02 lutego 2025

Imię róży

 

„Imię róży”

Umberto Eco

Autor/ ur. 5 stycznia 1932 w Alessandrii, zm. 19 lutego 2016 w Mediolanie) – włoski semiolog, filozof, bibliofil i mediewista, powieściopisarz, autor felietonów i esejów. Sławę przyniosła mu powieść „Imię róży” (1980), dzieło łączące w sobie elementy semiotyki, badań biblijnych, analizy kultury średniowiecza i teorii literatury. Jego kolejne powieści, m.in. „Wyspa dnia poprzedniego” (1994) i „Cmentarz w Pradze” (2010), także stały się światowymi bestsellerami. Eco pisał także prace naukowe, książki dla dzieci i młodzieży, oraz eseje na temat teorii literatury, świata współczesnego, kondycji współczesnych mediów i nauki.

Tłumaczenie/ Adam Szymanowski

Tytuł oryginału/ it Il nome della rosa

Tematyka/ Dzięki swoistemu aparatowi narracyjnemu, który jest zarazem złożony i piękny, Umberto Eco oddaje w ręce czytelnika książkę, która jest przejrzystym podręcznikiem badania znaków oraz kunsztowną powieścią kryminalną. Oba te aspekty ujęte zostały w ramy niedokończonej opowieści uczonego, który w kilku średniowiecznych manuskryptach natrafił na pasjonującą historię. Być może dlatego, że ta wstępna relacja zajmuje tak niewiele miejsca w porównaniu z właściwą opowieścią, a może z uwagi na ton opowieści uczonego, kilka pierwszych stron pozostaje w pamięci czytelnika, gdy zagłębia się w świat początków XIV wieku.

Główny motyw/ Nowicjusz benedyktyński, Adso z Melku, opowiada o swej podróży z uczonym franciszkaninem, Willamem z Baskerville, do nękanego kłopotami benedyktyńskiego opactwa. Klasztorem tym, zamkniętą sceną okrutnych konfliktów i tajemnic, rządzą księgi. Gdy kolejno zamordowanych zostaje sześciu mnichów, William z Baskerville rozpoczyna poszukiwania prawdy o milczącej wojnie, która toczy się za klasztornymi murami. Franciszkanin odnajduje  i odczytuje znaki świadczące o zazdrości, pożądliwości i strachu. „Imię róży” zaprasza czytelnika, by wraz z Williamem z Baskerville zgłębiał sztukę interpretacji, docenił polifonię znaków, sam decydował o ich znaczeniu i wątpił we wszystko, co zdaje się kłaść kres poszukiwaniu prawdy. W ten sposób Umberto Eco roztacza przed czytelnikiem krainę rozumienia.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) dobry chrześcijanin może czasem nauczyć się czegoś od niewiernych”.

„(…) zioła, które są dobre dla starego franciszkanina, są nieodpowiednie dla młodego benedyktyna”.

„(…) piękno kosmiczne dane jest nie tylko przez jedność w rozmaitości, ale także przez rozmaitość w jedności”.

„To jednak prawda, że żyjemy w mrocznych czasach, skoro człek mądry musi snuć myśli, które są między sobą sprzeczne”.

„Albowiem architektura jest tą sztuką, która najśmielej stara się odtworzyć swym rytmem porządek wszechświata, przez starożytnych nazwanego kosmosem (…)”.

„Być może jedynym prawdziwym dowodem obecności diabła jest żarliwość pragnienia jakie wszyscy w takim momencie żywią, by mieć pewność, że prowadzi on swoje dzieło...”.

„Gdyż nie wszystkie prawdy są dla wszystkich uszu, nie wszystkie kłamstwa mogą być rozpoznane jako kłamstwa przez duszę pobożną (…)”.

„Biblioteka broni się sama, jest niezgłębiona jak prawda, która w niej gości, zwodnicza jak kłamstwa, które są jej powierzone. Labirynt duchowy, ale również labirynt ziemski”.

„(…) lecz kiedy, chodzi o posiadanie dóbr doczesnych, trudno jest ludziom myśleć w zgodzie ze sprawiedliwością (…)”.

„Jakże możesz mylić moment zachwyconej miłości, która pali ci trzewia wonią kadzidła, z rozpasaniem zmysłów, o których wiesz, że są z siarki?”.

„Nie mam dość odwagi, by badać słabości niegodziwców, bo odkryłem, że te same słabości mają święci”.

„Od nagiej czystości stajenki w Betlejem, z drewna, jakim było lignum vitae [Drzewo życia] krzyża, do orgii złota i kamienia”.

„Nie buduj zamku podejrzeń na jednym słowie”.

„Lecz są dwie formy magii: Jest magia będąca dziełem diabła i zmierzając do zniszczenia człowieka poprzez wybiegi, o których nie wolno nawet mówić. Ale też jest magia będąca dziełem Boskim, tam gdzie wiedza Boga przejawia się przez wiedzę człowieka, ta zaś służy przeobrażaniu natury i jeden z jej celów stanowi przedłużenie życia ludzkiego”.

„Można zgrzeszyć przez nadmiar wymowności i przez nadmiar powściągliwości”.

„A często mędrcy naszych czasów są tylko karłami, które wspięły się na ramiona innych karłów”.

„Byłoby rzeczą straszną – odparł Wilhelm – zabić człowieka nawet po to, żeby powiedzieć: Credo in unum Deum” [Wierzę w Boga jedynego].

„Nie ufaj odnowie rodzaju ludzkiego, kiedy mówią o niej kurie i dwory”.

„By istniało zwierciadło świata, świat musi mieć jakiś kształt”.

„A ponieważ dzisiaj panuje się nad trzodą nie za pomocą oręża i nie splendorem rytuału, lecz kontrolując pieniądz (…)”.

„Jak powiada starożytne przysłowie, trzy palce trzymają pióro, ale pracuje całe ciało. I całe boli”.

„(…) zdrada Piotrowa zaś była niczym wobec zdrady Judasza, bo jednemu wybaczono, a drugiemu nie”.

„Prostaczkowie są przeznaczeni na rzeź, można ich wykorzystać, kiedy trzeba przysporzyć kłopotów wrogiemu obozowi, ale poświęca się ich, kiedy stają się zbędni”.

„(…) jeśli prawdziwi nieprzyjaciele są zbyt potężni, trzeba poszukać sobie jakichś  słabszych”.

„Prostaczkowie mają coś ponad to, co mają uczeni, którzy często gubią się w poszukiwaniach reguł najogólniejszych. Mają poczucie tego, co jednostkowe”.

„(…) mnich powinien przynajmniej raz w ciągu żywota doświadczyć namiętności cielesnej, by móc później okazywać pobłażliwość i wyrozumiałość grzesznikom, którym udzielał będzie rady i pocieszenia…”.

„Są słowa, które dają moc, i inne, które sprawiają jeszcze większe opuszczenie (…)”.

„I jeśli naprawdę szukasz promyka sprawiedliwości, rzeknę ci, że pewnego dnia wielkie psy, papież i cesarz, by zawrzeć pokój, zdepczą ciała mniejszych psów, które walczyły w ich służbie”.

„Sen jest pismem i wiele pism jest tylko snami”.

„Nie chcę karmić twojej dumy, sam już o to zadbasz”.

„Nie usuniesz śmiechu, usuwając tę księgę”.

„Śmiech wyzwala chłopa od strachu przed diabłem, ponieważ w święto szaleńców również diabeł wydaje się szaleńcem, a więc można go kontrolować. Ale ta księga mogłaby nauczyć, że wyzwolenie się od strachu przed diabłem jest mądrością”.

„Diabeł nie jest zasadą materii, diabeł to zuchwałość ducha, to wiara bez uśmiechu, to prawda, której nigdy nie ogarnia zwątpienie”.

„Była to największa biblioteka świata chrześcijańskiego. Teraz zwycięstwo Antychrysta jest naprawdę bliskie, gdyż żadna wiedza nie wzniesie przed nim zapory”.

„Antychryst może zrodzić się z pobożności, z nadmiernej miłości do Boga lub prawdy, jak kacerz rodzi się ze świętego, a opętany przez demona z jasnowidzącego. Lękaj się Adso, proroków i tych, którzy gotowi są umrzeć za prawdę, gdyż zwykle wiodą na śmierć wielu innych, często przed sobą, czasem zamiast siebie”.

„Lękał się drugiej księgi Arystotelesa, gdyż być może naprawdę nauczała ona zniekształcenia oblicza wszelkiej prawdy, byśmy nie stali się ofiarami naszych własnych urojeń”.

„Niewykluczone, że zadaniem tego, kto miłuje ludzi, jest wzbudzanie śmiechu z prawdy (…)”.

„Zachowałem się jak człek uparty, idąc za pozorem ładu, kiedy powinienem był wiedzieć, iż nie ma ładu we wszechświecie”.

„Tak więc wolność Boga jest naszą zgubą, a przynajmniej zgubą naszej pychy”.

            Prześladują nas dwie wizje średniowiecza, obie skrajnie uproszczone. Jedna to wieki średnie jako czas ciemnoty, zabobonu i przemocy. Druga – wyidealizowana – epoki zbudowanej przez etos rycerski i pieśni trubadurów. Nie ma innej epoki tak powierzchownie i błędnie widzianej, tak chętnie przywoływanej, gdy trzeba  oskarżyć nieprzyjaciół o obskurantyzm i zacofanie. Gdy politycy usiłują zamknąć nas w nacjonalistyczno-katolickim skansenie, wołamy oburzeni „To powrót do średniowiecza!”, nie wiedząc, że późniejsze epoki bywały nie mniej okrutne i obskuranckie.

To właśnie w średniowieczu powstały pierwsze uniwersytety, które zapewniły ludziom dostęp do edukacji. Chociaż początkowo nauczanie i życie naukowe prowadzone było przede wszystkim w klasztorach, a uczniowie i mistrzowie należeli zawsze do stanu duchownego, powstanie instytucji zapoczątkowało ideę powszechnego nauczania. Nie sposób nie wspomnieć również o średniowiecznym wpływie na geografię. To w końcu wikingowie jako pierwsi w XI wieku dotarli do Ameryki. Marco Polo, wenecki kupiec i podróżnik, był pierwszym człowiekiem tzw. Zachodu, który dotarł do Państwa Środka. Wraz z ojcem i stryjem dotarł do Chin, przemierzając Jedwabny Szlak. W XI wieku znacznie wzrosła liczba ludności Europy. Był to efekt rozwoju technologii i rolnictwa. Ponadto zmiany klimatu w okresie średniowiecznego optimum klimatycznego umożliwiły wzrost plonów i rozwój handlu. Średniowieczni uczeni wiedzieli, że muszą zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. Tym bardziej że sytuacja polityczna nierzadko była napięta, co wiązało się również z rozwojem techniki wojennej. W średniowieczu wynaleziono wiele wynalazków, które zmieniły ówczesny świat. To innowacje, które często były napędem rozwoju społeczeństwa. Niektóre z nich – choć w zmodernizowanej formie – znamy do dziś: zegar mechaniczny, okulary, prasa drukarska, proch strzelniczy, witraże, kominek, korbowód, młyn wiatrowy, busola, krosno tkackie, taczka, ster rufowy, podnośnik śrubowy, piec hutniczy, peryskop.

            Wiele już napisano na temat książki „Imię Róży”, pierwszej powieści włoskiego powieściopisarza i semiotyka Umberto Eco, wydanej w 1980 roku. Jednym z powodów jest jej zawiła i złożona fabuła; historia, która przywodzi na myśl inne ustne i pisane opowieści z innych kultur. Fabuła dzieje się w średniowieczu (XIV wiek) w opactwie, posiadającym dużą i wspaniałą bibliotekę. Bohaterem powieści jest franciszkański mnich Wilhelm z Baskerville, który podróżuje w towarzystwie swojego nowicjusza, ucznia, i narratora książki, Adso. Wilhelm otrzymał polecenie udania się do opactwa w celu rozwiązania sporu między papieżem Janem XXII a zakonem franciszkanów. Jednak po przybyciu na miejsce musi zmierzyć się z serią morderstw. Wykorzystując swoją wysoką inteligencję i racjonalny umysł, Williamowi udaje się rozwikłać tajemnicę zbrodni. Choć książka obejmuje niesłychanie wiele wątków, to kluczem do rozwiązania głównej zagadki tego średniowiecznego kryminału jest śmiech, a ściślej nienawiść jednego z kluczowych bohaterów do śmiechu, dowcipu i komedii. William jest przyjacielem Ockhama, wielbicielem Bacona, wielbicielem Arystotelesa i wytrawnym praktykiem analizy tomistycznej. Podobnie jak Dedalus Joyce'a w sławnym „Ulissesie”, bada znaki i klamrę świata z otwartymi i zamkniętymi oczami; jego wizja jest tak wyczerpująca – dosłownie i w przenośni – że w pewnym momencie przypomina Sherlocka Holmesa. W trakcie śledztwa w sprawie zbrodni w opactwie i rozmów o tajemniczej herezji poznajemy smak schyłkowego średniowiecza w południowej Europie, w której teolodzy z jednej strony byli pod wpływem narzuconej nauki tomistów - już dawno porzuconej jako możliwość jedynej interpretacji zawiłości świata - a z drugiej strony, samego Tomasza z Akwinu podejrzewano, że był zarozumiałym głupcem.

            Jorge z Burgos to jeden z najstarszych braci w średniowiecznym, włoskim opactwie benedyktynów, w którym toczy się akcja powieści pt. „Imię Róży”, mentor i spowiednik pozostałych zakonników. Doskonale zna zasoby całej biblioteki – dumy opactwa, do której mają dostęp jedynie wybrańcy. Dlaczego to takie ważne? Biblioteka opactwa w 1327 roku, gdy toczy się akcja powieści, to największa i najbardziej zasobna biblioteka w całym chrześcijańskim świecie. Posiada wiele unikatowych dzieł. Szczególną uwagę zakonników przykuwa jedno z nich, do którego broni dostępu w bardzo zaskakujący sposób Jorge. To jedyny ocalały egzemplarz II części Poetyki Arystotelesa, poświęconej filozofii humoru. Jorge to śmiertelny wróg śmiechu i dowcipu. Uważa, że ich zło jest zakotwiczone w kłamstwie. Bowiem śmiech wywołuje głównie świat przedstawiony „na opak”, nieprawdziwie, niezgodnie ze stanem rzeczy. Jak powiada Jorge: „na opak w stosunku do tego, jakim być winien, jakim zawsze był i będzie na wieki wieków, aż do końca czasów”. Jego zdaniem śmiech burzy zastany porządek, oddala od myślenia o rzeczach doniosłych i ostatecznych, a koncentruje uwagę na nic nieznaczących błahostkach i błazenadach. Jest objawem ludzkiej pychy, która pcha ludzi w kierunku poszukiwania jakiejś nowej prawdy, zamiast przechowywania jednej, jedynej prawdy objawionej. Nadto śmiech wyzwala od strachu poprzez nabieranie dystansu do tego, co stanowi realne zagrożenie, jakimi są śmierć i potępienie. Tymczasem lęk przed śmiercią – zdaniem Jorge – jest „najmędrszym i najtkliwszym z darów Boskich”, który chroni nas przed zepsuciem i piekłem. Dlaczego Arystotelesowskie dzieło o śmiechu miałoby być niebezpieczne? 


Jorge chce ukryć przed światem wciąż jeszcze nieodkrytą księgę Arystotelesa, ponieważ wszystkie dotąd poznane jego dzieła miały rewolucyjną moc. Zdaniem Jorge „każde słowo Filozofa, na które przysięgają teraz nawet święci i papieże, obracało do góry nogami obraz świata”. Podobnie w skrywanej przez Jorge księdze Arystotelesa „wywraca się funkcję śmiechu, podnosi się go do rangi sztuki, otwierają się przed nim bramy świata uczonych, czynią go swoim przedmiotem filozofia i przewrotna teologia”. Jorge jest przekonany, że Arystotelesowskie usprawiedliwienie tych – jak je określa – „marginalnych igraszek rozpętanej wyobraźni” doprowadziłoby do podniesienia pozycji sztuki śmiechu i zastąpienia retoryki przekonywania retoryką ośmieszania, co wywróciłoby całą dotychczasową wiedzę do góry nogami. Więcej, sztuka ośmieszania – zaakceptowana i uznana za szlachetne oręże retoryczne – mogłaby zostać skierowana ku dotąd uznawanym świętościom, jak np. Bóg czy uniwersalne wartości, jak prawda, dobro, piękno. Nie mielibyśmy wówczas żadnego oręża, by je przed bluźnierstwem i ośmieszeniem obronić. Bo czymże ono mogłoby być? Jak odeprzeć kpinę?

Nie mamy dostępu do II części Poetyki Arystotelesa. Nie wiemy nawet, czy zaginęła, czy nigdy nie została przez Filozofa napisana. Możemy jednak na podstawie tego, co czytamy w Etyce nikomachejskiej [1128ab] na temat człowieka dowcipnego, wnioskować, że obawy Jorge były mocno przesadzone. Wiadomo, że według Arystotelesa pośród wielu cnót szczególnie ważną rolę pełniły cnoty umiarkowania i praktycznej mądrości – phronesis. Ich wagę Filozof podkreśla w swojej doktrynie środka, według której cnota – nabyta i trwała dyspozycja, dzięki której człowiek staje się dobry – znajduje się zawsze pośrodku skrajności, jakimi są nadmiar i niedostatek. Tę średnią i zarazem najwłaściwszą miarę określa phronesis. Człowiek dowcipny nie jest zatem ani kpiarzem, ani prostakiem, którzy – jak pisze Arystoteles – „szukają za każdą cenę tego, co śmieszne”, i nie wzbraniają się nawet przed szyderstwem ani sensatem, całkiem pozbawionym zmysłu humoru i ogłady. Ludzie dowcipni umieją żartować w sposób odpowiedni, tj. taktowny, tak by utrzymać się w granicach przyzwoitości i nikogo nie dotknąć – czyli żartują „we właściwym czasie, z właściwych przyczyn, wobec właściwych osób, we właściwym celu i we właściwy sposób”. Arystoteles zauważa, że w języku greckim pojęciu „dowcipny” odpowiada pojęcie eutrapelia, które swoim brzmieniem przypomina eutropos – czyli „giętki”, to znaczy taki, który potrafi się odpowiednio dopasować. Nie chodzi tu jednak o „giętkość” w znaczeniu przebiegłości czy sprytu, polegających na umiejętności realizowania w każdej nadarzającej się sytuacji swoich partykularnych interesów, lecz zważania na odczucia i emocje ludzi, którzy stają się przedmiotem i świadkiem żartu.[1]

            Jeśli mieliśmy romantyczne wyobrażenie o względnej prostocie późnego średniowiecza, to Umberto Eco unowocześnia nasze spojrzenie. Maluje czasy wielu papieży i wielu antychrystów, czasy, w których człowiek wymieniał seksualne przysługi za dostęp do książek, czasy kiedy papieski pałac w Awinionie kazał wystawić krucyfiksy z Jezusem przybitym jedną tylko ręką, bo drugą trzyma sakiewkę zawieszoną u pasa, by wskazać, że On godzi się na użycie pieniędzy dla celów religijnych. W czasach słabnącej wiary wszystkie ręce rozpaczliwie sięgają po nadciągające cienie zwątpienia. W tamtych czasach w wyobraźni istniały potwory: Cynocephali, którzy nie mogą powiedzieć słowa bez szczekania... Blemyae, urodzeni bez głowy, z ustami w brzuchach i oczami w ramionach... i te, których podeszwy są odwrócone tak, że podążając za nimi ich śladami, dociera się zawsze do miejsca, z którego przyszli, a nigdy tam, dokąd idą... Nie mniej zdumiewające jest to, że w nieistniejącym klasztorze znajdują się ich odpowiedniki w strzeżonych relikwiarzach, na których widnieje „grot włóczni, który przebił bok Zbawiciela!”, „pożółkły strzęp obrusu z ostatniej wieczerzy", „kawałek betlejemskiego żłóbka", „piszczel św. Małgorzaty”, „żebro św. Zofii”, „podbródek św. Eobanusa, „ząb Chrzciciela”, „rózga Mojżesza”, „postrzępiony skrawek bardzo delikatnej koronki z sukni ślubnej Maryi Dziewicy” – i wiele, wiele więcej. Później, we śnie Adsa podczas „Dies Irae" w Tercji, świętość zostaje komicznie przemieniona w fantazje seksualne „ogon świętej Morimondy, uterus [macicę] świętej Arundaliny, kark świętej Burgozyny, wycyzelowany jak puchar…”. Sen narratora jest jednym z najbogatszych w literaturze XX wieku, szalonym połączeniem Felliniego, Fuentesa, Borgesa i Boscha. Interpretacja Williama pokazuje, że sen jego asystenta był snem o książkach, snem o snach, o przeszłości i przyszłości nierozerwalnie splecionych w wyobraźni – triumfem intertekstualności. I dostarcza klucza do tajemniczych i oburzających zbrodni, które badają. Śledztwo kryminalne i zgłębianie teologii i mentalności epoki przeplatają się z komiczną wybuchowością języka przywodzącą na myśl Françoisa Rabelais'go, jak wtedy, gdy na wpół obłąkany Salvatore rzuca Adso receptę: „Facilis. Weź el syr, który nie będzie zbyt stary ani zbyt nasolony, i pokój na wąskie paski, kwadraty albo sicut zechcesz. Et postea położysz odrobinę butierro lub structo fresco a rechauffer sobre żar”.

            O czym jeszcze jest „Imię róży”: o niekończącej się walce tolerancyjnego humanizmu z integrystycznym fundamentalizmem. Eco – filozof, historyk średniowiecza, semiolog, kpiarski felietonista – umieścił się ze swoim intelektualnym bogactwem w ramach mistrzowsko skonstruowanej, sensacyjnej fabuły o morderczym mnichu działającym w benedyktyńskim opactwie. Ten na pozór historyczny kryminał rozgrywający się w ciągu ostatniego tygodnia listopada 1327 r. jest w rzeczywistości kolejną „czarodziejską górą”, na której dwóch wojowników prawdy: światły Wilhelm z Baskerville i ślepy Jorge, toczy walkę o duszę niewinnego adepta poznania, narratora powieści, Adsa z Melku. Wzajemne oddziaływanie między Adso i Wilhelmem, podobnie jak w przypadku Don Kichota i Sancho Pansa, wciąga nas w paradoksalny umysł czasów: delikatną, ale gruntowną mieszaninę racjonalizmu i przesądów. Zgodnie z autorskim zamysłem, Adso – nawet wtedy, gdy jego prywatne opinie sprzeciwiają się jeszcze nie narodzonej herezji: „Im jestem starszy i im bardziej zdaję się na wolę Bożą, tym mniej cenię inteligencję, która chce wiedzieć, i wolę, która chce czynić; a za jedyny element zbawienia uznaję wiarę, która potrafi cierpliwie czekać, nie zadając zbyt wielu pytań”. Eco tańczy na brzegach alegorii, nie tonie w jej bezsensownych wodach. Podczas gdy jego bohaterowie spierają się o to, czy Chrystus posiadał własność, narracja oferuje mrożący krew w żyłach wgląd w obyczaje, które sugerują te z naszych czasów, kiedy Kościół Rzymski, mimo całego swojego ekumenizmu i podróżujących po świecie papieży, nadal zaprzecza własnemu ślubowi ubóstwa.

Postmodernizm wyzwolił pisarzy i czytelników z tyranii oryginalności. Skoro wszystko już było, można wrócić do tego, co już napisane, przekształcając, cytując, ironizując. I okazało się, że czytelnikom sprawia to przyjemność. Jednym, że w Wilhelmie i Adsie odnajdą Sherlocka Holmesa i doktora Watsona; drugim, że tytuł powieści odkryją w wersie poematu „De contemptu mundi” Bernarda z Morlay („Wczorajsza róża istnieje tylko z imienia, imiona tylko puste zostały”); a jeszcze inni doznają uciechy, dowiadując się, że bluźniercza parodia Biblii ze snu Adsa to w istocie wczesnośredniowieczne dzieło anonimowego mnicha pt. „Uczta Cypriana”. Ale główny dialog tej książki nie toczy się między ludźmi a książkami, między książkami a książkami, i tylko poprzez te ostatnie, mężczyźni z mężczyznami. Bohaterowie noszą w sobie iskierkę przedliterackiego świata, w którym idee jeszcze się nie narodziły mając przed sobą bezpośredni kontakt z rzeczywistością, z której te idee powstaną. William pozbawia Adso złudzeń co do tej koncepcji, a Adso przyznaje się do kłamstwa: „Dotychczas myślałem, że wszelka księga mówi o rzeczach, ludzkich albo Boskich, które są poza księgami. Teraz zdałem sobie sprawę, że nierzadko księgi mówią o księgach albo jakby ze sobą rozmawiają. W świetle tej refleksji biblioteka wydała mi się jeszcze bardziej niepokojąca. Była więc miejscem długiego i wiekowego szeptania, niedostrzegalnego dialogu między pergaminami, czymś żywym, schronieniem sił, których ludzki umysł nie mógł opanować, skarbcem tajemnic pochodzących z mnóstwa umysłów i żyjących po śmierci tych, którzy je wytworzyli albo uczynili się ich pośrednikami”. Sam plan biblioteki jako labirynt, który odwzorowuje mapę świata lub naszego umysłu symbolizuje meandry poznania. Wystarczy napomknąć, że śmiech i komedia przechodzą od diabolicznego do humanistycznego postrzegania rzeczywistości, a sam tytuł książki jest także grą słów. Prawdziwe śledztwo opiera się na fałszywym schemacie, ponieważ popełniane morderstwa mają na celu ukrycia komedii napisanej przez Arystotelesa. Sukces śledztwa jest jednak powierzchowny. Przeciwnikowi Wilhelma, Jorgemu z Burgos udaje się zniszczyć księgę, która mogła podważyć strukturę wszelkiej świętości. William oskarża Jorgego o to, że jest szatanem: „Diabeł nie jest zasadą materii, diabeł to zuchwałość ducha, to wiara bez uśmiechu, to prawda, której nigdy nie ogarnia zwątpienie”.

Lektura „Imienia róży” jako powieści współczesnej jest możliwa, ponieważ Eco połączył w niej ogień i wodę, czyli „średniowiecze” z „oświeceniem”, konfrontując ze sobą nie tyle epoki, ile dwa trwałe sposoby korzystania przez człowieka z rozumu i wiedzy. Oba szukają prawdy, ale pierwszy uznaje, że już ją znalazł, i teraz skupia się na zmuszaniu innych do uznania jej za swoją i jedyną. Drugi nie wierzy w prawdę ostateczną, zadowala się więc pracą wprowadzania możliwie największej racjonalności w ludzki świat, tak aby był on wyzbyty przemocy, nietolerancji i niesprawiedliwości. W powieści ten drugi ponosi porażkę, podobną do tej, jaka zagraża nam dziś. Klęska rozumu otwartego nie polega wyłącznie na triumfie dogmatu, manipulacji i czystej przemocy. Porażkę przygotowuje pycha oświeconego rozumu, który w zaślepieniu nie dostrzega ludzkiej niezdolności do życia w ciągłym poszukiwaniu i poznawczym niepokoju. Ale tu, w środku impasu, Eco proponuje rozumowi trzecie wyjście, które symbolizuje najważniejszy przedmiot pragnień powieściowych bohaterów – mityczna druga księga „Poetyki” Arystotelesa poświęcona komedii. Śmiech bowiem i jego funkcja demaskowania obu rozumów to jeszcze jeden wielki temat „Imienia róży”. Człowiek, który się śmieje, nie boi się. Człowiek rozumny, który śmieje się z siebie, jest mędrcem. Prawda śmiejąca się z siebie – oto mądrość ostatnich stron tej powieści wypowiedziana przez Mistrza tuż przed rozstaniem się z uczniem: „Być może zadaniem tego, kto miłuje ludzi, jest wzbudzanie śmiechu z prawdy, wzbudzanie śmiechu prawdy, gdyż jedyną prawdą jest zdobyć wiedzę, jak wyzwalać się z niezdrowej namiętności do prawdy”.

            Książka „Imię Róży” pokazuje czytelnikowi, że rzeczywistość, z wyjątkiem wizji, jest już niedostępna; że liczy się tylko wizja; że nie wszystkie prawdy są dla wszystkich ludzi: „Gdyż nie wszystkie prawdy są dla wszystkich uszu, nie wszystkie kłamstwa mogą być rozpoznane jako kłamstwa przez duszę pobożną (…)”. Dlatego Wilhelm przegląda zatrute strony księgi w rękawiczce. Jest to symbol tego, że jeżeli nie jesteśmy przygotowani do odkrywania prawd, to te prawdy mogą nam zaszkodzić. Natomiast Stanisław Lem w eseju filozoficznym Literatura w świetle empirii (1988 r.) napisał: „Każda powieść prawdziwa w głębokim sensie jest powie­ścią o czasie, w którym ją napisano, a nie o czasie, w który została skie­rowana autorską decyzją”. Odkryciem samego Eco, bo korzysta on (i nie kryje tego) z freudowskich i późniejszych tra­dycji psychoanalitycznych, ale robi to niezwykle sugestywnie i dyskretnie zarazem, nie nazywając często rzeczy po imieniu, równocześnie jednak tak, iż czytelnik nie ma najmniejszych wątpliwości, że ma tu do czynienia z jakże zręcznie przez bohaterów utworu zakamuflowanymi sublimacjami „nieczystych popędów” – skrywanych pod postacią aktów strzelistych wia­ry niektórych postaci, obok opisów rzeczywistych zdrożności grzesznych żądz, jakimi np. karmi młodego bohatera i narra­tora powieści Eco, stary mnich Ubertino, przy okazji kładąc mu rękę na kolanie, to na karku i czule przyciągając do siebie. A czy Umberto Eco nie przestrzega nas współczesnych przed fanatyczną potrzebą odkrywania prawdy za wszelką cenę, przecież jakby Wilhelm z Baskerville wycofałby się z poszukiwania drugiego dzieła Arystotelesa, to nie spaliła by się największa biblioteka ówczesnego świata chrześcijańskiego. „Zachowałem się jak człek uparty, idąc za pozorem ładu, kiedy powinienem był wiedzieć, iż nie ma ładu we wszechświecie” – powiada na końcu książki Wilhelm z Baskerville.

„Ponieważ jest to historia ksiąg, nie zaś codziennych spraw, jej lektura może skłonić do powtórzenia za wielkim naśladowcą z Kempis: «In omnibus requiem qaesivi, et nusquam inveni nisi in angulo cum libro»”. (Wszędzie szukałem spokoju i nigdzie nie znalazłem, jak tylko w kąciku z książką).

 

 

 

 

 


[1] „Filozofuj” - 7 marca 2019, Natasza Szutta: „Czy Jorge słusznie obawiał się Arystotelesowskiej nauki o śmiechu?”. (7 marca 2019)

 

01 lutego 2025

Cmentarz w Pradze

 

„Cmentarz w Pradze”

Umberto Eco

Autor/ Umberto Eco urodził się 5 stycznia 1932 roku w Alessandrii w Piemoncie. Ukończył studia filozoficzne na uniwersytecie w Turynie. Tematem jego pracy magisterskiej była twórczość Tomasza z Akwinu. Do końca życia pozostał wierny mediewistycznym zainteresowaniom z młodości. W średniowieczu widział korzenie europejskiej cywilizacji, dostrzegalne jeszcze we współczesnych czasach. Na przełomie lat 50. i 60. zaczął wykładać na włoskich uniwersytetach. Zajął się badaniami nad semiologią, czyli nauką o znakach i przekazywaniu treści, które kontynuował przez następne lata. Połączenie kultury popularnej i wysokiej stało się znakiem rozpoznawczym Umberto Eco. W trakcie pracy na Uniwersytecie Bolońskim prowadził zajęcia z teorii mediów i komunikacji. Potrafił łączyć historię filozofii z komiksem, którego był znawcą. Uważam, że Eco przejdzie do historii przede wszystkim jako badacz kultury masowej. Jego krytyczny ogląd dawał świetne efekty. Zmarł w 2016 roku w Mediolanie.

Tłumaczenie/ Krzysztof Żaboklicki

Tytuł oryginału/ it Il cimitero di Praga

Tematyka/ Kto właściwie rządzi światem? Kto stoi za wydarzeniami z pozoru przypadkowymi i teoretycznie mieszczącymi się w ramach zasad prawdopodobieństwa? Kto naprawdę decyduje o losach ludzkości? Podobne pytania można mnożyć właściwie bez ograniczeń: odkrywać spiski, ukryte związki, układy, zależności i grupy trzymające władzę, o których istnieniu wie jedynie wąskie grono wtajemniczonych. Albo wszyscy wiedzą. Można też zacząć z innej strony: skąd się bierze nienawiść? Jaka jest geneza fobii? Czy na przykład u podstaw antysemityzmu leżą jakieś fundamentalne przewinienia Żydów? A może samo zadanie takiego pytania jest w gruncie rzeczy przejawem antysemityzmu właśnie, bo zakłada istnienie powodu nienawiści, która jest całkowicie irracjonalna?

Główny motyw/ Akcja powieści rozpoczyna się w Turynie, gdzie Simonini przychodzi na świat i spędza samotne dzieciństwo głównie w towarzystwie dziadka, który nienawidzi Żydów. Po jego śmierci zostaje notariuszem, specjalizującym się w fałszowaniu dokumentów. Dość wcześnie nawiązuje współpracę z tajnymi służbami Królestwa Piemontu, w 1860 roku zostaje wydelegowany na Sycylię jako ich wysłannik, aby wziąć udział w Wyprawie Tysiąca Garibaldiego. W 1861 trafia do Paryża, gdzie również pracuje na rzecz tajnej policji. Nie śledzimy losów Simoniniego bezpośrednio, lecz dzięki retrospekcjom zawartym w dzienniku, który zaczął pisać w marcu 1897, starając się odpowiedzieć (sobie) na pytanie (o to,) kim właściwie jest. Narracja prowadzona jest z trzech perspektyw: samego Simoniniego, jego alter ego – księdza Dalla Piccoli, oraz Narratora zaglądającego im obu przez ramię i starającego się wyjaśnić przynajmniej najważniejsze wątki coraz bardziej zawikłanej opowieści.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Kogo kocham? Nie przypominam sobie w ogóle kochanych twarzy. Wiem, że kocham dobrą kuchnię. (…) Kogo nienawidzę? Żydów, chciałoby mi się powiedzieć”.

„Żydzi wychodzą z założenia, że dobro ma się urzeczywistniać tutaj, nie w życiu pozagrobowym”.

„Kto to powiedział, że nadużywali [Niemcy] dwóch najważniejszych europejskich narkotyków - alkoholu i chrześcijaństwa?”.

„Powtarzają [księża], że ich królestwo nie jest z tego świata, ale zgarniają, co się da”.

„(…) religia jest także kokainą narodów, ponieważ pchała i pcha do wojen, do rzezi niewiernych. Dotyczy, to chrześcijan, muzułmanów i innych bałwochwalców”.

„Ludzie nigdy nie czynią zła w tak szerokim zakresie i z takim zapałem jak wtedy, gdy robią to z przekonań religijnych”.

Odi ergo sum - nienawidzę, więc jestem”.

„Boga znała tylko stąd, że wokół niej bezustannie Go przeklinano”.

„Pomijając jednak przyjemność czerpaną z kawy i czekolady, dużą satysfakcję sprawiało mi to, że występowałem jako ktoś inny”.

„(…) nikt nie myśli, że jego niepowodzenia mogą być spowodowane własną miernotą, musi znaleźć winnego”.

„Ludzie wierzą jedynie w to, co już wiedzą, i na tym polega piękno Uniwersalnej Formuły Spisku”.

„(…) fanatycy to najgorsza hołota, bo przez nich, upajających się mętnymi hasłami, wybuchają wojny i rewolucje”.

„Proroctwo było więc tym bardziej wstrząsające, że kiedy książka trafiła do czytelników, zmieniło się już w rzeczywistość”.

„Są tacy ludzie: zamiast dziękować losowi, że pozwala im się cieszyć wyśmienitymi sorbetami i towarzystwem pięknych dam, pragną, aby kolejne kule dziurawiły im płaszcze”.

„Wojna to najbardziej skuteczne i najbardziej naturalne rozwiązanie, jakiego można zapragnąć, jeśli chce się ograniczyć wzrost liczby ludzkich istot”.

„Te damy kameliowe hołdują następującej zasadzie: nie wolno mieć serca, ani wrażliwości, ani wdzięczności, trzeba tylko umieć wykorzystać impotentów, którzy płacą im wyłącznie za to, że wystawiają je na pokaz w swojej loży w Operze. Cóż to za wstrętna płeć!”.

„Niech pan wie, że kontrolować sektę wywrotową można tylko w jeden sposób: stając na jej czele lub przynajmniej mając na swej liście płac głównych przywódców”.

„Nie wykrywa się machinacji wrogów państwa jedynie dzięki pomocy bożej Opatrzności”.

„Upatrywanie w sobie niezbędnego elementu porządku wszechświata jest dla nas, ludzi oczytanych, tym, czym dla analfabetów jest przesąd. Nie zmienia się świata za pomocą idei”.

„Czy można nazwać głupcem tego, kto należycie dba o swoje interesy? Głupcem jestem ja, który chciałem walczyć z wiatrakami”.

„Więzienia są i po to, aby porządni ludzie, nie narażając się na ryzyko, mogli pójść do restauracji”.

„Powiedział mi pan kiedyś, że na dziesięciu członków tajnego stowarzyszenia trzech to nasi szpiedzy, sześciu to głupcy, a jeden to człowiek niebezpieczny”.

„Zacni ludzie, ale czy można brać serio proroka głoszącego, że w odrodzonym świecie oceany wypełni lemoniada, w Warszawie wyrosną pomarańcze, ludzie będą mieli ogony, a kazirodztwo i homoseksualizm zostaną uznane za najbardziej naturalne skłonności człowieka?”.

„Po co pisać książkę i narażać się na więzienie, skoro ci, którzy książki czytają, są i tak z natury republikanami, a zwolennicy dyktatora to niepiśmienni chłopi, którym przyznano prawo wyborcze z bożej łaski?”.

„To [Biblia] historia kazirodztw, rzezi i okrutnych wojen; zwycięża się tam tylko zdradą i oszustwem, królowie każą mordować mężów, żeby zawładnąć ich żonami, a kobiety uchodzące za święte kładą się w łożach nieprzyjacielskich wodzów, żeby potem ucinać im głowy”.

„Żeby kogoś nienawidzić, nie potrzeba wcale mówić jego językiem”.

„Złoto to pierwsza potęga na tym świecie, drugą jest prasa”.

„Zawsze tak jest – jeśli ci się nie powiedzie, szukasz kogoś, aby oskarżyć go, usprawiedliwić własne niedołęstwo”.

„Ludzi cechuje przede wszystkim to, że gotowi są we wszystko uwierzyć. No bo czyż Kościół przetrwałby prawie dwa tysiące lat, gdyby nie powszechna łatwowierność?”.

„W gruncie rzeczy księży stworzono z myślą o tym, aby ludzie się nawracali i wyznawali im swoją mętną przeszłość”.

„Mistyczka to histeryczka, która zetknęła się ze spowiednikiem, nie lekarzem”.

„Kapitalizm z własnych trzewi rodzi swojego grabarza – proletariat (…)”.

„Ktoś powiedział, że patriotyzm to ostatnie schronienie łajdaków; ludzie bez zasad moralnych owijają się zwykle sztandarem, a bękarty powołują się zawsze na czystość swej rasy”.

„Nie kocha się kogoś przez całe życie, to nadzieja niemożliwa do spełnienia, rodzą się z niej cudzołóstwa, matkobójstwo, zdrada przyjaciół…”.

„Aryjczykiem rządzi miłość do transcendencji, to syn ideału. Bóg chrześcijan jest wysoko na niebie, bóg Żydów ukazuje się czasem na jakiejś górze, czasem w jakimś krzaku, nigdy wyżej”.

„Ktoś powiedział zresztą, że wszyscy rewolucjoniści stają się z wiekiem obrońcami tronu i ołtarza”.

„Cmentarz w Pradze” Umberto Eco to powieść, która z niezwykłą precyzją i głębią analizuje mechanizmy tworzenia i rozpowszechniania spiskowych teorii. Główny bohater, kapitan Simonini, jest cynicznym fałszerzem dokumentów i manipulantem, który wykorzystuje swoją przebiegłość, by wspierać podejrzane interesy elit. Jego działalność, pełna intryg, szantaży i fałszu, stanowi metaforę dla współczesnych zjawisk, takich jak dezinformacja i manipulacja opinią publiczną. Rebecca Newberger Goldstein określiła Simoniniego jako „konspiracyjną pszczołę, która zapyla krzyżowo, pełną żądła, bez miodu” („The New York Times” 18 listopad 2011), co trafnie oddaje destrukcyjny charakter jego działań. Eco celowo uczynił go postacią odpychającą, tworząc jednego z najbardziej cynicznych bohaterów w historii literatury. Jednym z największych atutów powieści jest jej osadzenie w realiach historycznych. Poza głównym bohaterem, wszystkie inne postacie i wydarzenia mają oparcie w rzeczywistości. W ten sposób Eco splata fikcję z prawdą, kreśląc panoramiczny obraz XIX wieku – czasu wzrostu antysemityzmu, rozkwitu masonerii i geopolitycznych spisków. Powieść staje się więc nie tylko literackim arcydziełem, lecz także komentarzem do historii i współczesności. W dobie Internetu i mediów społecznościowych książka Eco pozostaje niezwykle aktualna. Szybkie rozprzestrzenianie się teorii spiskowych oraz ich rosnąca akceptacja przez społeczeństwo sprawiają, że lektura „Cmentarza w Pradze” skłania do refleksji nad rolą fałszu i manipulacji w kształtowaniu światopoglądu. Eco pokazuje, że choć czasy się zmieniają, mechanizmy tworzenia dezinformacji pozostają niezmienne.

Umberto Eco oparł książkę na przekonaniu, że wszystko, co się nam przydarza, jest wynikiem działania tajemniczych sił. „Protokoły mędrców Syjonu”, o których pisze w „Cmentarzu w Pradze”, zaliczają się właśnie do teorii paranoicznych. A tych zwykle używają dyktatury, żeby usprawiedliwić własne niepowodzenia. „Protokoły...” mówią o światowym spisku Żydów, a zostały napisane prawdopodobnie na zamówienie carskiej Ochrany[1]. Specjalnie po to, żeby szerzyć antysemityzm i odwrócić uwagę poddanych od nieprawości caratu. Po przeczytaniu książki czytelnik może się poczuć trochę uspokojony - teraz wie wreszcie, kto stoi za wszystkimi tajemniczymi aferami XIX wieku. Główny bohater macza palce w aferze Dreyfusa i jest odpowiedzialny za niewyjaśnione do dziś zatopienie parowca „Herkules”, na którym zginął poeta Ippolito Nievo i księgi rachunkowe wyprawy Garibaldiego na Sycylię. Dlaczego autor wybrał właśnie XIX wiek? Po pierwsze, bo wtedy powstały „Protokoły mędrców Syjonu”, ale też zdarzyło się coś nowego, jeśli chodzi o antysemityzm. Aż do rewolucji francuskiej był on teologiczny, Żydów oskarżano o zabicie Chrystusa. Żyli w gettach, przez które od czasu do czasu przetaczały się krucjaty, paląc, mordując i zabierając Żydom trochę złota. Ale nikt ich nie oskarżał, że chcą rządzić światem. Po rewolucji francuskiej Żydzi emancypują się, niektórzy asymilują, stają się częścią społeczeństwa. Zostają adwokatami, uczonymi, ale też bankierami. Reakcją jest laicki antysemityzm, który pozwolił stworzyć teorię uniwersalnego żydowskiego spisku, mającego na celu zawładnięcie światem. To nie był zresztą tylko jakiś obskurantyzm. Eco pisząc „Cmentarz w Pradze”, odkrywa przed czytelnikiem cały nurt antysemityzmu socjalistycznego, który identyfikował Żyda z kapitalistą, z „Rotszyldem”. Jego przedstawicielem jest jeden z bohaterów książki, francuski pisarz Alphonse Toussenel. W tym samym czasie, gdy ukazywała się powieść, włoski uczony Michele Battini opublikował pracę zatytułowaną „Socjalizm imbecyli”. To wyrażenie autorstwa, zdaje się, Gramsciego dotyczy właśnie socjalistycznego antysemityzmu.

Bohater książki „Cmentarz w Pradze” Simone Simonini – turyńczyk, syn karbonariusza, z zawodu notariusz, do tego żarłok, choleryk i mizogin (oprócz tego, że impotent) przemyka przez Europę na żołdzie kolejnych tajnych służb, przyznając się w swoich wspomnieniach do osobistej odpowiedzialności za oszczerstwa, które sprowokowały większość kryzysów politycznych XIX wieku. Odbywa praktykę podczas kampanii włoskiej na rzecz wyzwolenia spod panowania austriackiego. Oficjalnie dołącza do powieściopisarza Aleksandra Dumasa, aby mieć wpływ na biografię Garibaldiego. Potajemnie niszczy patriotyczny mit legendarnego przywódcy pisząc: „Wszyscy szaleją tutaj za karłem na krzywych nogach”. Porzucając Sycylię i przenosząc się do Paryża, wszczynał zamieszki podczas Komuny Paryskiej, a następnie sporządził obciążający dokument, w wyniku którego Dreyfus został skazany za zdradę. Wycieczki poboczne łączą go z tureckim oszustem Osmanem Beyem i Romanowami w ich wysiłkach na rzecz stłumienia nihilistów zrzucających bomby. Wszyscy klienci i ofiary Simoniniego są prawdziwymi postaciami historycznymi, co pozwala Eco sugerować, że historia jest tkanką fikcji, nie opowieścią opowiedzianą przez idiotę, ale tekstem zręcznie poskładanym przez samozwańcze autorytety, którym nigdy nie należy ufać. Simonini parał się również satanizmem, co pozwoliło mu oszukać także mistyfikatora Leo Taxila, który w 1897 roku wystawił perwersyjną i seksualnie rażącą czarną mszę, aby wyśmiać masonerię i Kościół katolicki. Jego największym dziełem, który przetrwał do czasów współczesnych, jest gotycka fantazja o nocnym zgromadzeniu rabinów, którzy zbierają się na cmentarzu w gettcie praskim, wśród przewróconych do góry nogami nagrobków, które mogłyby być stronami chaotycznej, rozpadającej się księgi, aby pomścić upokorzenia swojej rasy, planując żydowski zamach stanu, dzięki któremu nastąpi przejęcie władzy finansowej i politycznej. Opracowując ich szalone plany, Simonini, szalony antysemita, szkicuje osławione „Protokoły Mędrców Syjonu”, które dla Hitlera stały się biblią antysemityzmu.  


„Nie ma sensu szukać wroga, bo ja wiem, wśród Mongołów czy Tatarów, jak czynili to dawni autokraci” – tłumaczy Simoniniemu carski agent Raczkowski. „Wróg, by mógł być rozpoznawalny, by budził postrach, musi żyć z nami pod jednym dachem, ewentualnie u progu domu. Oto dlaczego Żydzi. Opatrzność nam ich dała, więc używajmy ich, na Boga, módlmy się, by zawsze był jakiś Żyd, którego można się bać albo nienawidzić. Potrzebny jest wróg, by dać narodowi nadzieję”. Czegóż to nie wygaduje Raczkowski! „Tożsamość opiera się na nienawiści do tego, kto jest inny. Należy kultywować nienawiść jako obywatelską pasję. Wróg przyjacielem narodów. Potrzebny jest ktoś, kogo można by nienawidzić, żeby móc usprawiedliwić własną nędzę. Nienawiść to prawdziwa pierwotna pasja. Nienawiść rozgrzewa serce”. Wreszcie: „Odi, ergo sum”.

Simonini jest wyznawcą podobnej ideologii. Dlatego pomiędzy sprzedażą hostii satanistom a innymi niegodziwościami, oddaje się z pietyzmem dziełu życia – falsyfikatowi, który poruszy posadami świata. A na pewno pozwoli mu zniszczyć znienawidzonego wroga. Mowa o „Protokołach Mędrców Syjonu”, dokumentujących rzekome spotkanie rabinów z całej Europy na praskim cmentarzu. Podczas tego tajnego zlotu mędrcy wymieniają informacje na temat postępów w globalnym spisku. Cel: uzyskanie dominacji nad światem. Eco ostrzegał, że antysemityzm wciąż się odradza. Że to rodzaj głębokiego zepsucia, jak pedofilia. Choroba umysłowa tych, którzy potrzebują konfliktów, muszą obwiniać innych – z powodu tchórzostwa albo małości. „Do tego ludzie mylą Żydów z Izraelem”. „Secolo d’Italia” uznał „Cmentarz w Pradze” za powieść o władzy, potrzebie kontrolowania, o „atawistycznej i mało szlachetnej potrzebie znalezienia kozła ofiarnego”. „Il Messaggero” – o tym, jak nikczemne gierki prowadzą do masowych prześladowań. „Il Foglio” recenzując powieść rozważa kwestię relatywizmu moralnego, względności prawdy. A „Corriere della Sera” traktuje lekturę jako „trening w dekodyfikacji oszustw współczesnego świata”. Eco nie ukrywa, że chciał pokazać, jakimi kanałami płynie informacja, jak działają środki przekazu, jakie są mechanizmy tworzenia faktów. Opieranie się na niewiarygodnych źródłach, usuwanie dowodów, nieustanne tasowanie kart, podsycanie podejrzeń, pogłoski, insynuacje, operacje stolikowe... Wszystko po to, by „zasypać czytelnika kolosalnymi bredniami i oderwać jego uwagę od prawdziwych wydarzeń”.

Drugą postacią jest Diana, dziewczyna, wobec której Simonini odczuwa niezręczną mieszankę podziwu i odrazy – zabieg narracyjny mający na celu jego dehumanizację. Kolejną kluczową postacią jest ksiądz Dalla Piccola, osoba, z którą Simonini początkowo wydaje się dzielić dom, choć w rzeczywistości łączy ich znacznie bardziej skomplikowana relacja. W trakcie historii śledzimy dążenie Simoniniego do realizacji ostatecznego celu – zgromadzenia ogromnego majątku i przejścia na emeryturę. Kluczowym elementem tego planu jest jego magnum opus – mieszanka czystych fikcji i plotek, które scala w rzekomy opis syjonistycznego spisku rozgrywającego się na cmentarzu w Pradze.

Jednocześnie Simonini cierpi na coś, co przypomina przedłużające się zaniki pamięci, lecz w rzeczywistości jest to zaburzenie osobowości mnogiej, w którym drugą tożsamością jest ojciec Dalla Piccola. Simonini podejmuje ogromne wysiłki, by rozjaśnić mroki swojej pamięci i odkryć tożsamość księdza, z którym nigdy nie udaje mu się spotkać, mimo ciągłej korespondencji. „Wydaje się bowiem, że Dalla Piccola budzi się tylko wtedy, gdy Simonini potrzebuje głosu sumienia, który wypomina mu dywagacje i przywołuje do rzeczywistości; co do całej reszty, ksiądz jakby niczego nie pamiętał”. Dalla Piccola niepokoi Simoniniego opowieściami o morderstwie sprzed 25 lat oraz o innych okrucieństwach, które po nim nastąpiły. Przerażenie związane z rzekomą wspólną przeszłością wydaje się blokować pamięć obu postaci, co próbują przezwyciężyć, spisując swoje wspomnienia. Jak zauważa Jacques Derrida – jeden z najważniejszych i najbardziej wpływowych filozofów drugiej połowy XX wieku – śmierć jest niezbędnym warunkiem pełnego zawłaszczenia „innego”. Akt żałoby, według niego, jest jedynie narcyzową raną, rozmową z samym sobą. Gdy zagadka śmierci księdza Piccola zostaje rozwiązana, Simonini odzyskuje wewnętrzną całość. W oczach czytelnika Simonini staje się ucieleśnieniem niewyobrażalnego „innego”. Przedstawiony jako postać jednoznacznie odrażająca – pozbawiona człowieczeństwa, emocji, bezpłciowa, a jednocześnie żarłoczna i hedonistyczna – podkreśla swoją „inność” poprzez autocharakterystykę opartą na obiektach swojej nienawiści. W jego wypowiedziach obsesyjnie powraca motyw nienawiści: Niemcy są wyśmiewani za swoje funkcje fizjologiczne, a Żydzi oskarżani o rozwiązłość. Te obiekty nienawiści stają się nieodłącznymi składnikami jego tożsamości. Na ironię zakrawa fakt, że do pisania pamiętnika zachęca Simoniniego pewien pochodzący z Austrii Żyd, niejaki doktor Sigmund Froïde, poznany w paryskiej restauracji. Ich losy splatają się, ponieważ doktorowi kończy się zapas kokainy, którą Simonini potrafi załatwić… Pisanie ma być ekwiwalentem talking cure – drogą do przypomnienia sobie również tych przeżyć, które zostały zepchnięte w najbardziej mroczne zakamarki podświadomości. Problem Simoniniego polega nie tylko na częściowej utracie pamięci, ale przede wszystkim na rozdwojeniu jaźni. Każde ego ma swoje oddzielne wspomnienia, które czasem się uzupełniają, choć nie do końca, nakłada się bowiem na to odmienność indywidualnych perspektyw, ról społecznych, losów, przekonań. Dziennik Simoniniego/Dalli Piccoli zaczyna być prowadzony w momencie, kiedy stan splątania ostatecznie uniemożliwia bohaterowi ustalenie, kim naprawdę jest.

Książka Umberto Eco „Cmentarz w Pradze” wyróżnia się niezwykłą znajomością zmiennego ducha i zawiłych meandrów europejskiej historii, daje nam wyjątkowo głęboki wgląd w genealogię przyprawiającego o paranoję widma konspiracji, zawsze krążącego tuż pod powierzchnią świadomości, nawet podczas drzemki, a co dopiero gdy, jak teraz, jest rozbudzone. Oto jak Eco, ustami Simininiego, podsumowując korzyści płynące z konspiracyjnego światopoglądu, tłumacząc jego przydatność oraz przyczyny szerokiego oddźwięku: „Wiedziałem dobrze, że wiele osób obawia się spisku jakiegoś ukrytego wroga: dziadek – Żydów, jezuici – masonów, mój ojciec garybaldczyk – jezuitów, królowie z połowy Europy – karbonariuszy, moi towarzysze spod znaku Mazziniego – króla podżeganego przez księży, policja z połowy świata – iluminatów bawarskich, i tak dalej, kto wie, ilu jeszcze jest na ziemi ludzi, którzy sądzą, że zagraża im jakaś konspiracja. Oto więc forma dająca się wypełnić treścią według uznania, dla każdego jego spisek”.

W wykładzie wygłoszonym na Uniwersytecie Bolońskim z okazji inauguracji roku akademickiego 1994/1995 i oryginalnie opublikowanym w zbiorze esejów omawiających rolę prawdy i fałszu w historii (fałszu, który – jak czytamy – „niekoniecznie pod postacią kłamstwa, lecz z pewnością pod postacią błędu” stało się „motorem wielu wydarzeń historycznych”, choć czasem wychodziło to na lepsze, czasem na gorsze) – na podstawie wyjątkowo erudycyjnych badań rozległego wpływu opowieści o tajnych zmowach i spiskach (z reguły wrogich), które zakulisowo kierowały biegiem historii, a więc również losem ich „autorów” (to znaczy autorów w zmowie z aktorami) – Umberto Eco stwierdza: „Na temat mitu tajnych stowarzyszeń i faktu, że istnieli Nieznani Zwierzchnicy, kierujący losem świata, dyskutowano jeszcze przed rewolucją francuską”. Owa mityczna wersja historii, ogólnie rzecz biorąc była, była „zbyt fascynująca, aby z niej zrezygnować”. „Każdy z tych tekstów miał jedną zaletę: z punktu widzenia narracji wydawał się bardziej prawdopodobny od codziennej lub historycznej rzeczywistości, która jest o wiele bardziej złożona i niewiarygodna: wydawał się wyjaśniać wyczerpująco coś, co w przeciwnym razie pozostało trudne do zrozumienia”.

Zygmunt Bauman w książce „Retrotopia”[2] wyjaśnia: „Narrator <<Cmentarza w Pradze>> żyje, myśli i działa w XIX wieku, ale Umberto Eco, który go tam umieścił, przekomponował mu życie, myśli i czyny z perspektywy, jaką daje XXI wiek. Nie będąc bynajmniej tylko aberracją myślową niewielkiej, marginalnej grupy szaleńców, konspiracyjna teoria dziejów wraz z rzekomym mechanizmem pociągania za sznurki światowych aktorów naszych własnych czasów stopniowo przenika do centrum debaty publicznej i zainteresowania opinii publicznej, która karmi się nią i z niej czerpie inspirację; w coraz większej liczbie krajów (nawet tych, które do niedawna zdawały się na tego bakcyla uodpornionej popularności owej teorii rośnie złowieszczo w szybkim tempie, zdobywając coraz to nowych zwolenników, coraz częściej pojawiających się w przemowach polityków i w programach środków masowego przekazu, jak również zajmując coraz większe połacie tak zwanych portali społecznościowych”.

Przypatrując się z bliska współczesnej infosferze – zwłaszcza wirom i prądom w mediach społecznościowych, ze szczególnym uwzględnieniem platformy X – można odnieść wrażenie, że panuje tam niebywały chaos. Pseudonaukowe wrzutki o drastycznych (a co najważniejsze: zamierzonych) skutkach szczepień na COVID-19 sąsiadują z rzekomymi przeciekami z Pentagonu, z których płyną wnioski jednoznaczne: amerykański rząd od dawna współpracuje z kosmitami. Publikacje sygnowane jako „niezależne dziennikarstwo śledcze” przedstawiają „dowody”, że akty bestialskiej przemocy dokonywane 7 października 2023 r. na Izraelczykach przez bojowników Hamasu były dziełem armii izraelskiej. Dwa wpisy dalej zaś równie „niezależne” źródła „potwierdzają”, że Władimir Putin od początku miał rację – Ukrainą rządzą neonaziści. Zdaniem Karla Poppera teorie spiskowe zaczęły się od Homera, bo wszystko, co się działo w Troi, zostało uknute wcześniej przez bogów na Olimpie. „Cmentarz w Pradze" jest opowieścią o monstrualnym fałszerstwie, którego konsekwencje okazują się dla świata po prostu tragiczne.

 

 

 


[1] Ochrana - tajna policja carska działająca w Imperium Rosyjskim, utworzona po zabójstwie cara Aleksandra II, na mocy ukazu cara Aleksandra III z 14 sierpnia 1881, w miejsce istniejącego do 1880 roku III Oddziału Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości. Zlikwidowana w czasie rewolucji lutowej w 1917. Następczą strukturą stworzoną przez bolszewików była Czeka.

[2] „Retrotopia. Jak rządzi nami przeszłość?” - Zygmunt Bauman. Wydawnictwo Naukowe PWN (2018-03-01).