11 maja 2019

Wspomnienie Babilonu


„Wspomnienie Babilonu”


David Malouf




Autor/ (ur. 20 marca 1934 roku w Brisbane) to australijski pisarz zajmujący się historią i przyrodą swojego kraju. Pochodzi z rodziny o libańsko-angielsko-żydowsko-portugalskich korzeniach. Przez pewien czas mieszkał w Anglii i Toskanii.

Tłumaczenie/ Joanna Jabłońska-Bayro

Tematyka/ Powieść Maloufa opowiada o stykaniu się kultur, miedzy którymi nie może dojść do prawdziwego kontaktu. Któraś ze stron musi ponieść klęskę. I będą to oczywiście zawsze ci słabsi cywilizacyjnie.  Dziwny przybysz witany jest, więc z podejrzliwością. Jest tym, który poznał tajemnice czarnych ludzi, ale może też być ich szpiegiem, może sprowadzić nieszczęście na młodą osadę. Jego obecność musi prędzej czy później doprowadzić do konfliktu. Pojawienie się Gemmy’ego w tej małej społeczności jest takim wstrząsem dla obu stron, a jego wiedza o „innych” tak mała, że osadnicy zmuszeni są postawić sobie pytanie o wrodzony „zmysł wyższości”. Mieszkańcy, którzy stają się sprzymierzeńcami chłopca, szybko zostają wykluczeni ze społeczności. Jest to lekka proza. Dla nas może trochę egzotyczna poprzez swoją australijskość, ale z drugiej strony bardzo bliska. Mówi, bowiem o człowieku w ogóle, o człowieku w sensie antropologicznym. O człowieku, któremu pomieszały się języki, a teraz próbuje odzyskać ich dawny sens, by móc na nowo nazwać „wodę”, nazwać „świat”, nazwać „miłość”.


 Główny motyw/ Najsłynniejsza powieść australijskiego pisarza rozpoczyna się „pewnego dnia w połowie dziewiętnastego wieku”, kiedy to troje bosych dzieci spotyka dziwacznego przybysza znikąd. Ni to białego, ni czarnego nędznego człowieka, który odmienia życie ich, a także mieszkańców osady, w której zamieszkał. Jest Brytyjczykiem. Został wyrzucony za burtę przepływającego u wybrzeży Australii statku, mając zaledwie trzynaście lat. Wycieńczonego znaleźli na brzegu Aborygeni. Pozostał w ich plemieniu przez kilkanaście następnych lat. Przez drugą połowę swojego życia. Nie był jednak jednym z nich, choć poznał ich język, zwyczaje, mimo że przyjął ich sposób rozumienia świata. Gdy powraca do świata białych osadników, nie jest również taki jak oni. Jest dziwnym tworem: czarnym białym człowiekiem. Nie pamięta ojczystego języka. Jego mowa przypomina bełkot będący mieszaniną słów Buszmenów i Europejczyków. Kim więc jest człowiek żyjący w dwóch różnych, nierozumiejących się kulturach? Czy przynależność do którejś z nich wyznacza istotę człowieczeństwa?

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czuł smutek, jak głód, lecz był to głód serca, nie brzucha (…)”.

„(…) prawdziwe życie, gdy już kogoś dopadnie, nigdy nie jest takie, jak to z wyobraźni”.

„Śmierć była w tych stronach o wiele bardziej samotna, życie też”.

„Wtedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że istnieją obszary poznania, do których nie ma dla niego wstępu”.

„Ludzie miewają czasem dwie natury”.

„Odkąd zaczął kochać i trochę o sobie zapomniał, świat i wszystko wokół ukazało mu się w innym świetle”.

      

Francuski socjolog Alain Touraine podkreśla, że świadomość własnej tożsamości nigdy nie jest świadomością teraźniejszości, ale przede wszystkim świadomością przeszłości. Najbardziej znaczącą wspólnotą, w której formowana jest nasza społeczna tożsamość, jest naród. Dlatego mówiąc o tożsamości narodowej, należy zastanowić się nad tym, czym w rzeczywistości jest naród i jakie czynniki go tworzą. Tak, więc w pojęciu tożsamości ważne są dwa aspekty. Pierwszy z nich to pamięć własnej przeszłości i świadoma antycypacja przyszłości, tworzące poczucie ciągłości istnienia. Drugi aspekt ma związek z postrzeganiem odmienności i dotyczy świadomej różnicy między kategorią  „my” a kategorią  „inni”.

Aby rozpocząć recenzje na temat książki „Wspomnienie Babilonu” Davida Malouf musimy zapoznać się z historią zaanektowania Australii. Przeciętny Aborygen prawdopodobnie do dzisiaj nie pojmuje, jak to się stało, że przez postawienie stopy na australijskim lądzie kapitan Cook automatycznie zajął cały kontynent dla korony brytyjskiej, nie pytając nikogo o zdanie. Chociaż miał wyraźny rozkaz, „jeżeli spotkasz tam krajowców, twoim obowiązkiem jest uzyskać ich zgodę tak na lądowanie, jak i na waszą obecność na tamtym lądzie”. Jednakże rozkazy rozkazami, a życie życiem. Na przywitanie były strzały z muszkietów, a potem już nikt o nic nikogo nie pytał. Ten precedens występuje do dziś i przestał być precedensem — jest po prostu kolonialną, postkolonialną i neokolonialną rzeczywistością. W styczniu 1788 roku kapitan Artur Phillip przywiózł do Australii pierwszy transport zesłańców i utworzył pierwszą kolonię karną w miejscu, gdzie obecnie jest Sydney. Rocznica wetknięcia przez niego brytyjskiej flagi 26 stycznia 1788 roku jest do dziś świętem narodowym Australii. Tak naprawdę współcześni Australijczycy świętują moment rozpoczęcia masowej eksterminacji Aborygenów oraz rabunku i eksploatacji ich kraju.

Biali kolonizatorzy, zdobywając kolejne Nowe Światy, narzucali podbitym lu­dom swoje postrzeganie rzeczywistości. To inne postrzeganie zawierało się nie tylko w sposobie myślenia, ale także w materialnej formie, którą nadaje się myśli, by móc się nią podzielić z członkami swojej społeczności. Dla Europejczyków czas ma postać linearną. Waż­ne dla nich wydarzenia umieszczane są, więc symbolicznie na osi czasu, która „przyrasta" od lewej strony do prawej, co ułatwia chronolo­giczne porządkowanie faktów. Z takim postrzeganiem rzeczywistości Euro­pejczycy wyruszyli na podbój świata. W wielu miejscach natknęli się na społeczności, które nie znały pisma, co według białych świadczyło o niskim poziomie tych kultur. Przykładem ta­kiego lądu jest Australia, której pierwszymi mieszkańcami byli Aborygeni[1] nie posługiwali się pismem, a co więcej - początkowo nie mogli w ogóle zrozumieć tego systemu znaków. Wiązało się to między innymi z odmiennym odczuwaniem czasu, historii, ale także przestrzeni.

W książce „Wspomnienie Babilonu”, czytelnicy są „zaproszeni” na pogranicze dwóch kultur- Aborygenów i Europejczyków, skolonizowanych i kolonizujących, ludzi postrzeganych, jako prymitywni i cywilizowani. Powieść jest historią chłopca o imieniu Gemmy, który zostaje przyjęty przez Aborygenów po tym, jak został wyrzucony za burtę statku do morza, a po 16 latach życia wśród tubylców wraca do „cywilizowanego” społeczeństwa europejskich osadników w Australii. W książce widzimy nie tylko powracanie Gemmy'ego do świata „białego człowieka”, ale także jego dwuznaczne uczucia zarówno wobec osady, jak i Aborygenów.  Także rodzina McIvora jest w powieści bardzo ważna, ponieważ to właśnie dzieci z tej rodziny znalazły Gemmy'ego. Ich rodzice zgodzili się na zamieszkanie u nich odnalezionego chłopca. Z tego powodu rodzina doświadcza ostracyzmu na skutek strachu innych osadników, który czują wobec chłopca „hybrydy” wrogość. W pewnym momencie rodzina zaczyna się „oddzielać” od innych w osadzie, ale pod koniec książki, kiedy Gemmy odejdzie, ponownie stają się częścią społeczności. Narracja rozpoczyna się od umieszczenia Gemmy’ego, „nieznanego stworzenia”, w osadzie i początkowo wszyscy mieszkańcy są ciekawi jego osoby, ale wkrótce po jego przybyciu osadnicy zaczynają być podejrzliwi, co do „dzikiej” mentalności Gemmy’ego i zadają sobie pytanie, czy może mieć kontakty z „czarnymi” z buszu. Wielu osadników próbowało zdobyć informacje od Gemmy'ego o miejscu pobytu czarnych, a ich obawy osiągają szczyt, gdy dwóch Aborygenów spotyka się razem z Gemmy na podwórzu domu McIvora.

Kiedy Gemmy przybył do wioski miejscowy pastor i nauczyciel postanowili spisać historię „dzikiego” chłopca. Na siedmiu kartkach papieru zmieściło się całe życie chłopaka. Wiedział, czym jest pismo, choć nigdy nie nauczył się go używać. Trzymając kartki w dłoniach, obracając je to w jedną, to w drugą, poczuł ich dziwny zapach, całe życie jakby utkwiło mu w gardle- łzy i trochę śmiechu- i wypełniła go potężna wdzięczność. Przekazał im, kim był. Gdyby pozwolono mu zatrzymać te kartki, żeby mógł nad nimi rozmyślać i wąchać je, wtedy odzyskałby siebie z przeszłości, utracony Gemmy wróciłby do niego. Wówczas właśnie zaczął zastanawiać się, jak wykraść swoje życie z kieszeni pastora. Nie dziwiło go- taka jest przecież istota magii-, że wszystko, co mu się przydarzyło, jego losy, dobry i zły, pot i ból, przebyte mile, obolałe kości, nocne znaczone lodowatą rosą sny, tak wiele snów- wszystko, co opowiedział, ujrzał i rozpoznał podczas tego długiego popołudnia, i to, co chciał opowiedzieć, choć mu się nie udawało, skurczyło się do rozmiarów czegoś, co można chwycić w dłonie i schować do kieszeni. Zastanawiał się czy był to zapach jego życia, jego duszy, czarna „krew” atramentu, która wsiąknęła w kartki papieru. Wszystkie wydarzenia jego życia- te opowiedziane i te przemilczane, i inne, które dopiero teraz zaczął sobie przypominać- spisane były na kartce zwinięte niby skóra węża. Teraz obudziły się i stały się świadome.
Przygarnęli go McIvorowie, rodzina dzieci, które go znalazły; pozwolili mu spać pod czerwonym kocem na werandzie przy domu. W zamian za to pomagał Jackowi McIvorowi w pracy na farmie. Był chętny do pracy, przynajmniej na początku, ale nie potrafił się skupić i brakowało mu wytrwałości; był też zbyt słaby, nie mógł wykonywać najcięższych prac.  Pomiędzy nim a dziećmi od samego początku istniała więź, która miała źródło w pierwszym spotkaniu przy płocie. Czuły, że mają do niego prawo, bo zobaczyły go pierwsze, a on, wiedziony instynktem przetrwania, starał się wykorzystać swoją słabość, dostrzegał zalety ich opieki. Pozwalał im się prowadzić jak pies- pies też go zresztą polubił- wysłuchiwał ich tajemnic, oglądał drobiazgi, które były dla nich cenne. W zamian za to przekazał im trochę z tego, co sam umiał. Nauczył dziewczynki splatać trawę i robić z niej koszyczki, drążyć tykwę, wykopywać białe i żółte korzenie, które po otrząśnięciu z nich resztek ziemi można było upiec w popiele. Nauczył je zbierać jagody, które pękały na języku wilgocią i słodyczą. Gemmy starał się przypodobać dziewczynkom, był ich uczniem, gdy chciały być nauczycielkami, lalką, gdy chciały go ubierać.
Od samego początku byli w osadzie ludzie, dla których jedyną metodą postepowania z Aborygenami była przemoc. Lecz byli też inni, bardziej umiarkowani mieszkańcy osady, którzy sugerowali, że warto by spróbować uciec się do łagodniejszych metod. Marzyli o bezpiecznej przestrzeni, w której, nie łamiąc zasad dobrego wychowania, zajęliby się w spokoju budową tego, co mogliby nazwać domem, a przy odrobinie szczęścia może nawet miastem. Było tam też miejsce dla tubylców, pracowaliby, jako robotnicy albo służący.
Jednak pewnej nocy po wcześniejszych oskarżeniach o spotykanie się z Aborygenami i „spiskowanie” z nimi, Gemmy zostaje porwany z łóżka i pobity przez niektórych ludzi z osady, a Jack McIvor był tym, który uratował go od śmierci. Po tym incydencie Jack postanawia, że najlepiej byłoby, gdyby Gemmy zamieszkał z panią Hutchence, ale Gemmy nie zostaje tam długo i wkrótce ucieka do buszu. Zanim jednak opuści osadę na dobre, udaje się do pastora, aby odzyskać i zniszczyć papiery, które zawierały historię jego życia.
            Pewne terminy i pojęcia wyłaniają się ze świata przedstawionego w tej powieści, takie jak: hybrydyzm, trzecia przestrzeń czy stereotypy. Pojęcie hybrydy weszło do użytku w języku angielskim już w XVII wieku, podczas gdy jego powszechniejsze użycie sięga XIX wieku. Jego pochodzenie pochodzi od łacińskiego słowa „hybrida”: „potomstwo oswojonej lochy i dzika, dziecko człowieka wolnego i niewolnika”, ta hybrydyzacja w literaturze znajduje się, już w „Burzy” Williama Szekspira w szlachetnym dzikusie Kalibanie. Wskazanie na słowo „hybrydyzacja” w dawnym użyciu, czyli krzyżowaniu dwóch różnych zwierząt, które ostatecznie tworzą trzeci gatunek, w konsekwencji przeszły do ludzkiej kultury, gdzie skrzyżowanie dwóch kultur tworzy coś na kształt „trzeciej przestrzeni”.
Pobicie Gemmy’ego potwierdziło tylko obawy Jacka McIvora. Po tym wydarzeniu zdał sobie sprawę, że ma tyle powodów, by bać się swoich „cywilizowanych” sąsiadów, tak samo jak bali się ich Aborygeni. Mamy tutaj przykład uniwersalnego lęku, podobnego do tego, jaki przeżywali Polacy ukrywający w swoich domach Żydów. Prawie wszyscy „Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata” najbardziej obawiali się swoich polskich sąsiadów. Innym źródłem cierpień dla Polaków ratujących Żydów były powojenne rozstania ukrywających się z ukrywanymi. Polscy rodzice zżywali się z żydowskimi dziećmi, które przechowywali. Zestawienie obu grup obala poglądy czytelnika dotyczące tego, kto wydaje się być „dziki” a kto wydaje się „cywilizowany” i opiekuńczy.
Gemmy, chociaż jest już dojrzałym mężczyzną jest kilkakrotnie opisywany, jako dziecko ze względu na swoje zachowanie, a mimo to ci - rzekomo „cywilizowani” mężczyźni, którzy próbowali pobić Gemmy'ego na śmierć, cały czas podsycają swoje irracjonalne obawy i zachowują się zgodnie z instynktem agresywnych kolonizatorów. W przeciwieństwie do podstępnych zachowań białych osadników, Aborygeni odwiedzający Gemmy zachowują się bardzo refleksyjnie. Aborygeni przychodzą do Gemmy’ego w ciągu dnia, ponieważ nie czują, że muszą ukrywać swoje działania w sposób, w jaki robią to osadnicy, kiedy na przykład przyszli zabić chłopca w nocy. Jeden z robotników na farmie sąsiada będąc świadkiem tych odwiedzin myśli sobie, dlaczego nie zadają sobie trudu i nie przychodzą w nocy tylko przychodzą w dzień, przecież można ich zobaczyć? Aborygeni pozostają w ogródku McIvora, by nie „obrażać” żadnego z innych osadników, a jednocześnie dbają o Gemmy’ego przynosząc mu to, czego potrzebuje w życiu. Możemy postrzegać zachowanie sąsiadów, jako pewną formę maskowania. Nosząc maskę cywilizacji, są w stanie ukryć swoje prawdziwe uczucia, ale gdy maska zostanie usunięta, przeraża nas ich prawdziwa twarz. Jak już wspomniałem, jednym z podstawowych motywacji w kolonializmie było „cywilizowanie” „dziczy”. Nasz biedny bohater Gemmy jest prekursorem. Nie jest już białym człowiekiem ani Europejczykiem, niezależnie od tego, że urodził się biały. Jest prawdziwym dzieckiem tego miejsca, chociaż nie jest genetycznym Aborygenem czuje się nim, ponieważ przyjął ich myślenie, zachowania, kulturę oraz emocje.
W książce istnieje także sugestia, że sam Bóg „wybrał” Gemmy’ego, ponieważ jest człowiekiem z prostego ludu. Łatwo jest znaleźć inne przykłady z Biblii, gdzie Bóg wybiera jednego z najsłabszych, aby dawał świadectwo moralności. Gemmy posiada cechy, które mają „moralni ludzie”, którzy ustalają standardy w Biblii: są oni biedni, społeczni wyrzutkowie, słabi i do pewnego stopnia chorzy, przychodzą „skądś”. W pewnym sensie Gemmy przypomina tych „wybrańców” z Biblii. Jeśli w rzeczywistości Gemmy może być postrzegany, jako przykład „wybranego”, wówczas całkowicie odwraca on biblijną reprezentację podziału, o której mówiłem wcześniej. Ostrzeżenie przed „łączeniem” wspomniane w Księdze Kapłańskiej obraca się, gdy Pan Frazer przedstawia Gemmy'ego, jako hybrydę, jako prekursora i prawdziwe dziecko boże. Gemmy, jako hybryda wzbudza różne lęki, także lęk, że jest demonem. Mężczyźni wielokrotnie ostrzegają McIvora, który przygarnął chłopca pod swój dach, że „ten dzikus” może bałamucić jego żonę, że może „wchodzić” jej do łóżka. Jest to przykład lęku białego mężczyzny przed utratą seksualności, płodności a co za tym idzie władzy patriarchalnej. Lęki o seksualność wśród białych mężczyzn nie wygasły i są często przywoływane podczas sesji terapeutycznych, w których pojawia się rasizm i agresja do mężczyzn o innym kolorze skóry. Przedmiotowe traktowanie siebie zaczyna się już od samego penisa, który według ogromnej ilości mężczyzn jest zbyt mały, a jednym z ulubionych męskich żartów jest opisywanie jego gigantycznej wielkości. Do dziś pamiętam wiążącą się z tym jedną historię, gdzie pewien mężczyzna nie mógł przeboleć, że jego partnerka miała kilka lat wcześniej partnera pochodzącego z Afryki. Nie interesowało go, że była z nim znacznie mniej szczęśliwa, również w życiu erotycznym. Że tamten nie zaspokajał jej potrzeb i po rozstaniu chciała jak najszybciej o nim zapomnieć. Nic nie mogło w jego wyobraźni usunąć tego, że tamten miał większego penisa od niego. W końcu sam podjął decyzję o rozstaniu, gdyż stwierdził, że to dla niego za dużo, by mógł to kiedykolwiek zaakceptować.
„Wspomnienie Babilonu” jest książką, która zadaje wiele pytań:, co to znaczy być Człowiekiem? Pyta także o współczucie i skąd pochodzą źródła ludzkiego strachu przed „innym”? Ludzie, którzy przyjmują do siebie Gemmy’ego i otaczają go opieką i troską a także ci niezliczeni osadnicy o zamkniętych umysłach, wszyscy tworzą oszałamiającą mozaikę Australii w latach 40. XIX wieku, w którym może zobaczyć swoje odbicie człowiek współczesny.
            

[1] Aborygeni australijscy (łac. Aborigines, od ab origine – „od początku”, czyli „ci, którzy byli tu od początku”) – rdzenni mieszkańcy Australii. Przybyli do Australii wg różnych źródeł od ok. 125 do 50 tys. lat temu prawdopodobnie z południowo-wschodniej Azji, przez pomost wyspowy dzisiejszej Indonezji i wyspę Nową Gwineę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz