09 stycznia 2017

Akty miłości



„Akty miłości”

Elia Kazan




Autor/ właściwie Elia Kazanjoglous (ur. 7 września 1909, zm. 28 września 2003) – amerykański pisarz, reżyser filmowy i teatralny pochodzenia greckiego.

Tłumaczenie/ Jacek Manicki

Tematyka/ Zderzenie dwóch światów i kultur. Książka ukazuje fanatyzm w postrzeganiu własnego światopoglądu. Skostniały patriarchat oraz źle rozumianą obronę wyznawanych dogmatów. Tęsknotę za prawdziwą, zdrową rodziną.

Główny motyw/ Ethel rozpuszczona amerykańska dziewczyna próbuje uporządkować swoje życie, ale nie potrafi oprzeć się jego pokusom, aby temu zaradzić, wychodzi za mąż za Teddy’ego Greka z ortodoksyjnej rodziny.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Miłość jest na filmach”.

„Całe życie strawiłem na studiowaniu instrukcji obsługi, którą dołączyli do tego starego sukinsyna. Potrafię przewidzieć, co zrobi, kiedy on sam jeszcze tego nie wie”.

„Wszyscy Grecy zaczynają jako grzesznicy, a w miarę jak się starzeją, robią się coraz bardziej religijni i szukają w modlitwie wyjścia z każdego cholernego kryzysu”.

„Amerykańska dziewczyna dla przyjemności, grecka dziewczyna dla rodziny”.

„…tylko bardzo bogaci i bardzo biedni mają to idealistyczne podejście do pieniędzy. Żebracy i miliarderzy”.

„Większości rzeczy, które musimy w życiu robić, nie chcemy robić”.

„Przyszłam na świat bez instrukcji obsługi”.

„…pochwała z ust kobiety jest najsilniejszym afrodyzjakiem”.

„…miłość i seks to dwie różne sprawy”.

„… większość kobiet wychodzi za mąż z pobudek materialnych, a większość mężczyzn żeni się dla wygody seksualnej i oboje pozostają w związku małżeńskim, chociaż wygasło już wzajemne zainteresowanie, bo boją się samotności…”.

„…gorsze od samotności jest życie w ubóstwie”.





                      Dobór partnerski może mieć istotny wpływ na trwałość związku i ilość problemów w nim występujących. Oczywiste jest, że małżeństwa jednokulturowe nie zawsze są udane. Zgodność poglądów religijnych i wychowanie w tej samej kulturze nie jest czynnikiem zapewniającym trwałość małżeństwa. Jak mówi Edward Rosset „wiara w zbawienną moc endogamii jest produktem konserwatyzmu myślowego, stanowiącego relikt przeszłości. (…) Endogamia sama przez się nie uwalnia małżeństwa od niezgodności poglądów, egzogamia natomiast otwiera przed małżonkami perspektywę integracji różnych obyczajów i różnych tradycji, co może uczynić życie bardziej interesującym i emocjonalnie bogatszym”. Ale nie zawsze tak bywa.
               
                      Dla każdego z nas rodzina pozostaje przez całe życie podstawowym układem odniesienia. Więzy łączące rodzinę należą do najsilniejszych i najbardziej charakterystycznych zjawisk decydujących o tym, kim tak naprawdę jesteśmy. Rodzina to nie prosta suma jej członków, mechaniczne dodanie matki z ojcem, dzieci z dziadkami, brata i siostry, czy innych osób zamieszkujących pod wspólnym dachem. Rodzina to coś znacznie więcej – to właśnie więzi, jakie łączą wszystkich ze sobą. One nadają tej wspólnocie niepowtarzalny kształt, charakter, klimat oraz atmosferę, rodzaj unikatowego swoistego smaku. Tak jak chleb, – o czym pisze w jednej z książek znana terapeutka rodzinna Virginia Satir – nie przypomina sumy składników, z których się składa, tj. wody, mąki, soli, drożdży itd., tak rodzina nie składa się tylko z poszczególnych osób i ról, jakie one pełnią. Chleb to zupełnie inna, jakość, niebędąca przecież oczywistym wynikiem bezwiednego i mechanicznego połączenia ze sobą wielu elementów. Tym, co tak naprawdę spaja ostatecznie pachnący bochen jest ciepło piekarniczego pieca, tak jak ciepło wzajemnych relacji łączy rodzinę w jedną niepowtarzalną całość. Związki miłości, czułości, troski, opieki i pomocy, ale też obowiązku i odpowiedzialności.
             
                         Elia Kazan w książce „Akty miłości” wykreował postać młodej amerykańskiej dziewczyny Ethel wychowywanej przez bogatą rodzinę. Bohaterka w wieku pięciu lat dowiedziała się, że jest adoptowana. Jej ojciec, doktor Ed Laffey, był pryncypialnym profesjonalistą, chirurgiem. Od matki inwalidki nie można było oczekiwać żadnego wsparcia. Doktor Laffey prowadził swój dom jak sanatorium z jedną jedyną pacjentką. Swoim domem i czterema akrami terenu na szczycie wzgórza zarządzał pedantycznie. Każdego ranka przy śniadaniu sporządzał menu na kolację, wyszczególniając, co należy wyjąć z jego chłodni, co wyciąć bądź zerwać w ogrodzie warzywnym, co zaś kupić i gdzie. Ten zestaw instrukcji musiał dotrzeć do rąk Manuela i Carlity, meksykańskiego małżeństwa zajmującego się domem, zanim doktor wyjechał do pracy.
Doktor Ed Laffey, zadbany, pięćdziesięcioczteroletni, wysportowany mężczyzna, pysznił się swoim młodym wyglądem i miał do tego podstawy. „Flirtował” ze swoją adoptowaną córką kompensując sobie braki życia erotycznego, którego nie mógł doświadczać ze schorowaną żoną inwalidką. Ethel, jako czternastolatka sypiała z mężczyznami już na całego. W tym czasie poznała Erniego i przez pewien okres spotykała się z dwoma mężczyznami na raz, w tym ze swym korepetytorem, który starał się wypełnić braki w edukacji prześlicznej uczennicy. Z korepetytorem spotykała się wczesnym popołudniem, a z Erniem, kiedy wracał do domu z pracy na farmie stanowej. Diafragmy nie zmieniała; nazywała to „strącaniem dwóch ptaszków jednym kamieniem”. Mając piętnaście lat, planowała popełnić samobójstwo: „taka dziecinada z podcinaniem sobie żył”. W życiu Ethel powiał się też Izraelczyk Aaron, którego uważała za proroka żywiącego się świerszczami. Była gotowa jechać z nim do Izraela, żyć w kibucu, całować mezuzę, uczyć się języka. Jednak z tego planu zrezygnowała nie stawiając się na lotnisko na samolot do Tel Awiwu.
                     
                          Rozchwiane życie emocjonalne Ethel próbowała uspokajać na różne sposoby. Była kobietą nieposiadającą przyjaciół tylko kochanków. Jednak żadne sposoby zagłuszania pustki psychicznej nie przynosiły rezultatów. Kiedy spotkała Teddy’ego greckiego chłopaka, służącego w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych o konserwatywnych, czytelnych poglądach, zrozumiała, że to jest to, czego całe życie szukała. Tęsknota za prawdziwą, kochającą rodziną była na wyciągnięcie jej ręki. Ethel i Teddy zaręczyli się. Ale jak to w tradycji greckiej bywa, należy powiadomić ojca pana młodego, aby wyraził zgodę – zobaczywszy wcześniej wybrankę syna- na zawarcie związku małżeńskiego. Teddy dzwoni do ojca i zaprasza go na spotkanie w gronie rodzinnym, aby ustalić szczegóły wesela. I tu zaczyna się problem. Miało nastąpić wydarzenie. Ojciec Tedde’go Costa Avaliotos kontra ojciec Ethel doktor Ed Laffey.    
               
                          Costa Avaliotos tradycjonalista, były wyławiacz gąbki, to człowiek, który wierzy w to, co mówi. A mówi, co mu ślina na język przyniesie nie zwracając uwagi na to, że obraża uczucia innych ludzi. Na początek spotkania z amerykańską przyszłą synową Costa bez wzruszenia oznajmił: „Nie jestem staroświeckim typem Greka. Po pierwsze, gdyby zamiast mnie siedział tu mój ojciec, nie byłoby całej tej rozmowy. Powiedziałby od razu: >Amerykańska dziewczyna dla przyjemności, grecka dziewczyna dla rodziny<”. Coscie nie pasowało coś w figurze Ethel. Miała za chude nogi. Odpowiednia kandydatka na żonę Greka powinna być szeroka w biodrach, zanim jeszcze zajdzie w ciążę, ale piersiasta dopiero potem.


Pierwsze spotkanie „głów” rodzin od początku cechowała wspólna nieufność i pogarda. Pierwszy konflikt w rozmowie dotyczył, w jakim obrządku zostanie przeprowadzona ceremonia ślubna – katolickim czy prawosławnym. Costa Avaliotos twardo bronił swoich racji: „Dla mnie nie wszystko jest możliwe. Mamy rodzinę i swoje zwyczaje. Nie zmieniamy się, kiedy przyjeżdżamy do tego kraju. Nasi chłopcy biorą sobie za żony greckie dziewczyny, a nasze greckie dziewczyny wychodzą za mąż za greckich chłopców. Nie jestem człowiekiem staroświeckim. Rozumiem, że świat się zmienia. Ale w tej sprawie my się nie zmieniamy”. Z Costą nie można było nawiązać sensownej rozmowy. Każde inne pomysły pogodzenia zwyczajów obu rodzin nie przynosiły rozsądnego rozwiązania. Stary Grek obrażał wszystko i wszystkich, sztywno trzymał się swoich poglądów i nie uległ nawet presji sprowadzonego na rozmowę księdza. Czara zniewagi wylała się jednak po obraźliwych słowach Costy na temat Ethel, kiedy oznajmił: „Wiem, jaka ona jest. Nie jest czystą dziewczyną. Mam rację? (…). Słuchał ksiądz przynajmniej raz jej spowiedzi, i tak dalej. Niech ksiądz powie prawdę”. Jednak sama zainteresowana, Ethel była zachwycona swoim przyszłym nieuległym w poglądach teściem. Oznajmiła swemu ojcu oraz księdzu, że tak uwielbia Coste, że chętnie wyszłaby za mąż za obu, za Teddy’ego i za Coste razem. Wszyscy czuli się jak aktorzy grający w jednym z tych komediowych seriali telewizyjnych, w których fantastyczny, ale skądinąd sympatyczny ojciec ze starego świata, niepodatny na żadne argumenty wygrywa swym uporem z liberalnym amerykańskim światopoglądem. Po wszystkim stary Grek zdjął w eleganckiej restauracji z nogi buta, ze skarpetki wyciągnął zwitek pieniędzy i zapłacił kelnerowi za kolację.
             
                  Costa, jako głowa rodu sam stanowił prawo. Pierwszym było sprawienie, aby Ethel stała się prawdziwą „grecką kobietą”. Wiązało się to z umiejętnością gotowania greckich potraw, ubierania się w skromny ubiór i najważniejsze, aby na świecie pojawił się grecki wnuk.  Problem stanowił ten ostatni nakaz, ponieważ Ethel stosowała antykoncepcje oraz to, że od miesiąca mieszkała u teściów na Florydzie a mąż Teddy w bazie wojskowej w Kalifornii. Jak to w tak zwanych „związkach fajerwerkowych” bywa wystarczył miesiąc separacji, aby relacje emocjonalne między młodymi małżonkami wygasły. W tym czasie w życiu Teddy’ego pojawiła się Dolores sekretarka komandora, która umiliła czas młodemu Grekowi oraz ukoiła go w samotności. Natomiast Ethel lekceważąc prawa i obowiązki osoby rekrutowanej zostaje poszukiwana za dezercję przez Military Police.  
                      
                 Ethel nie radzi sobie z emocjami na tyle, że zmienia się w tak zwaną „notoryczną naprawiaczkę” swojego życia. Takich ludzi charakteryzuje ciągłe zmienianie miejsca zamieszkania, pracy oraz kochanków/kochanek. Aby pozbyć się przeszłości wyrzuca swoje ubrania i pali zdjęcia. W taki oto patologiczny a zarazem symboliczny sposób chce pozbyć się przeszłości. Nie przeżywa swoich emocji wewnątrz siebie, lecz kompulsywnie je uzewnęcznia. Na dodatek po długiej kilkumiesięcznej nieobecności Ethel przyjeżdża do domu teściów w ciąży. Od plotek na temat licznych kochanków i kto może być ojcem jej dziecka huczy cała grecka dzielnica. Costa nie może znieść szyderczych uśmieszków sąsiadów i znajomych. Postanawia być wykonawcą woli Boga, rozprawiając się sprawiedliwie z grzesznicą. I tu dochodzi do tragedii…
            
                          Cała historia Ethel przedstawiona na kartkach książki „Akty miłości” Kazana to jedno długie pasmo zdradzania samej siebie. Uleganie „autorytetom”: raz Marynarce Wojennej innym razem Coscie. Dylemat: święta czy ladacznica w istocie nie był dylematem. To były dwa sposoby radzenia sobie z tym samym deficytem, z tym samym zranieniem. Nie był to żaden wybór, choć może sprawiać wrażenie wyboru. W istocie święta i ladacznica były – psychologicznie rzecz biorąc – w identycznej sytuacji.

Prawdziwe rozwiązanie problemu polegałoby na tym, aby Ethel mogła dojrzale odzyskać swoje ciało, stać się podmiotem swojego życia i dzięki temu odzyskać własną tożsamość. Wówczas nie byłoby potrzeby stawania się ani świętą ani ladacznicą z rodzicielskiej klątwy. Pojawiłaby się możliwość realizowania całego zanegowanego potencjału kobiecości. Nie potrzebowałaby już aktów miłości, by dowieść sobie, że żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz