc uchodzić za znawcę miasta i okolic wśród ludzi nawet z najbardziej odległych zakątków prowincji. Po latach będzie żałował, że łgał tak bez umiaru, ale przecież nie chciał kłamać, lecz tylko przypodobać się ludziom. I gdyby nie zbudowano kolei, to nie przybywaliby turyści, nie potrzebowaliby przewodnika i Radżu nie wplątałby się w kłopoty. Ta przyczynowo -skutkowość sprawiła, że pewnego dnia do miasta przybyła tancerka Rosie wraz z mężem Marco, który chciał zbadać i opisać w swojej naukowej pracy okoliczne jaskinie.

                     Rosie i Marco byli nieszczęśliwym małżeństwem. Marco wydawał się być nieprzyjazny w stosunku do Rosie i lekceważył jej pasję do tańca, nazywając to „płytkim zawodem dla nierządnic”. Radżu zdawał sobie sprawę, że Rosie poślubiła Marco tylko dla pieniędzy. Korzystając z tego ich niezbyt udanego małżeństwa, Radżu użył swoich kuszących słów na temat Rosie i jej tańca i rozpoczął z nią romans. Doceniał jej taniec, chwalił, komplementował, uznawał ją za boginię. Rosie stała się sławną tancerką w kręgach kosmopolitycznych za sprawą jej talentu i imponującej umiejętności marketingowej Radżu, który stał się jej menedżerem. Oboje zaczęli żyć razem. Matka Radżu nie pochwala tego i ostatecznie opuściła dom, aby zamieszkać ze swoim bratem. Jednak chciwość Radżu doprowadziła go do upadku. Marco wysłał biżuterię dla Rosie, jednak Radżu nie wspomina o tym Rosie, sam kwituje dokumenty, podrabia jej podpis - myśląc, że nikt nie będzie tego weryfikował. W blasku tej wspaniałej egzystencji Radżu zapomniał o tym, że Marco wciąż jeszcze istnieje. Nie brał pod uwagę faktu, że nadal zamieszkuje on kulę ziemską. Zachowywał tylko jeden środek ostrożności, unikając wszelkich występów Rosie w pobliżu jego miejsca zamieszkania. Nie chciał go prowokować, jednak Marco o nim nie zapominał. Marco „rozpoznał” to fałszerstwo, zgłosił przestępstwo na policję i Radżu został skazany na 2 lata więzienia.

                   W więzieniu Radżu uchodził za wzorowego więźnia. Szybko zaprzyjaźnił się ze wszystkimi strażnikami, zastępował ich, gdy trzeba było pilnować innych więźniów. Pilnował sekcji tkackiej i warsztatów stolarskich. Czy to byli mordercy, czy też rabusie, wszyscy go słuchali. Umiał rozmawiać z nimi nawet wtedy, gdy byli w najbardziej ponurych humorach. Jego urok osobisty sprawił, że z czasem naczelnik przeniósł go do swojej kancelarii, jako osobistego służącego. Sprzątał jego biurko, napełniał kałamarze, czyścił pióra, temperował ołówki i pilnował przed drzwiami, by nikt nie przeszkadzał naczelnikowi w pracy. W piątki i w soboty drżały Radżu palce, gdy przeglądał gazety. Ostatnie górne szpale zawierały zawsze to samo- fotografię Rosie, nazwę miejsca, w którym tańczyła, i ceny biletów. Jej imperium i sława nie tylko się nie kurczyły, ale wręcz przeciwnie rosły. Żółć się w nim burzyła na myśl, że znowu jest z Marco i świetnie sobie dają radę.

                    Po zwolnieniu z więzienia Radżu nie chciał powrócić do Malgudi, ponieważ był zhańbiony, jako były więzień. Spędzał czas, zdezorientowany, dokąd się udać. W wiosce o nazwie Mangal, pewien prostak o imieniu Velan uznał go za świętego męża, duchowego guru. Velan był w pełni przekonany o tym, że Radżu to guru, nawet, gdy Radżu ujawnił mu całą prawdę o swoim życiu. Siostra Velana, która odmówiła małżeństwa zgodnie z życzeniem rodziny, zostaje przywieziona do Radżu na rozmowę. Radżu skutecznie przekonuje ją do małżeństwa, a tym samym potwierdza ideę bycia oświeconą osobistością. Mieszkańcy Mangal wkrótce poprosili Radżu o szybką pomoc w celu zakończenia głodu, który poważnie wpłynął na ich wioskę, ponieważ wierzyli, że jako guru może im pomóc. Mieszkańcy wioski byli przekonani, że jeśli Radżu będzie w ich imieniu pościł, ułagodzi bóstwa deszczowe i z pewnością spadnie deszcz i głód szybko się skończy. I po raz kolejny Radżu wplątuje się w kłopoty.

                  Wieści o głodującym świętym mężu rozniosły się po całych Indiach. Do wioski Mangal zaczęli przybywać pielgrzymi z różnych zakątków kraju. Przyjezdny dziennikarz, który znalazł się we wsi, usłyszał przypadkowo nowinę. Rząd przysłał komisję dla zbadania sytuacji powstałej na skutek posuchy i dużej migracji pielgrzymów. Od tego się zaczęło. Z każdym dniem tłum wzrastał. Po tygodniu nie ustawał. Po obu brzegach rzeki wznosiły się małe kłęby dymu, wszędzie koczowali pątnicy. Ministerstwo Zdrowia obawiało się wybuchu epidemii w tak zatłoczonym miejscu, pozbawionym wody i budynków sanitarnych. Drogi były zatłoczone chłopskimi furmankami, autobusami i rowerami, jeepami i samochodami wszystkich roczników. Rzędy piechurów z koszykami i tobołkami ciągnęły polami jak mrówki ściągające do kostki cukru. Najbardziej krzątał się Amerykanin w koszuli wyrzuconej na spodnie. Nazywał się James J. Malone i był z Kalifornii. Trudnił się produkcją filmów i widowisk telewizyjnych, przyjechał, by sfilmować ten temat i wyemitować go milionom Amerykanów. Ludzie, aby zobaczyć „świętego” Radżu, który pości już od kilku dni włazili na słupy i postumenty, czepiali się najróżniejszych miejsc, byle zyskać dobry widok.

                    Radżu zorientował się, że sytuacja zaczęła wymykać się z pod jego kontroli. Łzy dławiły mu gardło, żałował, że wydał tyle pieniędzy na adwokata. Z radością pozostałby w tym więzieniu na zawsze. Podsumowując, możemy powiedzieć, że humor w książce Narayana nie wynika z zniekształceń czy z przesady. Pokazuje powszechną słabość człowieka, szaleństwo i fantazje. Jego humor jest zróżnicowany i wszechobecny. Wspomnienia Radżu sprawiają, że powieść jest realistyczna i pełna napięcia. Technika retrospekcji wzbudza ciekawość i jeszcze większe zainteresowanie czytelnika książką. Czytelnik przy tej lekturze nie nudzi się i jest bardziej zainteresowany tym, co wydarzy się dalej. Dowodzi to również umiejętność Narayana, jako narratora historii i narratora wzbudzania ciekawości w czytelniku.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz