14 stycznia 2018

Odyseja


„Odyseja”


Barbara Kingsolver




Autorka/ 8 kwietnia 1955, Annapolis, Maryland, Stany Zjednoczone. Amerykańska pisarka, poetka i eseistka, z wykształcenia biolog. Zdobywczyni wielu nagród literackich, nominowana do Nagrody Pulitzera.

Tłumaczenie/ Małgorzata Małecka

Tematyka/ Czy jednak współczesny Odys z powieści Barbary Kingsolver dotrze do swojej Itaki? Najpierw musiałby ustalić, co nią jest. Ojczysty kraj, który początkowo przyjął go z otwartymi ramionami i zapewnił sukces wydawniczy, wkrótce się od niego odwróci. A skutki tego będą tragiczne. Jak się okazuje, nie każda podróż ma szczęśliwe zakończenie. Szczególnie, kiedy jest się „mieszańcem” z pogranicza dwóch światów, wychowanym w dwóch kulturach. Życie takich ludzi to wieczna odyseja. Tyle, że w porcie nie czekają na nich wierna żona i syn. Bo tego portu często po prostu nie ma.

Główny motyw/ Historia niezwykłego chłopca Harrisona William Shepherda, który żyje na pograniczu kultur, zarówno meksykańskiej oraz amerykańskiej, jak też na pograniczu dwóch światów, rzeczywistości i fikcji. Zawsze trochę inny, nigdzie nie przynależy, a jego największym marzeniem jest znalezienie miejsca, które będzie mógł nazwać domem. Poszukiwanie tożsamości przez chłopca przeniesie czytelników do serca burzliwych wydarzeń XX wieku.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Prawdziwym demonem jest tu chłopiec o zbyt bujnej wyobraźni”.
„(…) człowiekowi sukcesu wyobraźnia nie jest potrzebna”.
„Prawo obowiązujące wśród ryb jest takie samo jak prawo obowiązujące wśród ludzi: kiedy zbliża się rekin, wszystkie uciekają, zostawiając cię na pożarcie”.
„Koza w sukience wciąż pozostaje kozą”.
„Czas najpierw cię leczy, a potem zabija”.
„(…) nie należy mówić, iż nie ma się rodziny. Nawet jeśli jej członkowie nie żyją, to wciąż się ich ma”.
„Ufaj swoim najbliższym tak samo jak swoim najgorszym wrogom”.
„Lepiej być pokarmem bogatego niż psem biednego”.
„Współcześni ludzie są zupełnie jak starożytni. Tylko jest ich więcej”.
„Większość dni jest jak z kiepskiej powieści, w której nikt niczego się nie uczy”.
„Proszę bardzo, każdy ma prawo być frajerem”.
„Cóż, gówno śmierdzi. Nawet jeśli wylatuje z tyłka bohatera”.
„Każdy powie, że końskie łajno pachnie jak kwiaty, jeśli chce się przypodobać końskiej dupie”.
„Czy człowiek jest rewolucjonistą z powodu wiary w to, że ma prawo do radości, a nie do poddaństwa?”.
„Stare domy mają swoją mądrość”.
„Jego zbrodnią jest to, że jest synem swego ojca. Kto może zmienić sposób, w jaki przyszedł na świat?”.
„Człowiek, którego wieszają w poniedziałek, ma niezbyt udany początek tygodnia”.
„Ludzkości jeszcze nigdy nie udało się usprawiedliwić swojej historii”.
„Kiedy rodzaj ludzki czuje się wyczerpany, tworzy nowych wrogów, nowe religie”.
„Prawa rządzące domostwem są podobne do praw, jakie rządzą światem”.
„W kuchni plotki parzą bardziej niż piecyk”.
„Im dłużej gotuje się sos, tym bardziej pieprzny się staje”.
„Jesteśmy z ciała, marzenia mamy od czasu do czasu, ale pragnienia zawsze”.
„Ludźmi rządzi miłość i pęcherz”.
„Jakimż węzłem w historii może stać się jeden błąd”.
„Nasze mózgi mają słabość do ponurych i przerażających fabuł”.
„Każdy powinien codziennie ubrudzić sobie ręce. Lekarze, intelektualiści, a już najbardziej politycy. Jak możemy zakładać, że polepszymy egzystencję człowieka pracy, jeśli nie szanujemy tego, co robi?”.
„Kiedy jakaś prawda ukaże się drukiem, nie może istnieć żadna inna”.
„Przeszłość jest wszystkim, co wiemy o przyszłości”.
„Jeśli obecność ludzi w twoim życiu nie potwierdzą oni sami, ich fotografie czy też opisy na papierze, to wtedy mogą się jedynie czaić w jego zakamarkach jak duchy”.
„(…) najważniejsze jest to, czego o kimś nie wiemy. Tak samo najważniejszą częścią każdej historii jest to, czego w niej brakuje”.
„Fałsz i bezmyślność są bardziej pożądane niż cisza. Nie możesz sobie wyobrazić, jakie to skutki. Ci, którzy mówią, wypierają tych, którzy myślą”.
„Jednak życie jest najczęściej wymianą uprzejmości na wąskim moście, który wisi nad przepaścią skandalu”.
„To, co nazywamy historią, to rodzaj noża tnącego w miarę upływu czasu. Niewiele jest takich, którzy potrafią zakrzywić jego krawędź. Większość nie chce nawet zbliżyć się do ostrza”.
„(...) kiedy Bóg chce cię ukarać, odpowiada na twoje modlitwy”.
„Nie lubimy zdawać sobie sprawy z tego, jak silne są nasze przywiązania z przeszłością”.
„Historia to nic innego jak cmentarz”.


                    Bohater książki „Odyseja” Barbary Kingsolver trzynastoletni Harrison Shepherd urodził się w USA, ale wychowuje się na meksykańskiej wyspie Pixol ze swoją neurotyczną ciągle poszukującą bogatych kochanków matką i jej nieprzystępnym konkubentem don Enrique. Przyjaźń z kucharzem Leandro, książki z biblioteki na hacjendzie, a przede wszystkim odkrywanie podwodnego świata podczas nurkowania, pomagają chłopcu oswoić się z otoczeniem, które na początku go przeraża. Matka, której nie udało się skłonić don Enrique do poślubienia jej, postanowiła szukać szczęścia w stolicy Meksyku. Ale czas jest nieubłagalny- im jest starsza, tym kochankowie mniej skłonni do małżeństwa i mniej hojni. Aby przeżyć, Harrison musi zarabiać. Szczęście mu sprzyja- dostaje pracę u samego Diego Rivery, dla którego miesza tynki, i Fridy Kahlo uwielbiającej przyrządzane przez niego tortille. Mimo to matka wysyła go do ojca do Waszyngtonu, ten zaś umieszcza syna- teraz już szesnastoletniego- w szkole wojskowej z internatem. Dwa lata później Harrison kończy edukację, powraca do Meksyku i zostaje sekretarzem samego Lwa Trockiego. Śmierć rewolucjonisty zamyka meksykański okres życia Harrisona, który wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych w epoce nagonki na komunistów, pracuje przy nadzorze dzieł sztuki, a potem zostaje pisarzem. Hołubiony przez czytelników, robi oszałamiającą karierę. Wydawało się, że nic nie może jej przerwać, gdy na horyzoncie pojawia się senator Joseph McCarthy- inicjator powszechnej kampanii oskarżeń o działalność komunistyczną i szpiegowską...

                     A oto inny sposób opowiedzenia tej historii.  Przez pierwszy rok po przeprowadzce do domu Enrique w Meksyku każdego dnia o świcie budzili się przerażeni, słysząc okropny skowyt. Chłopiec i matka wierzyli, że wycie za oknem z pomiędzy drzew to głosy demonów o oczach wielkich jak spodki, które walczą o swoje terytoria i żywią się ludźmi. Stworzeniami tymi okazały się małpy o długich ogonach, które żywiły się liśćmi. Każdy Indianin to wiedział. Nie było, zatem żadnych drzewnych demonów. Małpie matki tuliły swoje małe, które przychodząc na świat na tej niebezpiecznej wysokości, trzymały się kurczowo w obawie o swoje życie. Enrique wychowywany był tak, by rozumiał, jak przydatny bywa lęk. Minął, więc prawie rok, nim powiedział im prawdę: to małpy tak wyją a nie demony. 


                 Miało być jak w bajce. Tak mu matka obiecywała w małej, zimnej sypialni w Wirginii, w Ameryce Północnej. Jeśli uciekną do Meksyku razem z Enrique, ona zostanie żoną bogacza, a jej syn stanie się młodym dziedzicem w hacjendzie nieopodal plantacji ananasów. Wyspa będzie otoczona lśniącym morzem niczym ślubną obrączką, której klejnot stanowią położone w głębi lądu pola naftowe- źródło bogactwa Enrique. Ich bajka powinna raczej nosić tytuł „Więzień Zendy”. On nie został młodym dziedzicem, a jego matka po tylu miesiącach wciąż nie była żoną. Enrique ich uwięził. Jedząc śniadanie, zimno patrzył na ich przerażenie. Okoliczni mężczyźni mówili, że Salome matka Harrisona nie da się zbić z pantałyku. Mówili, że jest wspaniała, zachwycająca, trochę jak czarodziejka, ale też, że niezłe z niej ziółko, ponieważ wciąż jest żoną amerykańskiego męża. Minęło tyle czasu a jeszcze się nie rozwiodła; to był jakiś biedaczyna z Waszyngtonu, księgowy w ministerstwie. Wdała się w romans z meksykańskim attaché tuż pod jego nosem, nie mogła mieć wtedy więcej niż dwadzieścia pięć lat, no i miała dziecko. Wykiwała tego drugiego gościa. Mężczyźni nawzajem się ostrzegali, trzeba uważać na tę kokietkę Salome. Łatwo znika z życia mężczyzn.

                    Chłopiec odkrył świat ryb, gdy Leandro podarował mu okulary do nurkowania. Leandro był kucharzem w domu Enrique, zrobiło mu się żal tego drobniutkiego chłopca z Ameryki, który przez cały dzień nie miał do roboty nic innego prócz błąkania się po klifach na plaży i udawania, że czegoś szuka. Okulary miały szklane soczewki i były zrobione z gumy, większość elementów pochodziła z okularów lotniczych. Leandro powiedział, że używał ich jego brat, kiedy jeszcze żył. Harrison przez cały dzień nie chciał wyjść z morza. Pod wodą istniał cały świat. Wszelkie kolory ryb, w paski i w kropki, złote łuski, błękitne głowy. Państwo zawieszone w wodnym świecie, cała społeczność ryb. Chłopiec był tak przerażony i jednocześnie tak szczęśliwy, że aż dostawał erekcji.

Pewnego dnia, kiedy próbowali uciec od Enrique, w sklepie przy przystani Salome kupiła Harrisonowi notatnik. Chciała, żeby zaczął opisywać tę historię, żeby opowiedział, co się działo w Meksyku, zanim „połkną” ich wyjce z drzew i nie zostanie po nich śladu. Byli więźniami na wyspie niczym hrabia Monte Christo. Notatnik z kiosku z tytoniem był iskierką nadziei, planem ucieczki dla więźnia. Jego puste strony staną się księgą wszystkiego, cudowne i nieskończone jak morze nocą, bicie serca, które nie ustaje.

Najlepszym pomysłem, jaki każdego dnia przychodził do głowy chłopcu, było zniknąć na cały dzień. Wyjść przez kuchnię, iść aleją wysadzaną drzewami mulata o czerwonej korze łuszczącej się z pni, przejść na skróty przez spłacheć piasku w stronę plantacji ananasów, nad niskim kamiennym murkiem w stronę morza. Miał plecak, w którym była książka i tortille na lunch, okulary pływackie oraz kąpielówki. Nikt go nie widział prócz Leandra, którego uważne spojrzenie, kiedy chłopiec szedł piaszczystą dróżką, sprawiało, że czuł w sobie smutek, choć tak nie było. Każdego dnia w pobliżu rafy pojawiały się ryby, przypływały po resztki tortilli, przynoszone przez chłopca z kuchni. Rwał je na kawałki i rzucał na wodę. Ryby były jego najlepszymi „przyjaciółmi”.

                  Zbieg okoliczności sprawił, że Harrison trafił do pracy u rodziny Diego Rivery i jego żony Fridy Kahlo. Życie Harisona nabrało „rumieńców”, kiedy rozpoczął pracę, jako pomocnik kucharza w Cayoacán, w domu Fridy Kahlo zwanym „Niebieskim Domem”. Kilka miesięcy później do tej meksykańskiej posiadłości przyjeżdża Lew Trocki. W 1937 zaangażowana politycznie komunistka Frida, udostępniła Trockiemu i jego żonie swój dom. Rosyjski polityk uzyskał wówczas w Meksyku azyl polityczny. Kahlo nawiązała z nim romans; po jego ujawnieniu Trocki wraz z żoną przenieśli się do innej rezydencji w Coyoacán. Goście urządzili się w domu, dawna jadalnia służyła im za sypialnię, pracownia Lwa znajdowała się w niewielkim, przylegającym do niej pokoju. Harrison często widywał Trockiego, kiedy pracował przy biurku. Zalecenia domostwa i ochrony, które należy tu odnotować, były bardzo surowe; pod żadnym pozorem nie wolno podawać jedzenia z nieznanych źródeł. Żadnej nieznajomej osobie nie wolno wchodzić do domu. Harrison ma pomagać gościowi w pisaniu na maszynie i korespondencji oraz zapisywać wydarzenia. Zasady bezpieczeństwa zostały wprowadzone po tym, kiedy Stalin zlecił zamordowanie Lwa Trockiego.

Trocki próbował oczyścić się z zarzutów postawionych przez Stalina. Organizował konferencje oraz przesłuchania. Tłumaczem oraz sekretarzem podczas tych konferencji był dwudziestoletni kucharczyk Harrison Shepherd, który nie wiedział nic na temat polityki i mógł pomylić „tak” z „nie”. Od tego przecież mogła zależeć historia. Ktoś mógł przecież stracić życie z powodu źle przetłumaczonego słowa. Lepiej być kucharzem, w tym zawodzie błąd sprawia jedynie, że ktoś odejdzie głodny lub-w najgorszym razie- będzie musiał popędzić do łazienki. To wydarzenie sprawi, że w przyszłości Harrison będzie miał z tego powodu same kłopoty a jego kariera pisarska skończy się równie szybko jak się rozpoczęła.

                W domu rozpętało się piekło. Diego i Frida dowiedzieli się o romansie swoich współmałżonków, co doprowadziło do nieprzyjemności, których można się było spodziewać. W tym samym czasie zmarła matka Harrisona. Nowym kochasiem matki był zagraniczny korespondent. Kochanek obiecał jej spotkania ze sławnymi ludźmi, zamiast tego spotkali się czołowo z ciężarówką, która wiozła bydło na targ. Salome zginęła na miejscu. Jej życie pełne tak wielkich nadziei okazało się pod koniec takie małe. Kochankowie okazywali się coraz mniej hojni. Umierając w taki sposób, została przynajmniej zauważona przez gazety. Mała notka w dużej kolumnie wiadomości specjalnych brzmiała: „W tłumie dziennikarzy ranny został korespondent zagraniczny, a jego znajoma zginęła w wypadku, do którego doszło, kiedy spieszyli na Viaducto Aleman”. Jej ślad w historii: „znajoma”.

              Harrison był także świadkiem zabójstwa Lwa Trockiego. Po fiasku pierwszej mało wyrafinowanej próby zamachu – bezpośredniego ataku na rezydencję Trockiego w dzielnicy Coyoacán, NKWD wcielił w życie plan B. Trzy miesiące później Ramón Mercader, jako kanadyjski trockista Frank Jackson odwiedził Lwa Trockiego w strzeżonej willi twierdzy. Był już dobrze znany domownikom, więc nie został zrewidowany, a miał ze sobą rewolwer, nóż i alpinistyczny czekan. Mercader podsunął Trockiemu artykuł, który napisał, i poprosił o ocenę. Stanął za jego plecami. Wziął zamach i uderzył czekanem. Zbiegli się ochroniarze. Prawdopodobnie skatowaliby zamachowca na śmierć, gdyby nie powstrzymał ich sam Trocki. Organizator bolszewickiego przewrotu początkowo sprawiał wrażenie nieśmiertelnego. W szpitalu następnego dnia prosił jeszcze o bieżące dokumenty – chciał pracować. Obrażenia były jednak poważne i zmarł pod wieczór po 26 godzinach od zamachu. Jego pogrzeb w Meksyku zgromadził ponad 300 tys. osób. Harrison nie mógł w to uwierzyć. Przecież kilka godzin wcześniej Trocki był w doskonałym nastroju. Posadził w nowym ogrodzie cztery kaktusy. Był zadowolony, ponieważ opracował technikę sadzenia kaktusów. Nakarmił króliki, podyktował artykuł a teraz nie żyje. Był światkiem tego morderstwa. Zapamiętał słowa Trockiego zaraz po zamachu: „Nie zabijajcie go!”.

                   Po tym wydarzeniu Harrison Shepherd postanowił wyjechać z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Zabrał ze sobą wspomnienia. Morska jaskinia na wyspie Pixol, lodowata woda na pokrytej gęsią skórką skórze chłopca. Obrazy, rozmowy, ostrzeżenia. Pierwsze spotkanie z Fridą na rynku. Matka w małym mieszkaniu. Nazwy drzew i wiosek. Przepisy i zasady życiowe usłyszane z ust Leandra. Zatoka pełna ryb. Co leżało na dnie jaskini? Ile dokładnie czasu potrzeba było, aby przepłynąć przez nią i nie utonąć?

                 Po przybyciu do Stanów otworzył skrzynkę, którą dostał od Fridy. Była to niemal „puszka Pandory”, jak można stwierdzić teraz, kiedy wiadomo, co się później stanie. Nikt nie wiedział, że Shepherd od lat pisał książkę. Myślał, że została spalona. Jednak Frida zaraz po śmierci Trockiego zmusiła policję by oddała jej zapiski młodego pisarza. Pisząc do Harrisona miała rację, że w tej skrzynce jest coś „żywego”, coś, co chciało się wydostać. Kiedy wyruszył pociągiem do innego świata, chyba już niczego od życia nie oczekiwał. Po wydaniu trzech książek Harrisona zaczęło nachodzić FBI. Był w kręgach podejrzanych o udział w komunistycznym spisku i obalenie rządu Stanów Zjednoczonych. Ten chłopka, który przepadkiem został sekretarzem Lwa Trockiego w Ameryce stał się najbardziej poszukiwanym człowiekiem w kraju. Z książki dowiadujemy się o senatorze Josephie McCarthym, który przeszedł do historii, jako inicjator kampanii oskarżeń o działalność komunistyczną znanych osób w kręgach władzy i w show-biznesie w Stanach Zjednoczonych. On i jego ludzie prowadzili nagonki, rzucali oskarżenia i pomówienia często niewinnych osób w tym na Harrisona Shepherda. W tym okresie w USA panowała powszechna obawa przed radziecką infiltracją. Umożliwiło to początkowo McCarthy'emu uzyskanie wpływowej pozycji. Ta polityka zyskała od jego nazwiska miano makkartyzmu. Była ona realizowana od 1950 r. przez McCarthy’ego, który był przewodniczącym komisji śledczej w senackim komitecie ds. działalności rządu.

                       Książka Barbary Kingsolver „Odyseja” to przepiękna historia napisana w połowie w stylu pamiętnika opowiadająca o dojrzewaniu, poznawaniu ludzi i pojmowaniu świata. Pomysł na powieść był prosty. Historia stylizowana na prawdziwą – dziennik Harrisona Williama Shepherda, zredagowany przez niego samego po latach, a później uzupełniony o aktualne wydarzenia. Zostawiony w rękopisie i wydany po jego śmierci przez bliską mu osobę, która co jakiś czas pojawia się w książce ze swoimi „redaktorskimi” wstawkami. Tym bardziej to wszystko jest prawdopodobne, że autorka umieściła bohaterów pośród rzeczywistych postaci, jak chociażby Frida Kahlo i Diego Rivera oraz Lew Trocki. Historia jest cały czas obecna na kartach książki. Towarzyszy już małemu chłopcu, choć marginalnie, by z czasem przybrać na sile i wkroczyć z brutalnym impetem w życie dorosłego Shepherda, uznanego pisarza, oskarżonego o współpracę i sympatyzowanie z komunistami.



               

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz