24 października 2017

Ripper



„Ripper” 

Isabel Allende



Autorka/ (ur. 2 sierpnia 1942 w Limie) – chilijska pisarka. Książki Allende stały się znane z powodu żywego sposobu opowiadania. Mimo że Allende jest często zaliczana do stylu realizmu magicznego, w swoich dziełach często ujmuje elementy post-Boom literatury, a jej styl, jako taki nie może być opisany, jako czysta forma magicznego realizmu.

Tłumaczenie/ Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski

Tematyka/ Fabuła książki „Ripper” mogłaby się wydawać standardowym schematem kryminału, lecz autorka skupiła się w swojej książce bardziej na elementach obyczajowych, które stanowią „dobre” siedemdziesiąt procent książki i chociaż mają swoje uzasadnienie sprawiają, że akcja książki rozwija się powoli. Nasuwa mi się tu porównanie do seriali telewizyjnych. Wielowątkowość, która stopniowo zbliża się do ich połączenia, dużo czasu poświęconego poszczególnym bohaterom, których jest całkiem sporo, nie sprzyja klimatom sensacyjnym czy kryminalnym. Jeśli zaś chodzi o samą postać mordercy, to raczej jest to element dodatkowy, zwieńczenie długiego procesu poznawania wszystkich bohaterów i nie stanowi tutaj źródła większych emocji.

Główny motyw/ Akcja powieści toczy się w Kaliforni, w 2012 roku. Sześćdziesięcioczteroletni mężczyzna i piątka nastolatków mieszkających w różnych częściach świata grają przez Internet w „Rippera”, grę fabularną, w której poszukują tajemniczego mordercy, tytułowego Kuby Rozpruwacza. Łączy ich fascynacja ciemną stroną natury ludzkiej. Pod wpływem przepowiedni astrologicznej o rzekomo nadchodzącej „krwawej łaźni” ripperowcy zaczynają się interesować morderstwami popełnianymi w San Francisco i stopniowo przekształcają zabawę w prawdziwe, wielowątkowe śledztwo, równoległe do dochodzenia prowadzonego przez policję. Potrzebne informacje zdobywają w Internecie, w mediach i - dzięki powiązaniom rodzinnym - bezpośrednio od policji. Kiedy w tajemniczych okolicznościach znika matka jednej z uczestniczek „Rippera”, intelektualna zagadka nabiera zupełnie innego charakteru. Szóstka graczy i ich przyjaciele rozpoczynają dramatyczny wyścig z czasem, by uratować jej życie. I to bez udziału aparatu policyjnego, który mimo swoich ogromnych możliwości zawsze jest o krok za nimi.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „[…] tylko głupcom nie dokucza sumienie”.

„[…] kreatywność karmi się energią seksualną”.

„[…] miłość to niepotrzebne ryzyko”.

„[…] czasami strzała Amora powoduje nieuleczalną ranę”.

„[…] życie pełne jest niespodziewanych zwrotów, lepiej cieszyć się tym, co mamy teraz, i nie myśleć o hipotetycznej przyszłości”.

„Oko za oko, ząb za ząb… Stosując takie kryterium, wszyscy mielibyśmy sztuczne szczęki i zapewne po jednym oku”.

„[…] czyż pożądliwość w oczach starców nie jest usprawiedliwieniem”.

„W miłości nikt nie myśli o tym, co jest odpowiednie”.

„Miłość platoniczna jest trochę nudna”.

„Nie da się zmienić faktów, ale możesz zmienić sposób, w jaki je osądzasz”.

„Wszystko we wszechświecie jest ze sobą połączone”.

„Trucizna jest kobiecą bronią”.

„Ciekawość jest matką wszystkich grzechów, ale i wszystkich nauk”.
  
                 
             Była ich szóstka: piątka nastolatków i starszy mężczyzna. Za pośrednictwem swoich komputerów grali w grę fabularną o nazwie „Ripper”. Gracze stanowili dobraną grupę freaków rozrzuconych po całym świecie, którzy komunikowali się ze sobą przez Internet; mieli za zadanie odnaleźć i zniszczyć tajemniczego Kubę Rozpruwacza, pokonując przeszkody i nieprzyjaciół pojawiających się na ich drodze. Amanda, będąca mistrzynią gry, planowała każdą przygodę w zależności od zdolności i ograniczeń postaci stworzonych przez graczy, jako ich alter ego.
                 Pewien chłopak z Nowej Zelandii, sparaliżowany w wyniku wypadku i skazany na wózek inwalidzki, obdarzony otwartym umysłem, który pozwalał mu wędrować po świecie fantazji i zdolny był poruszać się zarówno w przeszłości jak i w przyszłości, wszedł w rolę sprytnej i ciekawskiej Cyganki Esmeraldy. Samotny i nieśmiały nastolatek z New Jersey, mieszkający z matką, który w ciągu ostatnich dwóch lat wychodził ze swojego pokoju tylko po to, żeby pójść do ubikacji, był sir Edmondem Paddingtonem, angielskim pułkownikiem w stanie spoczynku, aroganckim macho, bardzo przydatnym w grze z racji wiedzy na temat broni i strategii wojskowej. W Montrealu mieszkała dziewiętnastoletnia dziewczyna, która spędziła swoje krótki życie w klinikach, gdzie leczono ją z zaburzeń odżywiania; stworzyła postać Abathy, medium obdarzonego zdolnością czytania w myślach, przywoływania wspomnień i komunikowania się z duchami. Pewien trzynastoletni Afroamerykanin, sierota o inteligencji IQ 156, stypendysta w Reno dla wybitnie uzdolnionych dzieci, wybrał dla siebie postać Sherlocka Holmesa, jako że dedukowanie i wyciąganie wniosków przychodziło mu bez najmniejszego wysiłku.
           
     

          Amanda nie miała własnej postaci. Przypadło jej w udziale kierowanie grą i pilnowanie, by przestrzegano zasad. Poza tym wbrew regulaminowi przydzieliła sobie pomocnika, pachołka imieniem Kabel, tępego grubasa, posłusznego i lojalnego, który wykonywał nawet najbardziej niedorzeczne polecenia. Był to jej dziadek, sześćdziesięcioletni Blake Jackson. Grał w „Rippera”, żeby spędzać z wnuczką czas nie tylko na oglądaniu horrorów, rozgrywaniu partii szachów czy rozwiązywaniu zagadek logicznych, które sobie wzajemnie zadawali.  Dziadek i wnuczka byli kumplami, sprzymierzeńcami, wspólnikami od zbrodni, jak lubili o sobie mówić. Przez pięć dni, kiedy dziewczyna mieszkała w internacie, komunikowali się niemal codziennie i wykorzystywali wolne chwile, żeby grać w szachy albo w „Roppera”. Omawiali przez telefon informacje, które dla niej wybierał, koncentrując się na ciekawostkach: dwugłowa zebra, która urodziła się w zoo w Pekinie, grubas z Oklahomy, który udusił się własnymi bąkami, niepełnosprawni umysłowo więzieni przez lata w piwnicy, żeby porywacze mogli pobierać ich zasiłek. Przez ostatnie trzy miesiące komentowali jednak tylko miejscowe zbrodnie.


                  Amanda Martin liczyła sobie siedemnaście lat, była w ostatniej klasie szkoły średniej i miała rozwiedzionych rodziców, Indianę Jackson, uzdrowicielkę, i Boba Martina, nadinspektora policji, a oprócz nich meksykańską babcię i owdowiałego dziadka wspomnianego Blake’a Jacksona. Amanda była jedynaczką, w dodatku bardzo rozpieszczoną, ale dziadek uważał, że gdy tylko skończy szkołę i zostanie rzucona na pastwę świata, ten problem sam się rozwiąże. Była wegetarianką, ponieważ nie gotowała; gdyby musiała to robić, stosowałaby mniej skomplikowaną dietę. Od wczesnego dzieciństwa pochłaniała książki, narażając się, jakie niesie ze sobą ten zwyczaj. Dziadek daleki był od popierania cenzury, ale niepokoiło go, że w wieku czternastu lat jego wnuczka czyta książki o morderstwach. Amanda zamykała mu usta, mówiąc, że on też je czyta. Do zgubnego upodobania dziewczynki przyczynił się fakt, że ojciec Amandy, Bob Martin, był szefem Wydziału Zabójstw w policji w San Francisco, dzięki czemu dowiadywała się o każdym występku popełnionym w mieście.
                    Celeste Roko, słynna w Kalifornii astrolożka, matka chrzestna Amandy, zapowiedziała w telewizji, że „we wrześniu 2011 roku San Francisco przeżyje >>krwawą łaźnię<<”. Jej codzienny program poświęcony horoskopom i konsultacjom astrologicznym nadawany był wcześnie, przed prognozą pogody, i powtarzany po wieczornych wiadomościach. W studiu telewizyjnym we wgłębieniu udającym okno wisiała powiększona fotografia mostu Golden Gate, a także wielka mapa Układu Słonecznego z planetami. Parapsycholodzy, astrolodzy i inni adepci sztuk tajemnych mają zwyczaj przepowiadania przyszłości w przeddzień Nowego Roku, jednak Roko nie mogła czekać trzech miesięcy, żeby ostrzec mieszkańców San Francisco przed tym, co ich czekało.
                  Zbrodnie zostają popełniane podczas pełni księżyca, morderca zostawia na miejscu zbrodni charakterystyczny „podpis wilka”. Pięć pierwszych morderstw, w których zginęli Ed Staton, Michael i Doris Constante’nowie, Rachel Rosen, wszystkie popełnione były w San Francisco, w żadnym z przypadków nie było śladów walki, sprawca wchodził do pomieszczeń nie włamując się do środka, miał łatwy dostęp, potrafił otwierać różne typy zamków lub został wpuszczony, i być może znał swoje ofiary, a przynajmniej ich zwyczaje. Miał czas, żeby perfekcyjnie zaplanować i przeprowadzić każde z morderstw. Zawsze przynosił ze sobą narzędzie, którym zabijał, co wskazuje na premedytację: pistolet, kij bejsbolowy, dwie strzykawki z heroiną, taser, żyłka.  Zabójstwa pchnęły graczy w „Rippera” ku czemuś, co miało stać się ich niebezpieczną obsesją. Piątka nastolatków zaczęła stawiać sobie te same pytania, co policja i wszczynają śledztwo na „własną rękę”. Stopniowo przekształcają niewinną grę w prawdziwe, wielowątkowe śledztwo, równoległe do dochodzenia prowadzonego przez policję. Kiedy w tajemniczych okolicznościach znika matka Amandy, intelektualna zagadka nabiera zupełnie innego charakteru. Szóstka graczy i ich przyjaciele rozpoczynają dramatyczny wyścig z czasem, by wyprzedzić zabójcę.
                     W pozostałej części "Rippera" znajdziemy to, z czego Allende jest znana z innych książek. Doskonałe portretowanie poszczególnych postaci, zgłębianie ich psychiki oraz wprowadzanie bohaterów w sytuacje, dzięki którym poznajemy ich jeszcze lepiej. Matka Amandy, przepiękna Indiana, pracuje w holistycznej klinice, w której leczy swoich pacjentów masażami i doradza im, jak przezwyciężyć swoje psychiczne demony. Ryan Miller, jej przyjaciel, weteran wojenny i inwalida, walczy o jej serce oraz wspomina traumy sprzed lat. Właśnie ci główni bohaterowie - oraz masa innych, pobocznych postaci - są opisani kompletnie, w każdym calu, wydaje się, że nie można nic więcej dopowiedzieć. To naprawdę fascynujące i urzekające, tym bardziej, że styl Allende jest piękny; brak tu pustych słów, a wszystkie zdania są przemyślane i niebywale plastyczne.
Autorka opisuje, w jaki sposób powstają tzw. „tożsamości internetowe”. Coraz szybsze i fragmentaryzowane życie, pozbawione głębszego sensu i punktów odniesienia sprawia, iż Internet staje się coraz bardziej popularną formą kreacji siebie. Strony domowe, gry, blogi, czy też uczestnictwo w forach dyskusyjnych, czatach, pozwala zaistnieć, zaprezentować siebie, czasem w jaśniejszym, niż zazwyczaj świetle. Pewna grupa internautów tworzy tożsamości zgodnie z ich codziennym obrazem samego siebie, inni tworzą zupełnie fikcyjne osobowości, pozwalając dojść do głosu ukrytym popędom lub z obawy przed byciem nieakceptowanym stają się, chociaż przez chwilę – zgodnie z panującymi medialnymi standardami – młodsi, piękniejsi, a przez to bardziej atrakcyjni społecznie. Internetowe życie zaspokaja wiele indywidualnych potrzeb, pełniąc funkcje terapeutyczne, autoprezentacyjne, autopromocyjne, twórcze, czy ekshibicjonistyczne.
                  Autorka maluje obraz ekscentrycznego środowiska skupionego wokół Kliniki Holistycznej, ośrodka medycyny alternatywnej: uzdrowicieli, specjalistów od reiki, aromaterapii i akupunktury, czyścicieli karmy, homeopatów, masażystów, astrologów, adeptów New Age. Wątek kryminalny przeplata się z barwnymi opisami bohaterów powieści: nastoletniej, obdarzonej niezwykłą inteligencją dziwaczki żyjącej we własnym świecie, zarozumiałego szefa Wydziału Zabójstw policji San Francisco, stukniętej astrolożki, egzaltowanego kelnera z włoskiej kawiarni czy pobożnej meksykańskiej matrony. „Ripper” jest też okazją do refleksji na temat amerykańskich operacji wojskowych w Iraku i Afganistanie, sposobów prowadzenia współczesnej wojny, odpowiedzialności jednostki za zabijanie i konsekwencje w postaci inwalidztwa, ucieczki w nałóg i urazów psychicznych, które pozostają żołnierzom na całe życie.   Jak w przypadku każdej powieści Isabel Allende, jest to również historia o miłości, w jej skrajnych odmianach: miłości prawdziwej, głębokiej, zdolnej do największych poświęceń, i tej patologicznej, egoistycznej, która może doprowadzić nawet do zbrodni.
                Dodam trochę „łyżki dziegciu” do recenzji i powiem, że w mojej opinii Isabel Allende wykreowała za dużo postaci. Akcja książki dłuży się i jest mało interesująca do czasu porwania Indiany matki Amandy. Dopiero od tego rozdziału książka nabiera „rozpędu” i staje się „prawdziwym” kryminałem. Znając dotychczasowe publikacje książkowe autorki uważam, że „Ripper” jest jej najsłabszą z książek. Lubię Isabel Allende z jej dotychczasowym stylem pisarskim z realizmem magicznym jednak tej książki nie polecam do czytania w długie zimowe wieczory, sprawdzi się natomiast do czytania podczas podróży lub dla „zabicia czasu” w komunikacji miejskiej.
                   
               

17 października 2017

Nazywam się Czerwień



„Nazywam się Czerwień”

Orhan Pamuk




Tłumaczenie/ Danuta Chmielowska

Tematyka/ Jest to książka wymagająca, ale też zanurzona w innej, nieeuropejskiej czy latynoamerykańskiej tradycji powieściowej. "Nazywam się Czerwień" w jawny, niemal demonstracyjny sposób nawiązuje do tradycji opowieści Szeherezady, "Baśni tysiąca i jednej nocy". Komplikacje perypetii nie są tak ważne jak samo snucie opowieści, przyjemność wprowadzania coraz nowych głosów, zanurzenie się w epickim żywiole baśniowego na poły Stambułu, z jego uliczkami, targowiskami, domami schadzek i plotkami. „Nazywam się Czerwień” łączy elementy tajemnicy, intrygi i wątku miłosnego z filozoficzną zagadką.


Główny motyw/ W szesnastowiecznym Stambule grupa najwyśmienitszych artystów ma zrealizować zlecenie sułtana: stworzyć utrzymaną w nowoczesnym zachodnim stylu księgę upamiętniającą jego wielkość i chwałę. Księgę mają zdobić barwne miniatury. Ale sztuka figuratywna jest zakazana w religii muzułmańskiej. Zlecenie i jego wykonawcy są, zatem w poważnym niebezpieczeństwie. Należy utrzymać je jak najdłużej w tajemnicy. Jeden z zatrudnionych mistrzów zostaje zamordowany…

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Przed moim narodzeniem istniał czas niezmierzony. Po mojej śmierci- czas bezkresny!”.

„Człowiek docenia wartość pieniędzy, nawet gdy jest martwy”.

„Jeśli widok umiłowanej żyje w sercu człowieka, to świat należy do niego”.

„Nieprawdą jest, że ludzie mogą się w kimś zakochać, patrząc jedynie na jego portret”.

„W takiej sytuacji rozsądni ludzie przyznają, że miłość bez nadziei nie ma przyszłości, serce zna granice wytrzymałości […]”.

„[…] tworzyć to znaczy kochać życie […]”.

„[…] gdyby nie zjawiska starzenia się i śmierci, człowiek nie dostrzegłby upływu czasu”.

„Jeśli miłość jest tematem miniatury, to powinna być narysowana z uczuciem. Jeśli ma przedstawiać ból, to powinien on z niej emanować”.

„Czy to miłość robi z ludzi głupców, czy też głupcy potrafią się zakochać?”.

„Wszyscy głupcy uważają, że miłość wymaga specjalnego pośpiechu. […] pośpiech odsuwa w czasie zaznanie owoców miłości”.

„Sny, tak jak obrazy, trzeba umieć czytać”.

„Wszyscy są wystarczająco dorośli, by wiedzieć, że niektórych trzeba po prostu kochać dla własnych korzyści”.

„Starość nie tylko oznacza koniec górskich wędrówek, ale i brak strachu przed śmiercią”.

„Wartość miast powinno się oceniać nie według liczby bibliotek i medres, nie według liczby mieszkających w nich uczonych, malarzy i kaligrafów, ale według popełnionych w nich przestępstw. Kierując się tą logiką, można powiedzieć, że Stambuł jest najwspanialszym miastem świata”.

„[…] miłość to zdolność czynienia widzialnym niewidzialnego, to pragnienie wyczuwania niewidzialnego”.

„W odpowiednich okolicznościach człowiek jest gotów zrobić najohydniejszą nawet rzecz w imię własnych egoistycznych celów: na przykład z żądzy lub zawiedzionej miłości”.

„Kolor to dotyk oka […]”.

„Wbrew powszechnemu przekonaniu wszyscy mordercy są ludźmi głębokiej wiary”.

„Największym dowodem uznania dla malarza jest usłyszeć, że jego praca zachęca do malowania”.

„Oglądanie twarzy kobiety, rozmowa z nią, doświadczenie jej bliskości, (jako człowieka) otwiera nas, mężczyzn, zarówno na palące pożądanie, jak i głębokie duchowe cierpienie”.

„Czasami człowiek nawet wie, jak być szczęśliwym, ale i tak nie potrafi”.

„[…] doskonałość Allaha objawia się w pięknych twarzach”.

„Trzeba jednak umieć popatrzeć na traktujących się zbyt poważnie świat jakby z boku, z dystansem i poczuciem humoru, jakbyśmy obserwowali rzeczywistość w krzywym zwierciadle”.

„W życiu zdarzają się takie momenty, kiedy czujemy, że dana chwila zostanie w nas na zawsze”.

„[…] kiedy nie marzysz, czas stoi w miejscu”.

„[…] strach przed zapomnieniem jest gorszy od strachu przed śmiercią…”.

„[…] widzieć znaczy wspominać”.

                       
                   „Mam na imię Czerwień” to powieść wielowątkowa i wieloznaczna. Miłośnicy intrygi kryminalnej pasjonować się będą wyjaśnianiem tajemniczych morderstw, do jakich doszło w środowisku islamskich miniaturzystów. Zwolennicy literatury historycznej odnajdą fascynujący opis obyczajowości i życia muzułmanów w XVI –wiecznym Stambule oraz zakulisowe rozgrywki religijnych i świeckich stronnictw.
Czytelnicy, którzy wolą dokonywać swoich ocen i sami wyciągać wnioski, także nie będą zawiedzeni. Wiele szczegółów i wątków powieści Orhana Pamuka można interpretować na różne sposoby i wyciągać różne wnioski. Autor prowokuje do niemal filozoficznej dysputy na temat granic wiary i sztuki, granic między fanatyzmem religijnym, a własnymi sposobami wielbienia Boga.
                 „Nazywam się Czerwień” można porównywać z „Imieniem róży” Umberto Eco nie tylko pod względem rangi, ale też fabuły. Akcja powieści rozgrywa się w szesnastowiecznym Stambule w środowisku sułtańskich miniaturzystów pracujących nad nową księgą. Przypomina ono trochę mnichów z opactwa Eco – tamci zajmowali się przepisywaniem manuskryptów, natomiast bohaterowie Pamuka je ilustrują. I podobnie jak zakonnicy z „Imienia róży”, stambulscy mistrzowie ilustracji odchodzą właśnie do przeszłości. Rozwijana, bowiem przez wieki sztuka iluminowania ksiąg za czasów panowania sułtana Murata III (1574-1595) traci na ważności, z jednej strony wypierana przez modę na europejski styl malowania, z drugiej – atakowana przez islamskich fundamentalistów. Na dodatek do szkoły iluminatorów wkrada się zbrodnia.
          

                   Aby rozpocząć jakąkolwiek dyskusję na temat książki Orhana Pamuka należy wyjaśnić, czym dla religii i kultury muzułmańskiej jest sztuka? Kultura arabsko-muzułmańska nie stworzyła sztuk plastycznych: rzeźby i malarstwa, ponieważ nie sprzyjała temu religia, która odegrała decydującą rolę w rozwoju kultury muzułmańskiej. Negatywny stosunek islamu przejawiał się szczególnie w odniesieniu do przedstawień figuralnych. Panowało, bowiem powszechne przekonanie, spotykane zresztą i dzisiaj, że Koran zakazuje przedstawiania istot żywych. Nie jest to jednak prawda, ponieważ Koran nie zawiera takiego przepisu. Islam natomiast przeciwstawia się surowo bałwochwalstwu i wszystkiemu, co by mu sprzyjało. W tradycjach religijnych znajdujemy również wyraźne potępienie kultu grobów i obrazów świętych. Przedstawianie istot żywych było tolerowane tylko przez intelektualistyczną teologię sunnicką i szyicką. Powstała, więc wspaniała architektura muzułmańska i przepiękna ornamentyka, gdzie wykorzystywano przede wszystkim elementy geometryczne, stylizowane motywy roślinne i ozdobne pismo arabskie.
W malarstwie i ornamentyce muzułmańskiej, bez względu na jej miejsce powstania, wytworzyła się pewna ogólna tendencja, rodzaj konwencji artystycznej. Rzemieślnicy i artyści muzułmańscy mają ogromną skłonność do wszelkiego rodzaju scen symbolicznych, tworów wyobraźni, do łączenia motywów roślinnych, kwiatowych czy zwierzęcych, przy czym motywy wzięte z natury przyjmują formy stylizowane, geometryczne. Ornament geometryczny stanowi podstawę sztuki muzułmańskiej, podobnie jak ciało ludzkie jest podstawą i punktem wyjścia sztuki greckiej. Sztuka muzułmańska jest sztuką czystej inwencji, fantazji i idealizmu, jednym słowem jest to sztuka abstrakcyjna. Najbardziej charakterystycznym ornamentem sztuki muzułmańskiej jest arabeska. Można w niej wyróżnić dwa stałe elementy: z jednej strony entuzjastyczną interpretację flory: liści, łodyg i kwiatów, z drugiej strony idealne wykorzystanie linii, które dały początek zasadom: pozornej fantazji, ścisłej geometrii. Arabeska jest pozbawiona realizmu hellenistycznego; nie ma początku ani końca, ponieważ jest poszukiwaniem „Nieskończonego”. Zbliża się bardzo do sztuki abstrakcyjnej, intelektualnej. Obok arabeski typowa dla sztuki muzułmańskiej jest stylizacja. Wszystko, co zmierzało do oderwania się od świata konkretnego, świata złudy i przemijalności, do intelektualizacji.
Nie zachowało się wiele zabytków malarstwa z pierwszych wieków islamu. Zachowały się pewne ślady malarstwa ściennego i nieliczne pomniki w postaci urywków rękopisów ilustrowanych i liczne wzmianki w literaturze arabskiej o istnieniu tej sztuki. Ponieważ tradycja religijna krępowała rozwój malarstwa, przeto uwaga artystów skupiła się głównie na dekoracji, ornamentyce i miniaturze, które odbiegały od świata rzeczywistego. Miniatura była traktowana, jako dodatek do ważniejszej, w oczach muzułmanina, sztuki cieszącej się powszechnym szacunkiem - kaligrafii. Niewiele jednak wiemy o malarstwie miniaturowym pierwszych sześciu wieków islamu. Spotykamy tylko wzmianki w literaturze o istnieniu 27 portretów królów sasanidzkich.
Na wczesnomuzułmańską sztukę malarską wywierała silny wpływ, może nawet decydujący, manichejska szkoła malarska, która powstała na terenie Azji Środkowej. Prorok Mani, twórca manicheizmu, żyjący w III w. n. e., był także słynnym malarzem. Niektórzy badacze tego okresu uważają miniatury manichejskie za pierwszy stopień prawie wszystkich muzułmańskich miniatur. Najstarsze rękopisy z miniaturami z obszaru muzułmańskiego, dostępne dla badaczy, sięgają dopiero XIII w. W nielicznych zachowanych miniaturach tego okresu dominuje barwa czerwona w różnych odcieniach. Obok tych odcieni czerwonych występuje też barwa żółta i zielona także w różnych odcieniach, co świadczy o wpływie koptyjskim.
                     Tak oto przedstawia się fabuła książki: Zima 1591 r. Elegant, jeden z czterech miniaturzystów pracujących nad tajną księgą dla sułtana Murada III, zostaje w brutalny sposób zamordowany. Po śmierci, jako pierwszy z wielu narratorów, zaczyna opowieść o tym, co doprowadziło do tego, że teraz jego zwłoki leżą na dnie studni przykryte śniegiem. W tym samym czasie do Stambułu przybywa Czarny, siostrzeniec człowieka sprawującego pieczę nad ukończeniem kontrowersyjnej księgi. Przed 12 laty musiał opuścić stolicę, ponieważ zakochał się bez wzajemności w pięknej córce Wuja. Teraz Şeküre jest nieoficjalnie wdową (jej mąż przed 4 laty zaginął na wojnie, zostawiając ją z dwójką synów), co otwiera dorosłemu już Czarnemu możliwość zdobycia ukochanej. Najpierw jednak musi wkupić się w łaski Wuja i pomóc mu dokończyć przeklętą księgę. Musi też udowodnić Şeküre, że stał się odpowiedzialnym mężczyzną, który zapewni jej większe bezpieczeństwo niż porywczy brat zaginionego męża.
Co takiego zamieszczono na ilustracjach księgi, że wiele osób chciałoby zabić ich twórców za bluźnierstwo? Czy miniaturzyści Oliwka, Motyl lub Bocian mogli podnieść rękę na Eleganta? W prawdzie z czwórki wielkich iluminarzystów odznaczał się on najmniejszym talentem, ale za to najbardziej obawiał się Allaha. Jak się jednak okazuje, rozważania nad regułami sztuki, pasją i własnym stylem mogą doprowadzić niektórych do chęci mordu.
                   Każda miniatura opowiada jakąś historię. Aby upiększyć czytany manuskrypt, ilustrator przedstawiał najpiękniejsze sceny z danego tekstu: pierwsze spotkanie zakochanych, ścięcie głowy diabelskiego potwora przez bohaterskiego Rustama; rozpacz Rustama, gdy pojmuje, że nieznajomy, którego zabił, to jego syn; Madżnuna oszalałego z miłości, błąkającego się po stepie wśród lwów, tygrysów, jeleni i szakali; rozterki Aleksandra, który przed bitwą udaje się do lasu, aby z zachowania ptaków wywróżyć przyszłość, i tam widzi, jak ogromny orzeł rozszarpuje jego bekasa… Jeśli w baśni jest coś, czego ludzki umysł lub wyobraźnia nie potrafią przedstawić, miniatura natychmiast przychodzi z pomocą. Ukwieca, ozdabia tekst. Ale rysunek bez opisu nie mógłby istnieć.
                 Orhan Pamuk w książce „Nazywam się Czerwień” objaśnia, w jaki sposób muzułmanie wyjaśniają powstanie sztuki. Nim powstała sztuka ilustracji, na świecie panowały ciemności- zapadną one również wtedy, gdy sztuki tej zabraknie. Dzięki kolorom, farbom, sztuce i miłości przypominamy sobie, że Allach rozkazał nam: „Patrzcie!”. „Widzieć” znaczy „pamiętać, że się widziało”. „Widzieć” znaczy „widzieć bez odwoływania się do pamięci”. Tak, więc malarstwo jest nieustannym przypominaniem o istnieniu ciemności. Wielcy mistrzowie, którzy uprawiali sztukę malarską i uważali, iż kolor i zmysł wzroku wyłoniły się z czerni, pragnęli powrócić do owych pierwotnych „boskich ciemności” za pomocą kolorów. Artyści pozbawieni pamięci nie są w stanie przypomnieć sobie ani Allaha, ani jego czerni. Wszyscy malarze poprzez swoje dzieła starają się dotrzeć do owej pierwotnej pustki ukrytej w barwach i wyzwolonej z okowów czasu.
                       Jak wiadomo miniaturzyści zawsze bali się ślepoty i starali się jej zapobiegać. Na przykład Arabowie o wschodzi słońca, skierowawszy wzrok na zachód, długo wpatrywali się w linię horyzontu. Niektórzy jednak wręcz odwrotnie, uważali, że ślepota to nie tragedia. To ostatnie błogosławieństwo podarowane przez Allaha miniaturzyście za to, że całe życie poświęcił jego chwale. Iluminowanie ksiąg było, bowiem poszukiwaniem wizji ziemskiego królestwa Allaha. Tak, więc wizja świata Allacha ujawnia się jedynie w pamięci oślepłych miniaturzystów. Byli i tacy duchowni, którzy krzyczeli z ambon do wiernych, że w dniu końca świata miniaturzyści zostaną poproszeni o ożywienie stworzonych przez siebie form. Nie będą mogli tego uczynić, zostaną, więc skazani na męki piekielne. Nie wolno zapominać, że w Koranie „Stworzyciel” to jedno z określeń Allaha. To Allah pozwala istnieć nieistniejącemu, ożywia to, co było pozbawione życia. Nikomu nie wolo z Nim konkurować. Największy grzech popełniają ci malarze, którzy ośmielają się robić to, co On, którzy uważają, że są równie twórczy jak On.
                   Jedna z warstw dzieła noblisty to dyskusja na temat relacji między malarstwem europejskim (reprezentowanym tu przez weneckich portrecistów), a rozwijaną w imperium Osmanów sztuką miniatury. Temat nie byle, jaki, bo muzułmańscy twórcy zarzucają swoim zachodnim kolegom obrazoburstwo. Konkretnie chodzi o stosowanie perspektywy i stawianie człowieka w centrum obrazu (jakby był najważniejszym bytem we wszechświecie). Na dodatek realistyczne przedstawianie świata dla miniaturzystów jest zamachem na samego Boga – tylko Allah prawdziwie widzi świat takim, jaki on jest. Dlatego tureccy ilustratorzy malują idealne wyobrażenia rozmijające się z rzeczywistością, ściśle uzależnione od kanonu stworzonego przez dawnych perskich mistrzów. Jednak i oni oskarżani są przez fundamentalistów (reprezentowanych przez hodżę Nusreta) o bluźnierstwo – Koran zabrania przecież czynienia jakichkolwiek obrazów.
                 Pamuk napisał wciągającą powieść, w której kryminał i romans łączą się z refleksją nad sposobami opisywania świata. Czy można oddać prawdę o rzeczywistości, czy też raczej należy pisać, jak powinno być? Czego właściwie dokonuje twórca w swoim akcie? Opisuje rzeczywistość czy kłamie? „To, co brałem za krew, było czerwonym tuszem, a to, co wziąłem za tusz na rękach, było moją krwią” – mówi jeden z bohaterów. Pamuk pokazuje, że na dobrą sprawę idea i rzeczywistość łączą się ze sobą, widać to choćby w wątku ilustracji do księgi przygotowywanej przez Wuja. Ojciec Şeküre pragnie połączenia stylu europejskiego z wschodnim, perspektywy i indywidualności z sztywnym kanonem i anonimowością.
„Nazywam się Czerwień” jest książką absorbującą intelektualnie czytelnika. Wracając do porównania z Eco – można ją czytać na różnych poziomach:, jako kryminał, romans, powieść historyczną, analizę warsztatu twórcy czy próbę opowiedzenia o różnicach między Wschodem a Zachodem. Ten ostatni temat szczególnie „udał się” Pamukowi. Dyskusję o stylach i różnicach między malarstwem europejskim a tureckim można odczytywać właśnie, jako alegorię wzajemnych stosunków Wschód – Zachód, zresztą na ten trop naprowadza nas motto powieści zaczerpnięte z Koranu: „Do Boga należy Wschód i Zachód!”.
                  Nazwijmy tę książkę kryminałem osadzonym w realiach historycznych, który ma niezwykle specyficzną narrację. W powieści równoprawnymi narratorami są nie tylko bohaterowie, ale także ilustracje stworzone przez mistrzów iluminacji. Zimowy Stambuł staje się tłem do opowiedzenia historii pewnego morderstwa, ale także do zobaczenia szczegółów przemiany kulturowej, która chce wkroczyć w świat ludzi nieprzywykłych do zmian. Mieszanie się światów Zachodu i Wschodu (widoczne na przykładzie technik malarskich) wydaje się nieuniknione, ale przecież oba te światy należą do Allaha. Próbując się, więc dowiedzieć, KTO ZABIŁ?, poznamy także specyfikę muzułmańskiej kultury z przełomu XVI i XVII w.  Wszystkie dyskusje naszych bohaterów, także te dotyczące morderstwa, odbywają się w oparciu o Koran i są przeplatane przypowieściami lub mitami mającymi zobrazować ich tezy.
                     Książka tureckiego noblisty jest niezwykle bogata w symbolikę i aż kipi od kulturowych wyjaśnień. Orhan Pamuk tkając intrygę i zostawiając czytelnikowi tropy prowadzące do mordercy, odmalował niezwykle barwnie naturę muzułmańskiej kultury. „Nazywam się Czerwień” uważam za książkę wyśmienitą, ale z pewnością nie jest to książka dla wszystkich.